01.05.2022, 13:43:34
Edku, mam nadzieję, że moja "Anna" jest bezpieczna.
A co do sytuacji samochodowych, to chyba każdy przeżył jakąś przygodę.
My też mamy wiele takich wspomnień, jedno nawet związane z rakiem prostaty.
Bezpośrednio po radioterapii ratującej - 66Gy - zachciało nam się pojechać do Danii.
Córka kupiła nowy dom, wnuczek tęsknił za nami, drugi wnuczek miał się urodzić na dniach.
Józek niby dobrze zniósł radioterapię, cały czas pracował, ale pod koniec było marnie - ból i krwawienie.
No i wiadomo - "poleciały krwinki", pacjent czuł się słabo.
Ale nie było żadnych wątpliwości ani dyskusji - jedziemy.
Duńczycy obiecali, że "w razie czego" wyjadą po nas.
(Ja nie mam prawa jazdy).
Był początek marca, u nas ciepło i wiosennie.
W Niemczech takoż.
Ale od razu za granicą we Flensburgu zaatakowała nas duńska zima - mgła i śnieżyca.
Poruszaliśmy się w żółwim tempie w ślad za światłem samochodu przed nami.
Ale po 3-4 godzinach ruch na autostradzie zamarł, utworzył się chyba największy korek w historii Danii,
widzieliśmy tylko auta najbliżej nas, tak gęsty był śnieg. Jakiś TIR miał wypadek.
Głęboka noc, mijają godziny, stoimy w tym korku, nie mamy już kawy, ani nic do jedzenia, no klęska.
Córki (obie w ciąży) przerażone telefonują co chwila, i pytają, jak ojciec.
Mały duński wnusio sennym głosem pyta, co robimy.
Co robimy?
Śpiewamy!!!
Odśpiewaliśmy dziarsko zgodnym chórem wszystkie patriotyczne, wojskowe i harcerskie pieśni, jakie znamy.
A znamy dużo...
A co do sytuacji samochodowych, to chyba każdy przeżył jakąś przygodę.
My też mamy wiele takich wspomnień, jedno nawet związane z rakiem prostaty.
Bezpośrednio po radioterapii ratującej - 66Gy - zachciało nam się pojechać do Danii.
Córka kupiła nowy dom, wnuczek tęsknił za nami, drugi wnuczek miał się urodzić na dniach.
Józek niby dobrze zniósł radioterapię, cały czas pracował, ale pod koniec było marnie - ból i krwawienie.
No i wiadomo - "poleciały krwinki", pacjent czuł się słabo.
Ale nie było żadnych wątpliwości ani dyskusji - jedziemy.
Duńczycy obiecali, że "w razie czego" wyjadą po nas.
(Ja nie mam prawa jazdy).
Był początek marca, u nas ciepło i wiosennie.
W Niemczech takoż.
Ale od razu za granicą we Flensburgu zaatakowała nas duńska zima - mgła i śnieżyca.
Poruszaliśmy się w żółwim tempie w ślad za światłem samochodu przed nami.
Ale po 3-4 godzinach ruch na autostradzie zamarł, utworzył się chyba największy korek w historii Danii,
widzieliśmy tylko auta najbliżej nas, tak gęsty był śnieg. Jakiś TIR miał wypadek.
Głęboka noc, mijają godziny, stoimy w tym korku, nie mamy już kawy, ani nic do jedzenia, no klęska.
Córki (obie w ciąży) przerażone telefonują co chwila, i pytają, jak ojciec.
Mały duński wnusio sennym głosem pyta, co robimy.
Co robimy?
Śpiewamy!!!
Odśpiewaliśmy dziarsko zgodnym chórem wszystkie patriotyczne, wojskowe i harcerskie pieśni, jakie znamy.
A znamy dużo...