29.04.2022, 20:11:23
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.04.2022, 20:19:56 przez Edward.)
Redenaomii – dobrze kombinowałaś wykluczając tę łagodną wypowiedź.
Armandsie – nie dopuszczałeś myśli, że ładna i młodziutka dziewczyna, ćwierć wieku temu, jest w stanie powiedzieć coś takiego.
Niestety piękna małolata mnie nie dowartościowała, a poprawna odpowiedź, to A.
Ten jej tekst w scenerii, którą skrótowo opisałem był dla mnie szokiem. Nie cierpię wulgaryzmów, zwłaszcza wypowiadanych przez młodzież, do tego stopnia, że czysta polszczyzna w ich ustach szokuje mnie podobnie, jak wulgaryzmy.
OK. W tej opowiastce Rednaomii zdobyła 0,5 punktu. Bawimy się dalej.
Z różnych powodów wracamy do przeszłości. Kolejna wizyta w warsztacie samochodowym z aktualnie użytkowanym fordem Mondeo była jednym z nich. Przywołała ona wspomnienia z połowy lat siedemdziesiątych związane z moim pierwszym samochodem o dumnej nazwie syrena. Dzisiaj te wspomnienia wywołują nostalgiczny uśmiech, wtedy jednak nie zawsze było mi do śmiechu.
Z tym autem przeżyłem wiele interesujących przygód, a zdarzyły się one głównie podczas wyjazdów zagranicznych. Wiem, że kiwacie z politowaniem głową, bo nikt będący przy zdrowych zmysłach nie wyjeżdża tak zawodnym wehikułem z Polski - jedynego kraju z serwisem i częściami zamiennymi. Racja jest po Waszej stronie, ale mając dwadzieścia kilka lat nie widzi się sytuacji, z których nie można wyjść obronną ręką.
W naszej zabawie bohaterami są samochód syrena i drewniana żaglówka o przekornej nazwie Kornik, a nagrodą Anna – czwarty tom Kresowej opowieści. Wczorajsza opowiastka dotyczyła Kornika, więc dzisiaj kolej na syrenkę.
2/8
Jest rok 1975. W cztery dorosłe osoby, czyli dwa młode małżeństwa, jechaliśmy do Bułgarii. Syrena była załadowana po dach, a nawet bardziej, bo mieliśmy na nim bagażnik.Drogi były wtedy kiepskie, samochód taki sobie, dlatego ambitne dobowe przebiegi kończyliśmy zawsze po zmroku.
W Czortkowie, to miasto w zachodniej Ukrainie leżące między Tarnopolem i Czerniowcami, też było ciemno, gdy nagle usłyszeliśmy głośny łomot, a poczciwa syrena w jednej chwili zmieniła się w rajdowe auto głośniejsze od traktora. Zatrzymaliśmy się, aby sprawdzić, co się stało. Na słabo oświetlonej ulicy, kilkadziesiąt metrów za nami, leżał jakiś duży przedmiot. Tłumik leżał, z tak dużą wyrwaną dziurą, że nawet na złom się słabo nadawał. To był zaledwie drugi dzień naszej pierwszej zagranicznej podróży, więc najpierw dopadło nas zwątpienie, a później zrobiliśmy burzę mózgów. Jaką podjęliśmy decyzję?
A. Kontynuujemy podróż bez tłumika
B. Kolega wraca autostopem do Przemyśla i po dwóch dniach przywozi nowy tłumik
C. Próbujemy reanimować tłumik
D. Rezygnujemy z wczasów w Bułgarii i wracamy do Polski
Armandsie – nie dopuszczałeś myśli, że ładna i młodziutka dziewczyna, ćwierć wieku temu, jest w stanie powiedzieć coś takiego.
Niestety piękna małolata mnie nie dowartościowała, a poprawna odpowiedź, to A.
Ten jej tekst w scenerii, którą skrótowo opisałem był dla mnie szokiem. Nie cierpię wulgaryzmów, zwłaszcza wypowiadanych przez młodzież, do tego stopnia, że czysta polszczyzna w ich ustach szokuje mnie podobnie, jak wulgaryzmy.
OK. W tej opowiastce Rednaomii zdobyła 0,5 punktu. Bawimy się dalej.
Z różnych powodów wracamy do przeszłości. Kolejna wizyta w warsztacie samochodowym z aktualnie użytkowanym fordem Mondeo była jednym z nich. Przywołała ona wspomnienia z połowy lat siedemdziesiątych związane z moim pierwszym samochodem o dumnej nazwie syrena. Dzisiaj te wspomnienia wywołują nostalgiczny uśmiech, wtedy jednak nie zawsze było mi do śmiechu.
Z tym autem przeżyłem wiele interesujących przygód, a zdarzyły się one głównie podczas wyjazdów zagranicznych. Wiem, że kiwacie z politowaniem głową, bo nikt będący przy zdrowych zmysłach nie wyjeżdża tak zawodnym wehikułem z Polski - jedynego kraju z serwisem i częściami zamiennymi. Racja jest po Waszej stronie, ale mając dwadzieścia kilka lat nie widzi się sytuacji, z których nie można wyjść obronną ręką.
W naszej zabawie bohaterami są samochód syrena i drewniana żaglówka o przekornej nazwie Kornik, a nagrodą Anna – czwarty tom Kresowej opowieści. Wczorajsza opowiastka dotyczyła Kornika, więc dzisiaj kolej na syrenkę.
2/8
Jest rok 1975. W cztery dorosłe osoby, czyli dwa młode małżeństwa, jechaliśmy do Bułgarii. Syrena była załadowana po dach, a nawet bardziej, bo mieliśmy na nim bagażnik.Drogi były wtedy kiepskie, samochód taki sobie, dlatego ambitne dobowe przebiegi kończyliśmy zawsze po zmroku.
W Czortkowie, to miasto w zachodniej Ukrainie leżące między Tarnopolem i Czerniowcami, też było ciemno, gdy nagle usłyszeliśmy głośny łomot, a poczciwa syrena w jednej chwili zmieniła się w rajdowe auto głośniejsze od traktora. Zatrzymaliśmy się, aby sprawdzić, co się stało. Na słabo oświetlonej ulicy, kilkadziesiąt metrów za nami, leżał jakiś duży przedmiot. Tłumik leżał, z tak dużą wyrwaną dziurą, że nawet na złom się słabo nadawał. To był zaledwie drugi dzień naszej pierwszej zagranicznej podróży, więc najpierw dopadło nas zwątpienie, a później zrobiliśmy burzę mózgów. Jaką podjęliśmy decyzję?
A. Kontynuujemy podróż bez tłumika
B. Kolega wraca autostopem do Przemyśla i po dwóch dniach przywozi nowy tłumik
C. Próbujemy reanimować tłumik
D. Rezygnujemy z wczasów w Bułgarii i wracamy do Polski