(30.01.2019, 21:26:17)Dunolka napisał(a): [ -> ]Wiem, że niecierpliwie czekacie na wiadomość od Krisa, obiecał, że w pierwszej wolnej chwili siądzie do kompa.
Zdradzę tylko, że wieści są w miarę dobre.
Tak było, taki był plan. Obiecałem Joli i sobie, no ale... No właśnie, jest takie powiedzenie, że .." jak chcesz rozśmieszyć Pana Boga, to powiedz Mu o swoich planach"
.
Fakt, że od godzin popołudniowych we środę byłem w domu i od razu zaglądnąłem na NF. Po odpowiedzi na post Jędrka zadzwoniłem do Joli i pogadaliśmy na mój temat odnośnie pobytu w szpitalu i wyników badania. Oczywiście jak to ja , określiłem, że są dwie wiadomości: ta dobra i ta więcej niż trochę zła.
Otóż ta lepsza, to ta ,że lekarz robiący cystoskopię opisał badanie w sposób pozytywny jeśli chodzi o stronę medyczna; ..." po prosto do niczego nie mógł się przyczepić, bo jego zdaniem w moim pęcherzu jest wszystko Ok! Nie było podstaw do pobierania wycinków do "histo." jak też nie widział żadnych krwawiących miejsc , to nie wykonywał żadnej koagulacji.Badanie wykonane, to pacjenta do domku. Chociaż po cystoskopii nie mogłem oddawać moczu ( straszny ból i pieczenie w c.m.) Każde oddanie moczu ( a parcie miałem z częstotliwością co 20-30 minut) to także krwawienie, ale cała obsługa medyczna i pacjenci z sali stwierdzali, że po cystoskopii tak ma prawo być przez 2 trzy dni. Wczoraj rano jeszcze przy pierwszym oddaniu moczu z krwawieniem, kolejne już ok! czysto.No i z takim efektem wróciłem do domku, oczywiście po prawie 7 godzinnym oczekiwaniu na wypis
.
Ta druga moim zdaniem nie najlepsza wiadomość, to to, że jednak nic nie znaleziono, co mogło być przyczyną krwawienia. No właśnie, nawet lekarz który mi robił badanie na kilka krotne pytanie ..." skąd i dlaczego" nie potrafił mi nic odpowiedzieć. Po rozmowie z Jolą usiadłem do kompa żeby coś napisać do Was, no i się zaczęło
:
gonitwa do łazienki, częste oddawanie moczu już z krwią tak jak przed szpitalem no i najgorsze: niesamowity ból w okolicach moczowodów, a po jakiejś godzinie jeszcze większy ostry ból w okolicy lewego moczowodu( zejście od nerki do pęcherza) No i coraz więcej krwi. Całość zdarzenia mogę określić "jako męski poród" oczywiście jakiegoś złogu, czy kamienia ( w szpitalu nie robiono mi USG, co jest dość dziwne). Wyjąc z bólu walczyłem na wszelkie sposoby żeby go uśmierzyć, ale nic z tego. Około 1.00 w nocy zeszła do mnie od siebie z pokoju Ola i jak zwykle chciała mi pomóc za wszelką cenę. Po kolejnej godzinie i zażyciu następnych porcji tabletek ( NoSpy i Nurofenu) w dawkach przekraczających normalne zażywanie ( ja tak mam, że więcej tabletek szybciej mi pomoże
) jak również kilku zmianach stygnącej wody w termoforze przez Olę oczywiście, jakoś udało mi się zasnąć. Spałem od 2.30 do 7.00 i po przebudzeniu "powtórka z rozrywki". Tym razem sam sobie przygotowałem termofor i kolejną dawkę tabletek, a żona starała się mnie pocieszyć, że będzie lepiej, żebym jeszcze trochę wytrzymał. Usnąłem i spałem totalnie wykończony jeszcze prawie do godz. 11.30.
No i widzicie, ze jednak nie bardzo się udał pobyt w szpitalu i chęć napisania czegokolwiek w dniu wczorajszym.
Bedę dzisiaj po południu starał się dostać do urologa który mnie skierował mnie na cystoskopię. Boję się kolejnej nocy i efektów " szczypania za nerki".
Jednak ( chociaż ja nie urolog
) jestem pewien, ze cała przyczyna tkwi gdzieś w nerkach lub moczowodach. Może tam następują skaleczenia i odzwierciedleniem jest krew przy oddawaniu moczu. Zastanawiającym jest jednak fakt, że w cystoskopii nic nie było widać. I to jest ta druga moim zdaniem zła wiadomość, bo nie wiadomo czego i gdzie szukać, a jednak z bólu
łażę po ścianach".
Pozdrawiam
Kris.