14.11.2021, 06:42:37
Jest szósta rano, więc nie mam dzisiejszego przeglądu rodzinnej sytuacji, ale ...
Wczoraj minęła ósma doba od pierwszego kontaktu Mamy z zakażoną siostrą, Zakażoną, zakatarzoną i bez przerwy kichającą! Podejrzane wydało się nam to, że Mama (92,5 roku) zaszczepiona w lutym, czyli pierwszym możliwym terminie, więc już z mocno zredukowanym poziomem przeciwciał, nie ma do tej pory żadnych niepokojących objawów. Sytuacja była na tyle dziwna, że zaczęliśmy wątpić w wynik szybkiego testu, jaki siostra zrobiła w przychodni.
Odpowiedź na nasze wątpliwości miał dać pewny test PCR i siostra zrobiła go prywatnie. Jest w izolacji, nie może opuszczać mieszkania, więc za 391 zł przyszedł do niej kosmita. Wynik był już wieczorem. Pozytywny!
Siostra z COVID'em musiała zainstalować odpowiednią aplikację, włączyć w smartfonie lokalizację i trzy razy na dobę wysyła do sanepidu poziom saturacji, temperaturę i liczbę oddechów na minutę. OK, to dobre procedury.
Dla Mamy zaczęła się dziewiąta doba od pierwszego kontaktu z siostrą i piąta od ostatniego. Dla zdrowej siostry, która się Mamą opiekuje, też piąta od ostatniego. I na razie nic!
Decyzję o wyjeździe żony na wieś podjęliśmy pod wpływem emocji i było to bardzo niedobre rozwiązanie. Chcieliśmy ją uchronić przed zakażeniem gdyby się okazało, że koronawirus mnie jednak dopadł. Tymczasem żona dobrze zareagowała na dwie marcowe dawki Pfizera, a we wrześniu dołożyła trzecią i koronawirusa się raczej nie boi. Pojechała do rodziny, w której syn i synowa chodzą do pracy, dzieci do szkoły, w której załatwiane są różne urzędowe sprawy i ogólnie żyje się tak, jakby pandemii nie było. Wystraszyło nas to. Uznaliśmy, że wobec tak wielu zakażeń czwartej fali istnieje groźba, że żona przywlecze wirusa do naszego mieszkania. Jej to raczej nie zaszkodzi, ale wprowadzi dodatkowe niebezpieczeństwo dla mnie. Wróciła więc żona po dwóch dobach.
Teraz spędzamy czas w oddzielnych pokojach naszego M-3, oddzielnie spożywamy posiłki i mało ze sobą rozmawiamy. Te ciche dni, to profilaktyka. Może na wyrost, jednak z koronawirusem żartów nie ma.
Wydaje się, że jeśli do najbliższej soboty nic złego się nie stanie, to można będzie uznać, że wyszliśmy z tej sytuacji obronną ręką.
Co do testów, to mamy kilka i to dużo lepszych niż te z Lidla, czy Biedronki. Dwa z nich zawiozłem na wieś, dla Mamy i siostry. Skorzystamy z nich, gdy pojawią się niepokojące nas objawy.
Wczoraj minęła ósma doba od pierwszego kontaktu Mamy z zakażoną siostrą, Zakażoną, zakatarzoną i bez przerwy kichającą! Podejrzane wydało się nam to, że Mama (92,5 roku) zaszczepiona w lutym, czyli pierwszym możliwym terminie, więc już z mocno zredukowanym poziomem przeciwciał, nie ma do tej pory żadnych niepokojących objawów. Sytuacja była na tyle dziwna, że zaczęliśmy wątpić w wynik szybkiego testu, jaki siostra zrobiła w przychodni.
Odpowiedź na nasze wątpliwości miał dać pewny test PCR i siostra zrobiła go prywatnie. Jest w izolacji, nie może opuszczać mieszkania, więc za 391 zł przyszedł do niej kosmita. Wynik był już wieczorem. Pozytywny!
Siostra z COVID'em musiała zainstalować odpowiednią aplikację, włączyć w smartfonie lokalizację i trzy razy na dobę wysyła do sanepidu poziom saturacji, temperaturę i liczbę oddechów na minutę. OK, to dobre procedury.
Dla Mamy zaczęła się dziewiąta doba od pierwszego kontaktu z siostrą i piąta od ostatniego. Dla zdrowej siostry, która się Mamą opiekuje, też piąta od ostatniego. I na razie nic!
Decyzję o wyjeździe żony na wieś podjęliśmy pod wpływem emocji i było to bardzo niedobre rozwiązanie. Chcieliśmy ją uchronić przed zakażeniem gdyby się okazało, że koronawirus mnie jednak dopadł. Tymczasem żona dobrze zareagowała na dwie marcowe dawki Pfizera, a we wrześniu dołożyła trzecią i koronawirusa się raczej nie boi. Pojechała do rodziny, w której syn i synowa chodzą do pracy, dzieci do szkoły, w której załatwiane są różne urzędowe sprawy i ogólnie żyje się tak, jakby pandemii nie było. Wystraszyło nas to. Uznaliśmy, że wobec tak wielu zakażeń czwartej fali istnieje groźba, że żona przywlecze wirusa do naszego mieszkania. Jej to raczej nie zaszkodzi, ale wprowadzi dodatkowe niebezpieczeństwo dla mnie. Wróciła więc żona po dwóch dobach.
Teraz spędzamy czas w oddzielnych pokojach naszego M-3, oddzielnie spożywamy posiłki i mało ze sobą rozmawiamy. Te ciche dni, to profilaktyka. Może na wyrost, jednak z koronawirusem żartów nie ma.
Wydaje się, że jeśli do najbliższej soboty nic złego się nie stanie, to można będzie uznać, że wyszliśmy z tej sytuacji obronną ręką.
Co do testów, to mamy kilka i to dużo lepszych niż te z Lidla, czy Biedronki. Dwa z nich zawiozłem na wieś, dla Mamy i siostry. Skorzystamy z nich, gdy pojawią się niepokojące nas objawy.