09.07.2020, 09:30:17
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.07.2020, 09:41:32 przez Edward.)
Nie po południu, ale przed.
Ten tekst jest o rozbieżnościach między tym, co jeszcze w duszy gra, a coraz smutniejszą rzeczywistością.
Kilka lat temu zmaterializowałem niespełnione marzenia z dzieciństwa i zrobiłem huśtawkę. Dla wnuków oczywiście, bo nie znalazłem plastikowych bezpiecznych koszyków dla dorosłych. Wnuki jednak urosły i huśtawkowy koszyk zrobił się dla nich za mały. Zastąpiłem go solidnym i bezpiecznym siedzeniem, z którego mogą korzystać także dorośli. Sprawdziłem to osobiście, jest wygodne i wypaść z niego nie można.
Większy ciężar i wysoko zawieszona huśtawka wymagały jednak dodatkowych zabezpieczeń. Musiałem je zrobić, bo z racji ukształtowania terenu w skrajnych położeniach najlżejszy z wnuków znajduje się 2,5 metra nad ziemią, to tam, gdzie huśtawkę się popycha (można popchnąć dopiero wtedy, gdy huśtawka wraca zza głowy popychającego) oraz 3,5 metra tam, skąd huśtawka zaczyna powrót.
Drabina była trójstopniowa i pozwalała się wysunąć na 5,8 metra. Mnie wystarczyło pięć i pół, by bezpiecznie oprzeć ją o gałąź.
Już widzę, jak Jola siada przed komputerem by napisać, że facet, który ma 72 lata, lęk wysokości, bolące kolano, ostrogę i wchodzi pięć metrów nad ziemię, natychmiast po zejściu powinien pokuśtykać do psychiatry. Jeśli Jola tak napisze, to przyznam Jej rację!
Każdy z dwóch ruchomych stopni drabiny ma zaczep obejmujący szczebel na którym się opiera z dwóch stron, z trzeciej przylega do niego bok drabiny, a całość zamyka zabezpieczenie nie pozwalające na jakikolwiek ruch góra-dół.
W ostatnim stopniu to zabezpieczenie uległo awarii. Nie był to jednak żaden problem, bo z pomocą przychodzi grawitacja i ten, który na ostatni stopień wchodzi. Zrobiłem, co miałem zrobić i zszedłem na ziemię.
Żeby złożyć drabinę trzeba najpierw zdjąć zabezpieczenie, unieść oba stopnie, aby zaczep opuścił szczebel i opuścić je tak, by ten sam zaczep oparł się na pierwszym szczeblu pierwszego (nieruchomego) stopnia drabiny. Tę samą czynność należy wykonać dla drugiego ruchomego stopnia.
W trakcie tych prac nie przewidziałem, że działanie grawitacji zakłócą gałęzie i awaria zabezpieczenia będzie miała znaczenie. Jak to dokładnie się stało nie wiem. W każdym razie ten najwyższy stopień drabiny o masie 4 kg wypiął się, przeleciał półtora metra i trafił mnie jedną z nóg, więc prawie punktowo, w lewą stronę klatki piersiowej, 10 cm poniżej obojczyka.
Mocne to było. Kilka minut stałem oparty o jesion i dochodziłem do siebie.
To było dziesięć dni temu, a ból, dość silny, zwłaszcza przy oddychaniu, towarzyszy mi do tej pory.
Godzinę temu zatelefonowałem do lekarza rodzinnego i opisałem tę sytuację. Pani zapytała, dlaczego nie pojechałem na SOR i dała skierowanie na RTG. Mam go za pól godziny.
A w duszy ciągle gra huśtawka, jesion, drabina, a nie TV z kotem na kolanach . I, co gorsza, będzie grało nadal!
Jestem pewien, że Jędrek właśnie ten rodzaj grania miał na myśli.
Jędrku, Beatko - pozdrawiam Was serdecznie
Ten tekst jest o rozbieżnościach między tym, co jeszcze w duszy gra, a coraz smutniejszą rzeczywistością.
Kilka lat temu zmaterializowałem niespełnione marzenia z dzieciństwa i zrobiłem huśtawkę. Dla wnuków oczywiście, bo nie znalazłem plastikowych bezpiecznych koszyków dla dorosłych. Wnuki jednak urosły i huśtawkowy koszyk zrobił się dla nich za mały. Zastąpiłem go solidnym i bezpiecznym siedzeniem, z którego mogą korzystać także dorośli. Sprawdziłem to osobiście, jest wygodne i wypaść z niego nie można.
Większy ciężar i wysoko zawieszona huśtawka wymagały jednak dodatkowych zabezpieczeń. Musiałem je zrobić, bo z racji ukształtowania terenu w skrajnych położeniach najlżejszy z wnuków znajduje się 2,5 metra nad ziemią, to tam, gdzie huśtawkę się popycha (można popchnąć dopiero wtedy, gdy huśtawka wraca zza głowy popychającego) oraz 3,5 metra tam, skąd huśtawka zaczyna powrót.
Drabina była trójstopniowa i pozwalała się wysunąć na 5,8 metra. Mnie wystarczyło pięć i pół, by bezpiecznie oprzeć ją o gałąź.
Już widzę, jak Jola siada przed komputerem by napisać, że facet, który ma 72 lata, lęk wysokości, bolące kolano, ostrogę i wchodzi pięć metrów nad ziemię, natychmiast po zejściu powinien pokuśtykać do psychiatry. Jeśli Jola tak napisze, to przyznam Jej rację!
Każdy z dwóch ruchomych stopni drabiny ma zaczep obejmujący szczebel na którym się opiera z dwóch stron, z trzeciej przylega do niego bok drabiny, a całość zamyka zabezpieczenie nie pozwalające na jakikolwiek ruch góra-dół.
W ostatnim stopniu to zabezpieczenie uległo awarii. Nie był to jednak żaden problem, bo z pomocą przychodzi grawitacja i ten, który na ostatni stopień wchodzi. Zrobiłem, co miałem zrobić i zszedłem na ziemię.
Żeby złożyć drabinę trzeba najpierw zdjąć zabezpieczenie, unieść oba stopnie, aby zaczep opuścił szczebel i opuścić je tak, by ten sam zaczep oparł się na pierwszym szczeblu pierwszego (nieruchomego) stopnia drabiny. Tę samą czynność należy wykonać dla drugiego ruchomego stopnia.
W trakcie tych prac nie przewidziałem, że działanie grawitacji zakłócą gałęzie i awaria zabezpieczenia będzie miała znaczenie. Jak to dokładnie się stało nie wiem. W każdym razie ten najwyższy stopień drabiny o masie 4 kg wypiął się, przeleciał półtora metra i trafił mnie jedną z nóg, więc prawie punktowo, w lewą stronę klatki piersiowej, 10 cm poniżej obojczyka.
Mocne to było. Kilka minut stałem oparty o jesion i dochodziłem do siebie.
To było dziesięć dni temu, a ból, dość silny, zwłaszcza przy oddychaniu, towarzyszy mi do tej pory.
Godzinę temu zatelefonowałem do lekarza rodzinnego i opisałem tę sytuację. Pani zapytała, dlaczego nie pojechałem na SOR i dała skierowanie na RTG. Mam go za pól godziny.
A w duszy ciągle gra huśtawka, jesion, drabina, a nie TV z kotem na kolanach . I, co gorsza, będzie grało nadal!
Jestem pewien, że Jędrek właśnie ten rodzaj grania miał na myśli.
Jędrku, Beatko - pozdrawiam Was serdecznie