25.03.2020, 21:02:15
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.03.2020, 21:20:45 przez Edward.)
- Jak to jest, dziewczynki, z tym koronawirusem? – pytam wnusie. - Jak on wygląda? Czy jest podobny do Pana Stopka?
Panem Stopkiem nazywają wnusie człowieka w odblaskowym uniformie, który znakiem STOP zatrzymuje ruch uliczny i pozwala dzieciom przejść na drugą stronę.
- Nie, dziadku, - odpowiadają jednocześnie. – wirus jest taki mały, że nawet pod mikroskopem go nie widać.
- To jak można się przed nim uchronić, jeśli go nie widać?
- Musisz, dziadku, dokładnie myć ręce, nie możesz się przytulać ani całować – instruują fachowo dziewczynki.
Z myciem rąk nie ma problemu, zakaz przytulania i całowania, po niemal półwiecznym pożyciu, też nie jest dużym wyzwaniem, a jednak wiem, że mogą one nie wystarczyć.
Rok 2011 i pierwszy rak. Wycięli i przykazali obserwowanie markera.
Przez siedem lat był poniżej progu czułości aparatury laboratoryjnej, jednak rok temu się pokazał. Ciągle się waha na niskim, bezpiecznym poziomie, jakby się zastanawiał, co robić dalej, ale jeśli zdecyduje się na wzrost, będę miał problem.
Rok 2015 i drugi rak. Chcieli wyciąć, ale otworzyli, zaklęli wykonali termoablację i zaszyli.
- Nic więcej nie mogliśmy zrobić – mówili po trzech miesiącach, gdy wznowa stała się faktem. – NFZ płaci tylko za jeden zabieg, a pan miał termoablację. Inna terapia nie będzie więc refundowana, ale tak naprawdę, to innej skutecznej terapii nie ma. Niech się pan cieszy z dobrego stanu. Może potrwa on kilka, może kilkanaście miesięcy, ale jeśli przyjdzie pan do nas na czworaka, to pomożemy - w domyśle godnie zejść z tego świata.
W Lotto nie mam szczęścia, ale w tej chorobie miałem. Zdarzyło się równocześnie kilka bardzo mało prawdopodobnych przypadków i znalazłem się w klinice WUM przy Banacha w Warszawie.
- Jeśli koniecznie chce pan znać moją opinię, to poprzednicy spieprzyli robotę – mówił Profesor. – Nie mamy czasu – kontynuował. – PET i rezonans na cito.
Do dzisiaj nie wiem, jakim sposobem udało się wykonać te badania w ciągu zaledwie pięciu dni.
- Chyba jeszcze będziemy w stanie pomóc – mówił Profesor po tygodniu.
Trzykrotna chemia TACE spowolniła wzrost guza, a po sześciu miesiącach był przeszczep. To było trzy i pół roku temu.
Dlaczego o tym piszę i jaki ma to związek z koronawirusem?
Dziwny jest układ immunologiczny każdego z nas. Z jednej strony, jak dziecko, daje się oszukiwać komórkom rakowym, które na wczesnym etapie mógłby unicestwić z przysłowiowym palcem w nosie, a z drugiej mobilizuje wszystkie siły, aby odrzucić przeszczepiony organ ratujący życie. Tak jednak jest i jak na dłoni widać, że postęp medycyny daleko w tyle zostawił ewolucję.
Od dnia przeszczepu aż do końca życia muszę brać silne leki immunosupresyjne obniżające odporność organizmu. Teraz, w dobie pandemii, ludzie na wszelkie sposoby próbują odporność podnieść, a ja podążam w przeciwną stronę.
Śmiertelność koronawirusa, to 4%. Jeśli więc dopadnie kogoś z ogólnej populacji, to stawia w szeregu i zabiera co dwudziestego piątego. Jeśli jednak wyłowi immunosupresanta, to egzekucję wykonuje bez odliczania. Jak więc żyć żeby, nomen omen, żyć?
Wyjechałem na wieś. Nieodległą, bo do wrocławskiego Rynku mam zaledwie osiemnaście kilometrów. Opiekuję się Mamą (91), dbam o ciepło w starym domu, przerabiam gałęzie na ekologiczne brykiety.
Wiosna, więc ptaków dokarmiać nie trzeba, ale od jakiegoś czasu widujemy … wiewiórkę. Włoskich orzechów mam mnóstwo, to się z nią podzielę.
Ptaki zgłaszają zapotrzebowanie na budki lęgowe. W poprzednich latach zawiesiłem ich siedem, ale myślę, że jeszcze kilka w tym roku zrobię.
O koronawirusie prawie nie myślę. Dołują informacje o tysiącach ofiar we Włoszech i Hiszpanii, ale mam nadzieję, że nie zechce pofatygować się do mnie na wieś.
Gdyby jednak przyjechał i z kwaśnym uśmiechem powiedział 'witam', to zawsze pozostaje plan B, nad którym pracuję od dawna.
Polega on na oswajaniu się z myślą, że skoro praw Stwórcy zmienić nie można, skoro musi się je zaakceptować, to warto żyć tak, aby w każdej chwili móc spokojnie spojrzeć wstecz i powiedzieć – OK., życia nie zmarnowałem, nikogo nie skrzywdziłem, a innym dałem siebie tyle, ile mogłem dać.
Edward
Panem Stopkiem nazywają wnusie człowieka w odblaskowym uniformie, który znakiem STOP zatrzymuje ruch uliczny i pozwala dzieciom przejść na drugą stronę.
- Nie, dziadku, - odpowiadają jednocześnie. – wirus jest taki mały, że nawet pod mikroskopem go nie widać.
- To jak można się przed nim uchronić, jeśli go nie widać?
- Musisz, dziadku, dokładnie myć ręce, nie możesz się przytulać ani całować – instruują fachowo dziewczynki.
Z myciem rąk nie ma problemu, zakaz przytulania i całowania, po niemal półwiecznym pożyciu, też nie jest dużym wyzwaniem, a jednak wiem, że mogą one nie wystarczyć.
Rok 2011 i pierwszy rak. Wycięli i przykazali obserwowanie markera.
Przez siedem lat był poniżej progu czułości aparatury laboratoryjnej, jednak rok temu się pokazał. Ciągle się waha na niskim, bezpiecznym poziomie, jakby się zastanawiał, co robić dalej, ale jeśli zdecyduje się na wzrost, będę miał problem.
Rok 2015 i drugi rak. Chcieli wyciąć, ale otworzyli, zaklęli wykonali termoablację i zaszyli.
- Nic więcej nie mogliśmy zrobić – mówili po trzech miesiącach, gdy wznowa stała się faktem. – NFZ płaci tylko za jeden zabieg, a pan miał termoablację. Inna terapia nie będzie więc refundowana, ale tak naprawdę, to innej skutecznej terapii nie ma. Niech się pan cieszy z dobrego stanu. Może potrwa on kilka, może kilkanaście miesięcy, ale jeśli przyjdzie pan do nas na czworaka, to pomożemy - w domyśle godnie zejść z tego świata.
W Lotto nie mam szczęścia, ale w tej chorobie miałem. Zdarzyło się równocześnie kilka bardzo mało prawdopodobnych przypadków i znalazłem się w klinice WUM przy Banacha w Warszawie.
- Jeśli koniecznie chce pan znać moją opinię, to poprzednicy spieprzyli robotę – mówił Profesor. – Nie mamy czasu – kontynuował. – PET i rezonans na cito.
Do dzisiaj nie wiem, jakim sposobem udało się wykonać te badania w ciągu zaledwie pięciu dni.
- Chyba jeszcze będziemy w stanie pomóc – mówił Profesor po tygodniu.
Trzykrotna chemia TACE spowolniła wzrost guza, a po sześciu miesiącach był przeszczep. To było trzy i pół roku temu.
Dlaczego o tym piszę i jaki ma to związek z koronawirusem?
Dziwny jest układ immunologiczny każdego z nas. Z jednej strony, jak dziecko, daje się oszukiwać komórkom rakowym, które na wczesnym etapie mógłby unicestwić z przysłowiowym palcem w nosie, a z drugiej mobilizuje wszystkie siły, aby odrzucić przeszczepiony organ ratujący życie. Tak jednak jest i jak na dłoni widać, że postęp medycyny daleko w tyle zostawił ewolucję.
Od dnia przeszczepu aż do końca życia muszę brać silne leki immunosupresyjne obniżające odporność organizmu. Teraz, w dobie pandemii, ludzie na wszelkie sposoby próbują odporność podnieść, a ja podążam w przeciwną stronę.
Śmiertelność koronawirusa, to 4%. Jeśli więc dopadnie kogoś z ogólnej populacji, to stawia w szeregu i zabiera co dwudziestego piątego. Jeśli jednak wyłowi immunosupresanta, to egzekucję wykonuje bez odliczania. Jak więc żyć żeby, nomen omen, żyć?
Wyjechałem na wieś. Nieodległą, bo do wrocławskiego Rynku mam zaledwie osiemnaście kilometrów. Opiekuję się Mamą (91), dbam o ciepło w starym domu, przerabiam gałęzie na ekologiczne brykiety.
Wiosna, więc ptaków dokarmiać nie trzeba, ale od jakiegoś czasu widujemy … wiewiórkę. Włoskich orzechów mam mnóstwo, to się z nią podzielę.
Ptaki zgłaszają zapotrzebowanie na budki lęgowe. W poprzednich latach zawiesiłem ich siedem, ale myślę, że jeszcze kilka w tym roku zrobię.
O koronawirusie prawie nie myślę. Dołują informacje o tysiącach ofiar we Włoszech i Hiszpanii, ale mam nadzieję, że nie zechce pofatygować się do mnie na wieś.
Gdyby jednak przyjechał i z kwaśnym uśmiechem powiedział 'witam', to zawsze pozostaje plan B, nad którym pracuję od dawna.
Polega on na oswajaniu się z myślą, że skoro praw Stwórcy zmienić nie można, skoro musi się je zaakceptować, to warto żyć tak, aby w każdej chwili móc spokojnie spojrzeć wstecz i powiedzieć – OK., życia nie zmarnowałem, nikogo nie skrzywdziłem, a innym dałem siebie tyle, ile mogłem dać.
Edward