08.08.2018, 20:56:12
Wieczór, więc jestem, jednak wobec realnych problemów Joli (Józek), Asi (tata), Pisarka88 i innych, nietaktem byłoby pisać o beztroskich wakacjach. Krótko więc o sprzęgle, Warszawiankach i dniach podobnych do siebie.
Na nasze szczęście sprzęgło przegrzało się jedynie powierzchniowo. Jak bardzo tego oczywiście nie wiem, ale samochód spisuje się tak, jakby incydentu ze sprzęgłem nie było.
Dzień po wodowaniu KORNIK osiadł na dnie, a poziom wody jeziora i kokpitu był taki sam (ok. 30 cm). Stwierdziłem to o 6.30 i jeszcze dodatkowo, że na zatopionej łódce siedzą dwie dziewczyny (35-40 lat). Okazało się, że są z Warszawy, z rodzinami wynajmują domek 0,5 km od jeziora i po porannym pływaniu wybrały KORNIKA do rozmowy, jak same powiedziały, o sprawach egzystencjalnych. Ponieważ kiedyś żeglowały i mają patenty, to drewniana łódka z 'duszą' do takiej rozmowy była dla nich idealna. Stwierdziły, że praca fizyczna będzie dodatkowym (oprócz pływania) oczyszczeniem, zabrały mi czerpak i same wybrały ok. 700 litrów wody!!!
Podziękowałem i obiecałem wypożyczyć KORNIKA, ale ich wyjazd następnego dnia i flauta nie pozwoliły na to. Spróbuję odszukać je przez Facebook'a i podziękować 'Kresową opowieścią' za te 700 litrów i pół godziny sympatycznej porannej rozmowy.
Mało żeglujemy, najwyżej 2-3 godziny dziennie. Przy takich upałach słabo wieje, a jeśli będąc na środku jeziora wiatr ustanie w ogóle, to przy 45-50 stC w słońcu robi się nie tylko nieprzyjemnie, ale i niebezpiecznie.
Jeden tylko rejs był w pełni nas satysfakcjonujący. Zdarzyło się jednym halsem dopłynąć do Powidza i również jednym powrócić. 13 km w 3 godziny może Was rozśmieszyć, ale w żeglarstwie to naprawdę niezły wynik. No i raz złapała nas 'szóstka' w skali B. Były emocje, ale z ciągle przeciekającym KORNIKIEM daliśmy radę .
Zebrało się kilka spraw do załatwienia i na te trzy, najbardziej upalne, dni powróciliśmy do domu. Nad jezioro ruszamy w piątek skoro świt, aby bronić przyczepy przed zapowiadanymi nawałnicami.
Ahoj!
Edward
Na nasze szczęście sprzęgło przegrzało się jedynie powierzchniowo. Jak bardzo tego oczywiście nie wiem, ale samochód spisuje się tak, jakby incydentu ze sprzęgłem nie było.
Dzień po wodowaniu KORNIK osiadł na dnie, a poziom wody jeziora i kokpitu był taki sam (ok. 30 cm). Stwierdziłem to o 6.30 i jeszcze dodatkowo, że na zatopionej łódce siedzą dwie dziewczyny (35-40 lat). Okazało się, że są z Warszawy, z rodzinami wynajmują domek 0,5 km od jeziora i po porannym pływaniu wybrały KORNIKA do rozmowy, jak same powiedziały, o sprawach egzystencjalnych. Ponieważ kiedyś żeglowały i mają patenty, to drewniana łódka z 'duszą' do takiej rozmowy była dla nich idealna. Stwierdziły, że praca fizyczna będzie dodatkowym (oprócz pływania) oczyszczeniem, zabrały mi czerpak i same wybrały ok. 700 litrów wody!!!
Podziękowałem i obiecałem wypożyczyć KORNIKA, ale ich wyjazd następnego dnia i flauta nie pozwoliły na to. Spróbuję odszukać je przez Facebook'a i podziękować 'Kresową opowieścią' za te 700 litrów i pół godziny sympatycznej porannej rozmowy.
Mało żeglujemy, najwyżej 2-3 godziny dziennie. Przy takich upałach słabo wieje, a jeśli będąc na środku jeziora wiatr ustanie w ogóle, to przy 45-50 stC w słońcu robi się nie tylko nieprzyjemnie, ale i niebezpiecznie.
Jeden tylko rejs był w pełni nas satysfakcjonujący. Zdarzyło się jednym halsem dopłynąć do Powidza i również jednym powrócić. 13 km w 3 godziny może Was rozśmieszyć, ale w żeglarstwie to naprawdę niezły wynik. No i raz złapała nas 'szóstka' w skali B. Były emocje, ale z ciągle przeciekającym KORNIKIEM daliśmy radę .
Zebrało się kilka spraw do załatwienia i na te trzy, najbardziej upalne, dni powróciliśmy do domu. Nad jezioro ruszamy w piątek skoro świt, aby bronić przyczepy przed zapowiadanymi nawałnicami.
Ahoj!
Edward