Szkoda, że nie namówiłeś Mazura na spacer po schodach
A tak na poważnie, to ciężki jest los pacjenta, bo nie da się całkowicie wyłączyć z tego, co się dzieje wokół ciebie. Też miałem chrapacza, marudę i telemaniaka, a raczej mistrza skakania po kanałach. Wcześniej, czy później pożegnało się tego, czy tamtego i czekało na swoją wypiskę. Ty jesteś w szpitalu na Banacha już długo i nie dziwię się samopoczuciu. Pozostaje spacer poziomy i pionowy
Co do higieny ( a raczej jej braku), to chyba nie odstajemy od normy. Wszędzie można spotkać brudasów.
Wczoraj pół dnia przesiedziałem na Oddziale Onkologii Klinicznej i Doświadczalnej w szpitalu na Grunwaldzkiej w Poznaniu. Szpital stary o standardzie z dawniejszych czasów. W łazienkach oddziału przy umywalkach mydło w płynie, płyn dezynfekujący i standardowy ręcznik papierowy. Przed nosem instrukcja używania płynu dezynfekującego, w nosie smród papierosów. Miałem wrażenie, że do tego łazienka służy najczęściej.
Przy wyjściu z pomieszczenia kolejny dozownik z płynem dezynfekującym i przez cały czas pobytu nie zauważyłem ani jednej osoby, która by z niego korzystała. A klamkę każdy naciskał.
Co do jedzenia, to kilka szpitali odwiedziłem i mogę napisać, że sławetna szpitalna restauracja Finezja w Bydgoszczy to ewenement na Polskę. Wielka kolorowa sala, z naturalnym oświetleniem, samoobsługowa z wyborem potraw godnym dobrych restauracji. Coś w stylu "jedzenie na wagę" czy szwedzkiego stołu, z tym, że pacjent nic nie płaci.
Potrawy najróżniejsze, od diet, po ryby, mięsa smażone i duszone. Do tego jabłka pieczone, kiśle, jogurty i ciasto jak w domu.
Wczoraj na oddziale wspomnianego szpitala byłem świadkiem wydawania śniadania. Na jednorazowej tacce ofoliowana, przecięta bułka i coś do niej niej. Nie zauważyłem co dokładnie, ale był też kawałek sałaty, pomidor. Chyba taka przeciętna krajowa porcja.
Smutne, ale po jakimś czasie ledwo naruszone porcje wracały do wózka na odpadki. Większość tutejszych pacjentów, którzy większość czasu spędzają leżąc podpięci pod kroplówki, lub chodząc ze stojaczkiem-wieszaczkiem po korytarzu nie rzuca się na takie "rarytasy". Ja wiem, że bydgoskie rozwiązanie jest ewenementem, ale uwierzcie mi, że tam pacjenci z trudem się poruszający, ale wybierali posiłek w Finezji, aby poczuć się jakoś inaczej, normalniej
Nikomu nie przeszkadzały cewniki, stojaczki z kroplówką, czy łyse głowy. Nawet gdy coś się działo nieciekawego, to nikt nie robił z tego problemu, a personel szybko robił porządek.
Każdy jadł co chciał, ile chciał i z kim chciał. Miałem wrażenie, że najważniejsze było być tu razem i sobie pogadać, przy filiżance kawy, czy jajecznicy ze szczypiorkiem. Kiedy mogłem już chodzić, to skrzykiwaliśmy się z kolegami z sali i razem szliśmy do Finezji. Jak to chłopy wzrokiem szukaliśmy ulubionych dziewczyn z obsługi i długo nie trzeba było czekać, aby znać je z imienia. W tym całym pobycie w CO, te chwile były oderwaniem od szpitalnej smutnej rzeczywistości i tak to zapamiętam.
Niestety zderzenie tego co wyżej opisałem z powszechnie panującym systemem jest przygnębiające.
Ale Ty, Edwardzie się nie przygnębiaj Mazurem, konserwową nie do pary z chlebkiem, tylko pilnuj się, aby za tydzień w dobrym stylu opuścić Banacha.
Pozdawiam
Armands
A tak na poważnie, to ciężki jest los pacjenta, bo nie da się całkowicie wyłączyć z tego, co się dzieje wokół ciebie. Też miałem chrapacza, marudę i telemaniaka, a raczej mistrza skakania po kanałach. Wcześniej, czy później pożegnało się tego, czy tamtego i czekało na swoją wypiskę. Ty jesteś w szpitalu na Banacha już długo i nie dziwię się samopoczuciu. Pozostaje spacer poziomy i pionowy
Co do higieny ( a raczej jej braku), to chyba nie odstajemy od normy. Wszędzie można spotkać brudasów.
Wczoraj pół dnia przesiedziałem na Oddziale Onkologii Klinicznej i Doświadczalnej w szpitalu na Grunwaldzkiej w Poznaniu. Szpital stary o standardzie z dawniejszych czasów. W łazienkach oddziału przy umywalkach mydło w płynie, płyn dezynfekujący i standardowy ręcznik papierowy. Przed nosem instrukcja używania płynu dezynfekującego, w nosie smród papierosów. Miałem wrażenie, że do tego łazienka służy najczęściej.
Przy wyjściu z pomieszczenia kolejny dozownik z płynem dezynfekującym i przez cały czas pobytu nie zauważyłem ani jednej osoby, która by z niego korzystała. A klamkę każdy naciskał.
Co do jedzenia, to kilka szpitali odwiedziłem i mogę napisać, że sławetna szpitalna restauracja Finezja w Bydgoszczy to ewenement na Polskę. Wielka kolorowa sala, z naturalnym oświetleniem, samoobsługowa z wyborem potraw godnym dobrych restauracji. Coś w stylu "jedzenie na wagę" czy szwedzkiego stołu, z tym, że pacjent nic nie płaci.
Potrawy najróżniejsze, od diet, po ryby, mięsa smażone i duszone. Do tego jabłka pieczone, kiśle, jogurty i ciasto jak w domu.
Wczoraj na oddziale wspomnianego szpitala byłem świadkiem wydawania śniadania. Na jednorazowej tacce ofoliowana, przecięta bułka i coś do niej niej. Nie zauważyłem co dokładnie, ale był też kawałek sałaty, pomidor. Chyba taka przeciętna krajowa porcja.
Smutne, ale po jakimś czasie ledwo naruszone porcje wracały do wózka na odpadki. Większość tutejszych pacjentów, którzy większość czasu spędzają leżąc podpięci pod kroplówki, lub chodząc ze stojaczkiem-wieszaczkiem po korytarzu nie rzuca się na takie "rarytasy". Ja wiem, że bydgoskie rozwiązanie jest ewenementem, ale uwierzcie mi, że tam pacjenci z trudem się poruszający, ale wybierali posiłek w Finezji, aby poczuć się jakoś inaczej, normalniej
Nikomu nie przeszkadzały cewniki, stojaczki z kroplówką, czy łyse głowy. Nawet gdy coś się działo nieciekawego, to nikt nie robił z tego problemu, a personel szybko robił porządek.
Każdy jadł co chciał, ile chciał i z kim chciał. Miałem wrażenie, że najważniejsze było być tu razem i sobie pogadać, przy filiżance kawy, czy jajecznicy ze szczypiorkiem. Kiedy mogłem już chodzić, to skrzykiwaliśmy się z kolegami z sali i razem szliśmy do Finezji. Jak to chłopy wzrokiem szukaliśmy ulubionych dziewczyn z obsługi i długo nie trzeba było czekać, aby znać je z imienia. W tym całym pobycie w CO, te chwile były oderwaniem od szpitalnej smutnej rzeczywistości i tak to zapamiętam.
Niestety zderzenie tego co wyżej opisałem z powszechnie panującym systemem jest przygnębiające.
Ale Ty, Edwardzie się nie przygnębiaj Mazurem, konserwową nie do pary z chlebkiem, tylko pilnuj się, aby za tydzień w dobrym stylu opuścić Banacha.
Pozdawiam
Armands