29.12.2017, 09:01:43
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.12.2017, 09:25:47 przez ankama1982.)
To jest zawsze bardzo ciężka decyzja. Wezwiesz pogotowie, zabiorą pacjenta do szpitala, a tam okaże się, że szans praktycznie nie ma. Żałujesz, że nie pozwoliłeś bliskiemu umrzeć w domu.
Nie wezwiesz, pacjent umrze,a Ty będziesz zastanawiać się, czy dobrze zrobiłeś, czy może jednak była jakaś szansa.
Ja na chwilę obecną obiecałam sobie, że jeśli Dziadkowi się pogorszy i nagle coś się wydarzy, to nie będę go ratować. Ale czy dotrzymam słowa? Czy będę w stanie patrzeć, jak umiera? Czy dam radę żyć ze świadomością, że mu nie pomogłam?
Pisałeś kiedyś, że najgorsza jest nagła śmierć, bo nie zdążysz się pożegnać, nie powiesz tego wszystkiego, co chciałeś powiedzieć.
Ja myślę jednak, że to najlepsza śmierć z mozliwych. I dla umierającego i dla rodziny. On nie cierpi, a Ty nie żyjesz w lęku, że to może już ten czas.
Mój Dziadek, Tata mojego Taty, zmarł nagle w wieku 70 lat. Od wielu lat chorował na POCHP, rozedmę itp. Miał straszne duszności, ale jakoś się trzymał. Co jakiś czas trafiał do szpitala na podleczenie. I wtedy tez tak było, do szpitala trafił w poniedziałek, w piątek dostał zatoru-stracił nagle przytomność, reanimowali go, ale nie udało się go uratować. W tym roku minęło 15 lat, a ja pamiętam dokładnie wszystko, każdy szczegół, jak ostatni raz się widzieliśmy. I choć wiem, że umarł dużo za wcześnie, to jedyne pocieszenie w tym, że nie myślał o śmierci, nie spodziewał się jej i nie cierpiał.
Nie wezwiesz, pacjent umrze,a Ty będziesz zastanawiać się, czy dobrze zrobiłeś, czy może jednak była jakaś szansa.
Ja na chwilę obecną obiecałam sobie, że jeśli Dziadkowi się pogorszy i nagle coś się wydarzy, to nie będę go ratować. Ale czy dotrzymam słowa? Czy będę w stanie patrzeć, jak umiera? Czy dam radę żyć ze świadomością, że mu nie pomogłam?
Pisałeś kiedyś, że najgorsza jest nagła śmierć, bo nie zdążysz się pożegnać, nie powiesz tego wszystkiego, co chciałeś powiedzieć.
Ja myślę jednak, że to najlepsza śmierć z mozliwych. I dla umierającego i dla rodziny. On nie cierpi, a Ty nie żyjesz w lęku, że to może już ten czas.
Mój Dziadek, Tata mojego Taty, zmarł nagle w wieku 70 lat. Od wielu lat chorował na POCHP, rozedmę itp. Miał straszne duszności, ale jakoś się trzymał. Co jakiś czas trafiał do szpitala na podleczenie. I wtedy tez tak było, do szpitala trafił w poniedziałek, w piątek dostał zatoru-stracił nagle przytomność, reanimowali go, ale nie udało się go uratować. W tym roku minęło 15 lat, a ja pamiętam dokładnie wszystko, każdy szczegół, jak ostatni raz się widzieliśmy. I choć wiem, że umarł dużo za wcześnie, to jedyne pocieszenie w tym, że nie myślał o śmierci, nie spodziewał się jej i nie cierpiał.