02.09.2022, 20:28:08
3 września 2016, w WUM przy Banacha podarowano mi nowe życie. W moim mieście, Wrocławiu, przygotowywano mnie psychicznie do wyprawy w zaświaty, a w Warszawie powiedzieli, że jeszcze spróbują coś zrobić. I zrobili, jestem im bezgranicznie wdzięczny, a podarowane mi nowe życie staram się jak najpełniej wykorzystać.
Pisałem o moim nowym problemie i wyjaśnię, jak do niego doszło. Być może Wy sami, albo Wasi najbliżsi, czy znajomi znajdujecie się lub znajdziecie w podobnej sytuacji, więc przeczytajcie.
W Sylwestra 2021 roku hemoglobina spadła mi do wartości 6,5. – Ma się pan natychmiast zgłosić do lekarza – zatelefonowała pani z laboratorium, zanim udostępnili w Internecie pełne wyniki morfologii krwi. Prowadziłem wtedy samochód i trochę się wystraszyłem, gdy pani powiedziała, że w każdej chwili mogę stracić przytomność.
Był lekarz rodzinny, skierowanie, 10 godzin na SOR z Covidem w promocji, a później szpital. Cztery jednostki krwi, dwie kroplówki z żelazem postawiły mnie na 6 tygodni na nogi.
W połowie lutego hemoglobina spadła do 7,0. Nastąpiła powtórka z SOR, tym razem bez koronawirusa, pobyt w szpitalu, kolejne cztery jednostki krwi i dwie żelaza. Jasne stało się, że gdzieś znajduje się obfite krwawienie będące źródłem moich problemów.
Przebadano mnie wszechstronnie, ale tego źródła nie wykryto. Podejrzenie padło na jelito cienkie i przesączanie się krwi przez jego ścianki. Przy około 10-cio metrowej długości jelita przesączanie nie musiało być duże, aby spowodować tak znaczny spadek hemoglobiny. Skąd to przesączanie?
Dawno temu stwierdzono u mnie napadowe migotanie przedsionków. Następstwem tej nieleczonej choroby najczęściej jest udar, dlatego wprowadzono lek rozrzedzający krew. Lek dużo silniejszy od powszechnie stosowanego Acardu, czy Polocardu.
Przez wiele lat nic złego się nie działo, aż w końcu pojawiło się krwawienie i spadek hemoglobiny. Zmieniono więc lek na inny i zmniejszono jego dawkę. Hemoglobina ustabilizowała się na poziomie 12-13, ale w mniejszym stopniu byłem (i jeszcze jestem) chroniony przed udarem.
I teraz uważajcie, bo będzie o czymś nowym. O czymś, co prawdopodobnie, jeśli chodzi o Polskę, wykonywane jest jedynie w Klinice Kardiologii USK we Wrocławiu przy ulicy Borowskiej.
Konsylium z udziałem kardiologów zdecydowało, że poddany zostanę zabiegowi zamknięcia uszka lewego przedsionka. To uszko, a właściwie ucho, bo przy wielkości serca podobnej do zaciśniętej pięści, ma aż 20 mm średnicy, jest miejscem, w którym podczas migotania przedsionków i zwiększonej prędkości przepływu krwi powstają zakrzepy powodujące udar. Jeśli uszko się zamknie, to przedsionki mogą sobie migotać i nawet przy niestosowaniu leków przeciwkrzepliwych pacjentowi nic się nie stanie. Ten zabieg miałem 10 dni temu, a jego opis chyba trochę szokuje.
Jest dwóch operatorów. Jeden obsługuje sondę, a drugi obserwuje jej drogę na ekranie monitora. Widzi obraz dzięki kamerze umieszczonej w przełyku na wysokości serca (taka gastro-video-transmisja), w sumie najbardziej nieprzyjemna, bo pacjent przez cały czas nie śpi i wie, co się dzieje.
Operator od sondy nacina mięśnie w pachwinie, do żyły (nie tętnicy) wprowadza sondę, przechodzi z nią do prawego przedsionka, przebija przegrodę międzyprzedsionkową i wprowadza sondę do uszka lewego przedsionka. Następnie przez tę sondę wprowadza złożoną plastikową ‘parasolkę’, którą otwiera się w uszku i to właściwie wszystko.
Po zabiegu zakładają jeden szew w pachwinie i z mocno uciskowym opatrunkiem każą leżeć nieruchomo przez sześć godzin. Później można wstać, ale opatrunek zdejmują po 24 godzinach.
Zabieg był bez komplikacji. Wypisali mnie z zaleceniem unikania wysiłku i oszczędzania nogi przez dwa tygodnie oraz rozpiską czterech wizyt kontrolnych w ciągu najbliższego roku. Uszko będzie zamknięte dopiero wtedy, gdy organizm otoczy tę ażurową konstrukcję tkanką, to w końcu ciało obce, a proces ten trwa około pół roku.
Jak duże znaczenie mają odpowiednio dobrane słowa, przekonałem się w piątym dniu po zabiegu. „Zaleca się” to odpowiednik żółtego światła na skrzyżowaniu. Nie powinno się przy nim wjeżdżać, ale jeśli się to zrobi, to prawie zawsze nie ma negatywnych konsekwencji. „Zabrania się”, to światło czerwone i wszystko byłoby jasne.
W tym piątym dniu wyszedłem na długi spacer, a wieczorem stwierdziłem, że centymetr od nacięcia w pachwinie pojawiło się twarde zgrubienie wielkości ziarna dużego grochu. Następnego dnia skontaktowałem się z lekarką z kardiologii, a ona bezwzględnie przykazała wizytę na SOR.
Byłem tam 4,5 godziny i stwierdzono tętniaka o średnicy 10 mm. – Musi pan oszczędzać się przez dwa tygodnie – powiedział lekarz. – Nie chcielibyśmy, aby tętniak pękł. W Internecie, na poważnych medycznych stronach przeczytałem, że pęknięcie tętniaka w 65-90% kończy się zejściem pacjenta.
I to jest mój problem. W dniach 7-19 września mam dyżur na wsi, będzie zimno i trzeba będzie palić, a obu sióstr nie będzie w tym czasie w Polsce.
Rozpisałem się, ale dziś jest dla mnie dzień szczególny, a opisana historia, być może komuś z Was pomoże odnaleźć się, jeśli znajdzie się w podobnej sytuacji.
Pozdrawiam serdecznie
Edward
Pisałem o moim nowym problemie i wyjaśnię, jak do niego doszło. Być może Wy sami, albo Wasi najbliżsi, czy znajomi znajdujecie się lub znajdziecie w podobnej sytuacji, więc przeczytajcie.
W Sylwestra 2021 roku hemoglobina spadła mi do wartości 6,5. – Ma się pan natychmiast zgłosić do lekarza – zatelefonowała pani z laboratorium, zanim udostępnili w Internecie pełne wyniki morfologii krwi. Prowadziłem wtedy samochód i trochę się wystraszyłem, gdy pani powiedziała, że w każdej chwili mogę stracić przytomność.
Był lekarz rodzinny, skierowanie, 10 godzin na SOR z Covidem w promocji, a później szpital. Cztery jednostki krwi, dwie kroplówki z żelazem postawiły mnie na 6 tygodni na nogi.
W połowie lutego hemoglobina spadła do 7,0. Nastąpiła powtórka z SOR, tym razem bez koronawirusa, pobyt w szpitalu, kolejne cztery jednostki krwi i dwie żelaza. Jasne stało się, że gdzieś znajduje się obfite krwawienie będące źródłem moich problemów.
Przebadano mnie wszechstronnie, ale tego źródła nie wykryto. Podejrzenie padło na jelito cienkie i przesączanie się krwi przez jego ścianki. Przy około 10-cio metrowej długości jelita przesączanie nie musiało być duże, aby spowodować tak znaczny spadek hemoglobiny. Skąd to przesączanie?
Dawno temu stwierdzono u mnie napadowe migotanie przedsionków. Następstwem tej nieleczonej choroby najczęściej jest udar, dlatego wprowadzono lek rozrzedzający krew. Lek dużo silniejszy od powszechnie stosowanego Acardu, czy Polocardu.
Przez wiele lat nic złego się nie działo, aż w końcu pojawiło się krwawienie i spadek hemoglobiny. Zmieniono więc lek na inny i zmniejszono jego dawkę. Hemoglobina ustabilizowała się na poziomie 12-13, ale w mniejszym stopniu byłem (i jeszcze jestem) chroniony przed udarem.
I teraz uważajcie, bo będzie o czymś nowym. O czymś, co prawdopodobnie, jeśli chodzi o Polskę, wykonywane jest jedynie w Klinice Kardiologii USK we Wrocławiu przy ulicy Borowskiej.
Konsylium z udziałem kardiologów zdecydowało, że poddany zostanę zabiegowi zamknięcia uszka lewego przedsionka. To uszko, a właściwie ucho, bo przy wielkości serca podobnej do zaciśniętej pięści, ma aż 20 mm średnicy, jest miejscem, w którym podczas migotania przedsionków i zwiększonej prędkości przepływu krwi powstają zakrzepy powodujące udar. Jeśli uszko się zamknie, to przedsionki mogą sobie migotać i nawet przy niestosowaniu leków przeciwkrzepliwych pacjentowi nic się nie stanie. Ten zabieg miałem 10 dni temu, a jego opis chyba trochę szokuje.
Jest dwóch operatorów. Jeden obsługuje sondę, a drugi obserwuje jej drogę na ekranie monitora. Widzi obraz dzięki kamerze umieszczonej w przełyku na wysokości serca (taka gastro-video-transmisja), w sumie najbardziej nieprzyjemna, bo pacjent przez cały czas nie śpi i wie, co się dzieje.
Operator od sondy nacina mięśnie w pachwinie, do żyły (nie tętnicy) wprowadza sondę, przechodzi z nią do prawego przedsionka, przebija przegrodę międzyprzedsionkową i wprowadza sondę do uszka lewego przedsionka. Następnie przez tę sondę wprowadza złożoną plastikową ‘parasolkę’, którą otwiera się w uszku i to właściwie wszystko.
Po zabiegu zakładają jeden szew w pachwinie i z mocno uciskowym opatrunkiem każą leżeć nieruchomo przez sześć godzin. Później można wstać, ale opatrunek zdejmują po 24 godzinach.
Zabieg był bez komplikacji. Wypisali mnie z zaleceniem unikania wysiłku i oszczędzania nogi przez dwa tygodnie oraz rozpiską czterech wizyt kontrolnych w ciągu najbliższego roku. Uszko będzie zamknięte dopiero wtedy, gdy organizm otoczy tę ażurową konstrukcję tkanką, to w końcu ciało obce, a proces ten trwa około pół roku.
Jak duże znaczenie mają odpowiednio dobrane słowa, przekonałem się w piątym dniu po zabiegu. „Zaleca się” to odpowiednik żółtego światła na skrzyżowaniu. Nie powinno się przy nim wjeżdżać, ale jeśli się to zrobi, to prawie zawsze nie ma negatywnych konsekwencji. „Zabrania się”, to światło czerwone i wszystko byłoby jasne.
W tym piątym dniu wyszedłem na długi spacer, a wieczorem stwierdziłem, że centymetr od nacięcia w pachwinie pojawiło się twarde zgrubienie wielkości ziarna dużego grochu. Następnego dnia skontaktowałem się z lekarką z kardiologii, a ona bezwzględnie przykazała wizytę na SOR.
Byłem tam 4,5 godziny i stwierdzono tętniaka o średnicy 10 mm. – Musi pan oszczędzać się przez dwa tygodnie – powiedział lekarz. – Nie chcielibyśmy, aby tętniak pękł. W Internecie, na poważnych medycznych stronach przeczytałem, że pęknięcie tętniaka w 65-90% kończy się zejściem pacjenta.
I to jest mój problem. W dniach 7-19 września mam dyżur na wsi, będzie zimno i trzeba będzie palić, a obu sióstr nie będzie w tym czasie w Polsce.
Rozpisałem się, ale dziś jest dla mnie dzień szczególny, a opisana historia, być może komuś z Was pomoże odnaleźć się, jeśli znajdzie się w podobnej sytuacji.
Pozdrawiam serdecznie
Edward
Ur.1948; PSA 2008-2011: 3,10-8,74; Bps 9/2011: Gl. 3+3; Scyntygrafia OK. 12/2011-LRP. Poj. 100 cm3. Hist-pat: POMIMO BAD. LICZNYCH WYC. NIE UDAŁO SIĘ WYKRYĆ OGNISKA PIERW.!
PSA: 2012-2018<0,006;2019: od 0,010 do 0,042;2020: 0,012 i 0,014; 2021:0,008 i 0,020; 2022:0,031 i 0,015; 2013-2015-wzrost guza wątroby. 5/2015-otwarta operacja i termoablacja guza. Hist-pat: rak wątrobowokomórkowy. Wznowa. WUM Banacha - 03.09.2016 - przeszczep wątroby.
PSA: 2012-2018<0,006;2019: od 0,010 do 0,042;2020: 0,012 i 0,014; 2021:0,008 i 0,020; 2022:0,031 i 0,015; 2013-2015-wzrost guza wątroby. 5/2015-otwarta operacja i termoablacja guza. Hist-pat: rak wątrobowokomórkowy. Wznowa. WUM Banacha - 03.09.2016 - przeszczep wątroby.