25.08.2019, 09:04:33
Wczoraj zacząłem tydzień na wsi. Konie, przetwory, porządki itp. - to mnie teraz czeka.
Ciągle pozostaję jednak pod przygnębiającym wrażeniem dramatu, jaki rozegrał się na Giewoncie. Pięć ofiar śmiertelnych, ponad sto pięćdziesiąt osób rannych, to tragiczny bilans burzy z piorunami. Nie musiało jednak do tej tragedii dojść.
Mówi się, że idąc w góry należy zapoznać się z prognozą pogody. Moim zdaniem, to absolutnie nie wystarcza. W górach pogoda jest tak zmienna, że jedynie bieżące obserwowanie tego, co się z nią dzieje, i oczywiście zdrowy rozsądek, mogą zagwarantować bezpieczeństwo.
Dzisiaj niemal każdy ma telefon komórkowy z dostępem do Internetu. Wystarczyło zajrzeć na http://www.pogodynka.pl i Radary Europa, aby zobaczyć, gdzie są opady/burze i jaką mają one tendencję, jeśli chodzi o przemieszczanie się. Tak postępowaliśmy zawsze będąc nad jeziorem i kilka razy rezygnowaliśmy z wypływania, mimo obiecującej pogody.
Tę tragiczną burzę widziałem na swoim smartfonie. Miała niewielkie rozmiary, wokół niej w promieniu kilkuset kilometrów nic złego z pogodą się nie działo, a mimo to tak dramatycznie się zakończyła. Niestety wobec burzy w górach jest się praktycznie bezbronnym.
Był rok 1976, kiedy w ośmioosobowej grupie przemierzaliśmy bułgarskie Piryn i Riłę. W obu pasmach górskich szczyty osiągają ponad 2900 mnpm., a my chcieliśmy zdobyć oba.
Pogoda nam jednak nie sprzyjała i nie zdobyliśmy żadnego. Deszcz i wilgoć dokuczały nam od samego początku wędrówki, a nisko wiszące chmury pozbawiały widoków, na jakie liczyliśmy.
W Rile, na wysokości 2600-2700 mnpm, więc poniżej szczytu mającego 2925 mnpm., dopadła nas burza z piorunami. Nie była intensywna. Pioruny uderzały co 1-2 minuty, ale to w zupełności wystarczało do tego, żeby się bać. Po pierwszym piorunie zrobiliśmy w tył zwrot i z telepiącymi się ze strachu duszami zaczęliśmy schodzić zachowując duże odstępy między sobą. Udało nam się, ale wesoło nie było.
Korzystajcie z aplikacji pokazujących aktualny stan pogody - to może uratować Wam życie.
Ciągle pozostaję jednak pod przygnębiającym wrażeniem dramatu, jaki rozegrał się na Giewoncie. Pięć ofiar śmiertelnych, ponad sto pięćdziesiąt osób rannych, to tragiczny bilans burzy z piorunami. Nie musiało jednak do tej tragedii dojść.
Mówi się, że idąc w góry należy zapoznać się z prognozą pogody. Moim zdaniem, to absolutnie nie wystarcza. W górach pogoda jest tak zmienna, że jedynie bieżące obserwowanie tego, co się z nią dzieje, i oczywiście zdrowy rozsądek, mogą zagwarantować bezpieczeństwo.
Dzisiaj niemal każdy ma telefon komórkowy z dostępem do Internetu. Wystarczyło zajrzeć na http://www.pogodynka.pl i Radary Europa, aby zobaczyć, gdzie są opady/burze i jaką mają one tendencję, jeśli chodzi o przemieszczanie się. Tak postępowaliśmy zawsze będąc nad jeziorem i kilka razy rezygnowaliśmy z wypływania, mimo obiecującej pogody.
Tę tragiczną burzę widziałem na swoim smartfonie. Miała niewielkie rozmiary, wokół niej w promieniu kilkuset kilometrów nic złego z pogodą się nie działo, a mimo to tak dramatycznie się zakończyła. Niestety wobec burzy w górach jest się praktycznie bezbronnym.
Był rok 1976, kiedy w ośmioosobowej grupie przemierzaliśmy bułgarskie Piryn i Riłę. W obu pasmach górskich szczyty osiągają ponad 2900 mnpm., a my chcieliśmy zdobyć oba.
Pogoda nam jednak nie sprzyjała i nie zdobyliśmy żadnego. Deszcz i wilgoć dokuczały nam od samego początku wędrówki, a nisko wiszące chmury pozbawiały widoków, na jakie liczyliśmy.
W Rile, na wysokości 2600-2700 mnpm, więc poniżej szczytu mającego 2925 mnpm., dopadła nas burza z piorunami. Nie była intensywna. Pioruny uderzały co 1-2 minuty, ale to w zupełności wystarczało do tego, żeby się bać. Po pierwszym piorunie zrobiliśmy w tył zwrot i z telepiącymi się ze strachu duszami zaczęliśmy schodzić zachowując duże odstępy między sobą. Udało nam się, ale wesoło nie było.
Korzystajcie z aplikacji pokazujących aktualny stan pogody - to może uratować Wam życie.