No i wyszedłem ze szpitala wczoraj po 21.00!
Nie ma to jak w domu, jeszcze co prawda nie swoim, ale też nie w szpitalu.
Z powodu wkłucia w tętnicę udową i zaczopowania jej w jakiś specjalny sposób mam zalecenie, żeby oszczędzać się przez minimum dwa tygodnie. Poleguję więc, a opiekuje się mną Ala - wnusia z wyciętym obojczykowym (szyjnym?) węzłem chłonnym, w którego sprawie histopatolog ciągle się nie wypowiada. Wynik miał być wczoraj, a będzie dopiero w poniedziałek. Do zwykłego zaniepokojenia czekaniem doszło jeszcze to wynikające z przeciągania się rozpoznania. Nie wiemy, jak to tłumaczyć?
Ala opiekuje się mną troskliwie. Mierzy temperaturę, robi kroplówkę, okleja rękę zwykłym plastrem i takim z papieru + klej biurowy. Poddaję się temu cierpliwie, a ona jest dumna, kiedy zwracam się do niej pani doktor Alicja. Za tę cierpliwość dostałem etykietę "Dzielny Pacjent", taką samą, jaką dzieci dostają od pediatrów.
Przed chwilą zakończyła się śmieszna między nami rozmowa. Ala przyniosła album ze zdjęciami, a na okładkach tego albumu było pięć księżniczek. Moja znajomość tematu ograniczyła się do Królewny Śnieżki i Kopciuszka, więc Ala wymieniła nazwy pozostałych.
Kurcze, znowu muszę się położyć bo panie lekarki Alicja (4 lata) i Emilia (2 lata) koniecznie chcą mnie wyleczyć.
Kroplówka postawiła mnie na nogi i musiałem zrobić miejsce dla lalek, które zaczęły masowo chorować.
Ale wracając do księżniczek.
Moja edukacja postępowała dobrze do ostatniej księżniczki, która nazywała się ...
- Lospunka - powiedziała Ala. - Powtórz dziadku.
- Lospunka - powtórzyłem w dobrej wierze.
- Nie Lospunka, tylko Lospunka - poprawiła mnie Ala.
- No przecież mówię Lospunka - nie wiedziałem, o co Ali chodzi.
- Dziadku, dziadku, co ja z tobą mam. Powtórz Lospunka.
- Lospunka - powtórzyłem, ale wnusia nadal nie była zadowolona.
Po kilku minutach takiej rozmowy nie osiągnęliśmy consensusu. Dopiero od synowej dowiedziałem się, że księżniczka nazywa się Rospunka, a kiedy skojarzyłem, że Ala nie wymawia "R" tylko "L", to wszystko stało się jasne.
Edward
Nie ma to jak w domu, jeszcze co prawda nie swoim, ale też nie w szpitalu.
Z powodu wkłucia w tętnicę udową i zaczopowania jej w jakiś specjalny sposób mam zalecenie, żeby oszczędzać się przez minimum dwa tygodnie. Poleguję więc, a opiekuje się mną Ala - wnusia z wyciętym obojczykowym (szyjnym?) węzłem chłonnym, w którego sprawie histopatolog ciągle się nie wypowiada. Wynik miał być wczoraj, a będzie dopiero w poniedziałek. Do zwykłego zaniepokojenia czekaniem doszło jeszcze to wynikające z przeciągania się rozpoznania. Nie wiemy, jak to tłumaczyć?
Ala opiekuje się mną troskliwie. Mierzy temperaturę, robi kroplówkę, okleja rękę zwykłym plastrem i takim z papieru + klej biurowy. Poddaję się temu cierpliwie, a ona jest dumna, kiedy zwracam się do niej pani doktor Alicja. Za tę cierpliwość dostałem etykietę "Dzielny Pacjent", taką samą, jaką dzieci dostają od pediatrów.
Przed chwilą zakończyła się śmieszna między nami rozmowa. Ala przyniosła album ze zdjęciami, a na okładkach tego albumu było pięć księżniczek. Moja znajomość tematu ograniczyła się do Królewny Śnieżki i Kopciuszka, więc Ala wymieniła nazwy pozostałych.
Kurcze, znowu muszę się położyć bo panie lekarki Alicja (4 lata) i Emilia (2 lata) koniecznie chcą mnie wyleczyć.
Kroplówka postawiła mnie na nogi i musiałem zrobić miejsce dla lalek, które zaczęły masowo chorować.
Ale wracając do księżniczek.
Moja edukacja postępowała dobrze do ostatniej księżniczki, która nazywała się ...
- Lospunka - powiedziała Ala. - Powtórz dziadku.
- Lospunka - powtórzyłem w dobrej wierze.
- Nie Lospunka, tylko Lospunka - poprawiła mnie Ala.
- No przecież mówię Lospunka - nie wiedziałem, o co Ali chodzi.
- Dziadku, dziadku, co ja z tobą mam. Powtórz Lospunka.
- Lospunka - powtórzyłem, ale wnusia nadal nie była zadowolona.
Po kilku minutach takiej rozmowy nie osiągnęliśmy consensusu. Dopiero od synowej dowiedziałem się, że księżniczka nazywa się Rospunka, a kiedy skojarzyłem, że Ala nie wymawia "R" tylko "L", to wszystko stało się jasne.
Edward