23.06.2021, 14:21:05
(23.06.2021, 07:01:07)Edward napisał(a): Gdybym w 2011 roku wiedział to, co wiem teraz, to na pewno bym się nie spieszył i prawdopodobnie odwiedziłbym CO w Bydgoszczy. Tam wykonaliby operację, być może oszczędzając wiązki, ale gdyby raka znaleźli, to zamknęliby tym definitywnie możliwość przeszczepu wątroby (nie wykonuje się jej u osób z chorobą nowotworową, nawet teoretycznie wyleczoną).
Wybacz, Edku, ale logika twojego wywodu zupełnie do mnie nie trafia.
Może to przez te upały.
We Wrocławiu usunięto ci prostatę, tak? Razem z pęczkami, tak?
I nie znaleziono komórek nowotworowych ani w samej prostacie, ani w tych pęczkach.
Czyli go nie było.
Można było pęczki spokojnie zostawić.
(Pęczki naczyniowo-nerwowe przylegają do torebki prostaty, "oszczędzenie ich" polega na tym, że się je wypreparowuje, mówiąc obrazowo - delikatnie odrywa od tkanki torebki. Pęczki to tkanka dosłownie miękka, "oskrobać" się tego nie da, zatem zdarza się, że coś na nich zostaje).
Zatem skoro histopatolodzy z Wrocławia nie znaleźli raka w usuniętej prostacie z pęczkami,
jak mogli znaleźć tego raka histopatolodzy np. z Bydgoszczy?
Piszę w liczbie mnogiej, histopatolodzy, bo na pewno ten pierwszy, który nic nie znalazł, a teoretycznie powinien,
zawołał do tego wyjątkowego przypadku kolegów konsultantów.
I tamci też - zupełnie jak w "Kubusiu Puchatku" - "im bardziej zaglądali w mikroskop, tym bardziej raka nie było".
Po prostu jesteś przykładem tzw. znikającego raka, który przecież czasem się zdarza.
Rak niewątpliwie był, skoro wykazała to biopsja, ale było go bardzo mało i został całkowicie
usunięty podczas biopsji. Po prostu - igła go "wybrała".
A twoje dolegliwości i PSA spowodowane były ogromnym przerostem prostaty.
Inaczej mówiąc, jesteś ogromnym pechowcem i jednocześnie ogromnym farciarzem.
PS. Osobnym problemem jest przekonanie chirurga, że działa "w dobrej wierze", ale o tym potem.