15.10.2018, 21:29:38
Mama, po upadku, powoli dochodzi do siebie. TK nie wykazał krwiaków śródczaszkowych ani żadnych złamań. W cuda nie wierzę, ale to był cud.
Mama przed upadkiem chodziła samodzielnie, jednak 'zataczała' się z powodu nagłych spadków ciśnienia. W szpitalu wiedzą, że przyczyną upadku było ciśnienie, planują założyć holter i tak dobrać leki, aby ciśnienie się ustabilizowało.
Od teraz mama nie może już mieszkać samotnie. Obecność kogoś z nas nie uchroni jej przed ewentualnym upadkiem, ale pozwoli od razu zorganizować pomoc. Aż strach pomyśleć jakby to wszystko się skończyło, gdyby nie było mnie wtedy na wsi. Mama nie była w stanie wstać o własnych siłach, a i z moją pomocą było to trudne. Teraz likwiduję progi, a te, które muszą zostać uzupełniam o elementy 'podjazdowe' aby z balkonikiem było łatwiej je pokonać.
Jedyną stałą towarzyszką mamy, od trzynastu lat, była kotka - dachowiec. Obie żyły w takiej symbiozie, że aż trudno w to uwierzyć. Teraz płaczu kociaka nie mogę słuchać. Ciągle szuka mamy i miauczy tak żałośnie, że serce boli.
Ten post piszę z Wrocławia, ale jutro jadę na dwa dni na wieś, do powrotu mamy będę tam jeździł codziennie, a po powrocie zamieszkam na wsi do końca listopada. W grudniu zmieni mnie 'duńska' siostra, styczeń znowu będzie mój, a od marca obie siostry powrócą na stałe i wtedy z dyżurami będzie łatwiej. Nie wiem tylko, jak zorganizować czterodniowy wyjazd do Warszawy w listopadzie. Może kondycja mamy będzie na tyle dobra, że będę mógł ją zostawić?
Pozdrawiam serdecznie
Edward
Mama przed upadkiem chodziła samodzielnie, jednak 'zataczała' się z powodu nagłych spadków ciśnienia. W szpitalu wiedzą, że przyczyną upadku było ciśnienie, planują założyć holter i tak dobrać leki, aby ciśnienie się ustabilizowało.
Od teraz mama nie może już mieszkać samotnie. Obecność kogoś z nas nie uchroni jej przed ewentualnym upadkiem, ale pozwoli od razu zorganizować pomoc. Aż strach pomyśleć jakby to wszystko się skończyło, gdyby nie było mnie wtedy na wsi. Mama nie była w stanie wstać o własnych siłach, a i z moją pomocą było to trudne. Teraz likwiduję progi, a te, które muszą zostać uzupełniam o elementy 'podjazdowe' aby z balkonikiem było łatwiej je pokonać.
Jedyną stałą towarzyszką mamy, od trzynastu lat, była kotka - dachowiec. Obie żyły w takiej symbiozie, że aż trudno w to uwierzyć. Teraz płaczu kociaka nie mogę słuchać. Ciągle szuka mamy i miauczy tak żałośnie, że serce boli.
Ten post piszę z Wrocławia, ale jutro jadę na dwa dni na wieś, do powrotu mamy będę tam jeździł codziennie, a po powrocie zamieszkam na wsi do końca listopada. W grudniu zmieni mnie 'duńska' siostra, styczeń znowu będzie mój, a od marca obie siostry powrócą na stałe i wtedy z dyżurami będzie łatwiej. Nie wiem tylko, jak zorganizować czterodniowy wyjazd do Warszawy w listopadzie. Może kondycja mamy będzie na tyle dobra, że będę mógł ją zostawić?
Pozdrawiam serdecznie
Edward