03.10.2016, 15:29:44
Wnusie odwożone były do przedszkola dwa razy - w czwartek i w piątek. Oba razy autobusem, ponieważ ja jeszcze samochodu nie byłem w stanie prowadzić.
W czwartek towarzyszyłem Wandzie, ale pożytek ze mnie był jedynie taki, że prowadziłem wnusie za rękę. To już kochane 16 i 13 kg, więc podsadzać do autobusu w żadnym razie nie mogłem. Jakoś weszliśmy do przepełnionego, głównie studentami, pojazdu. Wanda znalazła jedno wolne miejsce i wzięła Emilkę na kolana. Młoda dziewczyna widząc mnie z Alą natychmiast wstała, ale wnusia zostawiła mnie i przytuliła się do babci. Podziękowałem dziewczynie, uśmialiśmy się oboje z zachowania Ali i kulturalna studentka wróciła na swoje miejsce. Ciężko mi wtedy było, bo przechodziłem kryzys, o którym pisałem Joli, ale 25 doby po przeszczepie widać nie było i miejsca takim 'staruszkom' jak ja rzadko się ustępuje, więc OK i sprawy nie ma.
W piątek miałem wizytę w poradni transplantacyjnej i Wanda obie wnusie zawoziła sama. Tym razem w przepełnionym autobusie wolnego miejsca nie było i nikt nie zamierzał go ustąpić. Babcia z 2,5 i 4,5 letnimi maluchami z trudem panowała nad sytuacją, bo W Warszawie jeździ się szybko i zdecydowanie. W końcu nie wytrzymała i powiedziała najbliżej siedzącej dziewczynie, by ustąpiła jej miejsca. Studentka była obrażona, ale łaskawie wstała pyskując przy tym jeszcze przez jakiś czas. Wanda nie włączała się do jej monologu.
Po południu Wanda odbierała maluchy. Na przystanku autobusowym ławeczka była zajęta, bo część studentów skończyła właśnie zajęcia. Z trudem udało się babci posadzić obie wnusie i znowu nie dlatego, by oszczędzać ich młode nóżki, ale by nie wybiegły niespodziewanie na jezdnię. Wandzie miejsca nikt oczywiście nie ustąpił, a siedziały wyłącznie dziewczyny.
Może dziwicie się, dlaczego o tym piszę? Może powiecie, że takie zachowanie dzisiejszej młodzieży to przecież standard, ale opisywane sytuacje cechuje pewien, chyba waży, szczegół. Otóż uczelnią, do której masowo zmierzali studenci był UKSW, czyli Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego - humanistyczna katolicka uczelnia. Dlaczego rodzaj uczelni jest dla mnie ważny?
Wiosną 2005 roku, kiedy odchodził Jan Paweł II, całą Polskę ogarnął jakiś dziwny, niesłychanie pozytywny nastrój zadumy, refleksji, międzyludzkiej solidarności i empatii. Prym wiodła w nim właśnie młodzież, gromadząc się na modlitewnych czuwaniach. To wtedy mówiło się o „Pokoleniu JPII”. Dzisiaj to pojęcie już nie istnieje, ale ja w swojej naiwności myślałem, że jeśli są jeszcze jakieś jego ślady, to z pewnością wyłącznie na katolickich uczelniach. Jak widać myliłem się. Niestety!
Edward
W czwartek towarzyszyłem Wandzie, ale pożytek ze mnie był jedynie taki, że prowadziłem wnusie za rękę. To już kochane 16 i 13 kg, więc podsadzać do autobusu w żadnym razie nie mogłem. Jakoś weszliśmy do przepełnionego, głównie studentami, pojazdu. Wanda znalazła jedno wolne miejsce i wzięła Emilkę na kolana. Młoda dziewczyna widząc mnie z Alą natychmiast wstała, ale wnusia zostawiła mnie i przytuliła się do babci. Podziękowałem dziewczynie, uśmialiśmy się oboje z zachowania Ali i kulturalna studentka wróciła na swoje miejsce. Ciężko mi wtedy było, bo przechodziłem kryzys, o którym pisałem Joli, ale 25 doby po przeszczepie widać nie było i miejsca takim 'staruszkom' jak ja rzadko się ustępuje, więc OK i sprawy nie ma.
W piątek miałem wizytę w poradni transplantacyjnej i Wanda obie wnusie zawoziła sama. Tym razem w przepełnionym autobusie wolnego miejsca nie było i nikt nie zamierzał go ustąpić. Babcia z 2,5 i 4,5 letnimi maluchami z trudem panowała nad sytuacją, bo W Warszawie jeździ się szybko i zdecydowanie. W końcu nie wytrzymała i powiedziała najbliżej siedzącej dziewczynie, by ustąpiła jej miejsca. Studentka była obrażona, ale łaskawie wstała pyskując przy tym jeszcze przez jakiś czas. Wanda nie włączała się do jej monologu.
Po południu Wanda odbierała maluchy. Na przystanku autobusowym ławeczka była zajęta, bo część studentów skończyła właśnie zajęcia. Z trudem udało się babci posadzić obie wnusie i znowu nie dlatego, by oszczędzać ich młode nóżki, ale by nie wybiegły niespodziewanie na jezdnię. Wandzie miejsca nikt oczywiście nie ustąpił, a siedziały wyłącznie dziewczyny.
Może dziwicie się, dlaczego o tym piszę? Może powiecie, że takie zachowanie dzisiejszej młodzieży to przecież standard, ale opisywane sytuacje cechuje pewien, chyba waży, szczegół. Otóż uczelnią, do której masowo zmierzali studenci był UKSW, czyli Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego - humanistyczna katolicka uczelnia. Dlaczego rodzaj uczelni jest dla mnie ważny?
Wiosną 2005 roku, kiedy odchodził Jan Paweł II, całą Polskę ogarnął jakiś dziwny, niesłychanie pozytywny nastrój zadumy, refleksji, międzyludzkiej solidarności i empatii. Prym wiodła w nim właśnie młodzież, gromadząc się na modlitewnych czuwaniach. To wtedy mówiło się o „Pokoleniu JPII”. Dzisiaj to pojęcie już nie istnieje, ale ja w swojej naiwności myślałem, że jeśli są jeszcze jakieś jego ślady, to z pewnością wyłącznie na katolickich uczelniach. Jak widać myliłem się. Niestety!
Edward