03.09.2018, 05:03:10
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 03.09.2018, 05:27:36 przez Edward.)
Dokładnie dwa lata temu, 2 września, ok. 23.10 obudził mnie telefon. Dzwonili z Banacha i pytali, czy zdążę przyjechać do nich za kilka godzin, tak przed szóstą.
Miałem wcześniejsze oferty transportu od syna i sąsiadów, ale ja nie lubię prosić. Wyjechałem sam o 0.57 (dziwne, ale musiał to być ważny dzień, noc raczej, skoro tę godzinę pamiętam tak dokładnie) i w Warszawie byłem przed piątą.
Myślałem, że po krótkim przygotowaniu trafię od razu na stół, ale nic z tego. Przeleżałem cały dzień i właściwie poza pobraniem krwi na badania nic się nie działo. Dopiero o godzinie 21.50 (3 września 2016), zawieziono mnie na blok operacyjny.
O 3.30 (4 września 2016), byłem już na Oddziale Intensywnej Opieki Chirurgicznej (OITCh). To oczywiście wiem od lekarzy, bo wybudzono mnie później. Właśnie na OITCh miałem narkotyczne wizje po podawanej morfinie, te z facetem ubranym na czarno, który sensownie rozmawiał ze mną i z Wandą.
Czy się bałem przed przeszczepieniem? Nie, bałem się wcześniej, oboje się baliśmy. Były dni, że nie rozmawialiśmy w ogóle ze sobą. Nie, żadna kłótnia małżeńska. Po prostu tak przygnębiająca sytuacja, że inne tematy nie były ważne, a ten główny mieliśmy przerobiony i czekaliśmy na dawcę, jak na zbawienie, bo spowolniony chemią TACE rozwój raka wcale się nie zatrzymał. On rósł nadal, tylko wolniej, a czas uciekał.
Jakie to okrutne: ktoś musiał zginąć, bym ja mógł żyć! Dramat czyjejś rodziny miał dać szczęście mojej.
I tak się stało. Tej nieznanej mi rodzinie, za zgodę na pobranie organów od kogoś jej bliskiego, jestem bezgranicznie wdzięczny.
Wdzięczny też jestem lekarzom z Banacha - to artyści w swoim fachu! "Nadię" właśnie im zadedykowałem.
Nie wiem, ile mam jeszcze życia przed sobą. Kryzys i odrzut przeszczepu mogą się zacząć w każdej chwili. Tłumiony dwa razy dziennie układ immunologiczny może pozwolić rozwinąć się innej, groźnej chorobie. Pewnie dlatego żyję bardziej intensywnie, niż przed przeszczepem i radością z tego nowego życia dzielę się z Wami. Stąd moje posty nie bardzo pasujące do tego forum, na którym więcej jest smutku niż radości.
Dla Was wszystkich
Edward
Miałem wcześniejsze oferty transportu od syna i sąsiadów, ale ja nie lubię prosić. Wyjechałem sam o 0.57 (dziwne, ale musiał to być ważny dzień, noc raczej, skoro tę godzinę pamiętam tak dokładnie) i w Warszawie byłem przed piątą.
Myślałem, że po krótkim przygotowaniu trafię od razu na stół, ale nic z tego. Przeleżałem cały dzień i właściwie poza pobraniem krwi na badania nic się nie działo. Dopiero o godzinie 21.50 (3 września 2016), zawieziono mnie na blok operacyjny.
O 3.30 (4 września 2016), byłem już na Oddziale Intensywnej Opieki Chirurgicznej (OITCh). To oczywiście wiem od lekarzy, bo wybudzono mnie później. Właśnie na OITCh miałem narkotyczne wizje po podawanej morfinie, te z facetem ubranym na czarno, który sensownie rozmawiał ze mną i z Wandą.
Czy się bałem przed przeszczepieniem? Nie, bałem się wcześniej, oboje się baliśmy. Były dni, że nie rozmawialiśmy w ogóle ze sobą. Nie, żadna kłótnia małżeńska. Po prostu tak przygnębiająca sytuacja, że inne tematy nie były ważne, a ten główny mieliśmy przerobiony i czekaliśmy na dawcę, jak na zbawienie, bo spowolniony chemią TACE rozwój raka wcale się nie zatrzymał. On rósł nadal, tylko wolniej, a czas uciekał.
Jakie to okrutne: ktoś musiał zginąć, bym ja mógł żyć! Dramat czyjejś rodziny miał dać szczęście mojej.
I tak się stało. Tej nieznanej mi rodzinie, za zgodę na pobranie organów od kogoś jej bliskiego, jestem bezgranicznie wdzięczny.
Wdzięczny też jestem lekarzom z Banacha - to artyści w swoim fachu! "Nadię" właśnie im zadedykowałem.
Nie wiem, ile mam jeszcze życia przed sobą. Kryzys i odrzut przeszczepu mogą się zacząć w każdej chwili. Tłumiony dwa razy dziennie układ immunologiczny może pozwolić rozwinąć się innej, groźnej chorobie. Pewnie dlatego żyję bardziej intensywnie, niż przed przeszczepem i radością z tego nowego życia dzielę się z Wami. Stąd moje posty nie bardzo pasujące do tego forum, na którym więcej jest smutku niż radości.
Dla Was wszystkich
Edward