13.02.2020, 18:02:13
Ano widzisz - na waszym wigilijnym stole są potrawy z Kresów, Mazowsza, Świętokrzyskiego, ze Śląska.
A ponieważ świat zmienił się w globalną wioskę, to dochodzą dania z Japonii, Danii, Kalifornii.
Ale - nie ma tam praktycznie nic dla małych dzieci. Maluchy nie jadają grzybów, śledzi, kapusty.
(Znaczy się, słyszałam o dzieciach, które jadają "wszystko", ale jeszcze takich nie widziałam).
Zatem musi być np. rosołek, jakieś zwykłe pierożki, pieczony łosoś.
Po drugie - cudzoziemcy.
Nie wierzę, że twoi Anglicy zjedzą kwaszoną kapustę, bo dla nich wszystko, co sfermentowane, jest "zepsute".
I tak samo jak Holendrzy, dostaną palpitacji serca na widok leśnych ("dzikich"!) grzybów.
Po trzecie - nastolatki.
Wybredne toto, marudne, jak nie ma na stole frytek i coli, to sobie właśnie pizzę zamówi.
Po czwarte, świąteczna uczta kulinarna zwyczajnie przestaje być atrakcją, skoro przez cały rok mamy
wszelkich pyszności w bród.
Zatem przestaje dziwić, że niektórzy dochodzą do wniosku, że nie warto robić ze świętami spinki,
i zwyczajnie w świecie wtedy wyjeżdżają, albo na narty, albo do ciepłych krajów.
Jeszcze 20 lat temu było to czymś wyjątkowym, teraz coraz częściej słyszę, że znajome rodziny
spędzają święta "na wyjeździe".
A ponieważ świat zmienił się w globalną wioskę, to dochodzą dania z Japonii, Danii, Kalifornii.
Ale - nie ma tam praktycznie nic dla małych dzieci. Maluchy nie jadają grzybów, śledzi, kapusty.
(Znaczy się, słyszałam o dzieciach, które jadają "wszystko", ale jeszcze takich nie widziałam).
Zatem musi być np. rosołek, jakieś zwykłe pierożki, pieczony łosoś.
Po drugie - cudzoziemcy.
Nie wierzę, że twoi Anglicy zjedzą kwaszoną kapustę, bo dla nich wszystko, co sfermentowane, jest "zepsute".
I tak samo jak Holendrzy, dostaną palpitacji serca na widok leśnych ("dzikich"!) grzybów.
Po trzecie - nastolatki.
Wybredne toto, marudne, jak nie ma na stole frytek i coli, to sobie właśnie pizzę zamówi.
Po czwarte, świąteczna uczta kulinarna zwyczajnie przestaje być atrakcją, skoro przez cały rok mamy
wszelkich pyszności w bród.
Zatem przestaje dziwić, że niektórzy dochodzą do wniosku, że nie warto robić ze świętami spinki,
i zwyczajnie w świecie wtedy wyjeżdżają, albo na narty, albo do ciepłych krajów.
Jeszcze 20 lat temu było to czymś wyjątkowym, teraz coraz częściej słyszę, że znajome rodziny
spędzają święta "na wyjeździe".