09.07.2017, 17:37:07
Kochani,
bardzo merytorycznie zrobiło się na forum. Przypadki już ciężkie lub sugerujące, że takimi niedługo się staną zdominowały dyskusję i to jest, ta dyskusja nie przypadki, bardzo dobrze. Jestem jednak zwolennikiem teorii, że chociaż w walce z rakiem bezwzględnie trzeba skorzystać ze wszystkiego, co oferuje medycyna, to o samej chorobie powinno się myśleć jak najmniej. To praktycznie nie jest możliwe, ale namiastkę oderwania się od spraw poważnych daje zajęcie się, chociaż przez chwilę, sprawami mniej poważnymi. Taka też intencja przyświecała mi, kiedy zdecydowałem się napisać ten post.
Od kilku tygodni remontuję "Kornika". Robię to, by jeszcze nacieszyć się żeglowaniem, ale też dlatego, by móc wywiązać się z zobowiązania, jakie wobec Was złożyłem. Prace są już na ukończeniu (połatany kadłub i nowa skrzynia mieczowa), jednak nie potrafię wyprostować samego miecza, który wygiął się w niejasnych dla mnie okolicznościach.
Miecz jest ćwiartką koła z zachowanym łukiem okręgu i dolną krawędzią. Krawędzi pionowej nie ma, bo został wycięty fragment tej ćwiartki. Materiał, to stal 5 mm, krawędź dolna ma około 80 cm, z masa miecza około 15-20 kg. Wygięta jest dolna krawędź, a strzałka wygięcia wynosi około 10 mm. To za dużo, by miecz mógł swobodnie podnosić się i opuszczać w 15 milimetrowym otworze skrzyni. Jak próbowałem prostować miecz?
Łuk koła i wygryzioną krawędź pionową położyłem na deskach na betonie i najpierw użyłem młota 2 kg, później łomu 10 kg uderzając z całej siły w swobodną krawędź dolną. Skutku nie było żadnego, a ze względu na pooperacyjną przepuklinę bałem się używać cięższych narzędzi. Wykorzystałem natomiast samochód. Około 400 kg nacisku przedniego koła trwającego kilka godzin też nic nie dało. Dolna krawędź miecza była prosta jedynie przez chwilę i powoli powróciła do stanu pierwotnego. Uznałem, że trzeba ten sprężynujący fragment stali osłabić i nawierciłem, w przypadkowej lokalizacji, około dziesięciu otworów o średnicy 6 mm i ponownie wykorzystałem samochód. Bez żadnego skutku. Mój kolejny plan zakłada nawiercenie wzdłuż jednej linii kilku następnych otworów o większej średnicy i ponowny nacisk 400 kg. To pogorszy skuteczność miecza przy żeglowaniu, jednak innego rozwiązania nie widzę!
A może ktoś z Was ma pomysł, jak można w domowych warunkach skutecznie sprowadzić miecz do, w przybliżeniu, jednej płaszczyzny?
By nie zostać posądzonym o zaśmiecanie wątku napiszę, że wątroba funkcjonuje bez żadnych niepokojących objawów, cukier mam ciągle na poziomie 110-120 (rano na czczo), a neuralgia nerwu 3D powróciła po tygodniowej przerwie. Można jednak z nią w tej postaci żyć, chociaż czasami jest mocno dokuczliwa.
Pozdrawiam serdecznie
Edward
bardzo merytorycznie zrobiło się na forum. Przypadki już ciężkie lub sugerujące, że takimi niedługo się staną zdominowały dyskusję i to jest, ta dyskusja nie przypadki, bardzo dobrze. Jestem jednak zwolennikiem teorii, że chociaż w walce z rakiem bezwzględnie trzeba skorzystać ze wszystkiego, co oferuje medycyna, to o samej chorobie powinno się myśleć jak najmniej. To praktycznie nie jest możliwe, ale namiastkę oderwania się od spraw poważnych daje zajęcie się, chociaż przez chwilę, sprawami mniej poważnymi. Taka też intencja przyświecała mi, kiedy zdecydowałem się napisać ten post.
Od kilku tygodni remontuję "Kornika". Robię to, by jeszcze nacieszyć się żeglowaniem, ale też dlatego, by móc wywiązać się z zobowiązania, jakie wobec Was złożyłem. Prace są już na ukończeniu (połatany kadłub i nowa skrzynia mieczowa), jednak nie potrafię wyprostować samego miecza, który wygiął się w niejasnych dla mnie okolicznościach.
Miecz jest ćwiartką koła z zachowanym łukiem okręgu i dolną krawędzią. Krawędzi pionowej nie ma, bo został wycięty fragment tej ćwiartki. Materiał, to stal 5 mm, krawędź dolna ma około 80 cm, z masa miecza około 15-20 kg. Wygięta jest dolna krawędź, a strzałka wygięcia wynosi około 10 mm. To za dużo, by miecz mógł swobodnie podnosić się i opuszczać w 15 milimetrowym otworze skrzyni. Jak próbowałem prostować miecz?
Łuk koła i wygryzioną krawędź pionową położyłem na deskach na betonie i najpierw użyłem młota 2 kg, później łomu 10 kg uderzając z całej siły w swobodną krawędź dolną. Skutku nie było żadnego, a ze względu na pooperacyjną przepuklinę bałem się używać cięższych narzędzi. Wykorzystałem natomiast samochód. Około 400 kg nacisku przedniego koła trwającego kilka godzin też nic nie dało. Dolna krawędź miecza była prosta jedynie przez chwilę i powoli powróciła do stanu pierwotnego. Uznałem, że trzeba ten sprężynujący fragment stali osłabić i nawierciłem, w przypadkowej lokalizacji, około dziesięciu otworów o średnicy 6 mm i ponownie wykorzystałem samochód. Bez żadnego skutku. Mój kolejny plan zakłada nawiercenie wzdłuż jednej linii kilku następnych otworów o większej średnicy i ponowny nacisk 400 kg. To pogorszy skuteczność miecza przy żeglowaniu, jednak innego rozwiązania nie widzę!
A może ktoś z Was ma pomysł, jak można w domowych warunkach skutecznie sprowadzić miecz do, w przybliżeniu, jednej płaszczyzny?
By nie zostać posądzonym o zaśmiecanie wątku napiszę, że wątroba funkcjonuje bez żadnych niepokojących objawów, cukier mam ciągle na poziomie 110-120 (rano na czczo), a neuralgia nerwu 3D powróciła po tygodniowej przerwie. Można jednak z nią w tej postaci żyć, chociaż czasami jest mocno dokuczliwa.
Pozdrawiam serdecznie
Edward