Dalej nie wiem, co napisać, bo nasz pobyt nad JP ma wielowymiarowy aspekt.
Po pierwsze, pogoda nam nie sprzyja i piszę to w kontekście neuralgii oraz zmniejszonej odporności organizmu. Wskutek tego spędziłem do tej pory pod żaglami zaledwie 12 godzin, co przy około 200 godzinach poświęconych na reanimację "Kornika" nie wygląda imponująco.
Po drugie, skutkiem tej pogody jest też stres i przemęczenie Wandy. Wczoraj np. mieliśmy odwiedziny 4+4 (wnuki i wnusie z rodzicami), a z racji silnego i zimnego wiatru wiejącego od jeziora cała nasza dziesiątka musiała zmieścić się w przedsionku i przyczepie. Przygotowanie w tych warunkach obiadu i kolacji, gdy ma się do dyspozycji czajnik, jednopalnikową kuchenkę i elektryczny grill, musiało być i stresujące i męczące. A przecież Wanda przyjechała nad JP niemal wprost z 72 godzinnego dyżuru przy matce wymagającej stałej opieki. Przyjechała, aby odpocząć przed kolejnymi dyżurami.
Po trzecie jest skutkiem 'po drugiego'. Wanda musi pojechać do sanatorium, właśnie po to, aby naprawdę odpocząć. Tu jednak sprawa się komplikuje, bo w naszym NFZ jest 1,5 miesięczne opóźnienie w stosunku do planowanego dwa lata wcześniej. Oznacza to, że realnym terminem wyjazdu staje się dopiero połowa listopada, a w tym właśnie miesiącu ja mam mieć zabieg usunięcia przepukliny. Jedyną szansą na wyjazd Wandy najpóźniej na początku października są zwroty, ale to nie jest pewna sprawa.
No i tak siedzimy sobie w przyczepie czekając na lepszą pogodę i odwiedziny 2+2.
Pozdrawiamy
Wanda i Edward
Po pierwsze, pogoda nam nie sprzyja i piszę to w kontekście neuralgii oraz zmniejszonej odporności organizmu. Wskutek tego spędziłem do tej pory pod żaglami zaledwie 12 godzin, co przy około 200 godzinach poświęconych na reanimację "Kornika" nie wygląda imponująco.
Po drugie, skutkiem tej pogody jest też stres i przemęczenie Wandy. Wczoraj np. mieliśmy odwiedziny 4+4 (wnuki i wnusie z rodzicami), a z racji silnego i zimnego wiatru wiejącego od jeziora cała nasza dziesiątka musiała zmieścić się w przedsionku i przyczepie. Przygotowanie w tych warunkach obiadu i kolacji, gdy ma się do dyspozycji czajnik, jednopalnikową kuchenkę i elektryczny grill, musiało być i stresujące i męczące. A przecież Wanda przyjechała nad JP niemal wprost z 72 godzinnego dyżuru przy matce wymagającej stałej opieki. Przyjechała, aby odpocząć przed kolejnymi dyżurami.
Po trzecie jest skutkiem 'po drugiego'. Wanda musi pojechać do sanatorium, właśnie po to, aby naprawdę odpocząć. Tu jednak sprawa się komplikuje, bo w naszym NFZ jest 1,5 miesięczne opóźnienie w stosunku do planowanego dwa lata wcześniej. Oznacza to, że realnym terminem wyjazdu staje się dopiero połowa listopada, a w tym właśnie miesiącu ja mam mieć zabieg usunięcia przepukliny. Jedyną szansą na wyjazd Wandy najpóźniej na początku października są zwroty, ale to nie jest pewna sprawa.
No i tak siedzimy sobie w przyczepie czekając na lepszą pogodę i odwiedziny 2+2.
Pozdrawiamy
Wanda i Edward