No to melduję się ;
Dzisiejszy dzień pełen wrażeń i co ważne należy uznać za udany.
Od godz. 9.15 do 14.00 Pobyt w Klinice Dermat. GUMED. Na początek ogromne zaskoczenie jak na "oko" faceta
.
Prosząc panie pielęgniarki o wskazanie miejsca urzędowania/pobytu Pani prof. zostałem poinformowany dokładnie gdzie się znajduje gabinet z jednoczesnym info. że oto Pani prof. rozmawia właśnie z pacjentem stojąc na korytarzu jakieś 5 m ode mnie. Kurde zamurowało mnie. Od razu taka myśl ; taka młoda, piękna kobieta i już profesor?
Słuchajcie na sam widok człowiek już ozdrowiał i dopiero po paru godzinach dotarło do mnie, że nie wziąłem rano kropli na jaskrę, a tu wzrok mi się wyostrzył jak u sokoła
.
Przedstawiłem się i przesympatyczna i przemiła Pani prof. zaprosiła mnie do wolnego gabinetu zabieg. na rozmowę. Przeczytała dostarczoną prośbę o konsultacje i leczenie mojej opiekun dermatolog i oczywiście obydwa hist. pat. Obejrzała mnie od stóp do głowy no i trochę tak od tyłu ( dosłownie tyłek) no i tu zaskoczona stwierdziła, że miejsce powstania zmian skórnych tylko na dłoniach w tym przypadku są dość tajemnicze, jak dla tej przypadłości , no ale zdarza się. Jak podkreśliłem Pani prof. że nie jestem egzemplarzem standardowym praktycznie i teoretycznie i to nie tylko pod względem przypadłości medycznych, to wybuchła śmiechem stwierdzając, że mam nieprzeciętne poczucie humoru. Po badaniu i kilkunastominutowej rozmowie na temat stanu zdrowia ( tu nie tylko ten chłoniak ale i RGK) stwierdziła, że jeżeli już jestem u niej w Klinice i oczywiście wyrażę na to zgodę, to mnie pomęczy żebym nie musiał korzystać z konieczności zajęcia łóżka na Oddziale Szpitalnym. Zajęła się mną na prawdę profesjonalnie i bardzo życzliwie poświęcając ogólnie sporo czasu na zgranie wszystkich kwestii diagnostycznych które sobie zaplanowała.
Najpierw zwiedziłem klinikę i z Panią prof. pojechałem do Przychodni Derm. gdzie pobierają materiał/biopsję do badan histopatologicznych. Tak, tak fakt, że miałem ze sobą oba opisy hist.pat, nie zmienił decyzji, że będę miał pobrane dodatkowo jeszcze raz wycinki z obu zmian na prawej i lewej ręce i będą one przebadane pod kątem 9 wskazanych dermotypów możliwych różnych odmian ziarniniaka. Pani prof. także nie bardzo pasuje obraz kliniczny do opisu mego hist.pat. i chciałaby mieć przebadane to u siebie w Klinice przez patologa żeby mieć pewność co do trafności wyboru późniejszej drogi leczenia. Na moje pytanie co do tego, czy ten nowotwór faktycznie jest odpowiedziała krótko, ..."tak jest "
. Tylko musi być pewna jakie to jest stadium i jaka to jest odmiana tego paskudztwa.
Zostałem zarejestrowany oficjalnie w systemie pacjentów Kliniki GUMED i Pani prof. przekazała mnie w ręce trzech dr, którzy mieli mi pobrać wycinki i wykonać dodatkowo dla pewności badanie mykologiczne ( po pół godzinie miałem już wynik, że na pewno nie jest to jakakolwiek zmiana grzybicza). Sama procedura i wykonanie pobrania wycinków to był ubaw, bo tych doktorów było tak dużo ze względu na fakt, że dwóch to praktykanci, a bardzo młoda i fajna dr. wraz z pielęgniarką miały fizycznie wykonać ta biopsję. Moje zabawne uwagi na temat, że wcześniejszy materiał był pobierany na Syberii ( znieczulenie to mrożenie miejsca wycinku) i sposób wyłuskania materiału iście z epoki tortur średniowiecznych ( tu opis wbijania igły i ścinania z niej skóry i tkanki pod nią), a tu w Klinice, to sam profesjonalizm i najpierw zastrzyk znieczulający oczywiście bolesny jak cholera, a potem delikatnymi rączkami Pani dr. cięcia skalpelem jak mieczem samurajskim no i o dziwo mój wzrok dokładnie skierowany na miejsce wykonywania " zbrodni" tak rozbawiły cały personel, że dr. od skalpela tak drżały ręce, jakby pierwszy raz w życiu ten zabieg robiła. A ja dodając, że czuję przemijający już efekt znieczulenia chyba zaraz zejdę ze strachu i zamykając oczy cofnąłem głowę do tyłu.
Usłyszałem głos jednej z tych praktykantek..." o kurcze coś się dzieje"?, a ja ze stoickim spokojem..." nic, nic tak mi tu przyjemnie w pozycji półleżącej w tak miłym towarzystwie". No i oczywiście znowu śmiech.
Po tych prawie 1,5 godzinnych " bardzo miłych przeżyciach" zostałem zaproszony przez Panią dr. wykonującą biopsję na górę ( 3p.) do Pani prof. do Kliniki. Za karę musiałem iść schodami, bo nie wypadało zostawić dr. samej, a mnie jechać windą, no i się zasapałem jak cholera, a Pani dr. stwierdziła, że gadane to mam, ale kondycji nic , a nic
Rozmowa z Panią prof. jeszcze z pół godziny, ustalenie jakie leki i jak je aplikować ( sterydy) no i ustalenie jak i kiedy odbiór wyników oraz wizyta kontrolna. Jeszcze mam dostarczyć e-mail o przebiegu mego leczenia i przyjmowanych lekach, bo jest także podejrzenie, że to odpowiedź osłabionego ( system odpornościowy) organizmu właśnie na leki p.nwt. jak też likwidację akwarium, bo to może być wpływ groźnej bakterii ( toczeniowej) która rozwija się w tym środowisku akwariowo-basenowym. Wizyta ustalona na 26 lipca. Miłym gestem pożegnałem Panią prof. Dziękując za tak niesamowicie przesympatyczne i serdeczne zajęcie się mną i moim problemem jak też za poświęcony mi cenny czas ( prawie 3 godziny). O godz. 14.00 wyszedłem z Kliniki usatysfakcjonowany faktem, że udało mi się osiągnąć cel.
W sobotę przed południem wracam do Bialego. Pomimo wszystko czuje okropne zmęczenie. jestem padnięty jak nigdy. Chyba to znieczulenie trochę mnie zamula.
No i tyle opowieści
Pozdrawiam.
Kris.