15.04.2019, 17:45:28
Po ośmiu dniach tułaczki po Polsce (Grudziądz, Warszawa) wreszcie jestem w domu. Z Grudziądza napisałem o menelach w środkach komunikacji miejskiej, a w Warszawie nic szczególnego się nie działo.
Dwa dni byłem z wnusiami, dzięki czemu syn i synowa mogli pojechać na normalne zakupy (z dziećmi zakupy nigdy nie są normalne) i na pogrzeb do województwa Świętokrzyskiego.
Młodsza wnusia nauczyła mnie grać na mini pianinie "Wlazł kotek na płotek", a ja zrewanżowałem się hulajnogową wycieczką po najbliższej okolicy. To był skutek znalezienia na tarasie zakurzonej hulajnogi syna, którą trochę wyczyściłem i dzięki temu byłem na tyle mobilny, że mogłem kontrolować poczynania wnuczek. Spotkani ludzie dość dziwnie patrzyli na faceta 70+ na hulajnodze, ale nie wiem dlaczego, bo jazda szła mi całkiem dobrze - w każdym razie nie gorzej niż wnuczkom .
Wybaczcie ten beztroski wpis w kontekście sytuacji Bogdana, odejścia "Anko" i innych dołujących postów. Ja po prostu cieszę się tym, co mam wiedząc, że i mój czas ostatecznej próby nieuchronnie się zbliża.
Dwa dni byłem z wnusiami, dzięki czemu syn i synowa mogli pojechać na normalne zakupy (z dziećmi zakupy nigdy nie są normalne) i na pogrzeb do województwa Świętokrzyskiego.
Młodsza wnusia nauczyła mnie grać na mini pianinie "Wlazł kotek na płotek", a ja zrewanżowałem się hulajnogową wycieczką po najbliższej okolicy. To był skutek znalezienia na tarasie zakurzonej hulajnogi syna, którą trochę wyczyściłem i dzięki temu byłem na tyle mobilny, że mogłem kontrolować poczynania wnuczek. Spotkani ludzie dość dziwnie patrzyli na faceta 70+ na hulajnodze, ale nie wiem dlaczego, bo jazda szła mi całkiem dobrze - w każdym razie nie gorzej niż wnuczkom .
Wybaczcie ten beztroski wpis w kontekście sytuacji Bogdana, odejścia "Anko" i innych dołujących postów. Ja po prostu cieszę się tym, co mam wiedząc, że i mój czas ostatecznej próby nieuchronnie się zbliża.