23.03.2020, 17:32:27
W poprzednim poście napisałem:
Można się bardzo pilnować, ale często o szczęściu/nieszczęściu decyduje przypadek.
No i tragikomiczny przykład potwierdzający te słowa.
Mam kuzyna, który jest po operacji RJG, ma przetokę i przerzuty do płuc. Stan poważny, ale poczucie humoru wielkie.
Kuzyn mieszka w małej wsi, tuż przy A4. Mieszka sam i miał wykupić leki.
Ze względu na prawdopodobną kolejkę i bliski kontakt z ludźmi nie chciał pojechać do Wrocławia. Wybrał małą aptekę w sąsiedniej wsi. Dosłownie małą, bo jakieś 2 x 2,5 metra.
Regulował należność, kiedy do apteki wszedł mężczyzna i wschodnim zaśpiewem zapytał o maseczkę. Maseczki oczywiście nie było, ale nieznajomy poskarżył się, że od dwóch dni jest w drodze i zepsuł mu się samochód.
W rozmowie okazało się, że to Ukrainiec, kierowca TIR-a, który jedzie z Hiszpanii przez Francję i Niemcy, a auto jest w pobliskim serwisie. Zapytany o kontrolę sanitarną powiedział, że jedynie zmierzono mu temperaturę.
Aptekarkę chroniła szyba, a kuzyn odsunął się od gościa, ale nie miał wielkiego pola manewru.
Kuzyn sam poddał się kwarantannie. Ostrzegł rodzinę i znajomych, aby go nie odwiedzali i przez 1,5 doby próbował dodzwonić się do Sanepidu.
Kiedy mu się to w końcu udało został pochwalony i usłyszał, że jeśli po 6-8 dniach nie wystąpią żadne objawy, to może uważać się za zdrowego. Jeśli wystąpią, to ma do nich zatelefonować.
Kuzyn zażartował, że chyba na prywatny telefon sympatycznej rozmówczyni, bo na czekanie kolejne 1,5 doby nie ma zdrowia, ale numeru nie dostał. Kierowcą TIR-a Sanepid nie zainteresował się w ogóle.
I tak to działa, a wirus zaciera ręce.
Pozdrawiam
Można się bardzo pilnować, ale często o szczęściu/nieszczęściu decyduje przypadek.
No i tragikomiczny przykład potwierdzający te słowa.
Mam kuzyna, który jest po operacji RJG, ma przetokę i przerzuty do płuc. Stan poważny, ale poczucie humoru wielkie.
Kuzyn mieszka w małej wsi, tuż przy A4. Mieszka sam i miał wykupić leki.
Ze względu na prawdopodobną kolejkę i bliski kontakt z ludźmi nie chciał pojechać do Wrocławia. Wybrał małą aptekę w sąsiedniej wsi. Dosłownie małą, bo jakieś 2 x 2,5 metra.
Regulował należność, kiedy do apteki wszedł mężczyzna i wschodnim zaśpiewem zapytał o maseczkę. Maseczki oczywiście nie było, ale nieznajomy poskarżył się, że od dwóch dni jest w drodze i zepsuł mu się samochód.
W rozmowie okazało się, że to Ukrainiec, kierowca TIR-a, który jedzie z Hiszpanii przez Francję i Niemcy, a auto jest w pobliskim serwisie. Zapytany o kontrolę sanitarną powiedział, że jedynie zmierzono mu temperaturę.
Aptekarkę chroniła szyba, a kuzyn odsunął się od gościa, ale nie miał wielkiego pola manewru.
Kuzyn sam poddał się kwarantannie. Ostrzegł rodzinę i znajomych, aby go nie odwiedzali i przez 1,5 doby próbował dodzwonić się do Sanepidu.
Kiedy mu się to w końcu udało został pochwalony i usłyszał, że jeśli po 6-8 dniach nie wystąpią żadne objawy, to może uważać się za zdrowego. Jeśli wystąpią, to ma do nich zatelefonować.
Kuzyn zażartował, że chyba na prywatny telefon sympatycznej rozmówczyni, bo na czekanie kolejne 1,5 doby nie ma zdrowia, ale numeru nie dostał. Kierowcą TIR-a Sanepid nie zainteresował się w ogóle.
I tak to działa, a wirus zaciera ręce.
Pozdrawiam