RAK PROSTATY POMOC - Forum

Pełna wersja: Wątek Edwarda - przeszczep wątroby.
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
(18.05.2018, 20:48:47)Edward napisał(a): [ -> ]Miała rację, a dobitnie pokazuje to ten dowcip:
Rybak, za uwolnienie złotej rybki, zarzadal willi, dobrego samochodu i dużego ptaka. Hokus pokus i na brzegu stanal okazaly dom, przed garazem parkowal najnowszy model mercedesa, a przed domem biegal strus!

To jeszcze nie jest najgorsza wersja.
Ja słyszałam, że złote  rybki bywają jeszcze mniej kumate:
Rybak dokładnie określił, że chodzi o penisa, i że ma on być do kolan.
No i obudził się z nogami długości 6 cm...
Po sześciu dniach nieobecności powróciłem do domu i wreszcie mam do dyspozycji prawdziwy komputer. A na forum w moim wątku gorzej niż gender, Sodoma i Gomora!
Paweł obraził prawdziwych Mistrzów, Jola przyznaje, że kiedyś była nazwana "osobą z jajami" i podaje dołujący panów przykład, do czego zdolne są niekumate złote rybki. Żeby chociaż te pływadełka w calach operowały, to można by to było jakoś znieść, ale nie, one wolą centymetry!

Z tą zmianą płci przez Anglika o to mi chodziło, że powiedzenie "idę do Jola" wyraźnie sugeruje, że facet idzie do innego faceta o imieniu Jol! A przecież Jola, to dziewczyna z krwi, kości i wszystkiego innego!

Rynek we Wrocławiu i w Sienie pojawia się w "Nadii", a pytanie o to, dlaczego raz pisze się go przez "R", a innym razem przez "r" zadałem pani redaktor, z którą przez trzy tygodnie intensywnie dopracowywaliśmy tekst powieści. Otóż wrocławski Rynek pisze się dlatego przez "R", że jest on ulicą o nazwie Rynek, a skoro jest to nazwa własna, to musi być duża litera! Nie dość, że język polski jest skomplikowany, to jeszcze kolesie od nazewnictwa ulic rynek nazwali Rynkiem i wprowadzili dodatkowe zamieszanie. Jak zwykły człowiek ma się w tym wszystkim połapać?

To tyle. Jutro napiszę, dlaczego nie lubię sójek!

Dobranoc
Edward
Edward, Edward, hola,hola.....!!!

Ja w tym meczu kibicowałem Włocławkowi......,
Tylko tyle mnie to zdrowia kosztowało, mam na na myśli oglądanie IV kwarty, a właściwie końcowej jej części, że użyłem takiej oryginalnej, zupełnie neutralnej a mnie się podobającej "zbitki" słów - baranie torby..... I tylko tyle..... Ja lubię Włocławek, ich drużynę też..., no i przede wszystkim lubię mieszkańców tego miasta......  mruganie, puszczanie oczka
To raczej krawaciarze i nasze miasto, i tym bardziej nasz klub sportowy jest mocno nielubiany w całej Polsce i nikt o czym doskonale wiesz, specjalnie z tym się nie kryje.....

Edward - Śląsk też lubiłem a szczególnie duet Oława i Zielony...  zadowolenie, uśmiech
Pozdrawiam.
Paweł
Pawle, ja nie o kibicowaniu myślałem, kiedy napisałem, że obraziłeś prawdziwych Mistrzów.
Post #1159 zakończyłeś zwrotem "Szacun Mistrzu!", a żaden ze mnie Mistrz, czy nawet mistrz! zadowolenie, uśmiech 

Nie lubię sójek!!!

O ptaki dbam zimą i wiosną. Zimą dokarmiam, a wiosną staram się im zapewnić warunki do wychowania potomstwa. W tym roku, ze względu na perturbacje zdrowotne, powiesiłem jedynie sześć budek lęgowych, z których pięć zostało zagospodarowanych. Wolne było tylko jedno mieszkanie w budce-bliźniaku. "Bliźniaka" łatwiej było mi wykonać, ale ptaki widocznie wolą te wolnostojące. Budka-bliźniak zawieszona jest na świerku rosnącym trzy metry od okna w kuchni, tak że podczas śniadania można obserwować wszystko, co się w niej dzieje.

Od wczesnej wiosny jedno z 'mieszkań' zaadoptowała para wróbli. Ptaki znosiły piórka, siano i co im pod dzióbek popadło, by umościć gniazdko. Jakieś trzy tygodnie temu zaczęły (oba, to ważne, bo ojciec nie umył skrzydełek i zajął się wychowaniem potomstwa) regularne kursowanie z pokarmem, a dwa tygodnie temu w otworze pojawiła się główka pisklaka. Nie wiem ile ich tam było, ale dokarmianie trwało od świtu do zmroku.
Polubiliśmy tę ptasią rodzinę i czekaliśmy na chwilę, w której młode opuszczą gniazdo. By nie pospadały na ziemię w budce zrobiłem parapet.

Wczoraj, podczas naszego śniadania, rytuał wspólnego dokarmiania młodych trwał w najlepsze, kiedy niespodziewanie w gałęziach świerka coś się zakotłowało. Z przerażeniem zobaczyliśmy sójkę, która siedziała na gałęzi i trzymając w pazurach jednego z wróbelków zaczęła go rozszarpywać. Wybiegłem z miotłą na ganek, ale po sójce i jej ofierze nie było już śladu.

Budkę obserwowaliśmy przez cały dzień, ale nic się w niej i wokół niej nie działo. Wieczorem zajrzałem do budki. Była pusta. Kiedy wchodziłem po drabinie, to zaczął głośno protestować jeden z wróbli ukrytych gdzieś w gałęziach świerku.
Prawdopodobnie było tak, że po zamordowaniu jednego z rodziców sójka wróciła i korzystając z parapetu wyciągnęła z budki wszystkie małe. Sójka jest ptakiem wielkości gołębia i bez parapetu nie mogłaby tego zrobić.

Niby w przyrodzie od zawsze tak się dzieje, że silniejszy zjada słabszego, ale dobitnie uświadamia się to sobie dopiero wtedy, gdy jest się tego bezpośrednim świadkiem.
Szkoda tego wróbelka, który został sam. Szkoda ludzi, których bliscy odchodzą.

Edward
(20.05.2018, 05:54:25)Edward napisał(a): [ -> ]Pawle, ja nie o kibicowaniu myślałem, kiedy napisałem, że obraziłeś prawdziwych Mistrzów.
Post #1159 zakończyłeś zwrotem "Szacun Mistrzu!", a żaden ze mnie Mistrz, czy nawet mistrz! zadowolenie, uśmiech 

Wybacz, że odniosłem Twoją, rzuconą mimochodem w dłuższym tekście dygresję do włocławskich koszykarzy......

Bo jeżeli sam nie czujesz się w jakiś szczególny sposób, to dla osoby, która na co dzień niewiele ma wspólnego ze słowem pisanym, dla której napisanie posta jest wyzwaniem......
To Twoje dokonania w tym obszarze mogą być, a często są postrzegane jako imponujące......... I właśnie to upoważnia do takich sformułowań, jak moje.....
A, że nie uczą o Tobie w szkołach, że dzieciaki nie analizują dogłębnie Twoich tekstów, że w Ojczyźnie nie nazywają E.Ł wieszczem - też prawda... I pewno już tak zostanie....
Wszystko musimy rozpatrywać w odpowiedniej skali, z określonym punktem odniesienia  mruganie, puszczanie oczka

Ale Oława i Zielony robili kawał dobrej, widowiskowej gry, nieprawdaż?

Pozdrawiam.
Paweł
Z Oławą i Zielonym pełna zgoda. To był niezapomniany duet, podobnie jak niezapomniana była rywalizacja Sląska z Anwilem. Było jednak i minęło i pewnie nie powróci. Anwil jest nadal na fali, a o Śląsku już się nie słyszy.

Co do reszty Twojego maila, Pawle.
Tak, powieść cieszy się dobrą opinią czytelników i jest to źródłem mojej moralnej satysfakcji. Na poznawanie tematu i naukę pisania poświęciłem dziesięć lat i gdyby powstał gniot, to szkoda byłoby tego czasu.
Niektórzy czytelnicy, podobnie jak Ty, posuwają się do abstrakcyjnych dla mnie porównań. To dyskusja, jaką aktualnie toczę na FB z jedną z czytelniczek:

Pani do mnie:
Z zapartym tchem czytam (już kończę drugi tom) Kresową opowieść. Chętnie przeczytam i trzeci i czwarty. Jestem pod wielkim wrażeniem epickiego rozmachu i wyśmienitej narracji. To jest dzieło równe Trylogii Sienkiewicza.

Ja do pani:
Pani Elżbieto, no nie! Tak nie można! Chociaż Pani słowa są bardzo miłe, to nie można nawet myśleć o takim porównaniu! Ale z pozytywnego odbioru powieści bardzo się cieszę.

Pani do mnie:
Naprawdę tak uważam Panie Edwardzie. Do Trylogii już się wszyscy przyzwyczaili i to dobrze, ale Pańska powieść w sposób prawdziwy i niestronniczy pokazuje współczesną martyrologię Plaków na Kresach i ich trudną adaptację na Ziemiach Zachodnich. To jak historia zatacza koło i ofiary tamtych wydarzeń jeszcze ciągle są ofiarami we współczesnym świecie. Pokazuje ciągle żywe urazy i animozję będące wynikiem tych tragicznych wydarzeń na Kresach. Dla mnie, pisarki, ale i czytelniczki - rewelacja!

Ja do pani:
No i co ja mam zrobić, skoro nie chce Pani zmienić zdania? W komentarzu na FB napisała Pani: "...powieść w sposób prawdziwy i niestronniczy pokazuje współczesną martyrologię Plaków na Kresach i ich trudną adaptację na Ziemiach Zachodnich" Z tą niestronniczością, to prawda. Nigdy nie jest tak, że trudne sytuacje są wyłącznie czarno-białe i to starałem się w najbardziej obiektywny sposób pokazać. Zależało mi również na jak najwierniejszym pokazaniu społeczno-politycznego tła, z którym splatały się losy bohaterów powieści. Jeśli w obu tych przypadkach coś mi się nie udało, to jest to wyłącznie sprawa mojej literackiej niemocy, a nie celowego działania. Pani Elżbieto, nie planuję spotkań we Wrocławiu. Ofertę wieczoru autorskiego złożyłem także bibliotece w Gryfowie Śląskim, ale nie spotkała się ona z zainteresowaniem. Pozostaje więc nam Jawor, tylko proszę przyznać się, że Pani, to Pani.

Oczywiście cieszą mnie takie opinie, ale i deprymują. Powieść ma być strażnikiem pamięci o ludobójstwie dokonanym przez ukraińskich nacjonalistów na Bogu ducha winnych Polakach mieszkających na Kresach. Ma pokazać, jak tragiczne w skutkach mogą być błędy naszych królów popełnione setki lat temu. W tym konkretnym przypadku przez wynoszonego pod niebiosa ostatniego Piasta Kazimierza Wielkiego. Po kiego diabła był nam potrzebny imperializm? Po cholerę nam była Ruś, etnicznie nigdy niepolska?

Powieść ma być uproszczoną lekcją historii, którą czytelnik poznaje niejako przy okazji śledzenia losów jej bohaterów. Jeśli tak jest, to świetnie, ale żeby od razu Trylogia i Mistrz?
Wyluzuj Pawle i panią Elżbietę, jeśli się spotkamy, jeszcze raz osobiście o to poproszę.

Edward
Znowu błąd!
Zdanie "etnicznie nigdy niepolska" powinno brzmieć "etnicznie zawsze rusińska/ukraińska" lub "etnicznie zawsze niepolska"

Wczoraj i dzisiaj pracowałem przy Korniku. Odtworzyłem już 100 cm kadłuba, a zostało mi jeszcze 65 cm. Na trzy dni ponownie jadę na wieś, bo Wanda nie może pozbyć się wirusów.

Pozdrawiam
Edward
W Korniku nie używam już listewek. Wąska, może 15 centymetrowa szpara jaka jeszcze w kadłubie została, w której jest między innymi otwór skrzyni mieczowej, wymaga kombinowania z kilkoma dopasowanymi elementami drewnianymi. To jeden dzień pracy, tylko przy takich upałach nie wiem, kiedy to zrobić? Praca w pełnym słońcu mnie rozkłada, a zrobione 'zadaszenie' z plandeki 5 x 3 m szybko musiałem demontować, kiedy zerwał się silny wiatr.

Pisałem o krwiożerczej sójce, która zabiła jedno z rodziców rodziny wróbli i ich już całkiem duże pisklęta. Ten wróbelek, który ocalił życie rozpaczał ponad tydzień. Nie przesadzam z tym określeniem, bo nawet nie wiedząc o jego dramacie z tonacji śpiewu łatwo było się domyślić, że stało się coś złego. Teraz tę samą budkę lęgową znowu zagospodarowuje para wróbli. Nie wiem, czy zupełnie inna, czy też wróbelek-sierota znalazł sobie partnera (partnerkę?) i przygotowuje się do odchowania potomstwa.
Tylko ta sójka. Nie mam wątpliwości, że wróci.
I masz babo placek!
Wróciłem od lekarza i rozpoczynam dwunastą kurację antybiotykową po przeszczepie! Znowu zatoki i górne drogi oddechowe z silnym kaszlem i bez temperatury. Bezskutecznie zmagam się z tym od tygodnia i taki finał. Oczywiście zakaz wychodzenia na słońce i nakaz oszczędzania się, więc dylemat jak pracować w takim upale przestał być dylematem.
Masakra! Infekcja w taki upał, bije na głowę infekcję w zimie.
Co do zakończenia naprawy łajby, to koniecznie musisz mieć pomocnika... tylko kto zrobi lepiej niż ty?  Niezdecydowany

Pozdrawiam
Armands
(01.06.2018, 10:40:15)Armands napisał(a): [ -> ]Masakra! Infekcja w taki upał, bije na głowę infekcję w zimie.
Co do zakończenia naprawy łajby, to koniecznie musisz mieć pomocnika... tylko kto zrobi lepiej niż ty?  Niezdecydowany

Pozdrawiam
Armands

Nie będę miał pomocnika, a prac jeszcze mnóstwo.

1. "Zamknięcie" kadłuba, o którym pisałem
2. "Dobicie" kilkuset gwoździ miedzianych, aby przy szlifowaniu nie ściąć ich łbów
3. Szlifowanie, które będzie horrorem. Listewki produkowane własnym przemysłem i dopasowywane do krzywizny kadłuba nie tworzą wyrównanej powierzchni. Jest ona schodkowa, a różnice sięgają 2 - 3 mm, a czasem i więcej. Tu chyba pójdę na łatwiznę i zrobię tak, aby całość wyglądała jako tako. W regatach startować nie będę, więc opory wody nie będą miały żadnego znaczenia, a i tak łódką będę się cieszył najwyżej kilka lat
4. Wielokrotne impregnowanie, aby przez tych kilka lat nie mieć problemów z butwiejącym drewnem
5. Dokładne uszczelnienie kadłuba przy dziobnicy i pawęży
6. Naniesienie nazw żaglówki (obie burty), numeru rejestracyjnego, portu macierzystego i maskujące malowanie uszczelnień
7. Trzykrotne lakierowanie
8. Odwrócenie łodzi pokładem do góry i porządkowanie kokpitu (ścięcie wystających wkrętów i gwoździ, zgrubne szlifowanie podłogi, impregnowanie, lakierowanie, odtworzenie i zamknięcie komór wypornościowych)

Tyle będę musiał zrobić na pewno, a co jeszcze, to się okaże.

A historia infekcji sięga końca kwietnia i naszego wyjazdu na urodziny wnuczek. Jechaliśmy jednym samochodem z synem, synową i chłopcami. Powiedziano nam, że są zdrowi, nie mają temperatury i normalnie chodzą do przedszkola. Taka rzecz, jak kaszel jednego z chłopców umknęła uwadze rodziców. Dla mnie jednak okazała się początkiem infekcji. Kiedy po kuracji antybiotykowej z niej wyszedłem, to pałeczkę przejęła Wanda. Nie pomógł mój sześciodniowy wyjazd na wieś. Kiedy wróciłem po leki, Wanda nadal była chora i od niej podłapałem infekcję. Ona wyzdrowiała, a ja walczyłem przez tydzień, ale w końcu dzisiaj poszedłem do lekarza.
Po raz kolejny okazało się, że kichanie i kaszel, nawet bez podwyższonej temperatury kichającego i kaszlącego, są dla mnie groźne. Ale jak żyć bez kontaktu z ludźmi? Nie można, po prostu!

Pozdrawiam
Edward
Nie pozostaje ci nic innego, jak pokochać antybiotyki. smutny 

A z Kornikiem  musisz zdążyć przed sezonem.
Jest tu dobrane grono, które uważnie śledzi historię twoich zmagań remontowo-chorobowych.
Niekoniecznie bezinteresownie, przynajmniej niektórzy. mruganie, puszczanie oczka 
Bo wiesz, my też chcielibyśmy złapać jeszcze trochę wiatru w żagle....
Jolu,
antybiotyki już dawno pokochałem i na szczęście jest to miłość odwzajemniona. Pomagają mi, ale pewnie dlatego, że infekcje były/są bakteryjne. Nie wiem jak będzie w przypadku wirusa!

Z Kornikiem muszę zdążyć przed końcem wakacji, ale nie będzie to łatwe. Gnębią mnie infekcje, ale i technologia wykonywanych prac komplikuje sprawę.
Takie np. impregnowanie. Drewno mam suche, jak przysłowiowy papier, bo deski suszyły się, w dobrych warunkach, przez siedem lat. Będą chłonęły impregnat, jak gąbka wodę, ale do lakierowania muszą być suche! Nie mam pojęcia, jak długo będą schły, więc będę musiał zrezygnować z tańszego i sprawdzonego impregnatu na bazie wody, bo nie chcę warstwą lakieru zamknąć wilgoci w środku kadłuba.
Albo uszczelnianie. Przy dziobnicy w niektórych miejscach warstwa silikonu będzie miała 20-30 mm. Silikon zastyga w tempie 1 mm/dobę, więc należałoby odpuścić prace na co najmniej trzy tygodnie. Oczywiście nie będzie to możliwe.
01.08.2018 - przed tą datą chciałbym mieć Kornika przygotowanego do wodowania.

Łapać wiatr w żagle ...
Prawdopodobnie jestem najstarszym użytkownikiem forum i prawdopodobnie po największych ze wszystkich przejściach. Nie wiem, ile jeszcze tego prawdziwego wiatru uda mi się złapać, ale to, co po przeszczepie robię, jest przecież ciągłym łapaniem wiatru. Zresztą każdy z Was też ten wiatr życia łapie. Będzie świetnie, kiedy ten prawdziwy, w kursie bajdewindowym, zagra nam na wantach Kornika!

Ahoj!

https://www.youtube.com/watch?v=-3AoRlyvNgU

Ucichł wiatr, morze śpi w blasku gwiazd.
Wspomnę znów miłość swą w taki czas.
Smukły miała kształt, ostro szła na wiatr:
Moja łódź, pierwsza łódź - miłość ma.

Każdy, kto kocha wiatr, wie jak jest,
Kiedy już z oczu nam ginie brzeg.
Wiatr na wantach gra, morze rusza w tan,
Kiedy kil znaczy ślad pośród pian.

Na skrzydłach żagli w brzask płyniemy tak.
Po stromych rzeźbach fal płyniemy tak.
Wtopieni w zieleń mórz ze światłem dnia.
Szaleni wiatrem, co nam scherzo gra.

Piękny czas, rejsów czas kończył się.
Kiedyś sztorm rzucił łódź aż na brzeg.
Patrzeć było żal - stała wryta w piach
Miłość ma - wierna łódź, zeschły wrak.

Rozstać się, żegnać się ciężko jest.
Starczył mi nafty litr, pakuł pęk ...
Kiedy płomień zgasł, popiół rozwiał wiatr ...
W morze znów rusza łódź - miłość ma.

Na skrzydłach żagli w brzask płyniemy tak.
Po stromych rzeźbach fal płyniemy tak.
Wtopieni w zieleń mórz ze światłem dnia.
Szaleni wiatrem, co nam scherzo gra.
Gra, gra.
To, niestety, jest prawda!

https://finanse.wp.pl/znikajace-jezioro-...415655041a

Kurcze, może do sierpnia Jezioro Powidzkie, największe na Pojezierzu Gnieźnieńskim, jeszcze nie zniknie!
Za Józka i Jolę trzymam kciuki - szukajcie i podejmijcie z lekarzami skuteczną terapię z podnoszącym głowę rakiem!
Pawłowi życzę, aby nie potwierdziły się obawy o wznowie. Myślę o Was często i dobrze i to jest wszystko, co mogę w Waszej sprawie zrobić.
Sam walczę z infekcjami i upałami, a mimo tych przeciwności udało mi się wczoraj zakończyć wstępne prace przy odtwarzaniu kadłuba Kornika. To fotka, którą zamieściłem na fb:

https://www.facebook.com/photo.php?fbid=...=3&theater

Pozdrawiam
Edward
kawał żmudnej roboty...
masz pasje - nie ma czasu na słabości i chorowanie...
Zdrowia życzę!
Paweł
Dwa dni temu zakończyłem kolejną, już dwunastą po przeszczepie, dziesięciodniową kurację antybiotykową i nadrabiam wynikłe z niej zaległości.

Wczoraj padał niewielki deszcz, właściwie kropiło od czasu do czasu, ale to nie pozwalało na malowanie kadłuba żaglówki. Musiałem zrobić prowizoryczne zadaszenie. Słabe wiatry ono wytrzyma, ale silnym nie podoła! To 24 mkw. powierzchni, czyli dwa razy więcej od powierzchni żagli Kornika.

https://www.facebook.com/photo.php?fbid=...=3&theater

Wczoraj też otrzymałem egzemplarz sygnalny Nadii - III tomu Kresowej opowieści. Mam dwa tygodnie na wyłapanie literówek, powtórzeń itp. drobiazgów, później korekta w wydawnictwie i drukarnia

https://www.facebook.com/photo.php?fbid=...=3&theater

Nowa rodzina wróbli doczekała się potomstwa. Miło patrzeć jak oba ptaki dokarmiają maluchy schowane gdzieś w głębi budki lęgowej. Mam nadzieję, że sójka tym razem pozwoli im cieszyć się życiem.
Całkiem ładna ta Nadia zadowolenie, uśmiech

Cieszę się, że twoje prace posuwają się do przodu i trzymam kciuki, aby już nic nie stanęło na przeszkodzie w ich ostatecznej realizacji.
POWODZENIA!


Armands

PS. Widzę ze zdjęcia, że w węzłach też jesteś dobry zadowolenie, uśmiech
(14.06.2018, 09:07:18)Armands napisał(a): [ -> ]Całkiem ładna ta Nadia zadowolenie, uśmiech

Cieszę się, że twoje prace posuwają się do przodu i trzymam kciuki, aby już nic nie stanęło na przeszkodzie w ich ostatecznej realizacji.
POWODZENIA!

Armands

PS. Widzę ze zdjęcia, że w węzłach też jesteś dobry zadowolenie, uśmiech

Jarku,
dziękuję!

To, że Nadia jest ładna, to jedno, ale nawet się nie domyślasz, do jakich rzeczy jest zdolna! mruganie, puszczanie oczka 

Też się cieszę, że powinienem zdążyć z remontem do końca lipca. Jesienią, chcąc jak najwięcej 'starego' Kornika oszczędzić i oczywiście pracy, zostawiłem z jednej strony cztery listwy, a z drugiej sześć. Teraz żałuję, bo zyskałem dwa dni pracy, a efekt naturalnego drewna nie jest w pełni wyeksponowany. Stare, to stare i mniej ładnie wyglądają od nowych! Nie ma to najmniejszego wpływu na wytrzymałość łodzi, która wytrzyma każdy jeziorowy 'sztorm'.
Dzisiaj było drugie malowanie, jutro będzie trzecie, a w sobotę uszczelnianie. Po niedzieli odwracam żaglówkę i zabieram się za prace wewnątrz kokpitu.

Na egzaminie żeglarskim wymagana była umiejętność wiązania ponad 20 węzłów. Teraz pamiętam cztery, może pięć i to z powodzeniem wystarcza do żeglowania i obsługi 'portowej' łodzi.

Ahoj!
(14.06.2018, 04:11:28)Edward napisał(a): [ -> ]Dwa dni temu zakończyłem kolejną, już dwunastą po przeszczepie, dziesięciodniową kurację antybiotykową i nadrabiam wynikłe z niej zaległości.
Jedni łykają antybiotyki, inni hormony, jeszcze inni suplementy, a większość  -  wszystko to, co się im mówi.
Antybiotyk w sumie wychodzi chyba najtaniej.

Cytat:  nadrabiam  zaległości.  

A zdążysz przed sierpniem? 
Liczymy na to.


Cytat:  Nowa rodzina wróbli doczekała się potomstwa. Miło patrzeć jak oba ptaki dokarmiają maluchy schowane gdzieś w głębi budki lęgowej. Mam nadzieję, że sójka tym razem pozwoli im cieszyć się życiem.  

No to wtedy rodzina sójek padnie z głodu.
Pamiętaj, że "teoria wszystkiego", czyli koncepcja świata idealnego,  powinna być spójna.