16.03.2017, 13:57:16
Oj, Edku, gdybym chciała dorzucić do ognia jakieś smolne polano, to bym od razu ci wytknęła, że powodem twego nomen omen świętego oburzenia jest twoja frustracja, że to nie ty będziesz tym byle kim, z kim ta dziewczyna ma się puścić...
Ale jak już jesteśmy przy temacie, to - w ramach edukacji - podpowiem ci, że często bywa tak, że "puszczenie się z byle kim" skutkuje trwałym urazem i ucieczką od spraw seksu, choćby za mury klasztoru...
Takie rzeczy o kobietach wypada wiedzieć, ale co tu tłumaczyć komuś, kto "żyje jedną chętką: dużo, byle jak, i prędko".
Wracając do tematu, pomyśl abstrakcyjnie, ogólnie, bo tu nie chodzi o to, że dziewczyna zostawia chorą matkę w szpitalu i wraca do zakonu, tylko, że matka jest w szpitalu, a jej dorosłe dziecko ma swoją pracę, swoje życie gdzieś daleko.
Kodeks pracy nie przewiduje zwolnienia lekarskiego na członka rodziny w szpitalu, nawet na małe dziecko, wychodząc z założenia, że pacjent w szpitalu ma zapewnioną opiekę.
Tak, że nie, nie oburzam się na dziewczynę, raczej doceniam, że poświęciła kilka dni swego urlopu na pierwsze trudne dni po operacji matki. Nie każdego na to stać, nie każdy może, nie każdy chce. Była kilka dni, reszta należy do służby zdrowia i do małżonka, którego, jak na razie , kobieta posiada.
Nie, nie znam sytuacji, by ktoś rzucał pracę i rodzinę, jeśli ją ma, by pomagać mamie zapinać biustonosz i myć się.
Ale znam, niestety, takie mamuśki, które stosują szantaż emocjonalny wobec swych dorosłych dzieci (ja biedna, chora), niszcząc ich życie osobiste.
Nie ma znaczenia, czy córka "pracuje" w zakonie, czy gdzie indziej - to jest jej sprawa, jej zawód, jej wybór.
Jest dorosła, i w domu jej nie ma, bo nie powinno być.
Ten temat nie jest biciem piany, bo czytają nas młodzi, mający starszych, schorowanych rodziców, utrzymywanych często przez nich w poczuciu winy, że śmieli mieć swoje życie, a nie poświęcić je na codzienną, całkowitą opiekę nad przodkami.
Temat jest trudny, i będzie wymagał rozwiązań systemowych, ale mamusie muszą się pogodzić z tym, że to nie córka będzie im zmieniać pampersy, ale fachowa pomoc.
Ale jak już jesteśmy przy temacie, to - w ramach edukacji - podpowiem ci, że często bywa tak, że "puszczenie się z byle kim" skutkuje trwałym urazem i ucieczką od spraw seksu, choćby za mury klasztoru...
Takie rzeczy o kobietach wypada wiedzieć, ale co tu tłumaczyć komuś, kto "żyje jedną chętką: dużo, byle jak, i prędko".
Wracając do tematu, pomyśl abstrakcyjnie, ogólnie, bo tu nie chodzi o to, że dziewczyna zostawia chorą matkę w szpitalu i wraca do zakonu, tylko, że matka jest w szpitalu, a jej dorosłe dziecko ma swoją pracę, swoje życie gdzieś daleko.
Kodeks pracy nie przewiduje zwolnienia lekarskiego na członka rodziny w szpitalu, nawet na małe dziecko, wychodząc z założenia, że pacjent w szpitalu ma zapewnioną opiekę.
Tak, że nie, nie oburzam się na dziewczynę, raczej doceniam, że poświęciła kilka dni swego urlopu na pierwsze trudne dni po operacji matki. Nie każdego na to stać, nie każdy może, nie każdy chce. Była kilka dni, reszta należy do służby zdrowia i do małżonka, którego, jak na razie , kobieta posiada.
Nie, nie znam sytuacji, by ktoś rzucał pracę i rodzinę, jeśli ją ma, by pomagać mamie zapinać biustonosz i myć się.
Ale znam, niestety, takie mamuśki, które stosują szantaż emocjonalny wobec swych dorosłych dzieci (ja biedna, chora), niszcząc ich życie osobiste.
Nie ma znaczenia, czy córka "pracuje" w zakonie, czy gdzie indziej - to jest jej sprawa, jej zawód, jej wybór.
Jest dorosła, i w domu jej nie ma, bo nie powinno być.
Ten temat nie jest biciem piany, bo czytają nas młodzi, mający starszych, schorowanych rodziców, utrzymywanych często przez nich w poczuciu winy, że śmieli mieć swoje życie, a nie poświęcić je na codzienną, całkowitą opiekę nad przodkami.
Temat jest trudny, i będzie wymagał rozwiązań systemowych, ale mamusie muszą się pogodzić z tym, że to nie córka będzie im zmieniać pampersy, ale fachowa pomoc.