RAK PROSTATY POMOC - Forum

Pełna wersja: Wątek Edwarda - przeszczep wątroby.
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
(13.11.2017, 18:23:09)Dunolka napisał(a): [ -> ]Edek, a jak ci się udało przetrwać ostatnią zimę bez grypy?

Byłem po przeszczepie (wrzesień 2016), niemal co miesiąc nękały mnie infekcje górnych dróg oddechowych i praktycznie nie było okazji aby się zaszczepić. Poza tym prześladował mnie nerw 3D i prawie nie wychodziłem z domu. No i tak jakoś grypowy sezon minął.
Edward
Edwardzie trudna sprawa i podobnie jak Jola skłaniam się do opinii prowadzącego hepatologa. A nie, to jednak była podpowiedz Pawła

Trzymaj się ciepło
Armands
Kiedy właśnie opinia prowadzącego hepatologa (nie ma zresztą takiego, bo w poradni transplantacyjnej przyjmuje na przemian 5-6 lekarzy) sprowadza się w moim przypadku do wróżenia z kart, albo rzutu monetą! Ja mam zdecydować biorąc pod uwagę częstość przebywania w miejscach publicznych (a przecież wystarczy jedno niepubliczne z wirusem), poważniejsze 'odchorowanie' szczepienia i jego ograniczoną skuteczność. I bądź tu mądry, zwłaszcza w kontekście odpowiedzi pani profesor Brydak.
Do tego dochodzi proces wychodzenia z kuracji antybiotykowej oraz możliwe w każdej chwili wezwanie z Banacha na zabieg usunięcia przepukliny. W podjęciu prawidłowej decyzji nawet pół litra tu nie pomoże!
Pozdrawiam
Edward
Edward, tu napiszę dwa zdania na temat przepukliny.
Mój tata miał tzw. uwięźnięcie przepukliny, które o mało nie skończyło się tragicznie.
Próbował sam temu zaradzić, poprzez gorący kompres i naciskanie, ale gdy ból był na tyle duży, że nie dał rady ukryć cierpienia, mama zadzwoniła po karetkę.
Operacja pozwoliła uratować jelito. Podobno było blisko martwicy i ewentualnych problemów z otrzewną.
Dlatego też w moim przypadku szybko decydowałem się na operację.

Pozdrawiam
Armands
Jarku,
to co napisałeś pokrywa się z tym, co powiedział profesor z Banacha, który badał przepuklinę 8 miesięcy temu. Ostrzegał właśnie przed uwięźnięciem jelita i powiedział, że kiedy to się stanie, to w ciągu 2-3 godzin powinienem znaleźć się na chirurgicznym stole. Zapytałem, jak poznać, że uwięźnięcie nastąpiło? Odpowiedział, że na pewno poznam. Domyślałem się, że chodzi o ból, o którym piszesz.
Wiedziałem, że uwięźnięcie grozi martwicą jelita, ale z tego co piszesz, to także zapaleniem otrzewnej. Teraz jasne, dlaczego z powodu przepukliny można pożegnać ten świat! Ciągle czekam na sygnał z Warszawy i zabieg usunięcia przepukliny, no i potwierdzenie słów profesor Brydak o szczepieniu przeciw grypie. Trudno to będzie bezpiecznie połączyć.
Pozdrawiam
Edward
Edward napisał(a):Wiem, że przepuklina może być powodem poważnych komplikacji, ale nie sądziłem, że także śmierci.

Z niewielkiej przepukliny z czasem często robi się taka, która może uwięznąć, spowodować zapalenie otrzewnej, sepsę,  zatem i śmierć. Życie wtedy ratuje szybka operacja, ale ta nie zawsze jest możliwa.
Dlatego lepiej problemu pozbyć się wcześniej.

Z moim tatą to było tak, że od zawsze był ciężko chory, od zawsze "umierał".
Pierwszy problem, to wpływ takiej pełnej lęku domowej atmosfery na psychikę dziecka.
Toczyliśmy na ten temat "długie nocne rodaków rozmowy" z Crisem.
Czsem myślę, że moje bolesne wspomnienia były jednym z powodów, dla których Cris grał  rolę twardziela, bo miał przecież w domu młodego, wrażliwego nastolatka. Więc  mam teraz coś w rodzaju poczucia winy...

U taty zaczęło się od ciężkiej, odpornej na antybiotyki gruźlicy, a potem było już tylko gorzej, ciężka astma, problemy neurologiczne, czyli parkinsonizm (nie Parkinson), i inne. Raz po raz zabierało go pogotowie z krwotokiem,  kilka miesięcy w roku  spędzał w szpitalach, sanatoriach. Jego choroba była tematem numer jeden w rodzinie.
I stało się tak, jak przewidywałam  - ciężko chory tata przeżył o 9 lat silną, "zdrową" mamę.
To jest właśnie ten drugi problem ciężkiej choroby w rodzinie  - choroby innych są mniej ważne, bo banalne.

A trzeci problem to lekceważenie drobiazgów. Raz wystąpiło zagrożenie życia z powodów stomatologicznych ("po co mi drogie leczenie, jak i tak niedługo umrę"), no i ta przepuklina,  o której nikt z nas nie wiedział. Może mama wiedziała, ale jej już nie było.
Pewnego dnia niespodziewanie  przepuklina uwięzła, spowodowała zapalenie otrzewnej. Lekarze odmówili operacji, twierdząc, że tata operacji na pewno nie przeżyje, w tak złym stanie jest jego wątroba, nerki, płuca, w ogóle wszystko.
Że trzeba było przepuklinę zoperować wcześniej.
Tata zmarł po kilku godzinach.

Jeszcze o jednym chciałam napisać.
Tata był niesamowicie oczytany w literaturze medycznej, wiedział wszystko o swoich chorobach; jeden z tych, który dyktują lekarzom, jak ich mają leczyć. Zawsze zdecydowanie odmawiał leczenia radykalnego, wszelkich operacji. Szczycił się tym, że dzięki temu tak długo żyje.
Kiedyś myślałam, że miał rację, ale teraz tak nie myślę.
Tata żyłby pewnie i  lepiej i dłużej, gdy pozwolił sobie to i owo zoperować, choćby tę przepuklinę.
Dzięki Jolu i Jarku!
Jutro telefonuję na Banacha i może dowiem się o przewidywanym terminie zabiegu. Miesiąc temu nie wiedzieli. Twierdzili, że to tak banalna sprawa, że o przyjęciu do szpitala decydują niemal z dnia na dzień.
Pozdrawiam
Edward
Banacha milczy, chociaż w każdej chwili spodziewam się telefonu wzywającego do stawienia się na zabieg usunięcia podmostkowej przepukliny, a w związku z tym nie szczepię się przeciw grypie.
Samochód więcej stoi w warsztatach niż jeździ, a koszt napraw przekroczył już 1,5 raza cenę zakupu i praktycznie wydrenował wszystkie nasze oszczędności.
Zakończyłem pisanie III tomu "Kresowej opowieści" (podtytuł "Nadia") i aktualnie przechodzi on rodzinną krytyczną ocenę. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to jeszcze przed Świętami przedstawię go Wydawnictwu i zobaczymy.

Teraz zamieszczę długi tekst i tych z Was, którzy nie lubią czarnego humoru i są wrażliwi na punkcie wyznawanego światopoglądu ZNIECHĘCAM ZNIECHĘCAM ZNIECHĘCAM ZNIECHĘCAM ZNIECHĘCAM ZNIECHĘCAM ZNIECHĘCAM
do jego lektury.

===
Dzisiaj, pod adresem:
https://www.deon.pl/religia/serwis-papie...-nasz.html
przeczytałem taki tekst:
Papież chciałby, by zmianie uległy słowa "I nie wódź nas na pokuszenie", bo jego zdaniem zostały źle przetłumaczone. 
 "Ojciec tego nie robi, ojciec pomaga ci natychmiast wstać." Jest to przekład  Wulgaty, łacińskiego przekładu Biblii z IV wieku, który został przetłumaczony ze starożytnego greckiego, hebrajskiego i aramejskiego. Papież zauważa, że przecież to nie Bóg kusi człowieka, nie prowadzi człowieka do grzechu. "To ja jej ulegam, a nie Bóg".
===

No i mam ogromną satysfakcję, bo na ten fragment codziennej modlitwy zwróciłem uwagę już dawno temu!

W 2009 roku byliśmy z Wandą we Włoszech. Z każdego dnia tej podróży powstał jakby pamiętnik, ale w Padwie i w Weronie pozwoliłem sobie dodatkowo na rozmowę z diabłem. To duży fragment z Werony:
--------------
Czarny usiadł na nogach Wandy, a kiedy chciałem zaprotestować, że ją obudzi, podniósł do góry wskazujący palec zakończony pazurem.
- Nie denerwuj się! – głos miał łagodny. – Ona tego nie czuje!
Spojrzałem na Wandę, ale nawet się nie poruszyła. Nadal spała, równo oddychając.
- No widzisz! – wyciągnął obie łapy, kładąc je na moich nogach.
Dziwne, ale nie odczułem najmniejszego ciężaru, chociaż masę jego ciała oceniałem na dziewięćdziesiąt kilogramów.
 
- Lubisz dowcipy? – śmiesznie przekrzywił głowę.
- Jeśli są dobre, to tak. Nie lubię tylko dowcipów wulgarnych, nawet jeśli są dobre.
- A ten o papieżu znasz?
- Nie, chyba nie – usiłowałem odświeżyć pamięć.
 
- Do papieża przybywa delegacja koncernu "Coca-Cola" – znasz to?
- Przybywa – kontynuowałem - i proponuje milion dolarów za to, aby w modlitwie "Ojcze nasz" zamiast "Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj" umieścić "Chleba naszego powszedniego i Coca-Coli daj nam dzisiaj".
- Czy o to ci chodziło? – zapytałem dla pewności.
- Tak – uśmiechnął się.
- Kiedy papież stanowczo odmówił, zaproponowali mu dziesięć milionów. Niestety dla nich papież też się nie zgodził. Przy stu milionach ciągle był niewzruszony, nie skusił się nawet na miliard! Delegacja wyszła zrezygnowana, a poza murami Watykanu głośno zastanawiała się, ile zapłacili piekarze.
 - Tak było w twojej wersji? – podparł się łapą i lekko uniósł uda, aby poprawić ogon.
- Dokładnie tak - powiedziałem półgłosem. – To dobry dowcip, podoba mi się. Ale dlaczego o tym opowiadasz?
- Z kilku powodów – odchrząknął.
- Po pierwsze, to nie jest żaden dowcip, ale opis sytuacji, która rzeczywiście miała miejsce! – mówił z taką pewnością, że z wrażenia usiadłem.
- Jak to, miała miejsce? – otworzyłem usta jak wigilijny karp pyszczek.
- A tak to! – zachichotał. – W dowcipach opisy zawsze są przerysowane, ale tutaj to już przegięli! Czy wyobrażasz sobie jakiegokolwiek papieża, który odrzuciłby taka ofertę? Znam ich! Na pewno żaden by tak nie postąpił.
- Ale przecież w tej modlitwie nie ma ani słowa o coca-coli! – szybko odmówiłem w pamięci „Ojcze nasz”.
- Nie ma, bo papież oferty rzeczywiście nie przyjął, ale miał po temu powody!
- Jakie? – zaczynałem się w tym wszystkim gubić.
- A takie, że delegacja koncernu Coca-Cola proponowała kwoty tysiąc razy mniejsze! Zaczęli nie od miliona, ale od tysiąca, czym tak bardzo obrazili papieża, że od razu wyrzucił ich za drzwi. Wieść o tym szybko się rozniosła, ale znasz ludzi i mechanizm powstawania plotek. „Super Ekspres” zaczął od miliona, „Fakt” pomnożył to przez dziesięć, a resztę dołożyli ludzie. No i tak powstał ten niby dowcip.
- Ciekawe – na pełniejszy komentarz w pierwszej chwili nie potrafiłem się zdobyć, ale nagle doznałem olśnienia.
 
- Hej kolego! – nie wiem dlaczego nazwałem go kolegą. – Teraz to ty mijasz się z prawdą! Wtedy, kiedy powstawała modlitwa nie było ani Super Ekspresu, ani Faktu!
Chociaż byłem pewny, że przyłapałem go na kłamstwie, on spojrzał na mnie z intelektualną wyższością.
 
- Nie było ani Super Ekspresu, ani Faktu? – powtórzył jak echo.
– Mylisz się mój drogi! Były, tylko inaczej się nazywały. Każda epoka ma swój Super Ekspres albo Fakt!  – powiedział z naciskiem.
Usiłowałem skonfrontować w czasie Gutenberga i „Ojcze nasz”, ale nic z tego nie wyszło, więc zamilkłem.
 
- Widzisz – podrapał się po owłosionej piersi – kiedy powstawała modlitwa, lobby piekarskie było bardzo mocne i swój cel osiągnęło. Zdziwisz się jednak, kiedy ci powiem, że my też!
- A to niby jaki cel udało się wam osiągnąć? – lekceważący ton mojego głosu był oczywisty. – A w ogóle, co to znaczy „wy”?
- Nie „wy”, tylko „my” – uściślił pojęcia.
Usiłowałem powiedzieć, że pojęcia „my” i „wy” zależą od punktu patrzenia, ale nie dał mi dojść do głosu.
- My, czyli ... – zamilkł nagle, bo albo zabrakło mu słów, albo nie chciał wypowiedzieć tych, które znał.
- No mój zakład pracy, moja firma – próbował wybrnąć z konspiracyjnej pułapki.
 
- Wiadomość o tym, że powstaje modlitwa, którą miliony ludzi będą odmawiały każdego dnia przynajmniej raz, a często wiele razy, dotarła do nas natychmiast – zamyślił się, przygryzając dolną wargę.
- No, po godzinie – uściślił. – Ale to i tak szybko, bo piekarze dowiedzieli się dopiero po tygodniu, a po miesiącu sprawa stała się tajemnicą Szynela.
- Chyba Poli? – zauważyłem przytomnie.
- Nie – upierał się przy swoim. – Właśnie Szynela
 
- Określenie tajemnica poliszynela prawdopodobnie wywodzi się z włoskiego lub francuskiego teatru lalek – robiłem mu krótki wykład.
Poliszynel był garbatą postacią, która charakteryzowała się wielką gadatliwością i wciąż rozsiewała plotki. Niby to szepcąc pod nosem, dzieliła się wszelkimi informacjami z publicznością. Zatem tajemnica poliszynela jest powszechnie znaną wiadomością. Można powiedzieć, że tajemnica poliszynela, jest rzekomą tajemnicą, o której wszyscy wiedzą, lecz nikt o niej głośno nie mówi.
- Masz rację – przyznał mi rację. – Tak właśnie wtedy było.
 
- We wszystkich środowiskach zapanowało wielkie poruszenie! – kontynuował po krótkiej przerwie.
- W Watykanie zaroiło się od ludzi, których wy dzisiaj nazywacie lobbystami. Wszyscy oni mieli jeden cel: w krótkiej modlitwie umieścić zdanie, pół zdania, albo chociaż słowo, które przez wieki będzie reklamować ich branżę – wziął głęboki oddech.
 
- Musisz wiedzieć, że Kościół od początku swojego istnienia nakazywał rozmawiać z Bogiem, ale dla zwykłych ludzi było to trudne, wręcz niewykonalne! Nie wiedzieli, jak prowadzić rozmowę z kimś, kogo nie widać. Kościół jednak szybko wybrnął z tej sytuacji i zrobił gotowce, czyli modlitwy. Powiedział ludziom, że modlitwa jest rozmową z Bogiem i problem dla obu stron został rozwiązany. Modlitwy zaczęto tworzyć na masową skalę, bo w życiu każdego człowieka nie brakowało sytuacji i powodów, aby z Bogiem o nich porozmawiać. Ciągle jednak nie było tej jednej, podstawowej modlitwy: modlitwy uniwersalnej, modlitwy do samego Stwórcy.
 
Kiedy w Watykanie potajemnie ogłoszono konkurs, a sprawa stała się powszechnie znana, w mojej firmie zawrzało! Powołano zespół do lobbowania za korzystnymi dla nas zapisami. W tym zespole od samego początku ścierały się poglądy materialistów i idealistów. Pierwsi chcieli mniejszych podatków, większej swobody w prowadzeniu działalności gospodarczej, rozmaitych ulg i większej pomocy socjalnej. Drugich kręciły zapisy bardziej duchowej natury.
Walka była zacięta, ale kiedy od zaufanego człowieka otrzymaliśmy wiadomość, że piekarze dopięli swego, jasne stało się, że drugi podobny zapis nie przejdzie i materialiści musieli przegrać.
 
Chociaż wywód Czarnego wydawał się logicznie spójny, już dawno się pogubiłem i czekałem na jakieś konkrety.
 
- Wśród idealistów też nie było jednomyślności – Czarny zdawał się nie przejmować moimi dylematami, chociaż jestem pewien, że wiedział o czym myślę.
- Maksymaliści chcieli zawłaszczyć całą modlitwę, ale zapis piekarzy bardzo im bruździł. Minimalistów zadowalało jedno, jedyne słowo, ale nie mogli się dogadać, jakie ono ma być. Wtedy ja sam musiałem wkroczyć do akcji – dumnie wypiął pierś.
- Musimy połączyć swoje siły, bo przegramy! – mówiłem do materialistów, idealistów- maksymalistów i idealistów-minimalistów, których zebrałem w sali konferencyjnej.
- Dyplomacja watykańska słynie ze skuteczności i przebiegłości. To trudny przeciwnik i musimy użyć fortelu, aby go przechytrzyć! Musicie wymyślić coś, co nie wzbudzi żadnych podejrzeń, a jeśli nawet wzbudzi, to od razu je zneutralizuje!
Oczywiście podniosła się wrzawa. Padały głosy, że to trudne, że niemożliwe, ale ja byłem nieugięty.
Dostali czas do rana i zapewnienie, że jeśli tego nie zrobią, to stracą pracę i odeślę ich do nieba – wytarł wierzchem łapy spocone czoło.
 
- Perspektywa zesłania do niebios tak ich zmobilizowała, że obudzili mnie już o trzeciej nad ranem. Byłem zaspany, ale tekst bardzo mi się spodobał. To było mistrzostwo świata. W Watykanie zapis oczywiście przeszedł i od setek lat, każdego dnia powtarzają go miliony ludzi! – zachichotał, przykrywając usta łapą.
- Jak to, miliony od setek lat, każdego dnia? – kompletnie nie wiedziałem o co chodzi.
- Przypomnij sobie tę modlitwę – poprawił się, siadając po turecku.
 
Przelatywałem w myślach tekst modlitwy, ale niczego podejrzanego nie zauważyłem. Próbowałem odmawiać ją opuszczając co drugie słowo, a nawet od tyłu, ale bez kartki papieru okazało się to niewykonalne i w końcu się poddałem.
 
- Nie wiem – powiedziałem zrezygnowany. – Myślę, że mnie podpuszczasz!
- No wiesz! – udawał obrażonego. – Jak mogłeś tak pomyśleć?
- Dobrze, pomogę ci – przerzucił ogon przez ramię.
 
Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że dredy jego ogona łaskotały twarz Wandy powodując, że co chwila pocierała przez sen policzek tak, jakby chciała odpędzić natrętnego komara.
 
- Jaki w waszym wyobrażeniu jest Stwórca? – zadał pomocnicze pytanie.
- No, nie wiem – wzruszyłem ramionami. – Często przedstawiają go jako starca z brodą. Pamiętasz Szymona Kobylińskiego? – przypomniałem sobie od lat nieżyjącego rysownika i gawędziarza. – Stwórca na obrazach jest podobny do niego.
- Raczej on do Stwórcy – zauważył z przekąsem.
- Jeśli o wygląd chodzi, to wszyscy jesteście w błędzie. Stwórca tak nie wygląda!
- A jak? – niezdrowa ciekawość, jedna z niższych cech ludzkiego, więc i mojego charakteru nie mogła przepuścić takiej okazji.
- A nijak! Coś taki ciekawy, wręcz ciekawski? – zgasił mnie od razu.
- Wiesz jak wygląda wiatr? – uważnie mi się przyglądał.
- Wiem!
- Nie, nie wiem! – wysłałem do niego dwie sprzeczne wiadomości.
- No to zdecyduj się!
 
- Wydawało mi się, że wiem, bo widzę fale na wodzie, poruszające się gałęzie drzew, przesuwające się na niebie chmury ...
- Przestań – machnął łapą. – Dusza romantyka z ciebie wyłazi.
Nagle zauważyłem, że jego własne słowa wyraźnie go ożywiły! Zaczął przyglądać mi się uważnie ze wszystkich stron i nawet poprosił, abym się odwrócił. W końcu jednak zrezygnowany machnął łapą.
 
- Ze Stwórcą jest podobnie jak z wiatrem: widzisz skutki, a nie sam wiatr! Ale nie o wygląd mi chodziło, kiedy pytałem o ludzkie wyobrażenie Stwórcy. Chciałem usłyszeć o waszym wyobrażeniu o jego cechach charakteru.
- Jest dobry, to oczywiste! – nie miałem żadnych wątpliwości.
- O! – wykrzyknął. - I tutaj cię mam! O dobroci Stwórcy mam swoje własne zdanie, ale jeśli uważacie, że jest dobry, to czy dobry może namawiać do złego?
- Nigdy w życiu! – przypomniałem sobie tytuł jakiegoś filmu.
- I nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego! – prawda, że mistrzostwo świata?
- Nie rozumiem! – tak powiedziałem, chociaż zaczynałem rozumieć.
- Boś gamoń skończony! – uraziła go moja indolencja.
 
- I nie wódź nas na pokuszenie - to modlitwa do mnie! Tylko ja wodzę na pokuszenie, a nie Stwórca! Proszenie go, aby nie wodził na pokuszenie ma dokładnie taki sam sens, jak zaklinanie wody, aby była mokra, albo ognia, aby był gorący! Woda mokrość, a ogień gorąco mają w swojej naturze - podobnie jak Stwórca nie nakłanianie do pokus!
Swoją drogą chyba jakiś kretyn wymyślił, że pokusa jest grzechem, ale to wasza, a nie moja sprawa – z emocji drgał mu lewy policzek.
- W mojej firmie wszyscy ulegają pokusom i nikt nie mówi o obżarstwie, pijaństwie czy molestowaniu.
 
- Oczywiście musieliśmy zneutralizować tak prowokacyjny zapis, dlatego zdanie zakończyliśmy zwrotem do Stwórcy. Tak, tak – zamyślił się. – Zbawianie ode złego, to zupełnie nie nasz obszar działalności.

Edward
Nie wiedziałam, Edku, że się codziennie modlisz. mruganie, puszczanie oczka
A że tłumaczenie tekstu Modlitwy Pańskiej jest nieścisłe, dowiedzieliśmy się dawno na katechezie w szkole.
(To znaczy w salce katechetycznej).
(10.12.2017, 15:05:34)Dunolka napisał(a): [ -> ]Nie wiedziałam, Edku, że się codziennie modlisz. mruganie, puszczanie oczka
A że tłumaczenie tekstu Modlitwy Pańskiej jest nieścisłe, dowiedzieliśmy się dawno na katechezie w szkole.
(To znaczy w salce katechetycznej).

Jak Jolu widzisz, życie jest pełne niespodzianek! mruganie, puszczanie oczka
I powiem Ci, że mi na katechezie nie uświadomiono, że Ojcze Nasz zawiera tak znaczną 'wadę'. Przecież proszenie Absolutu o nie wodzenie na pokuszenie, jest Jego obrazą! Z rozmowy z Czarnym wynika, na czym ta obraza polega.
W piątek zatelefonowano z Banacha - konkretnie to chirurg, który ma się zająć moją przepukliną. Powiedział, że celowo zwlekał z terminem, abym Świąt nie spędził w szpitalu. Zaproponował okres między Świętami, a Nowym Rokiem, ale poprosiłem, żeby było to tuż po święcie Trzech Króli.
Być może będzie tak, że już 3 stycznia wyjadę do Warszawy, aby następnego dnia, w ramach programu lekowego, pobrać ze szpitalnej apteki jeden z zażywanych do końca życia leków, a kolejnego dnia stawić się do kontroli w Centrum Gamma Knife. Później wolna sobota i niedziela, a w poniedziałek, 8 stycznia, przyjęcie do szpitala.
Trochę to wszystko późno się odbywa. Do odtwarzania w połowie zdemontowanego kadłuba Kornika zostaną mi tylko dwa miesiące. Właściwie, to mniej, bo nie wiem, w jakiej będę kondycji i jaka będzie pogoda. Niestety nie dysponuję tak dużym pomieszczeniem i remont będzie się odbywał 'pod chmurką'.

Od 1,5 miesiąca dokarmiamy ptaki. Chociaż w ubiegłym roku zjadły ok. 50 kostek margaryny i 5 kg słonecznika, to dotąd tylko jedną kostkę, ale prawie pół worka trzyletnich włoskich orzechów. Niestety nie mają one tak dobrego smaku, jak tegoroczne i dajemy je ptakom, dla których są rarytasem. A w 'magazynie' jest jeszcze 2,5 worka, czyli ok. 50 kg!

Pozdrawiam
Edward
Edward, już widzę, że początek 2018 będziesz miał pracowity i emocjonujący. Już teraz życzę powodzenia.
Zdrowie jest najważniejsze. O resztę się na razie nie martw... przyjdzie na to czas.

A co do ptaszków, to nie na darmo specjaliści od żywienia twierdzą, że orzechy włoskie sprzyjają mądrości... co skutkuje ptasią niechęcią do margaryny. Masło im zaserwuj! mruganie, puszczanie oczka

Pozdrawiam
Armands
Taki ten początek roku rzeczywiście będzie.
Kiepsko wygląda zapowiedź chirurga, że przy lekach immunosupresyjnych trudniej się będzie wszystko goić, ale muszę przez to przejść. Później trzy miesiące rekonwalescencji i oszczędzania się, co trudno będzie znieść, bo fizycznej bezczynności nie cierpię! Niestety znowu umknie mi wiosenna pielęgnacja drzew owocowych, a za Kornika zabiorę się nie w marcu, jak planowałem, ale dopiero w maju.

Masła ptaszkom nie zafunduję. Po pierwsze jest za drogie, a po drugie jestem pewien, że z orzechami i tak przegra.
Orzechy roztłukuję młotkiem i jednorazowo wysypuję do karmnika w warstwie 3-4 cm. Ptaszki czasem konsumują je na miejscu, ale najczęściej zabierają gdzieś, gdzie nikt im w pałaszowaniu nie przeszkadza.
Wczoraj widziałem kowalika, który z rozmachem wyrzucał puste skorupki poza karmnik. Przylatują też rudziki, ale 95% konsumentów stanowią sikorki. Natomiast zupełnie nie widać wróbli. Być może dopiero prawdziwe mrozy skłonią je do korzystania z mojej stołówki.

Pozdrawiam
Edward
Z masłem, to był oczywiście żart zadowolenie, uśmiech
Taki karmnik na wsi, to ma sens.
U mnie pod blokiem tzw. kocie mamy dokarmiają leniwe koty, a rano o resztkę strawy walczą gangi srok, rybitw i wronowatych. Po ich odlocie zjawiają się dzikie gołębie i zaczynają swoją robotę.
To istna męka... od rana pod oknami skrzekot, wrzask i łopot skrzydeł. Nie ma szansy pospać... a i odchodów multum.
Małych ptaków nie uświadczysz, a kiedyś to własnie wróble i jaskółki tu dominowały.
Przeganiam te troskliwe panie, administracja goni je tabliczkami z zakazami, ale one po ciemku, wczesną nocą przychodzą i opróżniają zawartość reklamówek. Tak noc w noc. Bywa, że robią rundy wokół bloku aby wyczuć okazję. A koty siedzą i czekają.
Kiedyś jedną mamuśkę dorwałem... najpierw ostro opieprzyłem, a później przez kilkanaście minut próbowałem uświadomić, jaki faktycznie jest efekt jej dokarmiania. Jednak do niej nic nie dotarło.

Chyba pora kupić flintę mruganie, puszczanie oczka

Kiedyś sam dokarmiałem sikorki, ale teraz widzę, że te gangi wspomnianych wyżej ptaków terroryzują miasto. To oczywiście "zasługa" ludzi... tych co dokarmiają, ale i tych co jedzenie wyrzucają. Pojemniki otwarte, to i pokarmu do oporu. Tylko grzebać i konsumować.
Może za kilka lat będzie jak w Londynie ( i nie tylko tam), czyli lisy i wielkie szczury na ulicach, a psy i koty uciekające w popłochu. We Wrocławiu chyba też jest problem szczurów... bynajmniej był w lato. Syn opowiadał, że w centrum to normalny widok, kiedy szczur maszeruje po ulicy.

Sorry, że tak o zwierzakach.
Armands
Zbliżają się Święta kojarzone ze spokojem, prezentami, spotkaniami przy wigilijnym stole z rodziną widywaną czasem tylko kilka razy w roku - jednym słowem Święta radosne. Jednak nie dla wszystkich będą one takie.
Z Mamą Wandy, która dwa dni temu skończyła 97 lat, nie ma już kontaktu. Przestała mówić, nie współpracuje przy zmianie pampersów, ciągle śpi i wydaje się, że odejść może w każdej chwili.
Z wielu Waszych postów też przebija smutek i obawa o przyszłość najbliższą i nieco dalszą. W tej sytuacji nostalgia i zaduma wydają się być tym nastrojem, który powinien nam teraz towarzyszyć.
Życie obok nas toczy się jednak swoim torem i nie ma w nim miejsca na rzeczy smutne. Dlatego podzielę się z Wami treścią maila, jaki dzisiaj dostałem. Adres mailowy, z którego został wysłany ma końcówkę ".jp", a sam list jest prawdopodobnie ofertą matrymonialną. Pewności nie mam, więc proszę Was o pomoc w rozszyfrowaniu jego treści.

===
witam moj wysoki pioro-przyjaciel,

dzien Dobry Ja nazwisko Olga Ja Chcialbym dowiedziec jego kochaja zjazd poslubic wybudowac szczesliwi rodzinny do ulubiony mezczyzna posiadac mu zadowolony przyszlosc stac jego druga pol jezeli pan ciekawe napisac mam. wola Szukam odczekac Panstwu odpowiadac Olka,
===

No i nie wiem, co mam o tym sądzić? Wanda pyta, czy skorzystam, a ja nie wiem! smutny 

Edward
Wiesz, Edku, bo grudzień to taki miesiąc, w którym jak w soczewce skupiają się  najtrudniejsze i najpiękniejsze aspekty życia. Jest koniec, jest i początek. Jest czarny, ponury dzień, jest i ciepło wigilijnego wieczoru.
Ktoś odchodzi, ktoś przychodzi.
W mojej dalszej rodzinie urodziła się dziewczynka. Ogromna radość,  bo dziewczynka. Jej mama jest nosicielką śmiertelnej choroby, którą przekazuje się tylko synom. A tu zdrowa dziewczynka! Cud!

PS.
Cytat:No i nie wiem, co mam o tym sądzić? Wanda pyta, czy skorzystam, a ja nie wiem!  

Dobre rady zawsze w cenie  - spasuj.
Bo wiesz, po pierwsze brak armat...
(20.12.2017, 17:11:50)Dunolka napisał(a): [ -> ]Dobre rady zawsze w cenie  - spasuj.
Bo wiesz, po pierwsze brak armat...
Ale jest jeszcze po drugie, po trzecie, po czwarte itd! mruganie, puszczanie oczka
A ".jp" to Japonia, więc może szkoda tej egzotyki? mruganie, puszczanie oczka
Żarty się skończyły. Mamę Wandy pogotowie zabrało do szpitala. Temperatura 39,5 stC, zapalenie płuc i migotanie przedsionków, podają jej tlen. Wanda czeka na wynik RTG i decyzję, co dalej. Zawiozłem ją do tego szpitala, ale bojąc się wirusów wróciłem do domu. Czekam na telefon od Wandy i jeśli będzie chciała wrócić, to po nią pojadę. Jest środek nocy, a do szpitala aż 18 km, bo to drugi koniec miasta. Smutne będziemy mieli tegoroczne Święta.
Rzeczywiście nieciekawie.
Trzymam kciuki!
Samo życie, Edku.
Jesteśmy z wami.