Terapia psychologiczna to jest proces, a nie jednorazowa akcja.
Poza tym to nie może być "zwykły" psycholog, tylko psychoonkolog.
Centra onkologiczne powinny mieć takiego specjalistę na stanie.
Jeśli tata tam się zarejestruje, niech zgłosi potrzebę/chęć rozmowy również z nim.
Kiedyś na naszym Zjeździe mieliśmy panią psychoonkolog z CO w Bydgoszczy.
To było bardzo potrzebne i ciekawe doświadczenie dla nas wszystkich - dla dotkniętych chorobą nowotworową,
i dla ich rodzin. Trzeba pomyśleć nad tym, by powtórzyć takie warsztaty psychologiczne.
Może na następnym spotkaniu, gdy przybędzie nam nowych uczestników?
Problem "jak żyć z chorobą nowotworową" to sprawa długofalowa, a tacy pacjenci, jak twój tata potrzebują
pomocy ad hoc, od razu, szybkiej i konkretnej. To znaczy - potrzebują leku, przysłowiowej tabletki, by przetrzymać pierwszy szok diagnozy. Z tym poradzi sobie lekarz rodzinny, który ma wszak prawo przepisać środek uspakajający na krótki okres, na 3, 4 tygodnie. Hydroxyzyna to trochę za mało.
Z własnej historii pamiętam, że mi pani doktor rodzinna dwukrotnie przepisała jakieś uspakajająco-wyciszająco-ogłupiajace dragi, w podobnych sytuacjach. Za każdym razem było to jedno opakowanie - na miesiąc.
Starczyło.
Przy czym wcale o nie nie prosiłam, wydawało mi się, że daję radę, że podchodzę do trudnej życiowo sytuacji z niezbędnym dystansem. Widocznie to tylko mnie się tak wydawało...
Poza tym to nie może być "zwykły" psycholog, tylko psychoonkolog.
Centra onkologiczne powinny mieć takiego specjalistę na stanie.
Jeśli tata tam się zarejestruje, niech zgłosi potrzebę/chęć rozmowy również z nim.
Kiedyś na naszym Zjeździe mieliśmy panią psychoonkolog z CO w Bydgoszczy.
To było bardzo potrzebne i ciekawe doświadczenie dla nas wszystkich - dla dotkniętych chorobą nowotworową,
i dla ich rodzin. Trzeba pomyśleć nad tym, by powtórzyć takie warsztaty psychologiczne.
Może na następnym spotkaniu, gdy przybędzie nam nowych uczestników?
Problem "jak żyć z chorobą nowotworową" to sprawa długofalowa, a tacy pacjenci, jak twój tata potrzebują
pomocy ad hoc, od razu, szybkiej i konkretnej. To znaczy - potrzebują leku, przysłowiowej tabletki, by przetrzymać pierwszy szok diagnozy. Z tym poradzi sobie lekarz rodzinny, który ma wszak prawo przepisać środek uspakajający na krótki okres, na 3, 4 tygodnie. Hydroxyzyna to trochę za mało.
Z własnej historii pamiętam, że mi pani doktor rodzinna dwukrotnie przepisała jakieś uspakajająco-wyciszająco-ogłupiajace dragi, w podobnych sytuacjach. Za każdym razem było to jedno opakowanie - na miesiąc.
Starczyło.
Przy czym wcale o nie nie prosiłam, wydawało mi się, że daję radę, że podchodzę do trudnej życiowo sytuacji z niezbędnym dystansem. Widocznie to tylko mnie się tak wydawało...