RAK PROSTATY POMOC - Forum

Pełna wersja: Wątek Edwarda - przeszczep wątroby.
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
A w domu na wsi straszy!!!

Kilka lat temu Mama i siostra (obie wdowy), jedyne osoby będące wtedy w domu, usłyszały okropny łomot, jakby ktoś spadał z drewnianych schodów wiodących na piętro. Siostra była wtedy na tych schodach i ten łomot był tuż przy niej. Stanęła przerażona, bo nic 'widzialnego' się nie zdarzyło. Mama była w pokoju i myślała, że to siostra spadła ze schodów, ale nie! Hałas słyszał też kot, który w panice schował się pod łóżkiem.

Rok później obie widziały kołyszącą się choinkę i to bardzo wyraźnie. Jej wierzchołek odchylał się od pionu o niemal pół metra. Obie nie piją ani nie biorą!

Dzisiaj, w trakcie pisania poprzedniego posta ("Święta krajowe-międzynarodowe"), przy absolutnej ciszy w całym domu, mnie i kota wystraszył kolejny hałas, jakby upuszczenie czegoś ciężkiego na podłogę. Kot znowu uciekł, a ja, osoba niewierząca w duchy, zacząłem szukać przyczyny. Okazało się, że na talerzyk przewróciła się dość ciężka (pół kg) i stabilna figurka bałwanka-maszkary.

W tym domu i pokoju, w którym się zresztą urodziłem, w 1984 roku zmarła moja Babcia. W 1964 roku w sąsiednim pokoju dwa dni przed pogrzebem leżał mój Tata, którego na drodze zabił pijany motocyklista. Ich duchy straszą, czy jeszcze coś innego? A jeśli to duchy, to dlaczego straszą? Chyba się upiję! W końcu mam nową wątrobę!
Edku, odniosę się jeszcze do twego poprzedniego listu.
We wszystkich trzech aspektach twoje poglądy są mocno nieaktualne, żeby nie użyć słowa przestarzałe.

1. "Stare drzewa" się jak najbardziej przesadza, często kilkakrotnie.
Przez to mogą rosnąć dłużej. Średnia życia wzrosła znacznie, m.in. dzięki temu, że  starszym ludziom organizuje się coraz lepsze warunki. Nie zawsze są z tego zadowoleni, ale - żyją dłużej, i w lepszej kondycji.

2. Współczesne domy na wsi od wielkomiejskich różnią się tym, że są technicznie "inteligentne".
W znanym mi domku np. ogrzewanie włącza się przez internet.

3. System dokarmiania ptaków też się zmienił, bo klimat się ocieplił.
My robiliśmy na zetpetach karmniki, śpiewaliśmy, jak to będziemy wróbelka
"karmić chleba kruszynami", teraz uczy się dzieci, że to krzywda dla wróbelka (i gołębia też).

A co do duchów...
Wiesz, " życie jest formą istnienia białka, ale w kominie czasem coś załka".
Największy horror w twoim domu  zdarzy się za kilka dziesiątków lat, gdy to twój duch będzie straszył.
Dwa duchy!
Bo najpierw "w samej bieliźnie prześliźnie się"  twój duch, a potem duch twojej Wątroby!
Jolu,
poglądy mocno nieaktualne, żeby nie powiedzieć przestarzałe, mogą lepiej pasować do konkretnej sytuacji niż te najnowocześniejsze.

1. Nie znasz wszystkich aspektów 'przesadzania'. Mogę Cię jednak zapewnić, że nasze dyżury przy Mamie są optymalnym rozwiązaniem.

2. No, OK! Ale jak przez Internet wyszorować wyciorem wnętrze pieca, usunąć popiół i szlakę i jeszcze napełnić zbiornik ekogroszkiem? Inteligencja budynku kosztuje, a kasy jakby nie ma!

3. Oczywiście, że karmienie wróbelka, gołębia czy łabędzia kruszynami chleba i samym chlebem, jest krzywdą dla ptaków. Chleb z ich menu powinien zniknąć raz na zawsze, bo po prostu im szkodzi!
A w ogóle, to w czym może szkodzić dokarmianie właściwymi produktami? Kiedy przychodzi wiosna i ptaki mogą się same wyżywić, to żadne menu do stołówki nie jest w stanie ich przyciągnąć. Kiedy robi się zimno i o pokarm jest trudniej, to sikorki zaczynają zaglądać do okna. Dla nas jest to sygnał, że dokarmianie powinno się wkrótce rozpocząć.

Kiedyś zimą odwiedziła nas na wsi znajoma z Obornik Śląskich. Zaniemówiła z wrażenia widząc dziesiątki ptaków uwijających się przy karmnikach.
- A u mnie sikorki nie uświadczysz! - powiedziała.
Oborniki Śląskie, to mała, może dziesięciotysięczna, miejscowość. To nie wybrukowany poznański czy wrocławski rynek, ale miasteczko pełne zieleni, a ptaków jak na lekarstwo.

Jolu,
stare i przestarzałe metody będę stosował. Czasem z konieczności, kiedy kasy brakuje, a czasem dlatego, że po prostu się sprawdzają.

I jeszcze duchy!

Z perspektywy kilkudziesięciu lat życia tu i teraz bym się i może cieszył, gdyby była ona realna.
Tuż po przeszczepie dziękowałem profesorowi za dodatkowych kilka lat życia.
- A dlaczego nie kilkanaście? - zapytał profesor.
Są rekordziści z ponad dwudziestoletnim okresem przeżycia, ale średnia już tak dobrze nie wygląda.

Jeśli o samego ducha chodzi, to będzie jeden jedyny i żaden inny! Na Banacha przeszczepili mi wątrobę, ale ducha nie ruszali.

No i nie będę straszył! Po co? W związku z tym duch będzie golutki, jak naturyści na swojej plaży. I teraz, Jolu, wyobraź sobie takie sytuacje:

Duch w bieliźnie.
Leżysz na plecach z rękami pod głową i rozmyślasz o przyjemnej wycieczce, która Cię jutro czeka. Nagle przez ścianę przenika jakaś postać w bieli i kieruje się w twoją stronę. Twoja reakcja będzie gwałtowna i oczywiście uzasadniona, a kierował nią będzie strach.

Duch golutki.
Leżysz na plecach z rękami pod głową i rozmyślasz o przyjemnej wycieczce, która Cię jutro czeka. Nagle przez ścianę przenika jakaś postać i kieruje się w twoją stronę, ale Ty jej nie widzisz. Czujesz natomiast, że ktoś kładzie się koło Ciebie, przytula, gładzi po twarzy, ramionach itd. Jest Ci piekielnie przyjemnie, chociaż nikogo nie widzisz. Oddajesz się fantazjom, a właściwie nie musisz, bo fantazje stają się rzeczywistością. Jesteś spokojna i wyluzowana. Czujesz dotyk, chociaż w dalszym ciągu nie wiesz, komu go zawdzięczasz. Prawda, że jesteś spokojna i wyluzowana?
!. Wiem, Edku, wiem.
Ale stare poglądy pasują do starych układów.
Jak się układy (np. twoja kondycja) zmienią, trzeba będzie zmienić i poglądy.

To jest (będzie) wielki problem naszego pokolenia - sprawa opieki nad seniorami, czyli nad nami.
Państwowego systemu  na razie brak, a prywatny zanika razem z wielopokoleniową rodziną i bliskością miejsc zamieszkania krewnych.

2.Wiem, i dlatego dobrze rozumiem, dlaczego w takim domu nikt nie chce  mieszkać, i że jego wartość równa się wartości działki, na której stoi, minus koszty wyburzenia.
Niedawno na takich zasadach sprzedany  został  dom teściów, w małym miasteczku na Podkarpaciu.

3. O ptaszkach więcej napiszę w wolnej chwili. W każdym razie ich krzywda to nie tylko zepsute żołądeczki.
(10.01.2019, 14:03:24)Dunolka napisał(a): [ -> ]1. Wiem, Edku, wiem.
Ale stare poglądy pasują do starych układów. Jak się układy (np. twoja kondycja) zmienią, trzeba będzie zmienić i poglądy.

To jest (będzie) wielki problem naszego pokolenia - sprawa opieki nad seniorami, czyli nad nami.
Państwowego systemu  na razie brak, a prywatny zanika razem z wielopokoleniową rodziną i bliskością miejsc zamieszkania krewnych.

Tak, to będzie wielki problem. Zawsze powtarzam, że z dwojga seniorów to będzie szczęśliwsze, które odejdzie pierwsze. Jego towarzysz(ka) zapewni mu opiekę do końca. Może nie całkiem pełną, bo jednak lata robią swoje, ale chociażby zorganizowanie pomocy i pozornie nieistotne przesiadywanie przy łóżku i trzymanie za rękę.
Nie ma państwowego systemu, ale jeśli kiedyś powstanie,  to nie jestem pewien, czy nasza mentalność już do niego dorosła.
Ćwierć wieku temu jeździłem do Danii. Dziwiło mnie, że dzieci  oddają samotnych rodziców do domów opieki, chociaż mogliby z nimi mieszkać. Tam jednak było to zupełnie normalne.
Kiedyś miałem wieczór autorski w bibliotece obok której znajdował się dom seniora właśnie. Na spotkanie przyszedł jeden z jego podopiecznych, z którym zamieniłem kilka zdań.
- Proszę pana, to umieralnia - powiedział po spotkaniu. - Niech pan zrobi wszystko, żeby tam nigdy nie trafić.
Faktycznie, najlepiej, gdy jest współmałżonek, ale co, jeśli każdy ma swój nowotwór?
Albo jedno Alzhaimera, a drugie demencję?
Albo jedno po udarze, drugie po złamaniu biodra?
Kiedyś seniorem opiekowała się rodzina, ale ta opieka była krótka.
Teraz trwa to czasem 30 lat...
Kto z młodych jest w stanie całkowicie zrezygnować z pracy, z własnego życia rodzinnego,
by zapewnić specjalistyczną opiekę rodzicom, dziadkom?

W Danii dotychczas było to tak, że emerytura (u nich 67 lat dla obu płci) to był czas sprzedaży domu z ogródkiem
i kupna mieszkania w bloku. Gdy sił zaczynało brakować, seniorzy przenosili się do mieszkań z opieką, tzn. mieszkanko samodzielne, ale zapewniona opieka lekarska, pielęgniarska, pomoc przy sprzątaniu, zapewnione posiłki.
Dom opieki to ostatni etap.
Oczywiście, w szczególnych przypadkach niektóre etapy bywały pominięte.

Młodsi  wprawdzie nie mieszkają ze starszymi, ale więzi są pielęgnowane.
Moje duńskie wnuki co tydzień chodzą "na kawę" do prababci, która jest ciągle na etapie bloku.
Jeszcze niedawno co miesiąc odwiedzali drugą prababcię, która była już w domu opieki.
Te comiesięczne odwiedziny są moralnym obowiązkiem rodziny, więc w takich domach bywa pełno dzieciaków, dzieją się tam ciekawe rzeczy, chociaż pensjonariusze rzadko kogoś rozpoznają. "Nasza" nie rozpoznawała.
A potem było zwyczajnie  - gdy prababcia dostała udaru, służba zdrowia specjalnie się nie przejęła , tylko pozwoliła spokojnie umrzeć.
Dlaczego piszę w czasie przeszłym?
Bo teraz nie wiadomo, jak będzie, coś się w tym mechanizmie zacina.
Niedawno w telewizji głośno było o sprawie wiekowych małżonków, z których jedno miało zaawansowanego Alzhaimera. Żona już nie była już w stanie  opiekować się mężem, ale prośby o dom opieki spotykały się z odmową.'
Jaką otrzymała radę?
Aby wziąć rozwód, bo wtedy dom opieki przyznawany jest automatycznie...

Drugi przykład jest z Holandii.
Senior owdowiał, czuł się bardzo źle, poprosił o eutanazję.
Komisja wyraziła zgodę, ale pod jednym warunkiem  - eutanazja odbędzie się za rok, ale senior ma spędzić
ten rok w Domu Seniora.
Senior wyraził zgodę. Już po kilku tygodniach odwiedzał wnuki na rowerku, w czapeczce z daszkiem, w dobrym humorze. Po prostu tamte Domy Seniora są dobrze prowadzone.
Minęło kilka lat, o żadnej eutanazji nie ma mowy.

I do tego chyba i my musimy dążyć, aby powstawały dobrze prowadzone Domy Seniora, gdzie pensjonariusze mieliby warunki do prywatności, ale i towarzystwo innych ludzi, gdzie dzieją się ciekawe rzeczy, coś takiego jak Dom w Skolimowie.
Podobny Dom był i w pobliżu naszego miasta, pracowała tam nasza znajoma, bardzo chwaliła, powoływała się na przykład znanych osób, które ten dom wybrały, na przykład pan Stuligrosz.
Ale potem coś się tam popsuło, znajoma buntowała się przeciwko temu, no to ją wyrzucono z pracy.

My najchętniej byśmy zostali w swoim kochanym mieszkanku, tylko jest jeden problem: OSIEM schodów do windy...
My też mamy osiem schodów do windy i zdarza się, że pokonuję je prawą nogą lewą do niej dostawiając. To pęknięta łękotka dość często daje o sobie znać.
Też najchętniej bylibyśmy do końca we własnym mieszkaniu i mamy nadzieję, że jedno z nas tego szczęścia dostąpi. Choroby, o których Jolu piszesz, mogą jednak skutecznie te nadzieje rozwiać.
System duński i holenderski chyba niezbyt szybko u nas zagości - póki co mamy wspomniane domy opieki nazywane umieralniami. A przecież chciałoby się przed odejściem posmakować nieco ziemskiego życia, porozmawiać z ludźmi będącymi w podobnej sytuacji, pośmiać się może wzruszyć.
No cóż, nie ma to jak młodość.
Miejmy tylko nadzieję, że nie wrócą stare, dobre, przedwojenne czasy,
gdy seniorów wynosiło się na mróz, "by doszli".
Zresztą, skąd teraz wziąć mróz...
Problem opieki nad osobami starszymi w Polsce nie jest rozwiązany i dlatego trzeba o tym głośno rozmawiać. Po pierwsze, jak już wcześniej podniesiono, w dzisiejszych czasach nie rzadko osoba 70 letnia opiekuje się 90, 100 latkiem . Dzieci tych osób już są zbyt schorowane by podołać z  wszystkimi obowiązkami związanymi z opieką. Wnuki natomiast są jeszcze w kwiecie wieku, ale muszą pracować by utrzymać rodzinę i zapracować na swoją emeryturę. W pierwszej kolejności , kiedy sił już nie starcza można wynająć opiekunkę za odpłatnością. Niestety , konkurencja zza miedzy ściągnęła i nadal ściąga opiekunki do ludzi starszych , płacąc wynagrodzenie , którego przeciętny człowiek w Polsce nie jest w stanie zapłacić.  Państwowe domy spokojnej starości nie zdają w wielu wypadkach egzaminu - raz,że są przeludnione a tym samym obsługa pensjonariuszy staje się często mechaniczna, po drugie do takiego domu trafiają również  osoby bez dachu nad głową ale z nałogami ( alkohol). Trudno nieraz zapanować nad zachowaniem takich osób co dla kulturalnych, starszych ludzi jest szokiem. Władze województwa tworzą dzienne domy pomocy, ale uważam,że to nie jest najważniejsze. Najważniejsze jest zapewnić opiekę osobie starszej która jest sprawna psychicznie ale ze względu na wiek nie ma sił by uporać się z  wszystkimi czynnościami w gospodarstwie. Dlatego uważam,że powinny powstawać domy  w których na kazdym piętrze jest dostęp do pielęgniarki, zapewniona jest opieka lekarza a posiłki roznoszone przez firmę cateringową. Takie usługi mogły być dofinansowane przez państwo w ramach opieki nad osobami starszymi . W przypadku osób leżących można byłoby zorganizować na szczeblu miasta, gminy, osiedla itp małe domy pomocy opieki, na kilka , kilkanaście łóżek. Pacjentami byłyby osoby pochodzące z tej miejscowości, dzielnicy itp. Byłoby to z korzyścią dla wielu osób. Starszą osobę częściej by odwiedzano  ( znajomi, sąsiedzi ), rodzina nie musiałaby pokonywać 100 km do zakładu opiekuńczego. A gdyby dobrze zorganizować opiekę można byłoby włączyć młodzież ze szkół w ramach wolontariatu. I nie chodzi mi o to by coć przy tych starszych osobach robić, ale żeby przyjść i porozmawiać, opowiedzieć co się dzieje w okolicy. Czy wymagam za wiele ? Brakuje w naszym społeczeństwie woli zmiany czegokolwiek.Boimy się czy jesteśmy wygodni bo to nas w danej sytuacji nie dotyczy ? Dom Artystów Weteranów Scen Polskich funcjonuje i się ma dobrze. Warto sięgnąć po dobry wzór.
Danusiu,

podpowiadasz bardzo dobre rozwiązanie problemu dożycia ludzi starszych. Im, często przez długi czas, do godnego życia wystarcza to minimum, o którym piszesz. Przeszkodą nie jest jednak (tutaj Twoje słowa) " Brak w naszym społeczeństwie woli zmiany czegokolwiek. Boimy się czy jesteśmy wygodni bo to nas w danej sytuacji nie dotyczy?", ale brak pieniędzy. Gdyby były, a wygospodarować by się je dało, chociażby sprowadzając do przyzwoitego moralnie poziomu zarobki w NBP, to sieć placówek opiekuńczych z prawdziwego zdarzenia na pewno by powstała. Wydaje mi się, że jeśli czyjejś woli do zmiany istniejącej sytuacji brakuje, to jedynie woli polityków.

Jolu,

a gdzie Ty taki szokujący przykład rozwiązywania problemu ludzi starych znalazłaś? Chyba to jakieś jednostkowe przypadki, a nie reguła w II RP!
Ja znam zupełnie inny sposób traktowania tych, których życie dobiegało końca. Być może tak było w całej przedwojennej Polsce, tego nie wiem, ale na Kresach funkcjonowało pojęcie zapiecka. Piece, jedyne w całej chacie, tak budowano, że było na nich lub obok nich miejsce do spania dla jednej osoby, czasem dla dwóch. To miejsce było podgrzewane przez palenisko i ciepłe przez całą lub prawie całą dobę. Korzystały z niego najsłabsze, najbardziej schorowane osoby w rodzinie, z reguły babcie i dziadkowie.
Takie piece widziałem jeszcze dziesięć lat temu w huculskich wsiach na Ukrainie.
(11.01.2019, 09:08:34)Edward napisał(a): [ -> ]Jolu,

a gdzie Ty taki szokujący przykład rozwiązywania problemu ludzi starych znalazłaś? Chyba to jakieś jednostkowe przypadki, a nie reguła w II RP!
 No niestety, tak bywało.
Pisał o tym Żeromski, w licealnej lekturze obowiązkowej, ale to nie tylko literatura, niestety, bo są i źródła.
W skrajnej biedzie tak jest, że najsłabsi, czyli dzieci i starcy, nie są, delikatnie mówiąc, hołubieni.
Na wschodzie Rzeczypospolitej po I Wojnie Światowej było bardzo biednie, wystarczy przypomnieć, ile razy przechodziły tamtędy wojska.
Czy to była "reguła"? Pewnie nie, ale tylko z tego względu, że zdecydowana większość seniorów umierała wcześniej,
na swoim zapiecku. Tylko ci najwytrwalsi, uparci, musieli "dochodzić" na mrozie...
 
Uczyłam  się też o tej biedzie i jej konsekwencjach na studiach, na demografii. Ludzie bywają okrutni wobec słabszych nie dlatego, że są źli, tylko z powodu warunków, w jakich żyją.
Kilka wieków wcześniej był to powód wprowadzenia zasady chrztu niemowląt jak najwcześniej po urodzeniu.
Przyczyną nie była teologia, tylko demografia.
Dziecko ochrzczone było już "zapisane", trudniej było je np. udusić, zagłodzić.
Czyli straszenie piekłem za nieochrzczenie dziecka miało na celu ochronę jego doczesnego życia.
Okropne jest to, o czym Jolu piszesz. Nie mam w tej chwili dostępu do materiałów, z których korzystałem pisząc "Michała", ale w 1918, kiedy była epidemia Hiszpanki, działy się podobne, z naszego punktu widzenia bulwersujące, rzeczy.

Tak na marginesie, to okropna to była pandemia. Szacuje się, że w ciągu 10 miesięcy na tę grypę na całym świecie zmarło nawet 100 mln ludzi. Choroba potrzebowała zaledwie czterech dni, by całkowicie unicestwić Joli Poznań i mój Wrocław. Tego nie można sobie wyobrazić! Naukowcy mają kod genetyczny Hiszpanki i często podnoszą alarm, bo w Azji mutują się wirusy do niego podobne. Bez cienia wątpliwości przeciwko grypie warto się zaszczepić. Przeciwko innym chorobom zresztą też!
A antyszczepionkowcami powinni się zająć prokuratorzy i psychiatrzy!
"Jeśli pierwszą reakcją jest nienawiść, to tak, jakbyśmy sami trzymali ten nóż" - to cytat z jednego z internetowych komentarzy.
Chodzi oczywiście o Gdańsk i atak na prezydenta Pawła Adamowicza.

Jestem zbulwersowany falą hejtu, która pojawiła się w Internecie, po tym ataku. Jako społeczeństwo jesteśmy podzieleni i to bardzo, a obie strony politycznego sporu są święcie przekonane, że to nie oni są tego przyczyną, ale ich przeciwnicy.

Bandyta, który dokonał tej zbrodni musi być psychicznie chory, albo nie potrafi kalkulować. No bo jeśli znienawidzona PO za pospolite przestępstwa wsadziła go na pięć lat do więzienia, to PiS przywali mu dożywocie, albo zamknie w zakładzie, nomen omen zamkniętym, też do końca życia. Jego czyn był jednak przysłowiowym uderzeniem w stół i odezwały się nożyce! Jak wyzutym z wszelkich cech człowieczeństwa trzeba być, aby z gdańskiego dramatu kpić, cieszyć się, żartować ...
smutny smutny 
Niech odpoczywa w pokoju!

 A dla nas wszystkich memento:
"Błogosławieni pokój czyniący..."
Jutro z rana znowu wyjazd do Warszawy, a w piątek wizyta w poradni transplantacyjnej. Od ostatniej minęło 4,5 miesiąca - jak dotąd, to najdłuższy okres międzykontrolny. Ciekaw jestem, czy nowa wątroba sprawuje się tak dobrze, jak do tej pory.
Pogoda zrobiła się nieco łaskawsza dla kierowców i mam nadzieję, że taka będzie do piątkowego wieczoru (powrót).
Ja jeszcze do morderstwa w Gdańsku wrócę.
Cytat z Internetu:

Prokuratura Okręgowa w Gdańsku poinformowała, że jednym z wątków śledztwa dotyczącego organizacji i zabezpieczenia niedzielnego finału WOŚP, jest zachowanie ochroniarzy po zatrzymaniu Stefana W. Napastnik miał na palcu opatrunek i "ślad na nosie”. Według nieoficjalnych informacji podanych przez PAP, Strefan W. miał złamany nos. Kiedy prokurator zapytał go, skąd ma te obrażenia, odpowiedział, że doznał ich od uderzeń ochroniarzy. Miało się to stać poza sceną.

Nóż się w kieszeni otwiera. Prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie poturbowania mordercy prezydenta Gdańska! Popieprzone to wszystko!!!

Autentyczne zdarzenie z początku lat osiemdziesiątych (stan wojenny lub tuż po nim).
Właściciel Fiata 126p zauważył w nocy, że przed blokiem jego "maluch" stoi na cegłach, a złodzieje odkręcają koła. Obudził syna i obaj niekompletnie ubrani wybiegli z mieszkania. Uratowali koła, a przy okazji porządnie sprali złodziei. Prokurator dobrze o tym wiedział.
W trakcie rozprawy sądowej złodzieje skarżyli się, że zostali dotkliwie pobici.
- Panowie, czy to prawda? - prokurator zapytał właściciela samochodu i jego syna.
- Nie, skądże - odpowiedział ojciec.
- Swoją drogą, to się panom dziwię - prokurator na to. - Ja na waszym miejscu bym nie wytrzymał.

No cóż, inne czasy i inna prokuratura.
Edek, co ty wypisujesz?!
Lincz  popierasz?!

Dura lex sed lex.
Wymierzanie sprawiedliwości należy do sądu, nie do oburzonych świadków.

Swoją drogą oburzenie ochroniarzy może wzruszać, bo co to za zaszczyt pobić w kilku jednego obezwładnionego już, więc bezbronnego osobnika. Jak tacy odważni, to mogli zadziałać w momencie ataku, a nie pozwolić agresorowi na zadawanie aż kilku ciosów, a potem biegania po scenie i wykrzykiwanie manifestów.

Tak, wiem, rozumiem, to byli zwykli ochroniarze, nie ochrona osobista.
W ewidentnych przypadkach, jak ten gdański, POPIERAM!
W USA nie ma ochrony wizerunku osoby podejrzanej - podaje się jego pełne nazwisko i nie rozmazuje twarzy. U nas, i to nie tylko obecnie, ale od niepamiętnych dla mnie czasów, jest zupełnie inaczej. Często ofiara ma mniejsze prawa niż oprawca, a to rozzuchwala. Nawet bandzior skazany prawomocnym wyrokiem, w większości przypadków pozostaje osobą anonimową.

Fragment jednej z dzisiejszych publikacji internetowych:

Inny rozmówca reportera WP z resortu sprawiedliwości mówi, że w Polsce "jest generalnie bardzo liberalna linia orzecznicza stosowana przez sądy". - Gdy przychodziliśmy do władzy i spojrzeliśmy w statystyki, okazało się, że połowa przestępców otrzymywała kary w zawieszeniu. A mądre społeczeństwo, mądre państwo, powinno potrafić takich ludzi izolować. Jak w USA. W USA taki Stefan W. dostałby 100 lat więzienia za to, co zrobił, zanim zabił prezydenta Gdańska - mówi osoba z ministerstwa.

Jolu,
nienawidzę przemocy, dlatego, weź głęboki oddech, bo doznasz szoku - jestem za karą śmierci w stosunku do takich ludzi, jak Stefan W.!!!

Pozdrawiam pokojowo i zmykam do Warszawy.
Za długo żyję, za dobrze znam ludzi, by "doznawać szoku".
Twoje poglądy są niezwykle popularne, że tak powiem  - populistyczne.

Ale po drugiej stronie mamy refleksję, nie tylko moralną, ale przede wszystkim intelektualną.
Czyli zwykły zdrowy rozsądek  - o co nam chodzi, jaki jest cel naszych działań, naszego porządku prawnego.
I tu z pomocą przychodzi STATYSTYKA.

Piszesz, że facet w USA dostałby najpierw sto lat więzienia a potem karę śmierci.
Pewnie prawda.
Ale jakie są tego skutki? Jaką mają przestępczość?
Odpowiem ci  - jest tragicznie.

 Z drugiej strony mamy system skandynawski, często wyśmiewany w Polsce,
że  niby  się tam "patyczkują" z przestępcami, a wyroki często są śmieszne  - kilkutygodniowe.
Ale mają przestępczość dwa razy niższą, niż my (mimo 5-7% uchodźców), a wskaźnik recydywy  minimalny, mimo tego patyczkowania się, a może właśnie dlatego.

Tak, zawsze trzeba zastanowić się, o co nam chodzi, na czym nam zależy, czy na zaspokojeniu żądzy zemsty i mordu populistów, czy na zmniejszeniu przestępczości i recydywy.
Żeby Cię utwierdzić w przekonaniu, że miałaś rację nazywając moje poglądy populistycznymi to dopowiem, że mógłbym być katem!

- Proszę pana, ten facet zgwałcił dziewczynkę, później ją torturował i w końcu zabił. Tutaj jest sznur z pętlą, a tutaj dźwignia zwalniająca zapadnię. Wylosowaliśmy pana z kilkuset chętnych populistów. Wchodzi pan w to?
- Wchodzę!

Jeśli nie można wprowadzić u nas chwalonego przez Ciebie systemu skandynawskiego, jeśli więzienie nie resocjalizuje, tylko demoralizuje, a przestępcy po odbyciu kary nadal gwałcą i zabijają powodując ogrom cierpienia kolejnych rodzin, to pozostaje dobry Stary Testament:

http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=71

"22 Gdyby mężczyźni bijąc się uderzyli kobietę brzemienną powodując poronienie, ale bez jakiejkolwiek szkody, to [winny] zostanie ukarany grzywną, jaką <na nich> nałoży mąż tej kobiety, i wypłaci ją za pośrednictwem sędziów polubownych. 23 Jeżeli zaś ona poniesie jakąś szkodę, wówczas on odda życie za życie, 24 oko za oko, ząb za ząb, rękę za rękę, nogę za nogę, 25 oparzenie za oparzenie, ranę za ranę, siniec za siniec."