03.01.2017, 06:01:52
Jak nie urok, to wiadomo co!
Wątroba w porządku, nerw czuwa, ale daje żyć, z infekcji górnych dróg oddechowych wyszedłem, ale wczoraj rozhuśtało mi się ciśnienie. 190/102, to maksymalna zmierzona wartość, ale inne były niewiele mniejsze. Najgorsze jest to, że leki doraźne (Nitrendypine) działają krótko i nawet Furosemid niewiele dał. Po konsultacji z kardiologiem zażyłem jego jedną tabletkę, która odwodniła mnie solidnie (ważę się codziennie rano w takich samych warunkach i dzisiaj mam 2 kg mniej niż wczoraj!), a zmierzone o 4.30 ciśnienie, to 179/88. Jeśli to się nie poprawi w ciągu najbliższej godziny, to idę do kardiologa - może mnie przyjmie.
Na wzrost ciśnienia wpływa pewnie też fakt, że od niedzieli jestem sam i na żadną pomoc nie mogę liczyć. Żona wraca dopiero w czwartek o 23-ciej, bo teraz w Warszawie opiekuje się chorymi wnusiami. Rodzice wiadomo, do pracy, a jedyna babcia do opieki.
Ciężko jest żyć samotnie, a ten mój przejściowy stan jest zwiastunem tego z przyszłości, kiedy samotność będzie nam dana już do końca życia. To smutna perspektywa.
No i jeszcze dzisiaj mam księdza po kolędzie. Akcesoria na tę okoliczność znalazłem, mieszkanie muszę trochę posprzątać i dam radę!
Na wszelki jednak wypadek, tak ogólnie, ściśnijcie kciuka.
Edward
Wątroba w porządku, nerw czuwa, ale daje żyć, z infekcji górnych dróg oddechowych wyszedłem, ale wczoraj rozhuśtało mi się ciśnienie. 190/102, to maksymalna zmierzona wartość, ale inne były niewiele mniejsze. Najgorsze jest to, że leki doraźne (Nitrendypine) działają krótko i nawet Furosemid niewiele dał. Po konsultacji z kardiologiem zażyłem jego jedną tabletkę, która odwodniła mnie solidnie (ważę się codziennie rano w takich samych warunkach i dzisiaj mam 2 kg mniej niż wczoraj!), a zmierzone o 4.30 ciśnienie, to 179/88. Jeśli to się nie poprawi w ciągu najbliższej godziny, to idę do kardiologa - może mnie przyjmie.
Na wzrost ciśnienia wpływa pewnie też fakt, że od niedzieli jestem sam i na żadną pomoc nie mogę liczyć. Żona wraca dopiero w czwartek o 23-ciej, bo teraz w Warszawie opiekuje się chorymi wnusiami. Rodzice wiadomo, do pracy, a jedyna babcia do opieki.
Ciężko jest żyć samotnie, a ten mój przejściowy stan jest zwiastunem tego z przyszłości, kiedy samotność będzie nam dana już do końca życia. To smutna perspektywa.
No i jeszcze dzisiaj mam księdza po kolędzie. Akcesoria na tę okoliczność znalazłem, mieszkanie muszę trochę posprzątać i dam radę!
Na wszelki jednak wypadek, tak ogólnie, ściśnijcie kciuka.
Edward