07.01.2017, 07:05:48
Koleżanki i Koledzy!
Jak pewnie zauważyliście, ten mój wątek coraz mniej niesie informacji związanych z przeszczepioną wątrobą, a coraz więcej z tzw. normalnego życia.
Latem ub. roku, w okresie między kwalifikacją do przeszczepu, a samym przeszczepem zastanawiałem się na ile powrót do normalnego życia będzie mi dany, bo przecież jeszcze wielu zaplanowanych spraw nie zdążyłem załatwić.
Przechodząc kwalifikacje i chemię TACE leżałem z ludźmi, którym przeszczep nie do końca się udał. Widziałem ich cierpienia fizyczne, ale też psychiczne wynikające z niepewności, co do dalszego losu. Widziałem też mniej lub bardziej maskowane przerażenie najbliższych mi osób, bo sytuacja łatwa nie była. Źle zaplanowane i realizowane leczenie w moim rodzinnym mieście sprawiło, że na Banacha znalazłem się niemal w ostatniej, ratującej życie, chwili.
W klinice przy Banacha, w korytarzowych gablotach bloku B, na jego II piętrze (Hepatologia) i na VI (Chirurgia) znajdują się podziękowania od szczęśliwców, którym dano tam nowe życie. Czytając je zastanawiałem się wtedy, czy ja kiedyś też takie podziękowanie będę mógł lekarzom tej kliniki wysłać? Teraz widzę, że na pewno tak!
Kiedy przypomnę sobie chwile na Oddziale Intensywnej Terapii Chirurgicznej (OITCh) kilkanaście godzin po przeszczepie, wizyty Wandy i tajemniczego czarnego gościa, który zawsze, kompetentnie i sensownie, włączał się do naszej rozmowy (efekt dawkowanej bez przerwy i uśmierzającej ból morfiny), gdy tylko zamykałem oczy, kiedy przypomnę sobie piątą dobę po przeszczepie, a pierwszą poza OITCh, gdy podtrzymywany przez Wandę ledwie mogłem przejść kilka metrów od łóżka do łazienki, by wreszcie się ogolić i umyć zęby, kiedy przypomnę sobie siódmą dobę po, gdy na spotkanie z synem i wnusiami Wanda zawiozła mnie na wózku i kiedy wreszcie zestawię to wszystko z moim aktualnym stanem zdrowia, to śmiało mogę powiedzieć, że naprawdę daleką przeszedłem drogę!
Czekając na mniej mroźną pogodę, by móc pojechać na wieś, gdzie brak mojej pracy jest już widoczny, planuję spotkania z Czytelnikami w całej Polsce i pracuję nad ... fabułą III tomu "Kresowej opowieści".
Jeśli kiedyś powstanie, a Wydawnictwo wyda go na swój koszt, jak obiecało, to przekonacie się, że będzie to miks moich wspomnień z licznych kontaktów ze służbą zdrowia, wspomnień Kresowiaków, sensacyjnych współczesnych wątków z korzeniami na Kresach, swobodnych wycieczek mojej wyobraźni w realny i nierealny świat egzotyki i ... erotyki! Czy z tego miksu tak odległych od siebie spraw powstanie coś wartościowego, czy gniot na miarę kiczu, to już ocenicie sami. W każdym razie lekarzom z Banacha zadedykuję ten III tom. Bez ich fantastycznych umiejętności na pewno nie witałbym już Nowego 2017 Roku! Tego jestem absolutnie pewien.
Pozdrawiam
Edward
Jak pewnie zauważyliście, ten mój wątek coraz mniej niesie informacji związanych z przeszczepioną wątrobą, a coraz więcej z tzw. normalnego życia.
Latem ub. roku, w okresie między kwalifikacją do przeszczepu, a samym przeszczepem zastanawiałem się na ile powrót do normalnego życia będzie mi dany, bo przecież jeszcze wielu zaplanowanych spraw nie zdążyłem załatwić.
Przechodząc kwalifikacje i chemię TACE leżałem z ludźmi, którym przeszczep nie do końca się udał. Widziałem ich cierpienia fizyczne, ale też psychiczne wynikające z niepewności, co do dalszego losu. Widziałem też mniej lub bardziej maskowane przerażenie najbliższych mi osób, bo sytuacja łatwa nie była. Źle zaplanowane i realizowane leczenie w moim rodzinnym mieście sprawiło, że na Banacha znalazłem się niemal w ostatniej, ratującej życie, chwili.
W klinice przy Banacha, w korytarzowych gablotach bloku B, na jego II piętrze (Hepatologia) i na VI (Chirurgia) znajdują się podziękowania od szczęśliwców, którym dano tam nowe życie. Czytając je zastanawiałem się wtedy, czy ja kiedyś też takie podziękowanie będę mógł lekarzom tej kliniki wysłać? Teraz widzę, że na pewno tak!
Kiedy przypomnę sobie chwile na Oddziale Intensywnej Terapii Chirurgicznej (OITCh) kilkanaście godzin po przeszczepie, wizyty Wandy i tajemniczego czarnego gościa, który zawsze, kompetentnie i sensownie, włączał się do naszej rozmowy (efekt dawkowanej bez przerwy i uśmierzającej ból morfiny), gdy tylko zamykałem oczy, kiedy przypomnę sobie piątą dobę po przeszczepie, a pierwszą poza OITCh, gdy podtrzymywany przez Wandę ledwie mogłem przejść kilka metrów od łóżka do łazienki, by wreszcie się ogolić i umyć zęby, kiedy przypomnę sobie siódmą dobę po, gdy na spotkanie z synem i wnusiami Wanda zawiozła mnie na wózku i kiedy wreszcie zestawię to wszystko z moim aktualnym stanem zdrowia, to śmiało mogę powiedzieć, że naprawdę daleką przeszedłem drogę!
Czekając na mniej mroźną pogodę, by móc pojechać na wieś, gdzie brak mojej pracy jest już widoczny, planuję spotkania z Czytelnikami w całej Polsce i pracuję nad ... fabułą III tomu "Kresowej opowieści".
Jeśli kiedyś powstanie, a Wydawnictwo wyda go na swój koszt, jak obiecało, to przekonacie się, że będzie to miks moich wspomnień z licznych kontaktów ze służbą zdrowia, wspomnień Kresowiaków, sensacyjnych współczesnych wątków z korzeniami na Kresach, swobodnych wycieczek mojej wyobraźni w realny i nierealny świat egzotyki i ... erotyki! Czy z tego miksu tak odległych od siebie spraw powstanie coś wartościowego, czy gniot na miarę kiczu, to już ocenicie sami. W każdym razie lekarzom z Banacha zadedykuję ten III tom. Bez ich fantastycznych umiejętności na pewno nie witałbym już Nowego 2017 Roku! Tego jestem absolutnie pewien.
Pozdrawiam
Edward