RAK PROSTATY POMOC - Forum

Pełna wersja: Wątek Edwarda - przeszczep wątroby.
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Boguś, Przyjacielu,

wzruszyłeś mnie mocno, bardzo mocno.

Niestety Mama nie zniosłaby tak dalekiej podróży - w obie strony, to ponad 740 km.
11 czerwca oboje mamy wizytę u kardiologa we Wrocławiu. To tylko 35 km tam i z powrotem, ale się obawiam reakcji już 90. letniego organizmu Mamy.

Za pamięć i fantastyczny pomysł bardzo Ci dziękuję. Niestety czas robi swoje, a wiek już nie pozwala na realizację niektórych marzeń. Warto je jednak ciągle mieć. Mimo wszystko.

Pozdrawiam bardzo serdecznie
Edward
Żadne z nas też nie ma już mamy, niestety.
Mama Józka odeszła niedawno, do końca była samodzielna i sprawna, ale przez kilkanaście ostatnich lat zdecydowanie odmawiała podróży, nawet niedalekich, do sąsiedniego miasta.
Gości wolała przyjmować u siebie.
Tak myślę, że jeśli chodzi o osoby 80+, a szczególnie 90+, daleki wyjazd przekracza ich psychiczne możliwości.
Chociaż bywają wyjątki, na przykład mama Jarka, która sama jeździ na zabiegi do Poznania.
Ale ona pewnie młodsza jest.
(21.05.2019, 22:41:13)Dunolka napisał(a): [ -> ]Chociaż bywają wyjątki, na przykład mama Jarka, która sama jeździ na zabiegi do Poznania.
Ale ona pewnie młodsza jest.

Jeździ sama, bo niestety innej opcji nie ma. Właśnie przed chwilą dotarłem do domku po odebraniu mamy w Toruniu.
Kolejny wyjazd już za dwa tygodnie, a teraz potrzebny jest jej wypoczynek.
Co do wieku, to ma 84 lata na karku i charakter uparciucha. Jak się uprze, że się nie da chorobie, to tak będzie mruganie, puszczanie oczka
Ale tak samo jest uparta w innych kwestiach i jej udział w spotkaniu jest wykluczony.

Pozdrawiam
A.
(21.05.2019, 22:41:13)Dunolka napisał(a): [ -> ]Chociaż bywają wyjątki, na przykład mama Jarka, która sama jeździ na zabiegi do Poznania.
Ale ona pewnie młodsza jest.

Jeździ sama, bo niestety innej opcji nie ma. Właśnie przed chwilą dotarłem do domku po przejęciu mamy z pociągu w Toruniu.
Kolejny wyjazd już za dwa tygodnie, a teraz potrzebny jest jej wypoczynek.
Co do wieku, to ma 84 lata na karku i charakter uparciucha. Jak się uprze, że się nie da chorobie, to tak będzie mruganie, puszczanie oczka
Ale tak samo jest uparta w innych kwestiach i jej udział w spotkaniu jest wykluczony.

Pozdrawiam
A.
Depresja + mocno podeszły wiek = niechęć do kontaktu z ludźmi i upartość. Niestety my też ku temu zdążamy.

Dzisiaj miałem wizytę u urologa.
- Proszę pana - powiedział - PSA = 0,010 w ósmym roku po RP, to wynik znakomity. Gratuluję i proszę się pokazać za rok.
- Wznowa? O czym pan mówi? - to jego komentarz na zwróconą uwagę, że do tej pory PSA zawsze było mniejsze od 0,006.

Wcale mnie nie przekonał. 31 maja będę miał wizytę w poradni transplantacyjnej i w idealnie takich samych warunkach ponownie wyznaczone zostanie PSA. Dopiero wtedy będzie można powiedzieć coś bardziej konkretnego.

Od kilku godzin jestem na wsi. Pogoda kiepska, kręgosłup ostrzega i może się zrobić problem z zagospodarowaniem wolnego czasu, a ja nie cierpię bezczynności.
Rozpoczął się trzeci dzień na wsi - no to do pracy!
Oszczędzany kręgosłup uspokoił się, pogoda znakomita, więc grzech siedzieć w domu.

Najpierw śniadanie dla ekologicznych kosiarek, a później się zobaczy. Może początek prac przy "Korniku"? Może jeszcze coś innego, bo zajęć nie brakuje.

Konie, to zwierzęta stadne, więc zawsze przywożone są do nas parami. Od lat Filip i Ijo stanowiły tę parę, a teraz przyjechał Filip i Komańczo.

Stadninę koni, a właściwie ich dom spokojnej starości, prowadzi Aga, moja siostrzenica. Swoich koni ma chyba trzy, a siedem pozostałych należy do jej znajomych. Dla tych pań, fantastycznych czterdziestolatek, panów w tym gronie nie ma - jestem pełen podziwu. Odkupiły one stare konie przeznaczone na rzeź i mając z nich jedynie korzyść duchową, pozwalają dokonać ziemskiego żywota. Czyż nie piękna to postawa?

Z Filipem znamy się od dawna, jak łyse (dosłownie) konie. Jego i Ijo rozpuściłem do granic możliwości suchym chlebem i marchewką - ich przysmakami. Kiedy wychodzę na podwórze, a Filip mnie zobaczy, to biegnie nawet z końca ogrodu, prawie sto metrów, aby coś dostać. No i dostaje, bo czy można odmówić tym pięknym i smutnym oczom?

Zbliża się ósma, więc idę do staruszków. Komańczo (29 lat) i Filip (27), już pewnie od dawna czekają.
Wyjazdowy okres właśnie nastał.

Jutro (wtorek) Warszawa i spotkanie w przedszkolu z grupą Emilki.
Pojutrze (środa) poradnia laryngologiczna przy Banacha i wieczór autorski w Wiązownie k.Otwocka.
Popojutrze (czwartek) spotkanie w przedszkolu z grupą Ali
W piątek poradnia transplantologii z oceną stanu wątroby i poziomem PSA
W niedzielę, poniedziałek i wtorek Wisła i wieczór autorski dla mieszkańców miasteczka Brody k. Lwowa.

Pobyt na wsi wykorzystuję m.in. na przygotowanie "Kornika" do sezonu.  Powoli godzą się z myślą, że może jeszcze 2-3 sezony razem popływamy i skończy się przygoda z żaglami. Taka kolej rzeczy, po prostu.

Edward
Za mną pracowity dzień. Pięć godzin w kolejce do laryngologa oraz trzy w Wiązownie koło Otwocka. Jutro dzień wolny, a pojutrze wyjaśni się sprawa PSA i dowiem się, jak funkcjonuje wątroba.
I już w domu. Z Warszawy przywiozłem jednak dobre i złe wieści.

Wątroba funkcjonuje wzorowo - niczego nie można jej zarzucić.

Kreatynina ciągle jest 10-20% powyżej górnego zakresu, więc wprowadzono nowy lek, który ma wspomóc pracę nerek. U 1/3 pacjentów wywołuje on jednak nieprzyjemne reakcje uboczne (liczne afty, wypryski na głowie i twarzy, wolne stolce), dlatego mam zgłosić się do kontroli już za miesiąc w celu zadecydowania, co dalej.

Ale to PSA ...

Jolu, Jarku i Jędrku,

trzy miesiące temu dyskutowaliśmy o sekwencji wyników <0,006, <0,006 i 0,010. Wasze posty były w optymistycznym tonie, chociaż wiem doskonale, że to były Wasze szczere życzenia, a nie przekonanie, że nic złego stać się nie może.
Dziewięć dni temu urolog zastępujący mojego stałego lekarza pogratulował mi 0,010 po siedmiu latach od RP i zaprosił za rok. Jemu też nie wierzyłem. Dzisiejszy wynik to 0,042! To ponad czterokrotny wzrost w ciągu 3,5 miesiąca! Czy może to być coś innego niż wznowa? Pytanie wydaje się retoryczne.

Przygasiła mnie ta informacja na jakąś godzinę, jednak w drodze powrotnej przemyślałem sprawę i jestem już prawie spokojny ponieważ:

* Kolejny raz nie zaufałem lekarzom i dobrze zrobiłem. Nie mogę więc zarzucić sobie, że zbagatelizowałem sprawę, a wręcz przeciwnie - zrobiłem wszystko, aby oddać się w ręce lekarzy jak najszybciej.

* Mam za sobą 70 lat życia, których chyba nie zmarnowałem. Gdyby więc przyszło żegnać się z tym światem, to oczywiście z żalem, ale też z poczuciem dobrze wykorzystanego czasu danego mi na Ziemi.

* Rak, a nie skorupiak, podnosi głowę, ale lekarze wykorzystali dopiero pierwszą linię obrony, czyli RP. Mają więc broń w zanadrzu chociaż przez immunosupresję będzie ona dużo mniej skuteczna niż u wielu z Was. Wy dyskutujecie o wzmocnieniu układu immunologicznego, a ja muszę go regularnie i znacznie osłabiać.

Krótko mówiąc, jest przeciwnik i będzie walka. Rak nie może liczyć na to, że łatwo mnie pokona!

Problemem jest tylko odległy kontakt z urologiem - planowy dopiero w listopadzie. Urolog, który mnie leczy, ma też prywatną praktykę, ale najbliższy termin, to 18 lipca, więc za ponad 1,5 miesiąca.

Nie bardzo wiem, od czego w tej sytuacji zacząć. Macie jakieś pomysły?
Niestety, ten ostatni wynik i szybkość wzrostu może zdołować. Znów miałeś przeczucie... a ono się zmieniło w rzeczywistość... przykrą rzeczywistość.
Na pewno wiesz, że na tym poziomie żadnej diagnostyki obrazowej, która wskazałby winowajcę wzrostu PSA nie uświadczysz.
Żadne PET-y teraz nic nie pokażą.
Pozostaje czekanie na kolejne badanie PSA. No i czekanie na wizytę u lekarza. Myślę, że ten lipiec jest OK.

Edwardzie, jak przeczytałem Twój post, to przypomniała mi się rozmowa z moim urologiem w CO. Na pytanie, czy zna przypadek wznowy po sporym okresie nieoznaczalnego poziomu PSA, właśnie siedmioletni okres podał jako przykład.
Taka odpowiedz nie była mi wtedy miła. A tu Twój wpis i potwierdzenie, że te symboliczne 5 latek w historii tzw. symulanta, może zostać szybko zweryfikowane.
Cholera jasna! Nie tak miało być.

Przykro mi...

Armands
W sumie z tym nowym lekiem i częstymi skutkami ubocznymi, a przez to wizytą już za miesiąc, to dobrze się składa. Poprosiłem o kolejne badanie PSA i ono będzie 28 czerwca. Jeśli zarezerwuję prywatną wizytę na 18 lipca, to będę miał trzy wyniki PSA, a lekarz pełniejszy obraz sytuacji.

RGK jest nieprzewidywalny w swoim zachowaniu. Ta nieprzewidywalność może być jeszcze większa w przypadku brania leków immunosupresyjnych, więc chyba pora inaczej rozłożyć priorytety. Wydaje mi się, że mam ciekawy pomysł na fabułę IV tomu Kresowej opowieści. W 90% wiem, co chcę napisać i jeśli się zmobilizuję, to może rok na to wystarczy. Jest jeszcze wiele innych spraw, które ja tylko mogę wykonać. I będę to robił, dopóki sił mi wystarczy. A jutro cd prac przy Korniku. Popływamy jeszcze na Powidzu, chociaż z jakby mniejszym optymizmem.

Masz Jarku rację - nie tak miało być! Byłem przekonany, że o RGK mogę już zapomnieć ...

Jarku,

wydaje mi się, że Ty nie musisz obawiać się wznowy. To jednak sporadyczne przypadki po tak długim okresie nieoznaczalności PSA, a u mnie, jestem tego intuicyjnie pewien, pojawiła się ona wskutek upośledzenia układu odpornościowego po przeszczepie wątroby.
Nasz organizm to jednak skomplikowany układ naczyń połączonych, a ich wzajemne oddziaływanie z pewnością istnieje.

Pozdrawiam serdecznie
Edward
Prace przy Korniku trwają. Jeszcze 5-6 dni roboczych potrzebuję, aby żaglówka była gotowa do sezonu.

Ekologiczne kosiarki, Filip i Komańczo, nie do końca się sprawdzają. Nie smakuje im trawa z 1/3 ogrodu i trzeba ją skosić traktorkiem, ale jest on ciągle w warsztacie. Jest jednak taki zakątek, z tak wysoką i udeptaną przez konie trawą, że traktorek jej nie podoła. Kosa tak i właśnie wczoraj przypomniałem sobie czasy wczesnej młodości, kiedy używałem jej codziennie. Nie zapomniałem, jak to się robi.

Za trzy godziny wyjeżdżamy z Wandą do Wisły na zaproszenie mieszkańców miasteczka Brody koło Lwowa. Mają swój XXVII ogólnopolski zjazd, a ja jutro po południu dla nich wieczór autorski. Mieliśmy ambitne plany wycieczkowe związane z okolicami Wisły, ale zapowiadany upał zmusił nas do ich weryfikacji.

Gdzie w tym wszystkim czas na myśli o wznowie? Jest go mało i staram się, aby było go jeszcze mniej. One przychodzą w nocy, kiedy się budzę i nie mogę zasnąć. Jeśli będą zbyt natrętne, to nie dam im szansy! Wstanę i będę pracował nad IV tomem Kresowej opowieści. Mam nawet jego roboczy tytuł - Zarina. To kolejne imię po Michale, Julii i Nadii.

A propos Kresowej opowieści. Do Michelina miałem przywieźć Nadię. Nie przyjechałem jednak, dlatego mam propozycję. Dotyczy ona każdego z użytkowników forum chętnego do nabycia dowolnego tomu powieści, lub nawet wszystkich.
Jeśli jesteście tym zainteresowani, to napiszcie na mój mailowy adres:
kosow-kresy@wp.pl
Tam podam wszystkie niezbędne informacje. Dedykacja oczywiście gratis zadowolenie, uśmiech 

Pozdrawiam serdecznie
Edward
(02.06.2019, 04:52:36)Edward napisał(a): [ -> ]A propos Kresowej opowieści. Do Michelina miałem przywieźć Nadię. Nie przyjechałem jednak, dlatego mam propozycję. Dotyczy ona każdego z użytkowników forum chętnego do nabycia dowolnego tomu powieści, lub nawet wszystkich.
Jeśli jesteście tym zainteresowani, to napiszcie na mój mailowy adres:
kosow-kresy@wp.pl
 Zaraz zaraz, było obiecane, że prędzej czy później zorganizujesz w Michelinie wieczór autorski i książkę z dedykacją każdy z nas - w promocyjnej cenie - otrzyma!
Ja rozumiem, że się boisz wznowy, ale bez przesady mruganie, puszczanie oczka
Jolu,
wieczór nie zając- nie ucieknie, na pewno go zorganizuję. Nie wiem jednak, kiedy to będzie stąd ta propozycja.
Wznowy balem się przez godzine, teraz mysli z nią związane natrętnie powracają, ale ja już  myslę o miejscu, w którym będę się leczył. CO wrocławskie nie ma dobrej opinii. Może znowu Warszawa?
Pozdrawiamy z Wisły
WE
Wisła, to mały kościół katolicki i okazały ewangelicko-augsburski z 1838 roku. Właśnie to wyznanie jest dominujące na tych terenach. Brodzianie, których jesteśmy gośćmi mówią, że pierwsza procesja Bożego Ciała odbyła się w latach 90. kiedy w ich zjazdach brało udział 70-80 osób i z tak liczną grupą ksiądz zdecydował się wyjść na ulice Wisły. To taka ciekawostka. 
Z roku na rok spotkania Brodzian są coraz mniej liczne. To skutek upływającego czasu, który zabiera wiekowych już ludzi. Tegoroczna grupa liczy tylko 25 osób, w tym zaledwie kilka pamietajacych przedwojenne Brody.
Ale wspaniali są to ludzie. Ponad trzy godziny trwało wczoraj nasze oficjalne spotkanie. Był historyczno-geograficzny konkurs z Kresowa opowieścią jako nagrodą, kolacja przy świecach, a później rozmowy w grupach do 22-giej.
Dzisiaj wracamy, ale może zahaczymy o Pszczynę i tamtejszy zamek.
Wznowa? Jest gdzieś z tylu głowy, atakuje świadomość i podświadomość, ale  na razie tylko tyle może zrobić.
I już w domu.

Bardzo sympatyczny był to wyjazd.  Jeśli o urodę chodzi, to Wisła nie ma się czym pochwalić, ale za to jest pięknie położona.
Podobała nam się Pszczyna, a zwłaszcza Muzeum Zamkowe w dawnej rezydencji tamtejszych książąt.

Rozprawa sądowa - zeznaje oskarżony:
Jestem myśliwym, proszę wysokiego sądu i w tym dniu wybrałem się na polowanie. Kiedy byłem w połowie drogi do lasu uświadomiłem sobie, że zapomniałem okularów.  Jestem osobą przesądną i bałem się po nie wrócić, zwłaszcza, że byłem pewny, iż dam sobie bez nich radę.
Był piękny poranek tuż przed wschodem słońca. Nad łąkami unosiła się mgła, ptaki jeszcze spały. Kiedy wszedłem do lasu obok dębu zobaczyłem pięknego jelenia z fantastycznym porożem. Wycelowałem i strzeliłem. Kiedy podbiegłem do dębu okazało się, że zamiast jelenia na ziemi leży rozsypany chrust. Krótko się jednak martwiłem, bo obok sosny dostrzegłem uciekającego dzika. Wycelowałem i strzeliłem. Podszedłem do sosny, ale dzika nie było. Krążyłem wokół drzewa, rozglądałem się i nic – dzika ani śladu. I wtedy usłyszałem kukułkę. Pomyślałem, że skoro nie udało mi się upolować jelenia i dzika, to może chociaż uda mi się kukułkę.

Zeznaje poszkodowany:
Ra, ra, rano po, po, poszedłem do lasu po chu, chru, chrust.  Na, na, nazbierałem go i z du, du, dużą wiązką wra, wra, wracałem do domu. Na, na, nagle z tyłu padł strzał. U, U, upuściłem chrust i za, za, zacząłem u, u, uciekać. By, by, byłem koło so, so, sosny, kie, kie, kiedy  pa, pa, padł dru, dru, drugi strzał. Ze stra, stra, strachu wdra, wdra, wdrapałem się na so, so, sosnę. Pa, pa, patrzę, a o, o, oskarżony cho, cho, chodzi ze strze, strze, strzelbą wokół drze, drze, drzewa. No  to wo, wo, wołam:
ku, ku, ku, ku, qrwa – nie strzelaj!
(02.06.2019, 14:18:03)Edward napisał(a): [ -> ]Wznowy balem się przez godzine, teraz mysli z nią związane natrętnie powracają, ale ja już  myslę o miejscu, w którym będę się leczył. CO wrocławskie nie ma dobrej opinii. Może znowu Warszawa?

Zobacz - ile pola do wyobraźni!
Czy leczyć, co leczyć, gdzie leczyć, u kogo leczyć.
Ilu Profesorów będziesz miał okazję poznać, ile sympatycznych pielęgniarek...
A na forach najtęższe głowy rzucą się doradzać, bo ten etap forumowicze jeszcze ogarniają.
Ktoś poleci działanie "na ślepo", ktoś inny uzna za lepsze podhodowanie gada do etapu widoczności
w badaniach obrazowych.
I wszyscy będą mieć rację.
Będzie się działo. mruganie, puszczanie oczka

A tak poważnie:
Są formalne i logiczne kryteria tzw. wznowy, których na razie nie spełniasz.
W lipcu prywatny urolog ci to wytłumaczy.
Czyli na razie ( i długo jeszcze)  NIC nie będzie można zrobić.

Moim zdaniem  fakt przyjmowania przez ciebie leków immunosupresyjnych nie powinien mieć znaczenia w kwestii ewentualnej wznowy. Te leki przeciwdziałają odrzuceniu obcych intruzów, tymczasem komórki nowotworowe są intruzami własnymi, jak to się mówi na własnej piersi wyhodowanymi.
Oczywiście, zdrowy organizm z takimi własnymi intruzami też sobie radzi, ale jest to inny rodzaj, inny poziom "immunologii".

Nie jest wykluczone, że twój wzrost PSA nie ma nic wspólnego z rakiem prostaty, bo istnieją inne źródła wydzielania PSA. Tylko że wtedy max jest 0,03.
Ale ty jesteś szczególnym pacjentem.
Na pewno będzie się działo!

Jolu,

myślę, że skoro dwa raki (nie lubię określenia skorupiak - rak, to rak i żadne eufemizmy tego nie zmienią) się za mnie zabrały, to być może zwalczanie tego od PSA powinno być konsultowane ze specjalistami od AFP? 

Raki, to paskudy jedne są! Najpierw podniósł głowę ten od PSA, ale w 2011 został poskromiony przez LRP. 
W 2013 ożywił się ten od AFP, którego wyeliminował przeszczep w 2016. Chciałem napisać, że ostatecznie, ale nie mogę, bo przy każdej wizycie w poradni transplantacyjnej marker AFP jest kontrolowany. Oznacza to, że hepatolodzy nie wykluczają wznowy.

Jeśli rak wątroby będzie pod kontrolą, to być może walka z rakiem prostaty będzie przebiegała wg znanych standardów. Gorzej będzie, kiedy obu przyjdzie do głowy unicestwienie mojej skromnej osoby. Taka racza wataha może być skuteczna, niestety.

Ale na razie czuję się na tyle dobrze, że kończę prace przy Korniku i myślę o kolejnym sezonie pod żaglami. Wkurza mnie tylko to, że raki też będą żeglowały bajdewindem, półwiatrem, baksztagiem i fordewindem, a do reanimacji Kornika swojej łapy nie przyłożyły!  mruganie, puszczanie oczka

Ahoj!
(07.06.2019, 05:32:43)Edward napisał(a): [ -> ]Jeśli rak wątroby będzie pod kontrolą, to być może walka z rakiem prostaty będzie przebiegała wg znanych standardów. Gorzej będzie, kiedy obu przyjdzie do głowy unicestwienie mojej skromnej osoby. Taka racza wataha może być skuteczna, niestety.

No to się "watahę dorżnie", kain problem? mruganie, puszczanie oczka

Nowa wątroba jest systematycznie sprawdzana, bo jak każdy narząd, może "zachorować", również na raka.
Nowego raka.

Leki immunosupresyjne same w sobie nie działają rakotwórczo, ale czynią organizm bezbronnym wobec różnych czynników, sprzyjających nowotworowi, np. niektórych wirusów.

Nie słyszałam o wirusowej etiologii raka prostaty, poza tym, aby cokolwiek mogło spowodować raka prostaty, to trzeba tę prostatę mieć.
O ile wiemy, twoja jest radykalnie wycięta.
Skąd więc rosnące PSA?
Tak, wiemy, boisz się, że zanim prostatę usunięto, komórki nowotworowe mogły zdążyć się gdzieś przerzucić,
gdzieś sobie rosły, i teraz dają o sobie znać.
Ale jakim cudem?
Biopsja wykazała tylko drobne ogniska raka, które podczas tejże biopsji usunięto, dlatego histopatolog po operacji niczego już nie znalazł. I były to komórki wg Gleasona 3+3, czyli jeszcze "trzymające się razem", bez umiejętności odrywania się od macierzy i przerzucania się.

A może w zespoleniu cewkowo-pęcherzowym został jakiś mini skrawek zdrowej części prostaty, która po latach postanowiła albo odrosnąć albo zrakowieć?
Tak czy owak pozostaje ci tylko czekać i obserwować PSA.

Cytat: myślę, że skoro dwa raki (nie lubię określenia skorupiak - rak, to rak i żadne eufemizmy tego nie zmienią) się za mnie zabrały, to być może zwalczanie tego od PSA powinno być konsultowane ze specjalistami od AFP?

   

Ewentualne zwalczanie na pewno.
Chodzi o to, że leczenie nie może być gorsze od choroby.
Na przykład zwykły Apoflutam mógłby ci mocno zaszkodzić.
Zatem lepiej, byś żadnej wznowy nie miał.