Wątek Edwarda - przeszczep wątroby.
Już 19-ta, a wyniku nie ma.
Badanie jest zarejestrowane w systemie, widzę je, ale pole 'Komentarz' jest puste.

12 października jest w mojej rodzinie szczególnym dniem.
Pięćdziesiąt siedem lat temu pijany motocyklista zabił mojego Tatę.
Trzy lata temu Mama przewróciła się na plecy na posadzkę. Sąsiadka, która to widziała mówiła, że głowa Mamy odbiła się jak piłka. Był krwiak, na szczęście zewnętrzny, był tygodniowy pobyt w szpitalu, ale jakoś Mama się pozbierała.
No i mój test na COVID.
Czekanie na ważny wynik nie jest przyjemną formą spędzania czasu. Stanowczo nie jest!

Nie wykryto RNA wirusa SARS CoV-2 - tak napisali!
Jakiś inny wirus mnie rozkłada
Odpowiedz
(12.10.2021, 18:07:12)Edward napisał(a):
Nie wykryto RNA wirusa SARS CoV-2 - tak napisali!

Uff!

Cytat:Jakiś inny wirus mnie rozkłada

Nie lekceważ go!
Gorąca herbata z miodem, imbirem - i do łóżka!
Odpowiedz
Też odetchnąłem!

Wirusa nie lekceważę, ale teraz jestem na wsi. Koniom trzeba dać śniadanie i je wypuścić, a wieczorem kolację i zamknąć. Nie są to moje zwierzaki, a siostrzenica przygotowuje oba posiłki, więc jest łatwiej, chociaż konie swoje humory mają. Pan Filip jest grzeczny, ale panią Ijo trzeba do boksu zwabiać podstępem.
Jest jeszcze piec c.o. do obsługi co 2-3 dni, wypiek chleba/bułek i łamańców, które Mama bardzo lubi i przygotowywanie posiłków. Półprodukty do obiadu mamy, ale sałatki, ziemniaki czy makaron, to już moja działka. A poza tym można się kurować.
Odpowiedz
           
W tej mojej 'Ponderosie' opiekuję się Mamą i trójką czworonogów.

https://www.youtube.com/watch?v=1uuAjwvtxEM
Odpowiedz
           
Wirus powoli odpuszcza.

W mojej sytuacji, przy szczątkowej sile układu immunologicznego, nawet przy typowo wirusowych infekcjach zawsze dostaję antybiotyk.
Zdaniem lekarzy, do infekcji wirusowej najczęściej dołącza się infekcja bakteryjna i aby nie dopuścić do sytuacji, w której nie można będzie nad obiema zapanować trzeba wziąć właśnie antybiotyk. Jestem więc w połowie tej kuracji. Na wsi nie można jednak kurować się spokojnie.

Przedwczoraj w moim ogrodzie został znaleziony jeżyk. Mały, ważył ledwie 350 gramów, a fachowa literatura podaje, że warunkiem przetrwania zimy jest masa ciała, co najmniej 750 gramów. Chciałem przetrzymać zwierzaczka do mającego niedługo nastąpić zimowego snu i przezimować go w ciepłej piwnicy, ale mi się to nie udało.

Jeżyk miał dobry apetyt. Zjadł dwie łyżeczki kociej karmy z puszki, jednak przez całą noc próbował wydostać się z kartonu. W końcu wydrapał dziurę i wyszedł. Schował się w łazience w kącie pod butami i spędził tam cały dzień.
Dziewczyny opiekujące się końmi zasugerowały, żeby oddać jeżyka do wrocławskiej ekostraży. To była dobra propozycja i została zrealizowana.

Szkoda jeżyka. Tu się niedawno urodził i tutaj powinien zamieszkać. Nie było to jednak możliwe.

Dla jego rodziców i może rodzeństwa, zrobiłem wczoraj zimowe legowisko. Dwie pełne taczki suchych jesionowych i dębowych liści złożyłem przy pniu gęstego świerku i przykryłem je wiązkami gałęzi. Legowisko jest zabezpieczone przed wiatrem i deszczem i swobodnie może w nim przezimować kilkoro kolczastych przyjaciół.
Odpowiedz
Moi Drodzy.

Od trzech lat, na zmianę z siostrą, pełnię całodobowe dyżury przy Mamie. Ze względów bezpieczeństwa (koronawirus) w dniu zmiany nie spotykamy się ze sobą. Słabe to zabezpieczenie, ale jednak.
Długości dyżurów, zwykle trwających tydzień, jak i pory ich zakończenia/rozpoczęcia, ustalamy uwzględniając indywidualne potrzeby. Wczoraj siostra opuściła Mamę o 19-tej, a ja przyjechałem trzy godziny później. Niestety.
Ciąg zdarzeń ogólnych i tych, które usypiają czujność, nie mógł się dla nas ułożyć bardziej niekorzystnie. W efekcie Mama spędziła cztery doby z siostrą chorą na Covid (objawy wystąpiły po pierwszej dobie pobytu u Mamy, a absolutnie wszystkie okoliczności wskazywały na typowe przeziębienie). Ja przez dwadzieścia godzin przebywałem z Mamą w mieszkaniu ze wspólną kuchnią, łazienką, wersalką i wszystkim innym potrzebnym do codziennego życia, w którym wcześniej przebywała zakatarzona i kichająca siostra.
Dzisiaj, po konsultacji z lekarzem, siostra zrobiła szybki covidowy test, który dał wynik pozytywny.
Ja natychmiast wróciłem do swojego domu. Nie spotkałem się z żoną, która wyjechała na inną wieś do syna. Miejsce to jest średnio bezpieczne, bo syn i synowa pracują, a dzieci chodzą do szkoły, ale na razie nikt nie ma podejrzanych objawów.
Do Mamy, w trybie pilnym, udała się druga siostra, która na nasze szczęście niedawno wróciła z Danii. Obie siostry są po dwóch dawkach Pfizera, żona i ja po trzech. U mnie niestety leki immunosypresyjne nie pozwoliły na wytworzenie przeciwciał, dlatego w przypadku infekcji piłka prawdopodobnie będzie krótka.
Na domiar złego (chyba), Mama wczoraj przyjęła trzecią dawkę Pfizera, a żona i ja dwa dni temu zaszczepiliśmy się przeciw grypie.
Dla nas wszystkich, trzy godziny temu, zaczął się dziesięciodniowy okres próby. Nie wiadomo, jak bardzo poobijani z niego wyjdziemy. O ile w ogóle.
Odpowiedz
Trzymajcie się WSZYSCY!!!

Pozdrawiam
Armands
Odpowiedz
Dzięki Jarku!

U nas na razie nie zdarzyło się nic nowego.
Mija trzecia doba od kontaktu z zawirusowaną siostrą (to Mama), a u mnie druga od przebywania przez 20 godzin w mieszkaniu zajmowanym przez siostrę. Jest natomiast kilka ciekawostek z obszaru szczepienia oraz infekcji.

Po dwóch dawkach Pfizera test na przeciwciała u żony, po siedmiu tygodniach od drugiej dawki, wykazał 1690 BAU/ml.
Siostra, ta z wirusem, miała ich 2405 BAU/ml (infekcję przechodzi łagodnie).
U mnie po dwóch dawkach było mniej niż 3,80 BAU/ml (czyli praktycznie zero, bo poniżej progu czułości aparatury).
Po siedmiu tygodniach od trzeciej dawki (J&J) dzisiejszy wynik to 12 BAU/ml. Postęp jest, ale z taką armią niewiele można zwojować.

Pozdrawiam Was serdecznie
Edward
Odpowiedz
(12.11.2021, 14:42:20)Edward napisał(a): U nas na razie nie zdarzyło się nic nowego.

No i tak trzymać Edwardzie. Sił dla Was!
E i J
Odpowiedz
O ile rozumiem, Mamie mija siódma doba od pierwszego kontaktu z chorą na covid córką.
Jest OK?
Macie testy, nawet takie z Lidla? Ponoć są w miarę wiarygodne.
Jeśli Mama nie zachorowała, to najprawdopodobniej szczepienie ją uchroniło.

Dla ciebie zagrożeniem byłby kontakt z chorą Mamą, nie z mieszkaniem, w którym przed kilkoma godzinami
przebywała chora siostra. Nie przesadzajmy.
Gdyby tak łatwo można się było zakazić, dawno byłbyś chory.
Bywasz przecież w przestrzeni publicznej, choćby u lekarzy, a tam stale pojawiają się chorzy ludzie.
Najprawdopodobniej po szczepieniach jesteś wystarczająco odporny.
Istnieje wszak coś takiego jak odporność komórkowa.

Tak czy owak  - trzymamy za was kciuki. Ale jesteśmy dobrej myśli.
Odpowiedz
Jest szósta rano, więc nie mam dzisiejszego przeglądu rodzinnej sytuacji, ale ...

Wczoraj minęła ósma doba od pierwszego kontaktu Mamy z zakażoną siostrą, Zakażoną, zakatarzoną i bez przerwy kichającą! Podejrzane wydało się nam to, że Mama (92,5 roku) zaszczepiona w lutym, czyli pierwszym możliwym terminie, więc już z mocno zredukowanym poziomem przeciwciał, nie ma do tej pory żadnych niepokojących objawów. Sytuacja była na tyle dziwna, że zaczęliśmy wątpić w wynik szybkiego testu, jaki siostra zrobiła w przychodni.

Odpowiedź na nasze wątpliwości miał dać pewny test PCR i siostra zrobiła go prywatnie. Jest w izolacji, nie może opuszczać mieszkania, więc za 391 zł przyszedł do niej kosmita. Wynik był już wieczorem. Pozytywny!

Siostra z COVID'em musiała zainstalować odpowiednią aplikację, włączyć w smartfonie lokalizację i trzy razy na dobę wysyła do sanepidu poziom saturacji, temperaturę i liczbę oddechów na minutę. OK, to dobre procedury.

Dla Mamy zaczęła się dziewiąta doba od pierwszego kontaktu z siostrą i piąta od ostatniego. Dla zdrowej siostry, która się Mamą opiekuje, też piąta od ostatniego. I na razie nic!

Decyzję o wyjeździe żony na wieś podjęliśmy pod wpływem emocji i było to bardzo niedobre rozwiązanie. Chcieliśmy ją uchronić przed zakażeniem gdyby się okazało, że koronawirus mnie jednak dopadł. Tymczasem żona dobrze zareagowała na dwie marcowe dawki Pfizera, a we wrześniu dołożyła trzecią i koronawirusa się raczej nie boi. Pojechała do rodziny, w której syn i synowa chodzą do pracy, dzieci do szkoły, w której załatwiane są różne urzędowe sprawy i ogólnie żyje się tak, jakby pandemii nie było. Wystraszyło nas to. Uznaliśmy, że wobec tak wielu zakażeń czwartej fali istnieje groźba, że żona przywlecze wirusa do naszego mieszkania. Jej to raczej nie zaszkodzi, ale wprowadzi dodatkowe niebezpieczeństwo dla mnie. Wróciła więc żona po dwóch dobach.
Teraz spędzamy czas w oddzielnych pokojach naszego M-3, oddzielnie spożywamy posiłki i mało ze sobą rozmawiamy. Te ciche dni, to profilaktyka. Może na wyrost, jednak z koronawirusem żartów nie ma.

Wydaje się, że jeśli do najbliższej soboty nic złego się nie stanie, to można będzie uznać, że wyszliśmy z tej sytuacji obronną ręką.

Co do testów, to mamy kilka i to dużo lepszych niż te z Lidla, czy Biedronki. Dwa z nich zawiozłem na wieś, dla Mamy i siostry. Skorzystamy z nich, gdy pojawią się niepokojące nas objawy.
Odpowiedz
(13.11.2021, 19:29:06)Dunolka napisał(a): O ile rozumiem, Mamie mija siódma doba od pierwszego kontaktu z chorą na covid córką.
Jest OK?

Dzisiaj rozpoczęła się jedenasta doba od pierwszego kontaktu i jest OK. Cieszymy się bardzo, ale nie potrafimy tego zrozumieć.

Macie testy, nawet takie z Lidla? Ponoć są w miarę wiarygodne.

Mamy testy, którymi jedna z dużych polskich firm regularnie bada swoich pracowników. Do tej pory z nich nie korzystaliśmy.

Jeśli Mama nie zachorowała, to najprawdopodobniej szczepienie ją uchroniło.

To jedyne wytłumaczenie, ale Mama szczepiona była w lutym, ma 92,5 roku i wydawało się, że po czterech dobach pełnego kontaktu z zakażoną siostrą musi zachorować. Na razie nie ma żadnych objawów, które by na to wskazywały.

Dla ciebie zagrożeniem byłby kontakt z chorą Mamą, nie z mieszkaniem, w którym przed kilkoma godzinami
przebywała chora siostra. Nie przesadzajmy.

Jolu, nie masz racji. Po zakupach w markecie towary poddaje się kwarantannie, bo mogą być źródłem infekcji. A przecież znikomo małe jest prawdopodobieństwo ich zawirusowania w porównaniu ze stosunkowo małym mieszkaniem zajmowanym przez cztery doby przez chorą siostrę. Miała zawalone zatoki, z nosa jej się dosłownie lało, kichała na potęgę, a przez dobę kaszlała. Wirusy musiały być wszędzie i na pewno były.

Gdyby tak łatwo można się było zakazić, dawno byłbyś chory.

A siostra? Miała niezwykle wysoki poziom przeciwciał (2405 BAU/ml), kontaktowała się jedynie z czterema bezobjawowymi osobami i bladego pojęcia nie ma, gdzie to paskudztwo się do niej przyczepiło.

Bywasz przecież w przestrzeni publicznej, choćby u lekarzy, a tam stale pojawiają się chorzy ludzie.
Najprawdopodobniej po szczepieniach jesteś wystarczająco odporny. Istnieje wszak coś takiego jak odporność komórkowa.

Odporność komórkowa, to druga i ostatnia linia obrony. Pewności nie mam, ale wydaje mi się, że ona uaktywnia się dopiero  wtedy, gdy wirus jest już w organizmie. Gdyby tak było, to byłyby też objawy, a jak dotąd, nie mam żadnych.

WHO podaje, że okres od zakażenia do wystąpienia pierwszych objawów wynosi 1-14 dni, a najczęściej 5-6. Pięć dób mam już za sobą, dzisiaj zaczęła się szósta.
Odpowiedz
Edku, to nie jest tak, że kontakt z wirusem oznacza natychmiastowe  zachorowanie.
Gdy latem widziałam w  Zakopanem i Tatrach niezmierzone tłumy, bez maseczek, bez dystansu, myślałam niejednokrotnie, że tu się pewnie będzie "trup ścielił gęsto i na chłopa wysoko".
A nie ścielił się.

Nie wszystko wiemy o tej chorobie, tak samo, jak i o innych.
Zdarza się, że covid pokonuje młodych i zdrowych. A z drugiej strony 90-letnia mama mojej koleżanki , słaba i schorowana, przeszła covida  dwukrotnie bezobjawowo  ( jeszcze przed erą  szczepień).
Jak zawsze, jak we wszystkim,  trzeba mieć po prostu szczęście.
Nie zapominaj więc, że jesteś farciarzem.
Odpowiedz
Moi Drodzy.

Wielki Słownik Języka Polskiego podaje, że określenie „szwarc, mydło i powidło” oznacza „zbiór elementów z wielu niepasujących do siebie dziedzin”. Od początków istnienia tego forum takim zbiorem jest mój wątek.

Forum jest miejscem wymiany informacji na konkretny temat. To forum zajmuje się problemami wynikającymi z faktu, że nam/naszym partnerom przytrafił się rak prostaty. Problemami jedynie medycznej natury, a przecież one rzutują na całe nasze życie i zabierają cząstkę jego radosnej strony. Tymi pozamedycznymi problemami z reguły się nie dzielimy. Zachowujemy je dla siebie, ewentualnie dla naszych rodzin, broniąc w ten sposób swojej prywatności, której i tak chronią nasze pseudonimy.

Tą cząstką prywatności, wręcz intymności, o której czasem piszemy na forum, jest nasza obawa związana z mającym nastąpić badaniem PSA. Jest nią też niepokój i pytanie, ‘co dalej’, gdy ten wynik znacząco odbiega od oczekiwanego. Dodatkowo stresuje nas covidowa rzeczywistość, chociaż powszechnie dostępne szczepienia ten stres powinny jednak ograniczać.

Ja, oprócz ww., mam dodatkowe powody do obaw. Co kwartał badany mam poziom AFP, który mówi, czy rak wątroby nie wraca. Mam też wykonywanych szereg badań pozwalających stwierdzić, czy nie zaczął się proces odrzucenia przeszczepionej wątroby, a stosowane w tym celu leki immunosupresyjne w znaczący sposób nie upośledzają pracy innych organów.

Z reguły upośledzają, stąd dodatkowe leki i zalecenia odnośnie diety i trybu życia, by kreatynina, morfologia krwi, glukoza, ciśnienie itp. zbytnio nie przekraczały referencyjnych zakresów. Leki immunosupresyjne powodują u mnie problemy ze wzrokiem, powstawanie ropnych wyprysków na głowie, a przede wszystkim nie pozwalają na wytworzenie covidowych przeciwciał.

Z racji wieku (73) i czynników, które wymieniłem, mam świadomość, że ostatni wiraż za mną, a przede mną ostatnia prosta i meta. Możecie wierzyć lub nie, ale ta świadomość wpływa na moją codzienność. Już tak chętnie nie odkładam różnych spraw ‘na jutro’, ale staram się je wykonywać na bieżąco. Intensyfikuję też prace związane z pisaniem.

W lutym powinien się ukazać czwarty tom „Kresowej opowieści”, o podtytule „Anna”. Sprawy redakcji/korekty tekstu są już domknięte, aktualnie projektowana jest okładka i czynione są próby pozyskania patronów medialnych.

Domykam też fabułę piątego tomu, a cały przyszły rok zamierzam przeznaczyć na pisanie. W założeniu miał to być tom ostatni, ale życie potrafi nas zaskakiwać.

Moja beletrystyka, to jakby fabularyzowany dokument. W fabułę powieści wkomponowane są prawdziwe zdarzenia, sytuacje i osoby, bądź też są one inspiracją do mojej własnej interpretacji, ale w maksymalnym stopniu zbliżonej do oryginału. Fikcją jest jedynie takie poprowadzenie akcji, aby łączyła ona te zdarzenia, czasem odległe od siebie, co do miejsca i czasu, oraz była interesująca dla czytelnika.

Celem nadrzędnym moich powieści jest obiektywne przedstawienie historycznych relacji polsko-ukraińsko-żydowskich, pokazanie tragicznego losu zwykłych ludzi wplątanych w wydarzenia, których nie chcieli i na które nie mieli wpływu oraz zachowanie pamięci o zbrodni ludobójstwa dokonanej na polskiej ludności cywilnej przez ukraińskich nacjonalistów, a także o Holokauście.

W pierwszym tomie „Kresowej opowieści” („Michał”) jest fragment opisujący ucieczkę trzech chłopców (14-16 lat) z zajętej przez Rosjan Polski do Rumunii. To działo się w grudniu 1939 roku, na Pokuciu (południowa część województwa stanisławowskiego), a chłopcy uciekali przez graniczny Czeremosz do rumuńskiej (wtedy) Bukowiny. Udało się tylko jednemu z nich, a jego pamiętnik dwa tygodnie temu przysłała mi osoba, która przeczytała „Michała”.

Żona dużo czyta. Z racji Covida i zawieszenia kontaktów z dziećmi i wnukami praktycznie codziennie. Nie jest to tzw. literatura kobieca, ale pozycje ambitne, często nagrodzone lub polecane przez krytyków. Przeczytała też wspomniany pamiętnik i jest pod ogromnym wrażeniem wojennych i powojennych losów jego autora. Wrażeniem większym, niż wywarły na niej przeczytane powieści.

Pamiętnik jest napisany prostym językiem z pozycji narratora. Błędów ortograficznych jest w nim więcej niż dobrze napisanych wyrazów, ale fabuła powala na kolana.

Fantazja czternastolatka, który podając rok urodzenia nie 1925, ale 1923, dostał się finalnie do wojska i przez Rumunię, Turcję, Palestynę wylądował w Egipcie, a później brał udział w walkach pod Tobrukiem i Monte Cassino sprawiła, że jego przygody (przed tymi walkami) przebijają to, czego doświadczył Franek Dolas w filmie „Jak rozpętałem drugą wojnę światową”.

Monte Cassino i powojenne losy w Kanadzie, to już tragiczna część pamiętnika. W niej uśmiech pojawia się rzadko i to wyłącznie za sprawą rogatej duszy jego autora.

Gdybym napisał tom szósty, to miałby podtytuł „Józio”. Nie „Józef”, ale właśnie „Józio”. Tylko, czy zdążę to zrobić? Czy potrafię?

--------

Rozpoczyna się ósmy dzień samokwarantanny i, jak na razie, nic złego się nie dzieje.

Pozdrawiam

Edward
Odpowiedz
Tym razem udało się uniknąć COVIDA. Dzisiaj mija piętnasty dzień od pośredniego kontaktu i nic złego się nie dzieje.

Niestety w najbliższy wtorek czeka mnie wizyta w poradni transplantacyjnej w Warszawie. Piszę niestety, bo zapowiadają zimowe warunki, a ja ten wyjazd muszę załatwić w ciągu jednego dnia. 720 km to jednak dużo. Znowu muszę wyjechać o trzeciej nad ranem, a nocnych jazd nie lubię.

Czekając na wizytę spędzę kilka godzin na długim korytarzu (ma około stu metrów) pełnym ludzi, bo po jego obu stronach mieści się ponad dwadzieścia specjalistycznych przychodni. Nie będzie to bezpieczne.

A sama wizyta? Przede wszystkim wiadomość, jak funkcjonuje wątroba, jakie są poziomy we krwi leków immunosupresyjnych, czy nie wymknęły się spod kontroli glukoza i kreatynina (zawsze o 10-30% przekraczają górne zakresy). Czy przestała spadać hemoglobina (ostatnio 11,7). Jaki poziom mają pozostałe parametry krwi (od 1,5 roku powoli, ale systematycznie spadają, a niektóre są już wyraźnie poniżej dolnej granicy).
Do tego marker AFP mówiący, czy nie ma wznowy raka wątroby i jeszcze, to być może, poziom PSA.

Dużo tych niepewności we wtorek mnie czeka.
Odpowiedz
Środek nocy, a ja nie mogę spać.

Byłem w poradni transplantacyjnej w Warszawie. Wyjechałem o drugiej bez chociażby kwadransa snu. Świadomość trudnych warunków drogowych, nocnej jazdy i pamięć o wypadku sprzed niemal pięciu lat skutecznie zabrały sen. Jechałem w tempie TIR-ów, czyli 90 km/h, musiałem zrobić godzinną przerwę, aby odpędzić senność i w rezultacie zwykle 3,5 godzinna podróż tym razem zajęła mi 5,5 godziny.

To była moja dwudziesta ósma wizyta w poradni od przeszczepu wątroby. Każdorazowo wyznaczanych jest około trzydziestu różnych parametrów i ja je zapisuję. Zapisują też lekarze, aby móc prześledzić tendencję zmian. Cóż jednak daje przyglądanie się tabeli zawierającej ponad osiemset liczb? Niestety nie tyle, ile powinno. O wiele więcej mówią wykresy.

Wprowadziłem te dane do EXCELA i zrobiłem wykresy. Były wiele mówiące, więc je wydrukowałem i pokazałem w poradni. Lekarka uważnie się im przyjrzała, skonfrontowała z wczorajszymi wynikami i wystawiła dwa skierowania na CITO. Jedno na gastroskopię, drugie na kolonoskopię. Dlaczego?

Na wykresach wyraźnie widać, że od dwóch lat systematycznie spadają parametry krwi takie, jak hemoglobina, HCT, MCV, MCH, a znacznie wydłuża się czas protrombinowy. Szczególnie widać to w przypadku hemoglobiny. Jej wartości z ostatnich dwóch lat, to:  14,6 - 14,1, - 13,4 – 13,7 – 12,5 – 11,9 – 11,7 a wczoraj 10,0! Z HCT, MCV i MCH jest podobnie.

Za ten stan podejrzany był jeden z immunosupresantów. Problem w tym, że pół roku temu lekarka zmniejszyła jego dawkowanie o połowę, a nie powstrzymało to tempa spadku ww. parametrów. W tej sytuacji dostałem skierowania na gastroskopię i kolonoskopię. No i tutaj zaczyna się strefa domysłów. Co lekarka podejrzewa? Co chce potwierdzić albo wykluczyć? Poza pojęciem zmian META nic innego nie przychodzi mi do głowy.

Który rak się odezwał? Prostaty? Chyba nie, bo raczej PSA byłoby wysokie. Z drugiej jednak strony przez sześć lat było ono nieoznaczalne, a właśnie dwa lata temu zaczęło być widoczne. Jego wartość oscyluje wprawdzie na niskim poziomie, ale daje się obserwować.

Wątroby? Przeszczep był przeprowadzony w ‘ostatniej chwili’. Marker AFP mówi, że wątroba od raka jest wola, ale czy on przed przeszczepem nie powędrował dalej?

Przeglądam wczorajsze wyniki i widzę, że jest wyznaczony marker CA 19-9. W poradni monitorują więc ewentualne procesy nowotworowe mogące dotyczyć trzustki, żołądka i jelita grubego. CA 19-9 jest jednak w normie. Również prawidłowy jest marker CEA, ale tak o nim piszą:

Stężenie antygenu pozwala przypuszczać o toczącej się zaawansowanej chorobie nowotworowej, jednak w przypadku zmian, we wczesnych stadiach poziom CEA we krwi może nie odbiegać od wartości referencyjnych.

Muszę zrobić te badania w ciągu trzech miesięcy. Tylko jak? Delta szaleje, pojawił się omikron, mimo trzech dawek szczepionki nie mam covidowych przeciwciał, a szpitale przepełnione są antyszczepionkowcami. Boję się COVIDA, a przy tych badaniach złapać go nie będzie trudno.
Odpowiedz
Edwardzie, a może te badania wynikają z rutynowej kontroli? Wiadomo, że co kilka lat trzeba je powtarzać, aby mieć pewność, że nic złego się nie dzieje.
Kiedy miałeś poprzednio te dwa badania?

Co do obaw że C19 w różnych wariantach, to niestety musimy z nimi nauczyć się żyć.
Oczywiście rozumię twoja sytuację, ale wokół siebie zauważam odstępstwa od statystyk zachorowań i wygląda na to, że trudno cokolwiek prorokować.

Pozdrawiam
Armands
Rocznik 1961
PSA WYJŚCIOWE: 09.2013 13,31 ng/ml
BIOPSJA: 10.2013 Prostatic carcinoma GS 2+2=4
PROSTATEKTOMIA RADYKALNA (klasyczna): 03.2014 w CO Bydgoszcz. Operator dr. Jerzy Siekiera.
Badanie po RP: GS 3+3=6 pT2c N0
PSA po RP: po 3 mieś. 0,028 ng/ml, od 6 m. do 6 lat od RP <0,002 ng/ml.
W ostatnim badaniu (10 lat od RP) <0,006 ng/ml
Koniec kontroli u urologa w CO
Moja historia
Wątek poboczny 

Módl się o najlepsze, przygotuj się na najgorsze.
Odpowiedz
(01.12.2021, 21:27:37)Armands napisał(a): Edwardzie, a może te badania wynikają z rutynowej kontroli? Wiadomo, że co kilka lat trzeba je powtarzać, aby mieć pewność, że nic złego się nie dzieje.
Kiedy miałeś poprzednio te dwa badania?

Nie, Jarku, te badania wynikają z pogarszających się parametrów krwi. Miałem je robione w 2015 i 2016 roku. Wtedy wszystko było OK.

Immunosupresanty trzymają w ryzach mój układ immunologiczny i parametry wątrobowe są wręcz książkowe. Niestety powodują też skutki uboczne, które są zwalczane farmakologicznie lub wcale.
Brak covidowych przeciwciał, nieostre widzenie, zmiany ropne na skórze głowy, afty, podwyższona kreatynina i glukoza, to tylko niektóre z nich. Są uciążliwe, ale nie narzekam. Za już pięć dodatkowych lat życia trzeba przecież zapłacić, a to nie jest wygórowana cena.

Mam już ustalony termin badań - to 11 lutego. Za kilka dni spotkam się prywatnie z dobrym gastroenterologiem i poproszę, aby to on je wykonał (zarejestrowałem się w klinice, w której on pracuje). NFZ pozwala na spotkanie z nim dopiero w styczniu 2023 roku. Na wszelki wypadek wziąłem ten termin.
Odpowiedz
I coś na czasie, bo czwarta fala szaleje, a ograniczeń praktycznie nie ma.
Dzisiaj zadzwoniłem na Banacha i zapytałem o covidowe przeciwciała (przedwczoraj wyniku jeszcze nie było). I tak powstał poniższy tekst.
------------------------
Marzec 2021 – przyjąłem dwie dawki szczepionki Pfizer
Maj 2021 (7 tyg. po II dawce) – przeciwciała: poniżej 3,88 BAU/ml (próg czułości aparatury)

16 września – trzecia dawka (J&J)
8 listopada (7,5 tyg. po) – przeciwciała: 11,77 BAU/ml (poniżej 23 BAU/ml = wynik ujemny)
30 listopada (10,5 tyg. po) – przeciwciała: 60,2 BAU/ml (poniżej 33,8 BAU/ml = wynik ujemny)

Cieszę się i to bardzo! Konsultacje z profesorem Simonem przyniosły pozytywny efekt.
60,2 BAU/ml, to wprawdzie nie 2405, jakie miała siostra (i zachorowała!), ale też nie ZERO, jakie miałem po dwóch dawkach Pfizera. Napiszę do Profesora i podziękuję za dobrą radę.

I mam apel do antyszczepionkowców (statystycznie rzecz biorąc musicie być wśród użytkowników forum):

NIE BÓJCIE SIĘ SZCZEPIEŃ. ONE MOGĄ URATOWAĆ ZYCIE WAM I WASZYM BLISKIM. NIE UCHRONIĄ OD ZAKAŻENIA, ALE TEŻ W JEGO PRZYPADKU POMOGĄ ŁAGODNIEJ PRZEJŚĆ INFEKCJĘ.

Przyjąłem trzy dawki szczepionki. Przyjmę każdą kolejną, o ile będzie to możliwe. Szczepionka nie zabija, zabija COVID.
Odpowiedz
Przed wizytą u gastroenterologa z powodu ciągle spadających parametrów krwi byłem u lekarki rodzinnej. Dostałem skierowanie na poziom żelaza. Mam już wynik: 20 ug/dl przy zakresie referencyjnym 33-193 ug/dl.

Żona zasugerowała, abym przy okazji wyznaczył poziom witaminy B12. Ona przy obniżonej hemoglobinie miała jej niedobór. To wyznaczyłem. Mam 1116 pg/ml przy zakresie referencyjnym 197-771 pg/ml.

Dla poradni transplantacyjnej nie jest problemem zapewnienie prawidłowej pracy przeszczepionej wątroby. Od samego początku działa ona bez zarzutu. Problemem jest taki dobór leków tłamszących układ immunologiczny, aby inne parametry, chociaż trochę, tzw. 'kupy' się trzymały.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości