RAK PROSTATY POMOC - Forum

Pełna wersja: Wątek Edwarda - przeszczep wątroby.
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Edku, nie wiem dlaczego, ale odnoszę wrażenie, że bardzo chciałbyś  mieć tę wznowę,
i nawet się martwisz, że ci PSA spada.
Może dlatego, że od lat przywykłeś do życia w sytuacji zagrożenia, i gdy nic się nie dzieje, to czujesz się nieswojo.

Cóż ci się mianowicie mogłoby "wznowić", jeśli prawie nic nie było!
No, było trochę, ale bardzo mało, Gl 3+3, i zostało to w całości, z dużym marginesem, usunięte.
Teoretycznie gdzieś tam, w zespoleniu cewkowo-pęcherzowym mogło zostać trochę zdrowej tkanki, która po latach mogła się odezwać.

Dlaczego potrzebowała na to lat?
Jednemu z amerykańskich pacjentów lekarz wytłumaczył to w ten sposób, że te strzępy zdrowej tkanki potrzebują czasu, by wytworzyć system naczyń krwionośnych, za pomocą którego będą mogły wprowadzić  PSA do krwioobiegu.

Jedno jest istotne: nowotwór złośliwy zawsze rośnie!
Na tym polega złośliwość jego natury.
To nie jest tak, że jak ci fluktuuje system odpornościowy, to ci  fluktuuje i nowotwór.
To nie tak działa.
(17.08.2019, 12:19:13)Dunolka napisał(a): [ -> ]Edku, nie wiem dlaczego, ale odnoszę wrażenie, że bardzo chciałbyś  mieć tę wznowę, i nawet się martwisz, że ci PSA spada.
Jolu,
chociaż kolejny raz poddajesz w wątpliwość jakość mojej inteligencji, to chcę Cię zapewnić, że z głową jeszcze nie mam problemów.

Już o tym pisałem, ale skoro PSA stało się oznaczalne (0,010), to żonglerka lekami w obszarze wątroba/nerki idealnie uzasadnia następne trzy wartości tego markera (sygnaturka). Ponieważ na ostatniej wizycie w poradni transplantacyjnej nie zmieniono już dawkowania leków (przy PSA=0,016), to wrześniowy (prywatny) i październikowy (NFZ) pomiar PSA powie, w którą stronę zmierza ten tajemniczy proces.

Ja chcę mieć wznowę! Chyba Cię, Jolu, zdrowo pogięło! Dodgy
Pogięło? Hm, gdyby mój język -  jak pisał Wieszcz  - był idealnie giętki, pogięcie  byłoby nawet naturalne.
Ale aż taka zarozumiała nie jestem.

Jakości twej inteligencji nie poddaję bynajmniej w wątpliwość, gdyż tym samym kwestionowałabym i swoją, a tego nie lubię.
Ale wiesz  - człowiek posiada jeszcze emocje, a te nie zawsze poddają się kontroli intelektu.
A  u niektórych, szczególnie wszelkiej maści artystów, emocje rulez.

Dlatego wysnuwam podejrzenie, że gdzieś w głębi twej duszy, w najczarniejszych zakamarkach serca,
czai się rozczarowanie, że PSA spada.

Osobiście znam pewną rozsądną niby  niewiastę, która na wieść, że ma nowotwór, odczuła zadowolenie.
"Wreszcie i ja doczekam się troski i współczucia".
(18.08.2019, 09:48:27)Dunolka napisał(a): [ -> ]Pogięło? Hm, gdyby mój język -  jak pisał Wieszcz  -  był idealnie giętki, pogięcie  byłoby nawet naturalne.
Ale aż taka zarozumiała nie jestem.

Pozwól, Jolu, że pozostanę w konwencji 'pogięcia', bo Twoje przypuszczenia są niedorzeczne.

Jakości twej inteligencji nie poddaję bynajmniej w wątpliwość, gdyż tym samym kwestionowałabym i swoją, a tego nie lubię.
Ale wiesz  - człowiek posiada jeszcze emocje, a te nie zawsze poddają się kontroli intelektu.
A  u niektórych, szczególnie wszelkiej maści artystów, emocje rulez.

Robisz to częściej niż Ci się wydaje i zapewniam, że nie kwestionujesz tym swojej inteligencji, a wręcz przeciwnie.
Tak, emocje rządzą po otrzymaniu wiadomości, że ma się raka, albo tylko po uprawdopodobnionych podejrzeniach, że się go ma. Później, piszę to z własnego doświadczenia, emocje ustępują, a pojawia się próba racjonalnego działania, dmuchania na zimne i gorące, które postronnym obserwatorom, takim jak Ty, może wydać się dziwne i skłaniać ich do wyrażania opinii, które z rzeczywistością niewiele mają wspólnego.
Tak postępowałem przy wszystkich poważnych chorobach, jakie mi się przytrafiły i dzięki temu Wanda nie jest jeszcze wdową!

Dlatego wysnuwam podejrzenie, że gdzieś w głębi twej duszy, w najczarniejszych zakamarkach serca,
czai się rozczarowanie, że PSA spada.

Detektywem to ty byś być nie mogła. Psychologiem/psychiatrą może tak, ale obawiam się, że należałabyś do tej ich grupy, której opinia sprawia, że na wolność wychodzą odsiadujący wyroki mordercy i popełniają kolejne zbrodnie.
Nie wiem, co siedzi w mojej głębi i w zakamarkach. Wiem, że z PSA trzymam rękę na pulsie, cieszę się, że spada, mam teorię, która te spadki uzasadnia i jak dotąd się sprawdza. Już za 2,5 tygodnia okaże się, czy sprawdza się nadal.

Osobiście znam pewną rozsądną niby  niewiastę, która na wieść, że ma nowotwór, odczuła zadowolenie.
"Wreszcie i ja doczekam się troski i współczucia".

I tu jest miejsce na pozostanie w konwencji 'pogięcia'.
Krótko: Twoja znajoma jest nieźle walnięta!
Kto, będący przy zdrowych zmysłach, mając do wyboru raka albo społeczne/towarzyskie/i każde inne odrzucenie, przejawiające się brakiem troski i współczucia, wybierze chorobę? Z odrzuceniem można skutecznie walczyć, z rakiem niekoniecznie.
Ech, te chłopaki z polibudy!
Może czasem i myślą logicznie, ale strasznie linearnie!


Cytat:   Robisz to częściej niż Ci się wydaje i zapewniam, że nie kwestionujesz tym swojej inteligencji, a wręcz przeciwnie.   

Czy twoim zdaniem szacunek dla czyjejś inteligencji polega na ciągłym przytakiwaniu i wiecznym zachwycie?
Moim zdaniem wręcz przeciwnie. Za to wymagane jest założenie, że  druga osoba jest w stanie dyskutować, przyjąć argumenty, przedstawić swoje.
Wchodzenie w relacje z kimś, kto tego minimum nie spełnia, oznacza brak szacunku dla siebie.



Cytat:     obawiam się, że należałabyś do tej ich grupy, której opinia sprawia, że na wolność wychodzą odsiadujący wyroki mordercy i popełniają kolejne zbrodnie

Zgodnie z tym, co napisałam powyżej, ciągle wierzę, że jesteś w stanie przyjąć, że lincz to skandal, że każdy ma prawo do uczciwego sądu, i że zbyt surowe prawo oznacza większą, a nie mniejszą przestępczość.
Nie wiem, kim mogłabym albo nie mogła być; wiem, że bycie statystykiem spełnia moje skromne ambicje.



Cytat:Krótko: Twoja znajoma jest nieźle walnięta!
  Piszesz tak, jak byś nie wiedział, że czasem łatwiej jest walczyć z nowotworem, niż z samotnością.
(18.08.2019, 23:01:41)Dunolka napisał(a): [ -> ]Ech, te chłopaki z polibudy!
Może czasem i myślą logicznie, ale strasznie linearnie!

TO NAJNOWSZY PRZYKŁAD PODDAWANIA W WĄTPLIWOŚĆ MOJEGO IQ. NIE JAKIŚ ZAWOALOWANY, ALE WPROST! KLUCZOWYM SŁOWEM JEST TUTAJ 'CZASEM'.

Cytat:   Robisz to częściej niż Ci się wydaje i zapewniam, że nie kwestionujesz tym swojej inteligencji, a wręcz przeciwnie.   

Czy twoim zdaniem szacunek dla czyjejś inteligencji polega na ciągłym przytakiwaniu i wiecznym zachwycie?
Moim zdaniem wręcz przeciwnie. Za to wymagane jest założenie, że  druga osoba jest w stanie dyskutować, przyjąć argumenty, przedstawić swoje. Wchodzenie w relacje z kimś, kto tego minimum nie spełnia, oznacza brak szacunku dla siebie.

CZYLI TEN AKAPIT MOŻNA KRÓTKO PODSUMOWAĆ CYTUJĄC KLASYKA: "SPIEPRZAJ DZIADU".
SKĄD CI, DROGA JOLU, PRZYSZŁO DO GŁOWY, ŻE MOGĘ ZAŁAPYWAĆ SIĘ NA PIERWSZE ZDANIE? MASZ JAKIEŚ PODSTAWY, ABY TAK SĄDZIĆ?
KIEDY ZACZYNAŁEM PISAĆ 'KRESOWĄ OPOWIEŚĆ', TO O TZW. WARSZTACIE PISARSKIM MIAŁEM MNIEJ NIŻ BLADE POJĘCIE. ZANIM Z GOTOWYM TEKSTEM ZAPUKAŁEM DO PIERWSZEGO WYDAWCY ROZDAŁEM PONAD STO SKSEROWANYCH I ZBINDOWANYCH EGZEMPLARZY RĘKOPISU PROSZĄC LUDZI O KRYTYCZNE UWAGI. JEST OCZYWISTE, ŻE JEDYNIE KRYTYKA KAŻE SIĘ ZASTANOWIĆ NAD SOBĄ/TEKSTEM/WYPOWIEDZIĄ/ITP I ŻE JEDYNIE ONA, NIE POTAKIWANIE, JEST GWARANCJĄ ROZWOJU.


CD PO POWROCIE Z PRZYCHODNI. JEJ WALNIĘTY KIEROWNIK ZARZĄDZIŁ, ŻE DO WYSTAWIENIA RECEPTY NA REGULARNIE BRANE LEKI POTRZEBNA JEST OSOBISTA OBECNOŚĆ W GABINECIE LEKARSKIM. PRZYZNAJĘ JOLU, ŻE MOŻESZ ODCZUWAĆ SATYSFAKCJĘ, BO SENSU TEGO ZARZĄDZENIA NIE JESTEM W STANIE ZROZUMIEĆ.

I już przychodnia. Ludzie kichają i kaszą, a ja jestem 15 w kolejce.

W kwestii linczu mam podobne zdanie, jak śp. Lech Kaczyński, który ulaskawił zabójców faceta z siekierą terroryzujacego wieś, przy braku reakcji policji.

Osobiście nie doświadczyłem samotności, ale wiem, co ona oznacza. Jesli jednak mialbym wybierac miedzy nią, a takim końcem, o jakim przypomina czarna wstazeczka na naszym forum, to na 100% wybralbym samotność.  Za 10 minut otwierają okienko.

No i ustawila się  kolejka. Jestem 19.!
No i wydało się!
Suweren, jak dwa razy dwa suweren!
Jak to się mówi  - wyszło szydło z worka. smutny 

PS. Dalszych dyskusji  w temacie zabrania  Regulamin, zatem już mnie tu nie ma!
(19.08.2019, 16:15:04)Dunolka napisał(a): [ -> ]No i wydało się!
Suweren, jak dwa razy dwa suweren!
Jak to się mówi  - wyszło szydło z worka. smutny 

PS. Dalszych dyskusji  w temacie zabrania  Regulamin, zatem już mnie tu nie ma!

Nic, a nic, nie rozumiem!

Wg Słownika Języka Polskiego:
suweren I «niezależny władca, zwłaszcza w średniowieczu»
suweren II «dawna złota moneta mająca różną wartość w różnych krajach»

Monetą raczej nie jestem, a niezależnym władcą, zwłaszcza w średniowieczu, tym bardziej.
Szydło z worka nie wyszło, ale wyjechało z podporządkowanej drogi i spowodowało stłuczkę.

Też spadam, droga oponentko Heart
(19.08.2019, 19:42:51)Edward napisał(a): [ -> ]Nic, a nic, nie rozumiem!

A potem się dziwisz, że ludzie kwestionują... to i owo. Big Grin
(19.08.2019, 23:32:05)Dunolka napisał(a): [ -> ]
(19.08.2019, 19:42:51)Edward napisał(a): [ -> ]Nic, a nic, nie rozumiem!
A potem się dziwisz, że ludzie kwestionują... to i owo. Big Grin

Jolu,

masz swoje pięć minut plus, bo nadal nie kumam. Znowu zajrzałem do SJP, w którym jest napisane:

suweren I «niezależny władca, zwłaszcza w średniowieczu»
suweren II «dawna złota moneta mająca różną wartość w różnych krajach»

Ponownie odrzuciłem złotą monetę i skupiłem się na pierwszej definicji. Ponieważ ze skupienia się nic nie wynikało, to przeanalizowałem dwie sytuacje drogowe, jakie ostatnio miały miejsce i z tego przeanalizowania wynikało jeszcze mniej - oczywiście w kontekście Twoich insynuacji, że jestem suwerenem.

Pierwsza sytuacja drogowa była niestety z moim udziałem.
Wyruszyliśmy do domu znad jeziora nie wiedząc, że w tym samym czasie wyruszyli policjanci do akcji "Bezpieczny weekend". Nie przekraczam 50+10 km/h w obszarze zabudowanym, ale 3 km przed końcem dwustukilometrowej trasy wytracałem prędkość przy owej tablicy stojącej niemal w szczerym polu. Były jakieś zabudowania 20-30 metrów od drogi, doskonała widoczność i nikogo w zasięgu wzroku, komu mógłbym zagrozić. Niestety w zasięgu wzroku nie było też policjantów z suszarką.
Suszarka pokazała 50+25, mandat był niewielki i 4 pk! Sytuacja mało komfortowa, ale wszystkie argumenty były po stronie policji, więc uszy po sobie.

W drugiej sytuacji drogowej udział wzięła była pani premier. Wymusiła pierwszeństwo, doprowadziła do stłuczki, praktycznie skasowała auto młodego człowieka i słup oświetlenia ulicznego, który z 90 stopni względem ziemi przyjął uległą 60. stopniową pozycję. Młody człowiek ma rozbite kolano. Przewinień tyle, że kilkanaście pk wydawać by się mogło oczywistością. Nic z tego, jednak. Była pani premier otrzymała 6 pk.

Kiedy porównam obie te sytuacje, to pasuje do nich, jak ulał, pierwsza definicja SJP, a obserwując naszą scenę polityczną nie wyrzucałbym z niej nawet średniowiecza. mruganie, puszczanie oczka

Uciekam, jak Jola - Regulamin!
Ojej, czy to tak trudno zrozumieć!
Będziesz premierem, choćby byłym, też dostaniesz sześć punktów.
Na razie muszą ci wystarczyć cztery.
Proste.

PS. A gdybyś już tym (byłym) premierem miał zostać, to uważaj na piękne kobiety.
Jeden taki nieźle się przejechał.
Jolu,

to bardzo łatwo zrozumieć, a drogowe sytuacje przytoczyłem by pokazać Ci, że żadny ze mnie suweren.

Co do pięknych kobiet, to lgną one nie tylko do byłych premierów. Zaryzykuję twierdzenie, że powód ich lgnięcia ma bezosobową postać, a mężczyzna jest do niego jedynie dodatkiem. I tym zakończę, by pięknym paniom całkowicie nie podpaść!
Ponieważ moja odpowiedź zawiera słowa niecenzuralne  - dużo słów niecenzuralnych  -  pozwolisz, że wyślę ją na priva.
Blush
Jolu,

po co te rumieńce na buzi?
To tylko jedno słowo, nasze, prawdziwie polskie, rozpoznawalne na całym świecie, i chociaż powtórzone wielokrotnie, to w dalszym ciągu tylko jedno!

Wybacz, że odpowiedziałem w tej samej konwencji.
Wczoraj zacząłem tydzień na wsi. Konie, przetwory, porządki itp. - to mnie teraz czeka.
Ciągle pozostaję jednak pod przygnębiającym wrażeniem dramatu, jaki rozegrał się na Giewoncie. Pięć ofiar śmiertelnych, ponad sto pięćdziesiąt osób rannych, to tragiczny bilans burzy z piorunami. Nie musiało jednak do tej tragedii dojść. 

Mówi się, że idąc w góry należy zapoznać się z prognozą pogody. Moim zdaniem, to absolutnie nie wystarcza. W górach pogoda jest tak zmienna, że jedynie bieżące obserwowanie tego, co się z nią dzieje, i oczywiście zdrowy rozsądek, mogą zagwarantować bezpieczeństwo.

Dzisiaj niemal każdy ma telefon komórkowy z dostępem do Internetu. Wystarczyło zajrzeć na http://www.pogodynka.pl i Radary Europa, aby zobaczyć, gdzie są opady/burze i jaką mają one tendencję, jeśli chodzi o przemieszczanie się. Tak postępowaliśmy zawsze będąc nad jeziorem i kilka razy rezygnowaliśmy z wypływania, mimo obiecującej pogody.

Tę tragiczną burzę widziałem na swoim smartfonie. Miała niewielkie rozmiary, wokół niej w promieniu kilkuset kilometrów nic złego z pogodą się nie działo, a mimo to tak dramatycznie się zakończyła. Niestety wobec burzy w górach jest się praktycznie bezbronnym.

Był rok 1976, kiedy w ośmioosobowej grupie przemierzaliśmy bułgarskie Piryn i Riłę. W obu pasmach górskich szczyty osiągają ponad 2900 mnpm., a my chcieliśmy zdobyć oba.
Pogoda nam jednak nie sprzyjała i nie zdobyliśmy żadnego. Deszcz i wilgoć dokuczały nam od samego początku wędrówki, a nisko wiszące chmury pozbawiały widoków, na jakie liczyliśmy. 

W Rile, na wysokości 2600-2700 mnpm, więc poniżej szczytu mającego 2925 mnpm., dopadła nas burza z piorunami. Nie była intensywna. Pioruny uderzały co 1-2 minuty, ale to w zupełności wystarczało do tego, żeby się bać. Po pierwszym piorunie zrobiliśmy w tył zwrot i z telepiącymi się ze strachu duszami zaczęliśmy schodzić zachowując duże odstępy między sobą. Udało nam się, ale wesoło nie było.

Korzystajcie z aplikacji pokazujących aktualny stan pogody - to może uratować Wam życie.
Tragiczne jest to, że giną ludzie młodzi, zdrowi, piękni. Tymczasem ci, którzy są "pierwsi w kolejce", np. my,
ciągle budzą się, by przywitać kolejny dzień słonecznego lata.


Jak powiadają  - najważniejsze w życiu jest szczęście, w znaczeniu zwykły fart.
Jeśli go zabraknie, ani młodość, ani zdrowie, ani miliardy nie pomogą.

Czy tragedii można uniknąć?
To znaczy co - nie chodzić po górach, nie wchodzić do jaskiń, nie wypływać na jezioro?
Cóż to byłoby za życie! Bez przygody, bez ryzyka?
A czy w domu człowiek jest bezpieczny?
Jeśli człowiek nie ma szczęścia, to "mu w drewnianym kościele cegła na głowę spadnie", i nie uchroni go przed tym fakt,
że do kościoła nie chodzi...
My, pierwsi w kolejce, budzimy się często dlatego, że udało nam się przetrwać młodość pomimo braku życiowego doświadczenia, a teraz to doświadczenie mamy i zachowawczo nie porywamy się na rzeczy niebezpieczne, które młodym wcale się takie nie wydają.

Jest takie powiedzenie, że szczęściu/losowi/fartowi/itp trzeba pomóc. Ci pierwsi w kolejce zwykle wiedzą, jak to zrobić i dlatego, częściej niż młodzi, budzą się, by przywitać kolejny dzień słonecznego lata (ładnie to, Jolu, napisałaś!).

W wielu przypadkach tragedii związanych z ekstremalną pogodą można było uniknąć, bo ona nie zmienia się z minuty na minutę. Tak było kilka dni temu na Giewoncie i kilka lat temu na Mazurach, kiedy biały szkwał utopił kilkunastu żeglarzy. Podtrzymuję apel o śledzenie bieżącego stanu pogody, a nie wyłączne poleganie na jej prognozach.

Piszesz, Jolu, tak:

Czy tragedii można uniknąć? To znaczy co - nie chodzić po górach, nie wchodzić do jaskiń, nie wypływać na jezioro?
Cóż to byłoby za życie! Bez przygody, bez ryzyka?


Oczywiście chodzić, wchodzić i wypływać, ale też w maksymalnym stopniu przewidywać, co się może wydarzyć z pogodą. W stu przypadkach pewnie nic złego, ale w tym jednym niestety może być tragicznie. I dla tego jednego przypadku warto zrezygnować z celu chodzenia/wchodzenia/wypływania nawet wtedy, kiedy jest on dosłownie na wyciągnięcie ręki. Jeśli się tego nie zrobi, to Twoje pytanie może przyjąć retoryczną postać:

Czy najwspanialsza przygoda i ekstremalne ryzyko warte są utraty życia?
Króciutko w temacie tragedii na Giewoncie.
Nie jestem ulubieńcem wchodzenia na G. Jeśli już, to o świcie, kiedy późniejsi dzielni "zdobywcy" tej góry jeszcze odsypiają wczorajsze trunkowanie, albo nawet do głowy im nie przyjdzie, co chcieliby w tym dniu zrobić.
Wchodzenie na szczyt i wysłuchiwanie lamentów - "ile to jeszcze", albo "k... ale przej..., kto to k... wpadł na ten ch... pomysł", czy "tata ja już nie chcę tam iść" jest poza moimi możliwościami ogarnięcia tematu tzw. turystyki górskiej.    
Dlatego jestem w 99% zgodny z autorem wpisu na blogu https://lekarski.blog.polityka.pl/2019/0...pracowano/

Ale żeby ocenić samą skalę tego zjawiska, jaką była ta tragiczna w skutkach burza, koniecznie trzeba zobaczyć zdjęcia rozsadzonych skał na podejściu do szczytu.
http://krakow.wyborcza.pl/krakow/51,4442...6.html?i=5

Pozdrawiam
A.
Jarku,

w 100% zgadzam się z autorem tekstu, do którego link podałeś. W czasach mojej młodości, a było to już pół wieku temu, wiele rzeczy było zupełnie innych niż jest dzisiaj. I turystyka górska, i tzw. wychowanie przejawiające się m.in. szacunkiem dla osób starszych, rodziców, nauczycieli i bliskie mi żeglarstwo.
Społeczeństwo było wtedy ubogie i pewnie dlatego bardziej prezentowało postawę być niż mieć. Smutne, że być i mieć nie idą w parze. Oczywiście uogólniam, bo zdarzają się wyjątki, ale konsumpcyjny styl życia, że sparafrazuję wypowiedź byłej pani premier "bo im (mnie) to się należy", jednak przeważa.

To, o czym piszę, i o czym stanowi tekst, do którego link podałeś, nie jest jednak wytworem ostatnich lat. To jedna z moich powidzkich opowiastek napisana dawno temu:

"Wstyd
Żeglarstwo to sport, ale też pewien styl życia. W jego długiej historii wypracowane zostały zasady etykiety i etyki stosowane do dziś, także w żeglarstwie śródlądowym, nazywanym niekiedy żartobliwie żeglarstwem szuwarowo-bagiennym. Czystość i porządek to chyba najważniejsze z tych reguł. Na "Korniku" zwracam na to największą uwagę. Każdy kto wchodzi na łódkę musi mieć czyste obuwie, bez śladów piasku na podeszwach. Piasek to brak szacunku dla żaglówki i niszczenie żmudnej szkutniczej pracy.  Piasek, to także niebezpieczeństwo poślizgu przy przechyłach i szybkich zmianach pozycji. 
Porządek, a w rezultacie bezpieczeństwo, to takie ułożenie rzeczy zabranych w rejs, aby przy przechyłach nie wpadały do kokpitu. Bezpieczeństwo, to również dbałość sternika o to, aby szoty nie tworzyły kłębowiska lin, które w sytuacjach awaryjnych może prowadzić do wywrotki. 
Na żaglówce nie wypada gwizdać, moczyć nóg czy rąk, nie mówiąc już o holowaniu pływaka na linie. Nie wypada używać pagajów gdy mamy postawione żagle. Razi wulgarne słownictwo i nie wypada, wręcz nie wolno pić alkoholu.
Żaglówka - tak jak samochód - przechodzi okresowe przeglądy, a żeglowanie to jazda, w której obowiązują przepisy prawa drogi, czyli wodnego pierwszeństwa przejazdu. Sternik - podobnie jak kierowca - zawsze musi być trzeźwy, jednak - o ile kierowca może wieźć nietrzeźwych pasażerów - to sternik absolutnie nie! Żaglówkę  wiatr wprowadza czasem w  duże przechyły, a sternik musi często robić gwałtowne zwroty. W takiej sytuacji wypadnięcie za burtę pijanego członka załogi jest bardzo prawdopodobne, a konsekwencje mogą być tragiczne.

2 sierpnia 2000.
Znowu wpływamy do zatoki, nad którą leży Powidz, a przed sobą mamy pomosty kąpieliska przy kościele. Z daleka widzimy, że ten lepszy do cumowania, jest już zajęty, więc podchodzimy do tego przy trzcinach. Naszą uwagę zwraca głośne zachowanie załogi jachtu cumującego przy tym lepszym pomoście. 
Trzech panów w wieku czterdziestu może pięćdziesięciu lat klnie tak, że ku_wy i ch_je latają w powietrzu częściej niż mewy, kaczki, łabędzie i kormorany razem wzięte. To bardzo razi, a nam dodatkowo jest wstyd, bo numer rejestracyjny widniejący na burcie jachtu świadczy, że jest z Wrocławia. W końcu dwóch członków załogi udaje się do Powidza, a trzeci zostaje na łodzi.
Na kąpielisko przychodzi grupa pięciu kilkunastoletnich chłopców. Wydają się sympatyczni chociaż słownictwo, którego używają nie bardzo odbiega od tego, jakim operowali przed chwilą 'żeglarze'.
Mężczyzna, który został na jachcie zdecydował się zejść do wody i chociaż było płytko, a dno równe -  natychmiast się przewrócił. 
- Pewnie stanął na kamieniu - pomyślałem. 
Mężczyzna próbował się podnieść, ale było to dla niego zadanie ponad siły. 
Plażowicze przyglądają się tej scenie i nikt nie ma wątpliwości, dlaczego żeglarz ma problemy z utrzymaniem równowagi. 
- Pomogę panu - jeden z chłopców wyciąga rękę.
- A po co? - bełkocze raczkujący czterdziestolatek. - Po co? - powtarza. 
- E tam! - chłopiec wrócił do kolegów. - Pijany w trzy dupy.
Mężczyźnie w końcu udaje się wstać. Pochylony, z opuszczonymi rękoma chwiejnym krokiem dociera do łodzi i po drabince próbuje na nią wejść. Spada cztery razy, ale za piątym wchodzi na pierwszy szczebel. Pokonanie pozostałych zajmuje mu ponad pięć minut. 
Południowo-wschodni wiatr zmienia nieco kierunek i odwraca jacht prawą burtą do brzegu. 
- Wrocław - czyta na głos jeden z chłopców, a mi robi się ogromnie wstyd, że na "Korniku" widnieje nazwa tego samego miasta. 
Zostawiam żaglówkę pod opieką sympatycznej młodej pary opalającej się na pomoście i idę do Powidza. Przy sklepie obok kościoła spotykam 'żeglarzy' z jachtu. Siedzą na chodniku i piją piwo, a torby, z którymi przyszli, wypełnione są  piwnymi puszkami i butelkami."
Ej chłopaki  - chyba się starzejecie. smutny
Narzekanie na młodych i chwalenie  "starych dobrych czasów", od tysiącleci jest immanentną cechą ludzi starych.

„Młodzież się stoczyła na dno i bliski jest koniec świata” – taki napis miał się podobno znajdować na jednej z kamiennych tablic sprzed 4 tys. lat, wyryto go pismem klinowym, czyli pierwszym pismem wymyślonym przez człowieka.

Kochają luksus, denerwują nauczycieli i cały czas się obijają – ponad 400 lat przed naszą erą grecki filozof Sokrates miał ówczesnym młodym ludziom podobno wiele do zarzucenia.

„Młodsi mają się za równych starszym i występują przeciwko nim słowem i czynem” – narzekał jego uczeń Platon.

A kiedy Arystoteles, wychowanek Platona, był dorosły, wyglądało to jeszcze gorzej. Znany jest cytat, w którym zrozpaczony filozof stwierdził, że „kiedy widzi młodzież, to wątpi w przyszłość cywilizacji”.

 W czasach mojej młodości, a było to już pół wieku temu, wiele rzeczy było zupełnie innych niż jest dzisiaj. I turystyka górska, i tzw. wychowanie przejawiające się m.in. szacunkiem dla osób starszych, rodziców, nauczycieli i bliskie mi żeglarstwo.
Krytyka młodzieży to prastare zjawisko. Od tysięcy lat dorośli krytykują młode pokolenie, obawiają się upadku obyczajów i twierdzą, że sami w ich wieku byli oczywiście od nich o wiele lepsi.