RAK PROSTATY POMOC - Forum

Pełna wersja: Wątek Edwarda - przeszczep wątroby.
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Drogi Pawle,

Wanda za ukłony dziękuje, a razem odwzajemniamy je wobec Ireny i Ciebie.

Wybór, brak wyboru i łut szczęścia, to słowa kluczowe na naszym forum. Liczne przykłady wskazują, że łut szczęścia jest najważniejszym z nich.

A ludzi niezastąpionych nie ma. To forum będzie istniało również bez moich postów. I kiedyś tak się stanie.
 
Droga Jolu,

Masz rację pisząc, że inaczej rozmawia się o raku, śmierci itp. ‘ciężkich’ sprawach z lekarzem, z kimś z rodziny, a w szczególności np. z wnukami. To oczywiste. Pisząc o eufemizmach słowa ‘rak’ miałem na myśli wyłącznie nasze forum. Ono nosi nazwę FORUM – RAK PROSTATY i skupia ludzi, których ta choroba dotknęła. Wydaje mi się czymś naturalnym, że słowo ‘rak’ powinno u nas funkcjonować na prawach każdego innego słowa i ja je tak traktuję. Rozumiem jednak tych, którzy wolą jego zamienniki.
Azjo, Droga Sąsiadko,

przeglądałem Twój wątek od pierwszego do ostatniego wpisu. Były w nich wszystkie rodzaje emocji, jakich można doświadczyć przy spotkaniu z chorobą nowotworową. Od zwątpienia, po nadzieję. Od radości, po smutek. Nie wiem, w którym kierunku potoczą się sprawy po wizycie u profesora Majewskiego i po naświetlaniach, ale życzę Tobie/Wam, by był to wyłącznie dobry kierunek.


Jolu, Droga Hipokrytko,

tyle razy upominałaś mnie przypominając, że w domu wisielca nie wypada mówić o sznurze. A ten Twój wpis nr 13 w wątku Azji, to co?:

Odnośnie słynnych wiązek, pozwolę sobie na żart, z którego kiedyś na forum się zaśmiewaliśmy: 
"Lepiej boso pasać gąski
niżli męża mieć bez wiązki".


Zapominasz, Droga Jolu, że wisielców (nomen omen) na forum nie brakuje.

Tak, czy inaczej, Tobie Azjo i Tobie Jolu, dedykuję tę wigilijną opowiastkę. Nie czytajcie jej, jeśli nie lubicie absurdu i czarnego humoru – moich ulubionych.

=========================

Wiek XIX, wieś pańszczyźniana gdzieś w Galicji, może w zaborze rosyjskim.

- Mów Marycha, jak jest? – Jagna odgarnęła blond włosy. Miała pójść do fryzjera, ale z powodu pandemii koronawirusa i obostrzeń ministra Niedzielskina, jedyny golibroda we wsi splajtował.
- Już dwa miesiące wstecz, twojego chłopa wozem z Centrum Onkologii w Bydgoszczy, Żyd Rosenkwiat bryczką przywiózł. – Jagna upięła włosy w koński ogon. Sięgał do połowy łydki.
- Oj, Jagna tak! – Marycha poprawiła zapaskę. Kawał drogi. Ze sześćset wiorst przejechali. W Przemyślu nawet na SOR musieli wstąpić.
- Twój Eustachy?
- Nie, koń Blumenkwiata. Nie uratowali go.
- Konia?
- Nie, lekarza dyżurnego. Zawału dostał, jak konia z wenflonem na noszach zobaczył.
- A w tej Bydgoszczy, to co Eustachemu zrobili? – Jagna zrezygnowała z końskiego ogona na rzecz koka.
- Coś mu wycięli. Dokładnie co, tego nie wiem, ale Eustachy mówił, że coś prosto od taty.
- Ma ojca w Bydgoszczy?
- Nie, jego ojciec już dawno nie żyje. Eustachy chyba bredził.
- A w tych sprawach Marycha, to jak u was po tej Bydgoszczy jest?
- Co ci Jagna będę mówiła. – Marycha wzruszyła ramionami. – Pampersów z siana już nie nosi, ale jeśli o seks chodzi, to porażka na całej linii.
- Chcesz powiedzieć, że …
- Tak, to właśnie chcę powiedzieć. Dobrze się domyślasz. I powiem ci Jagna, że lepiej boso pasać gąski, niźli męża mieć bez wiązki. Poważnie myślę o rozwodzie.
- Czyś ty Marycha całkiem na głowę upadła? – Jagna oparła dłonie na biodrach. – Chłop w domu przydatny! Kto drew ci narąbie? Kto wodę z jeziora przyniesie? Kto konia do pługa zaprzęgnie i pole zaorze? No kto? A jak ty głupia do dworu boso gąski paść pójdziesz, to jaką korzyść mieć będziesz? Na mój gust żadnej. No chyba, że cię panicz January wśród tych gąsek wychędoży! Chyba, że to!
- To, co proponujesz? – Twarz Marychy emanowała rezygnacją. – Co na moim miejscu byś zrobiła?
- Ja, to … - Jagna gładziła włosy intensywnie myśląc. – Będąc na twoim miejscu boso bym pasała gąski, by mój mąż miał obie wiązki.
- Ale mój Eustachy nie ma. Na tej blumenkwiatowej bryczce tak go wytrzęsło, że obie zgubił. Pasanie gąsek niczego tu nie zmieni!
- Ech, Marycha. Ty nic nie rozumiesz. – Jagna kręciła głową. – Mówiąc, że lepiej boso pasać gąski, niźli męża mieć bez wiązki chciałaś spisać chłopa na straty. Chciałaś go zostawić i zostać pastuszką. Jeśli pasanie gąsek może w czymś pomóc, to paś je, ale chłopa nie zostawiaj. Daj mu szansę!

Minęło kilka lat i przyjaciółki spotkały się ponownie. Marycha była w siódmym niebie.

- Jaguś, kochanie, dziękuję ci! – Marycha zrobiła Jagnie niedźwiadka. – Swojego chłopa nie poznaję. Mówię ci, niebo a ziemia! Żebyś ty wiedziała!
- Mówisz o seksie? – Jagna od razu przeszła do konkretów.
- Tak, właśnie o tym mówię.
- Nie mów, że znalazł punkt G! – Jagna, jako jedyna we wsi chwaliła się, że jej mąż to potrafi. Wpędzała tym w kompleksy inne baby, których mężowie na pytanie o punkt G, bez namysłu wskazywali ławeczkę przed sklepem prowadzonym przez Genka Glajchgewichta, na której to ławeczce można było wypić piwo.
- Żeby tylko! – Rumieniec oblał twarz Marychy. – Cały alfabet znalazł! Polskich znaków nie wyłączając.
- To jak to Eustachy zrobił?
- Jagna, daruj! – Twarz Marychy przybrała kolor pąsowej róży. – Wstydzę się o tym mówić!
- Nie o to mi chodzi! – Jagna była poirytowana wiadomością, że Marycha ma lepiej od niej. – Chcę wiedzieć, skąd ta zmiana u Eustachego?
- Sama nie wiem. – Marycha wzruszyła ramionami. – Cięgiem ino w tych Internetach siedzi. Może to od tego?
Ta wiadomość zastanowiła Jagnę. Miała tylko Internet przenośny i uznała, że dla poprawy relacji małżeńskich musi założyć światłowód.
- A … - Jagna, chociaż wiejska aktywistka i osoba wyzwolona, to na chwilę spuściła oczy. – No wiesz.
- Jest OK. Nawet bardzo!
- Wiesz, wczoraj przyszli do nas panicz January i gajowy Marucha. – Marycha zaplatała włosy Jagny w warkocz. - Po co przyszli, tego nie wiem, ale podsłuchałam trochę ich rozmowę. Nie wiem, co to znaczy, ale Eustachy mówił do panicza Januarego, że u niego jest ósma. Panicz January na to, że wolałby jedenastą, ale gajowy Marucha powiedział, żeby cudów nie oczekiwał. I jeszcze coś o twardym drewnie mówili. Rozumiesz coś z tego? – Marycha upinała kokardę.
- Tak. – Jagna przeglądała się w lusterku. – Twarde drewno, to jak nic dębina. Twój Eustachy opał na zimę gromadzi. Chciał pójść w las o ósmej, ale paniczowi Januaremu nie pasowało. Wolałby jedenastą, bo widocznie coś musi załatwić.
- Może, bo gajowy Marucha też brał udział w rozmowie.
- A co mówił?
- Pytał o penetrację.
- Dębiny?
- Chyba tak. A jak Eustachy powiedział ‘no problem’, to gajowy Marucha oznajmił paniczowi Januaremu, że muszą Eustachemu wódkę postawić, by im zdradził sekret.
- Dziwne to wszystko. – Jagna próbowała poznane fakty poskładać w jakąś sensowną historię. – Dziwne, ale jestem pewna, że o opał na zimę chodzi.
- Ale jest dopiero maj! – Teoria przyjaciółki nie pasowała Marysze. – Kto teraz o zimie myśli?
- No wiesz, czas szybko płynie. – Jagna wystukiwała numer na smartfonie.
Dzwoniła w sprawie światłowodu z najszybszym transferem danych.

=====================================

Z najlepszymi życzeniami świątecznymi
Edward
(22.12.2021, 11:04:34)Edward napisał(a): [ -> ]Jolu, Droga Hipokrytko,

tyle razy upominałaś mnie przypominając, że w domu wisielca nie wypada mówić o sznurze. A ten Twój wpis nr 13 w wątku Azji, to co?:

Odnośnie słynnych wiązek, pozwolę sobie na żart, z którego kiedyś na forum się zaśmiewaliśmy: 
"Lepiej boso pasać gąski
niżli męża mieć bez wiązki".


Zapominasz, Droga Jolu, że wisielców (nomen omen) na forum nie brakuje.

Wow, powiadasz, że te wiązki bywają takie mocne, że się na nich powiesić można???!!!
Faktycznie, takich można żałować...
(20.12.2021, 18:03:43)Edward napisał(a): [ -> ]A ludzi niezastąpionych nie ma. To forum będzie istniało również bez moich postów.

 Będzie istniało, jasne. Ale bez ciebie będzie trochę nudno...

Dlatego oczekuję, byś swoje wrażenia z pobytu w szpitalu opisywał i  na forum.

Dla niezorientowanych:
Edek sylwestra spędził w szpitalu, gdzie pojechał leczyć ostrą anemię a dopadł go COVID!!!
Edek bał się covida jak diabeł święconej wody, tymczasem znów okazało się, że nie taki diabeł straszny, jak go malują.
Administracja forum ma "grupowe"  konto na Whatsupie, za pośrednictwem którego grupowo
podtrzymywaliśmy Edka na duchu.
Niemniej wydaje mi się, że szczegóły tej walki z szatanem mogą być ciekawe i dla innych czytelników forum.
Przy czym nie jest jasne, kto/co jest tym szatanem -  wirus czy System.
Może zabrzmi to jak bluźnierstwo, ale szatan ma az cztery postaci: wirus - system - antyszczepionkowcy - miłościwie nami rządzący!
Wirus, to wiadomo. System OZ kuleje od dawna, a antyszczepionkowcy dociazają go maksymalnie, blokując przy tym łóżka osobom z innymi dolegliwościami. Miłościwie nami rządzący praktycznie nie robią nic, by tragiczny bilans 600-800 ofiar dziennie ograniczyć. O przepraszam. Był Zenek, była Marylka i był Sylwester Marzeń. Tyle, że to działanie w zupełnie przeciwnym kierunku.

Wybaczcie sarkazm, lecz piszę ten tekst ze szpitalnego łóżka, z którego lepiej widać czteropostaciowego szatana.

Tak, mam Covida. Jestem w grupie najwyższego ryzyka i bałem się go, jak ognia. Niestety musiałem skorzystać z systemu OZ, a ponad sześć godzin spędzonych na SOR w warunkach urągających wszelkim zasadom covidovych obostrzeń źle się dla mnie skończyło.

Czwarta fala płynnie przechodzi w piątą, a 2/3 covidowyvh łóżek jest zajętych. Źle, nawet bardzo źle wróży to pacjentom, którzy z dowolnego powodu w najbliższych tygodniach będą musieli poddać się hospitalizacji. Dla nich po prostu nie będzie miejsca.

O jednym z paradoksów Wam napiszę.
Lekarze mówią, że duża liczba zgonów bierze się m.in. stąd, że pacjenci za późno zgłaszają się do szpitala. A jaka jest procedura postępowania w przypadku pozytywnego testu na koronawirusa? Do domu, odpoczywać i obserwować. Jeśli spadnie saturacja i pojawia się duszności, to wezwać pogotowie. Ok, tylko,że wtedy jest już właśnie późno, a w wielu przypadkach za późno.

Co z takim pacjentem robi się w szpitalu? Dostaje tlen i lek, którego substancja czynna jest remdesivir. To bardzo dobry lek, ale skuteczny, gdy poda się go w okresie 2-5 dni od wystąpienia objawów covida, czyli wtedy, gdy pacjenta odsyła się do domu na obserwację. Duszący się pacjent może jedynie liczyć na tlen, własny organizm i szczęście, bo remdesivir moze go jedyni wspomóc. Na efekt leczniczy jest już wtedy za późno.

Do mojej sytuacji wracając. W nieszczęściu miałem to szczęście, że covida złapałem w szpitalu. Drugie szczęście miałem wtedy, gdy lekarka dyżurna, po konsultacjach w środku nocy zdecydowała o podaniu mi remdesiviru. Postąpiła wbrew wytycznym, bo formalnie lek ten można podać przy obniżonej saturacji (to bezsens, bo obniżoną bsaturację ma się zwykle po okresie skuteczności działania tego leku), a u mnie, jak na złość, wahała się ona w zakresie 98-99. Dostałem jednak remdesivir w drugim dniu objawów, czyli w najbardziej optymalnym terminie. W tym moja nadzieja na wyjście cało z tej opresji.

Czuję się dobrze. Schudlem, jestem osłabiony, ale poza tym mogę powiedzieć, że covid przechodzę prawie bezobjawowo. Z uwagi na obniżoną ewrodporność mam wydłużony do 21 dni okres izolacji. Nie wiem, czy w całości spędzę go w szpitalu, czy jednak wypiszą mnie do domu. Prawdą też jest, że covid stal się moją pierwszoplanową chorobą, a przecież nie z jego powodu przyjęli mnie do szpitala. Ten powód nadal jest ważny i wymaga obserwacji oraz ewentualnej dalszej pogłębionej diagnostyki 

Cieszcie się wolnością i bardzo uważajcie na siebie
Efeard
Ech, Edku, czyżbyś zapomniał, że "orkiestra ma grać do końca"?
 Z całą resztą tez nie masz racji.
Jak sobie wyobrażasz pomoc pacjentom z pozytywnym wynikiem testu? Od razu szpital?
Dla dziesiątków tysięcy codziennie?
Gdzie on jest? W jakim kraju?

Remdesivir dla wszystkich?
Po pierwsze, gdzie on jest? Niedawno szukałam nawet w Stanach, dla znajomej, bo w naszym szpitalu zabrakło.
Też drogi, też brakuje.
Poza tym jest niepotrzebny dla zdecydowanej większości zakażonych.
A skutki uboczne częste i poważne.
I nie wiadomo, czy czipa nie ma w tabletce  - to w aspekcie chęci pacjentów do zażywania leku.

Covida nie musisz się już bać.
Teraz czas i energię przeznacz na znalezienie dobrego hepatologa.
Bo widzę, że w tej kwestii jesteś pozostawiony samemu sobie.
Droga Jolu,

zapewniam Cię, że nie mam jeszcze mgły covidowej i póki co wiem, o czym piszę.

W którym miejscu napisałem, że szpital ma być dla każdego, kogo drapie w gardle, ma 37,5 kaszel i dodatni PCR? Takie zwykłe są pierwsze objawy covida, które wymuszają domową izolację. 
Problem w tym, że wspomniany remdesivir właśnie wtedy daje najlepszy efekt leczniczy. Nie stosuje się go, bo drogi, bo nie ma, bo nie ma potrzeby, bo daje skutki uboczne. Też nie rozumiem lekarzy mówiących, że dużo zgonów, to efekt przyjścia do szpitala w zaawansowanym stadium choroby. To w którym momencie trzeba przyjść i być przyjętym, aby lekarze mogli jeszcze pomoc? Niespójne jest to wszystko.

Co do ujemnych skutków ubocznych stosowania remdesiviru powiem, że w wielu przypadkach skutkiem ubocznym jego niestosowania jest śmierć. Jakby nie patrzeć, to jednak najpoważniejszy skutek.

Dobrych hepatologów mam na Banacha, a tutaj nie zostałem pozostawiony samemu sobie. Wypuszcza mnie, gdy będą mieli pewność, że szybko do nich nie powrócę.

Jutro zaczyna się wreszcie normalny czas pracy. Pełna obsada, lekarz prowadzący, narady, decyzje. Lekarze i ja będziemy lepiej wiedzieli, na czym stoimy.
No to widocznie ja mam "mgłę posylwestrową", bo twoją wypowiedź odczytuję w ten sposób,
że pacjentów  nie powinno brać się do szpitala zbyt późno, gdy są już duszności.
Zatem wcześniej, czyli kiedy?

Redemsivir zaś od razu, gdy wystąpią objawy zakażenia  - tak piszesz.
Wtedy jest skuteczny.
Czyli powinien być w aptekach.
Nie ma go w aptekach, nawet w USA.
Dlaczego?

Ogromna większość zakażonych przechodzi covida stosunkowo łagodnie, bez duszności, więc remdesivir, powszechnie stosowany, narobiłby więcej szkód, niż przyniósł korzyści.
Ktoś pewnie wyliczył, ile śmierci powoduje dana opcja.
W każdym razie w bogatej Danii, po dodatnim wyniku testu pacjent zostaje w domu, bez remdesiviru, a do szpitala
brany jest w przypadku pogorszenia stanu. Czyli tak samo, jak u nas.
Dlaczego mają mniej przypadków śmiertelnych, w stosunku do liczby ludności?
Bo stopień wyszczepienia populacji jest bardzo wysoki, bo powszechnie i za darmo testuje się obywateli, dzieci w szkole  nawet dwa razy w tygodniu, bo przestrzega się przepisów kwarantanny.

PS. Miałam na myśli hematologa, tego od krwi, nie hepatologa.
Tym się martwię.
Po Zenku i Marylce 'posylwestrowa mgłę' będziesz miała jeszcze długo.

Jolu,
wyraźnie napisałem, że nie wiem, jaki jest optymalny moment na przyjście do szpitala. Remdesivir jest skuteczny, gdy poda się go 2-5 dni od wystąpienia pierwszych objawów. Wtedy leczy, później już tylko wspomaga leczenie. Pisałem o tym z rana. Jest oczywiste, że tego leku nie kupisz w aptece, a nawet nie wszystkie szpitale go mają. On zwalcza wirusy zanim rozmnożą się w nadmiarze. Później nie daje im rady.

To potrzebny lek dla takich ludzi, jak ja. 16 grudnia Komisja Europejska podkreśliła to w swojej rekomendacji. To pozwoliło lekarzom mi go przydzielić i jestem pewien, że dobre samopoczucie zawdzięczam właśnie jemu.

Hematolog będzie na samym końcu. Na razie jest materiał do obserwacji i wyciągania wniosków. Szpik żelaza ma pod dostatkiem. Pytanie, czy coś zjada żelazo, czy może wyprodukowaną na jego bazie hemoglobinę.
(09.01.2022, 19:30:12)Edward napisał(a): [ -> ]Po Zenku i Marylce 'posylwestrowa mgłę' będziesz miała jeszcze długo.


Mówisz z własnego doświadczenia?
Na SOR-ze słuchałeś Zenka ze smartfonu?
To nie dziw się, że wszystkie wirusy zbiegły się do ciebie.



Cytat:wyraźnie napisałem, że nie wiem, jaki jest optymalny moment na przyjście do szpitala.

Wyraźnie napisałeś, że remdesivir powinien być podany  na początku infekcji, a wymóg jest taki, by odbywało się to
pod kierunkiem lekarza, czyli w szpitalu.
Jeśli odkryjesz, jak poznać, u którego pacjenta rozwinie się duszność, aby go na czas przyjąć na oddział i podać remdesivir, to Nobla masz w kieszeni.
Prawie mówię z własnego doświadczenia. Moi współtowarzysze z sali, w której spędziłem pierwszą szpitalną dobę zrzucili się po dwa złote i uruchomili telewizor. Był sylwestrowy wieczór, więc trafili w dziesiątkę. Na szczęście w trakcie przeniesiono mnie do izolatki. Teraz to nawet żałuję. Może 'Majteczki w kropeczki' uchroniłoby mnie przed covidem?

Oczywiście nie można przewidzieć, u kogo rozwinie się duszność. Efekt jest jednak taki, że remdesivir podany w 5-10 dobie po wystąpieniu objawów jest przysłowiową musztardą po obiedzie.

https://www.termedia.pl/koronawirus/Rozs...44940.html

A ja na tę wiadomość się załapałem
(10.01.2022, 08:02:34)Edward napisał(a): [ -> ]Może 'Majteczki w kropeczki' uchroniłoby mnie przed covidem?


Interesująca hipoteza. mruganie, puszczanie oczka


Cytat: remdesivir podany w 5-10 dobie po wystąpieniu objawów jest przysłowiową musztardą po obiedzie.
 

Pozwolisz, że będę uparta:
Zatem postulujesz podawanie remdesiviru od razu każdemu, u którego wystąpiły objawy, mogące sugerować covid?

Cytat:  dobre samopoczucie zawdzięczam właśnie jemu.

Różne mogą być powody, dla których przechodzisz covid łagodnie.
Większość przechodzi łagodnie, niezależnie od tzw. chorób towarzyszących.
Ciebie w ciągu  długiego żywota spotkało tyle infekcji, z którymi sobie poradziłeś, że musisz mieć jakąś
(nad)naturalną odporność.
Zresztą, mniejsza z tym dlaczego. Lepiej, żeby było OK z niewiadomych przyczyn, niż źle z wiadomych.
Jak twoja morfologia?
Pozwolę, czy nie i tak będziesz uparta. A jeśli o meritum chodzi, to zwyczajny tzw. chłopski rozum proponuję tu zaangażować.

Powiedzmy, że pacjent przyjął dawkę jednego miliarda wirusów i że ich liczba podwaja się co dobę. Nie mam pojęcia, jak te dane mają się do rzeczywistości, ale przypuśćmy, że jakoś. 
Więc po pięciu dobach pacjent ma 16 mld wirusów, a po dziesięciu 512 mld.
Remdesivir nie niszczy wirusów, a jedynie przerywa ich replikację. Co to oznacza? Ano to, że organizm pacjenta z wcześniej podanym remdesivirem ma do zwalczenia 16 mld wirusów, a tego drugiego 512 mld.
Podaje się ten lek w ciężkich przypadkach, jednak tacy pacjenci znacznie gorzej rokują.

Krew do badania pobiorą mi dopiero dzisiaj. Dwa długie weekendy rozleniwily jednak lekarzy i wczoraj praktycznie nic się nie działo.
Mam wynik hemoglobiny, ale po kolei 
Przyjęcie do szpitala - 6,5
Po czterech jednostkach krwi i dwóch żelaza - 9,4
Na oddz. Covidowym, kolejno: 10,9  10,4. 11,8

Żyć, nie umierać! Tylko ten Covid ...
Uff! Najważniejsze, że hemoglobina rośnie. zadowolenie, uśmiech 

Co do remdesiviru, to - jak zwykle  - każde z nas mówi o czymś innym.
Ja uparcie pytam, jak sobie wyobrażasz spełnienie twojego postulatu, tzn. natychmiastowe podanie remdesiviru każdemu pacjentowi, u którego pojawią się pierwsze oznaki infekcji koronawirusem.
Jak to logistycznie rozwiązać?

Abstrahuję już od faktu, że twoim zdaniem ten remdesivir jest lekiem na covida.
Medycy nie są tacy optymistyczni.
Wciąż trwają poszukiwania leku na tę zarazę.

PS. Moja znajoma też upiera się, że lek już mamy - amantadynę.
Jest przekonana, że temu specyfikowi zawdzięcza wyzdrowienie z covida.
Nie każdemu, Jolu, nie każdemu. Jest jednak stosunkowo niewielka liczba pacjentów takich, jak ja. Pacjentów po przeszczepach z farmakologicznie tlamszoną odpornością, ale też pacjentów z wrodzonym/nabytym brakiem odporności. To nad nimi pochyliła się KE (link we wpisie 2231) i im zaleca profilaktyczne podanie remdesiviru. Ten lek działa i nie zestawiaj go z amantadyną. 

Możesz abstrahować od czego tylko chcesz, ale to nie ja wymyśliłem stosowanie tego leku w wielu placówkach SZ na całym świecie. Nie jest to lek idealny i nie na covida został opracowany, jednak lepszego od niego na razie nie ma.
Od dwóch dni jestem w domu. Moja 21 dniowa izolacja kończy się 24 stycznia. Czuję się dobrze, nawet bardzo dobrze - praktycznie nic mi nie dolega. Tak jest w piętnastym dniu od wystąpienia pierwszych objawów i mam nadzieję, że to się nie zmieni.
Jestem w grupie najwyższego ryzyka i gdyby nie trzy dawko szczepionki oraz remdesivir, to tego posta prawdopodobnie już bym nie pisał.

Statystycznie rzecz rozpatrując na naszym forum muszą być przeciwnicy szczepień i to do was kieruję ten apel:
SZCZEPCIE SIĘ. SZCZEPIONKA NIE ZABIJA, ROBI TO COVID.
Czy to wrodzona odporność, czy szczepienie, czy remdisivir, czy twój fart  - nieistotne.
Ważne, że jesteś zdrowy.
I że teraz już nie będziesz się tak panicznie bał covidu (covida?).
Ale zachowaj ostrożność.
Nie wiem, czy jestem zdrowy. Wg przepisów jeszcze nie, bo izolacja (21 dni) obowiązuje mnie do 24 stycznia. W ostatnim dniu wykonam test. Jest prawdopodobne, że będzie pozytywny, ale ja już nie będę groźny dla otoczenia.

Taka ciekawostka z obszaru szczepień i przeciwciał.
Siostra po dwóch dawkach Pfizera miała ich 2400, a jednak zachorowała. Przebieg covida był łagodny, a teraz przeciwciał ma aż 5700!

Nadal nie rozumiem ludzi, pozornie mądrych, jak małopolska pani kurator oświaty, którzy szczepienia nazywają eksperymentem medycznym. Jak idol milionów kibiców Novak Djokovic, który woli stracić setki tysięcy dolarów niż się zaszczepić. Jak pani poseł Anna Siarkowska, która wraz z niewielką grupą koleżanek i kolegów trzyma w szachu rządzących blokując ich skuteczne antycovidowe działania. Nie rozumiem, bo ich antynaukowa postawa daje pożywkę ruchom antyszczepionkowym i powoduje tysiące niepotrzebnych zgonów.
Ludzkość szczepi się od dwustu lat. Szczepionki wyeliminowały wiele śmiertelnie groźnych chorób, do których covid z pewnością należy, a tu nagle eksperyment medyczny. Do tych ludzi nie dociera, że SZCZEPIONKA NIE ZABIJA, ALE ŻE ROBI TO COVID!!!
Umierają, zapewniają trwanie wirusa, narażają nie tylko siebie, ale też innych. Dziwny jest ten świat, oj dziwny.
Edku, jesteś inżynierem, więc uczyłeś się fizyki i znasz trzecią zasadę dynamiki.
A tak po ludzku  - jedno z moich najbardziej przykrych odkryć to fakt, że nie ma tak durnej idei,
która nie zdobyłaby zwolenników, i że nie ma tak mądrej, którą by wszyscy  poparli.
Z drugiej strony ta walka przeciwieństw chyba sprawdziła się ewolucyjnie.
Wyobraź sobie parlament bez opozycji! Nuda!


PS. Czy jesteś zdrowy, czy nie, zdecyduje kolejna morfologia krwi.
Covidem już nie musisz sobie głowy zawracać. Przynajmniej na razie.
My natomiast jesteśmy w stresie, gdyż choruje na covid nasz 11-letni duński wnuk.
Podwójnie zaszczepiony, więc przebieg łagodny, ale to dziecko, więc każda kreska na termometrze
powoduje gorączkę emocji całej rodziny, ze szczególnym uwzględnieniem  dziadków obojga narodowości.