13.08.2019, 21:29:42
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.08.2019, 21:36:44 przez Edward.)
To już definitywny koniec żeglowania!
Kornik jest na przyczepie gotowy do drogi powrotnej, a jutro zwijamy nasze obozowisko.
Jezioro Powidzkie pożegnało nas jednak z mocnym przytupem.
Wypłynęliśmy w ostatni tegoroczny rejs z pełnym ożaglowaniem 12 mkw. - w sam raz na wiatr 2-3 B. Fajna to była żegluga z bajdewindowymi halsami, jednak wobec wzmagającego się wiatru po godzinie postanowiliśmy wracać. Wiatr kręcił i w obawie przed niebezpiecznym niekontrolowanym zwrotem przez rufę płynęliśmy baksztagami. W połowie drogi powrotnej zrobiło się 3-4 B, a w porywach 5 B.
Wiatr wiał z południowego-zachodu, idealnie w osi północno-wschodniej części jeziora. Miał więc pięć kilometrów niczym nie ograniczonej przestrzeni i rozkołysał jezioro tak, że fale miały co najmniej 50 cm wysokości, a jakieś 30% z nich miało grzywy. Dla dużych kabinówek to już wyzwanie, więc pływały na jednym żaglu. Dla małego Kornika, którego pokład znajduje się zaledwie 30 cm nad wodą, zaczęła się walka. Wiatr i woda nie wybaczają fuszerki, zaczął się więc też test jakości wykonania żaglówki.
Powinniśmy zrzucić foka lub grota, ale w panujących warunkach było to absolutnie niemożliwe. Dogodne warunki do tego były przy drugim brzegu odległym o pół kilometra. Nie mieliśmy wyboru.
Te pół kilometra było jazdą bez trzymanki! Praktycznie nie wybierałem żagli, były niemal w łopocie, a płynęliśmy tak szybko i w takim rozkołysaniu, jakie przez 25 sezonów zdarzyło się zaledwie kilka razy. Zacumowaliśmy do trzcin, zrzuciliśmy grota i na samym foku, już bezpiecznie, dotarliśmy do naszego 'portu'.
Ahoj!
Edward
https://www.youtube.com/watch?v=cP7azxOV_cs
Kornik jest na przyczepie gotowy do drogi powrotnej, a jutro zwijamy nasze obozowisko.
Jezioro Powidzkie pożegnało nas jednak z mocnym przytupem.
Wypłynęliśmy w ostatni tegoroczny rejs z pełnym ożaglowaniem 12 mkw. - w sam raz na wiatr 2-3 B. Fajna to była żegluga z bajdewindowymi halsami, jednak wobec wzmagającego się wiatru po godzinie postanowiliśmy wracać. Wiatr kręcił i w obawie przed niebezpiecznym niekontrolowanym zwrotem przez rufę płynęliśmy baksztagami. W połowie drogi powrotnej zrobiło się 3-4 B, a w porywach 5 B.
Wiatr wiał z południowego-zachodu, idealnie w osi północno-wschodniej części jeziora. Miał więc pięć kilometrów niczym nie ograniczonej przestrzeni i rozkołysał jezioro tak, że fale miały co najmniej 50 cm wysokości, a jakieś 30% z nich miało grzywy. Dla dużych kabinówek to już wyzwanie, więc pływały na jednym żaglu. Dla małego Kornika, którego pokład znajduje się zaledwie 30 cm nad wodą, zaczęła się walka. Wiatr i woda nie wybaczają fuszerki, zaczął się więc też test jakości wykonania żaglówki.
Powinniśmy zrzucić foka lub grota, ale w panujących warunkach było to absolutnie niemożliwe. Dogodne warunki do tego były przy drugim brzegu odległym o pół kilometra. Nie mieliśmy wyboru.
Te pół kilometra było jazdą bez trzymanki! Praktycznie nie wybierałem żagli, były niemal w łopocie, a płynęliśmy tak szybko i w takim rozkołysaniu, jakie przez 25 sezonów zdarzyło się zaledwie kilka razy. Zacumowaliśmy do trzcin, zrzuciliśmy grota i na samym foku, już bezpiecznie, dotarliśmy do naszego 'portu'.
Ahoj!
Edward
https://www.youtube.com/watch?v=cP7azxOV_cs