Początek
#41
Armands,
Szukam, szukam i nigdzie nie mogę znaleźć historii osób, u których zdiagnozowano dwa nowotwory równocześnie, może wtedy NFZ ma inne procedury? Chociaż procedur leczenia dwóch nowotworów równocześnie również znaleźć nie potrafię smutny

Edward,
Znam Twoją historię, znam już wszystkie historie forumowiczów, poznałam Was zanim założyłam wątek i właśnie dlatego zdecydowałam się być tutaj z Wami, wśród ludzi empatycznych, dobrych i niestety mających już wiedzę jak pracuje ta straszna machina. Rak niedrobnokomórkowy płuc IV stadium jest nowotworem nie rokującym, dlatego zastanawiam się czy w ogóle cokolwiek będą robić. Z tym, że nie da się taty wyleczyć będziemy musieli się pogodzić, ale żeby chociaż nie musiał odchodzić od nas w męczarniach, żeby chociaż zastosowano leczenie paliatywne, tego się boimy.
Odpowiedz
#42
Asiu, na raka prostaty tata już jest leczony - zastosowano hormonoterapię.
Na raka płuc też przecież będzie leczony. Zdaniem lekarzy stan zaawansowania choroby nie daje szan na wyleczenie,
ale będzie zastosowane tzw. leczenie paliatywne, przedłużające życie, chroniące jego jakość.

Nie ma żadnych podstaw, by sądzić, że NFZ nie sfinansuje leczenia obu nowotworów.
Na forum mamy pacjentów z dwoma nowotworami.
O Edwardzie już wiesz.
Mrakad od 13 lat walczy skutecznie z rakiem prostaty (obecnie hormonoterapia), a od kilkunastu miesięcy
- z rakiem przełyku.
Mąż Pitos miał i raka prostaty, i niedrobnokomórkowego raka płuc.
Wszystko leczone w ramach NFZ.

Nie ma znaczenia, czy kolejny nowotwór diagnozowany jest jednocześnie z pierwszym, czy później.
Poza forum też mamy znajomych z więcej, niż jednym nowotworem. Normalnie leczonych.

Poważnie lekarz onkolog powiedział, że NFZ nie sfinansuje leczenia drugiego nowotworu?
Dokładnie tak?
Odpowiedz
#43
Asiu,

jeden z wczorajszych postów podpisałaś „Przerażona Asia”.
Rozumiem Twoje przerażenie, a w tekście, który wczoraj mi ‘wcięło’ napisałem, jak ja radzę sobie w podobnych sytuacjach. Niczego nie chcę Ci sugerować, bo walka ze stresem, to sprawa bardzo indywidualna, ale spróbuję ten tekst odtworzyć.


Do sytuacji, w których odchodzi bliska osoba, lub która dotyczy nas samych, przygotowuję się od zawsze. To pomagało łatwiej zmierzyć się z traumą, jakiej już doświadczałem i jakiej z pewnością doświadczę.

Nie używam słów zastępczych, które wypierają słowa ostateczne. Rak, to jest rak, a nie żaden ‘cholerny skorupiak’. W żadnym szpitalnym wypisie nie przeczyta się o ‘tym cholernym skorupiaku prostaty’, tylko o ‘raku prostaty’.

W powszechnie powtarzanej maksymie mówi się, że rak, to jest wyrok. To bzdurny stereotyp, ale gdzieś w naszej podświadomości tkwi i powoli oswaja nas z myślą, że walkę można przegrać.

Ten cholerny skorupiak odsuwa tę myśl. Poprawia wprawdzie bieżącą jakość życia, ale sprowadza dużo większą traumę w sytuacji ostatecznej. Piszę to, jako laik, ale chyba tak działa nasza psychika.

Do kogo czujemy większą sympatię, kogo łagodniej oceniamy? Polityka, który kłamie, czy tego, który mija się z prawdą? Oczywiście tego drugiego, chociaż obaj jednakowo są siebie warci.

Walki z rakiem nie wygrywa/przegrywa pacjent, ale lekarze. Pacjent powinien zrobić wszystko, aby pozwolić im działać jak najwcześniej. Na ile to możliwe staram się monitorować stan swojego zdrowia. To nie daje pewności wczesnego wykrycia raka, ale zwiększa jej szansę.

Do uspokajających opinii lekarzy podchodzę z dystansem, niepokojące traktuję poważnie. Przestrzegam wszystkich ich zaleceń, zwracam im uwagę na rzeczy, moim zdaniem, ważne. Jednym słowem ściśle z nimi współpracuję mając świadomość, że walkę wygrają/przegrają oni, ale konsekwencje tego poniosę ja sam i moi najbliżsi.

Jeśli walka zbliża się do smutnego finału, a ja wiem, że zrobione zostało wszystko, aby tak nie było, to doświadczam dziwnego spokoju. Dwa razy tak miałem.

W jednym przypadku lekarze sięgnęli po ostateczną ‘broń’ i się udało. W drugim zwrot nastąpił wskutek niesamowitego splotu kilku przypadków. W obu jednak sytuacjach towarzyszył mi wspomniany dziwny spokój, po prostu pogodzenie się z losem.
Więc nie histeria i szok, gdy ‘łoże śmierci’ zbliża się do szpitalnego, ale poczucie, że zrobione zostało wszystko, co można było zrobić.
 
Nie jesteśmy nieśmiertelni. To smutna prawda, bo życie jest jednak piękne, ale jeśli zaakceptujemy ten fakt, jeśli naszej śmiertelności nie będziemy wypierać, to dużo łatwiej będzie wtedy, gdy odchodzić będą nasi najbliżsi, czy w końcu my sami.

Asiu,
głowa do góry! Walcz, ale miej na uwadze moje słowa

Serdecznie Cię pozdrawiam
Edward

Polecam film „Joe Black”. Dobra aktorska obsada i piękne przesłanie.
Odpowiedz
#44
Asia jest "przerażona", gdyż zrozumiała, że jeden z nowotworów taty nie będzie leczony,
z powodu oszczędnościowych przepisów NFZ.
Asiu  - nie obawiaj się, to na pewno nieporozumienie.
Zresztą sama napisałaś, że we wtorek odbędzie się konsylium w sprawie leczenia nowotworu płuc.
Ta sprawa jest pilna, i leczenie zacznie się szybko.

PS. Edku, czym innym jest pogodzenie się z własnym odejściem, a czym innym z poczuciem utraty kogoś bliskiego.
To jest o wiele trudniejsze.
U Asi chodzi o sprawę kolejnego osierocenia, bo rodzony ojciec od dawna nie żyje, a teraz zagrożone jest życie
teścia. Kiedy tracimy naszego dorosłego "opiekuna", czujemy się nagle starzy i samotni.
Podobne uczucia przeżywałam, gdy kilka lat temu odeszła teściowa.
Nagle dotarło, że nie mam  już  żadnej matki, że nikt o nas nie powie "dzieci",
a ja do nikogo "mamo".
Odpowiedz
#45
(15.02.2020, 15:13:51)Dunolka napisał(a): PS. Edku, czym innym jest pogodzenie się z własnym odejściem, a czym innym z poczuciem utraty kogoś bliskiego.
To jest o wiele trudniejsze.

Z tym się zgodzę i chociaż długą dyskusję moglibyśmy zacząć prowadzić, to ograniczę się do zacytowania tego, co w chwilach zdrowotnie trudnych zawsze powtarzam żonie:
"To z nas będzie bardziej szczęśliwe, które odejdzie pierwsze".

Opieka do końca i nie pozostanie sam na sam z pustką, to wartości bezcenne.
Odpowiedz
#46
Dziękuję Wam Kochani za słowa wsparcia. Co do dokładnych słów doktora to po tym jak powiedzieliśmy, że czekamy na wynik biopsji płuc i wtedy się dowiemy czy to przerzut czy kolejny rak powiedział, że lepiej żeby to był przerzut, bo NFZ nie refunduje leczenia dwóch nowotworów równocześnie, stąd moje przerażenie, że nie sprostamy finansowo z prywatnym leczeniem, bo chodziliśmy sporo teraz na wizyty prywatne i jak wiecie kosztuje to niemało więc leczenie liczyłam w setkach tysięcy. Zobaczymy we wtorek co zaproponują, ale mamy skierowanie na PET i termin mamy na środę (od lekarza zajmującego się płucami), dlatego mam cichą nadzieję, że gdyby nie mieli zamiaru nic robić z płucami to nie kierowali by na PETa, bo po co. Wcześniej mieliśmy skierowanie na PETa z choliną, ale ostatecznie będzie wykonany z glukozą, bo ten z glukozą lepiej pokaże przerzuty z płuc, które teraz są większym zagrożeniem niż prostata, bo na prostatę z GL. 3+3 teść już dostał eligard i za 3 miesiące dowiemy się jak się sprawa ma. Jeżeli chodzi o strach to najbardziej boję się żeby nie cierpiał. Niestety uczestniczyłam w opiece nad babcią, która odchodziła na raka i to nie sama smierć była najgorsza tylko patrzenie jak bardzo się meczy w ostatnich tygodniach życia, jak cierpi. Może to naiwne, dziecinne i głupie, ale ja w głębi serca wciąż mam nadzieję, że będziemy tym 1%, który według statystyk z tego wychodzi. Póki co staramy się podtrzymywać tatę na duchu i zajmujemy mu czas żeby za dużo nie zagłębiał się w chorobę. Ma problem z apetytem, nie bardzo chce jeść, ale jak synowa zrobi i zawiezie to mu chyba trochę głupio i zajada i chwali mruganie, puszczanie oczka mój mąż wciąż zawraca mu tyłek i rozmawia o samochodach, bo oboje to lubią, wyciąga go do kina, czasami nawet na spacery jak samopoczucie pozwala. Organizujemy spotkania, piekę zdrowe ciasta bez mąki i cukru, gotuję ulubione potrawy w wersjach z obniżoną zawartością węglowodanów i podniesioną ilością białka, lekarze kazali się wzmacniać i unikać cukru. Często myślę co jeszcze mogłabym zrobić, ale poza obecnością i próbą zepchnięcia choroby na boczny tor, proszeniem specjalistów o terminy, nic nie przychodzi mi do głowy. No i za tydzień mama umówiła wizytę u psychoonkologa, mam nadzieję, że on nam coś podpowie.

Pozdrawiam, Asia
Odpowiedz
#47
Oczywiście PET z glukozą jest lepszy w diagnozowaniu raka płuc, jak i innych raków, oprócz raka prostaty, bo ten
  za glukozą nie przepada, więc trzeba szukać innych znaczników.
We wtorek lekarze najprawdopodobniej powiedzą, że trzeba czekać na wynik PET.
A może już skierują np. na radioterapię, żeby nie marnować czasu, bo przygotowanie do naświetleń trochę trwa?

Czy była robiona biopsja przerzutu w ręce? Czy lekarze już są pewni, co to jest?

Asiu, teoretycznie medycyna ma  możliwości uchronienia pacjenta przed cierpieniem.
Trzeba tylko dobrać odpowiednie środki, i głośno upominać się o nie  - to tak na ewentualną przyszłość.

Słusznie staracie się żyć w miarę normalnie. Nigdy nie wiadomo, jak się życie potoczy,
"co komu pisane i kto będzie żył". Często wspominam, jak przed 12 laty wszyscy bliscy współczuli mężowi diagnozy raka; teraz wielu z nich już nie ma, a mąż czuje się znośnie i pracuje na pełen etat.
Odpowiedz
#48
Dunolko,
biopsji ręki nie będziemy robić, ponieważ profesor Rutkowski i profesor Ramlau są pewni, że nie jest to nowotwór pierwotny tylko właśnie przerzut i nie ma znaczenia czy z płuc czy z prostaty, bo i jeden i drugi nowotwór jak będą leczone to i przerzuty będą leczone również. Tak samo w przypadku raka płuc jak i raka prostaty w przerzutkach to kości podaje się Zomikos, który tata miał już podany, a 20.02 będzie kolejne podanie. Ufamy tym lekarzom, bo to naprawdę dobrzy fachowcy. Mamy to szczęście, że prof. Ramlau pracuje w tym szpitalu, gdzie diagnozujemy tatę pod kątem raka płuc, mamy nadzieję, że weźmie on udział w konsylium. Na szczęście na wynik PET czeka się do 7 dni, nie jest to znowu tak długo.

Pozdrawiam, Asia
Odpowiedz
#49
No tak, jeśli to przerzut z płuc, to "wyjdzie" w badaniu PET z glukozą, i będzie leczony razem z rakiem płuc.
Jeśli to przerzut z prostaty, to już jest leczony.
Zomikos nie tyle leczy, co wzmacnia zaatakowaną nowotworem kość, zapobiega patologicznym złamaniom.
Odpowiedz
#50
No i zgłupieliśmy. Miało być konsylium, a wizyta skończyła się na tym, że dostaliśmy kartkę z wynikiem tego raka płuc i pani doktor upiera się na PETa z choliną, inni lekarze mówili z glukozą, lekarz w ośrodku, który kwalifikował do PETa też mówił z glukozą i pani doktor kazała załatwić z tym lekarzem żeby do niej zadzwonił. Mama pojechała właśnie spróbować poprosić doktora żeby zadzwonił, bo PET miał być jutro. Kurcze, trudne to wszystko, skąd my mamy wiedzieć co robić skoro lekarze nie są zgodni. Dodatkowo troszkę rozczarowała mnie postawa lekarki z pulmonologii, bo jak zobaczyła pismo od profesora Rutkowskiego, który napisał na nim, że zmiana na ręku jest zmianą przerzutową to zaczęła się z tego śmiać wprost i podważyła jego zdanie przy nas, a profesor to naprawdę ceniony i dobry specjalista. No i tyle mamy z dzisiejszego dnia, że zasiali w nas dużą niepewność. A co do refundacji dwóch raków to tutaj doktor powiedziała, że leczenie jest dostępne, ale to najtańsze, dopytaliśmy czy można dopłacić do lepszego to powiedziała, że będziemy o tym rozmawiać po wyniku PETa Z CHOLINĄ...

Pozdrawiam, Asia
Odpowiedz
#51
(18.02.2020, 12:25:27)asia napisał(a): No i zgłupieliśmy.

Przyznam, że ja też.
Ale ja zawsze staram się zrozumieć, co ta druga osoba może myśleć.
Dlaczego preferuje PET z choliną, zamiast z glukozą?

Może rozumuje następująco:
PET z glukozą pokaże tylko miejsca z rakiem płuc, natomiast PET z choliną   - z rakiem prostaty,
ale nie pominie też miejsc z rakiem płuc, pokaże powiększone węzły chłonne etc.

Ileż razy zastanawialiśmy się, czy zmiany w płucach któregoś z naszych kolegów, to przerzut z prostaty,
czy niezależny rak płuca.

Czyli jakaś logika w tym jest.
Odpowiedz
#52
Po rozmowie telefonicznej doktor pulmonolog i doktora kwalifikującego do PET doszli do porozumienia, że jednak zostanie wykonany PET z glukozą.

Mam jeszcze jedno pytanie, czy ktoś z chorujących korzystał z jakiejś terapii antydepresantami? Tata z dnia na dzień nam gaśnie, nie śpi po nocach, w dzień zdrzemnie się godzinę, a po wizytach u lekarza mówi żeby dać już spokój, bo i tak nic z tego nie będzie. Mamy wizytę u psychoonkologa (na którą też nie chce dać się namówić), ale nie wiem czy nie będzie potrzebne jakieś cięższe działo w postaci jakichś leków antydepresyjnych. Podpowie ktoś czy można udać się z problemem do każdego psychiatry czy są jacyś specjalni dla osób chorych onkologicznie?
Odpowiedz
#53
Witam Asiu. W dziedzinie chorób gkp czy nowotworów sam szukam porady i wsparcia ale w tym temacie czyli wsparcia farmakologicznego Twojego taty myślę że mogę podpowiedzieć. Wizyta u psychoonkologa jest bardzo wskazana, ale jeśli tata nie wyraża chęci to może poproś lekarza rodzinnego o lek Ketrel. Lek ten z reguły bardzo dobrze działa na osoby które tak jak Twój tata mają problem ze snem. To praktycznie bardzo dobry lek o działaniu nasennym nie mający negatywnych skutków ubocznych typu otępienie itd. Oczywiście warto to skonsultować z lekarzem co do dawek ale myślę że to w obecnej sytuacji wskazany lek aby Twój tata mógł spokojnie spać przez kilka godzin na dobę.
Odpowiedz
#54
Asiu, gdy spada na człowieka tak  koszmarna diagnoza, najsilniejsza osobowość może nie dąć rady.
Wtedy trzeba szukać pomocy.
Mamy tu "swoją" psychoonkolog, panią mgr Renatę Pałaszyńską, z Centrum Onkologii w Bydgoszczy.
Była  na naszym ostatnim spotkaniu w listopadzie, i obiecała, że wspomoże, gdyby ktoś z nas pomocy potrzebował.
Możesz do niej zadzwonić do Zakładu Psychologii Klinicznej w CO w Bydgoszczy, albo napisać maila;
adres wyślę ci na priva.
Odpowiedz
#55
Dunolko,

Bardzo chętnie i jak najbardziej rozumiem samopoczucie taty, nie chcemy po prostu żeby jeszcze oprócz tylu nieszczęść przyplątała się depresja. Najgorsze są noce, bo kiepsko sypia, zaczęły boleć kości (przepisano leki, ale nie działają na tyle żeby pozwoliły zasnąć), boli głowa, sami już nie wiemy czy ze stresu czy od choroby. Lekarze każą czekać do wyników PET, będą 28.02. Tata nie śpi przez co nie śpi też mama, mój mąż ze stresu nie sypia to i ja z nim. Ciężkie czasy przyszły dla nas, potrzebujemy pomocy żeby nie oszaleć.

Pozdrawiam, Asia
Odpowiedz
#56
Asiu, wysłałam ci list na priva.
Odpowiedz
#57
Dunolko dziękuję za namiary.

U nas niestety nic dobrego, im więcej badań tym gorsze wiadomości, na PET świeci wszystko poza głową, duży guz zlokalizowany jest jeszcze w tarczycy, nie wiadomo czy to przerzut czy kolejny nowotwór do i tak za dużego już zbioru, kazali zrobić biopsję. Bardzo dużo zaraczonych węzłów chłonnych, praktycznie wszystkie odcinki kręgosłupa, prawe biodro, ręce. Ból się nasila, zapisano plastry z opioidami. Rokowania są dla nas paskudne.

Rejestrując się na to forum miałam nadzieję, że nasze życie potoczy się chociaż w części tak „dobrze” jak Wasze, czytałam historie, gdzie mimo choroby ludzie żyją normalnie, że w przypadkach dużej złośliwości i przerzutach również mamy trochę więcej czasu, niestety los nas nie oszczędził i postępuje okrutnie. Widać z dnia na dzień postęp tej okrutnej choroby. To będzie dla nas bardzo trudny czas, ale musimy przez to przejść najlepiej jak potrafimy, dla taty. Mam nadzieję, że staniemy na wysokości zadania i będziemy potrafili dać mu wszystko go na tym etapie możemy.

Pozdrawiam,
Asia
Odpowiedz
#58
Asiu, w takich sytuacjach nic mądrego napisać się nie da.
Dla nas te wieści  to też szok.

Na razie jeszcze nie wiemy, czy tata zareaguje na leczenie, bo przecież po tych wszystkich badaniach i diagnozach
przyjdzie wreszcie czas na terapie.

Wam pozostaje robić swoje, dbać o tatę, dbać o odpowiednio ustawione leki przeciwbólowe, zapewniać go,
że zapewnicie mu wszelką dostępną pomoc.
W takim momencie życia szczególnie ważne jest, by człowiek nie był sam.
Odpowiedz
#59
Kolejny trudny dzień za nami. Tata dostał skierowanie do hospicjum domowego oraz papier do zusu o przyznanie znacznego stopnia niepełnosprawności... Jutro będziemy starali się wszystko załatwić. Jak szybko raczysko może zabierać nam życie jest straszne. Jeszcze dwa tygodnie temu byliśmy w kinie, dzisiaj tata prawie nie wychodzi z łóżka (do łazienki tylko), nie ma apetytu, po długich namowach i dla naszej przyjemności coś tam zjada. Ból towarzyszy już ciągle. Najgorzej jest jak wrócimy z mężem od rodziców do domu, wtedy można zdjąć maskę i chociaż trochę popłakać żeby się z żalu nie udusić. Kiedy wczoraj tata zaczął z mężem rozmowę na temat mamy, pełnomocnictw do kont, przekazał klucze do domu zrobiło mi się słabo. Zawsze był opiekuńczy, rozsądny, mądry i pomocny, ale ta rozmowa doprowadziła mnie do bezsilności. Mąż po powrocie do domu płakał strasznie, a ja płakałam razem z nim i nie potrafiłam zrobić nic żeby było mu lżej. Do tej pory to właśnie on był moją podporą i jemu mogłam się wypłakać, a teraz ja muszę stanąć na wysokości zadania i dla niego zacisnąć zęby, a nie potrafię. Tata nadal wie co robić, mimo cierpienia wie, że kończy się przegląd w aucie, że trzeba wymienić olej, że marzą mi się drewniane żaluzje w mieszkaniu i pościel z koronką, a ja w tej chwili nie marzę o niczym jak tylko o tym żeby to był koszmarny sen. Przepraszam, wiem, że to miejsce na informacje medyczne, ale chciałam oszczędzić męża i wylałam wszystko tutaj, administrator może przenieść lub usunąć.

Proszę, pomyślcie o mnie i prześlijcie troszkę swojej pozytywnej energii.
Asia
Odpowiedz
#60
Droga Asiu,

nie troszkę, ale dużo pozytywnej energii przesyła Ci każdy, kto czyta Twój przejmujący wpis. Wpis młodej osoby, która kocha i nie potrafi, nie chce, pogodzić się z myślą, że Ktoś tak nasz świat tak właśnie skonstruował. Że dał nam wszystkie emocje i nie przyłożył się do tego, by tych negatywnych, z cierpieniem włącznie, było znacznie mniej. Jest jednak tak, jak jest, nie zmienimy tego, a jedyne co nam pozostaje, to rozsądnie znaleźć się w tej rzeczywistości.

Rozsądnie, czyli tak, aby fizyczne i psychiczne cierpienie zminimalizować, aby nie starać się zrozumieć sensu życia i śmierci, ale oswoić i pogodzić się z myślą, że one są, że towarzyszą nam, naszym najbliższym, znajomym i nieznajomym – po prostu każdemu. Tylko tyle i aż tyle nam pozostaje.

Droga Asiu,

w swoim życiu doświadczałem wszystkich emocji, które teraz są Twoim udziałem. Doświadczałem bezsennych nocy i takich, w których budziłem się myśląc, że to nie zdarzyło się naprawdę, że to był tylko koszmarny sen.

Organizowałem spotkania z synami i synowymi po to, by im zasugerować, jak widzę ich świat, w którym mnie już nie będzie. Nie wiem, czy po tych spotkaniach zachowywali się podobnie jak Ty i Twój mąż. Być może nie, bo od tematów spraw ostatecznych nigdy nie uciekaliśmy i mam nadzieję, że uodpornili się na nie. W każdym razie mogę Cię zapewnić, że najgorszą rzeczą w takich sytuacjach jest samotność i przeżywanie traumy we własnym gronie. Dobrze, Asiu, że dzielisz się z nami tym, co przeżywasz. Dzięki temu nasze forum pełni rolę psychologa.

Na ostatnim spotkaniu w Michelinie była z nami pani psycholog właśnie z Bydgoskiego Centrum Onkologii. Zapytałem ją, co oznacza często używany zwrot „otoczeni zostali opieką psychologa”, czyli na czym polega jej pomoc ludziom, którzy znaleźli się w sytuacji podobnej do Twojej.
Odpowiedziała, że jedynie na tym, aby z tymi ludźmi być. Aby ich wysłuchać, zrobić herbatę, pójść na zakupy … Jednym słowem, aby nie zostawiać ich samych z problemami, których nie są w stanie udźwignąć.

Ten długi wstęp napisałem po to, aby uświadomić Ci, że powinniście się wspierać wzajemnie, że nie tylko Ty i Twój mąż przeżywacie traumę, że ona, w znacznie większym stopniu, może dotyczyć Twojej teściowej (piszesz, że wróciliście od rodziców).

Nie wiem, czy mieszkasz w mieście, czy na wsi, a w związku z tym masz/nie masz zaufanych sąsiadów. Na wsi o nich łatwiej, bo wszyscy się znają. Jeśli tacy są, to podzielcie się z nimi swoimi problemami. Pozwólcie, jeśli chcą, odwiedzać teścia. Obce osoby, ale powtarzam – zaufane, nie szukające sensacji, mogą być  bezcennymi psychologami. Potrafią wysłuchać, ale i tak poprowadzić rozmowę, aby odciągnąć waszą uwagę od dołującego problemu.

A z teściem rozmawiajcie o przeglądach samochodu, o wymienionym oleju i innych rzeczach, które są jego życiem. Zachowujcie się tak, jakby jego choroba była przejściową niedyspozycją, która minie i wszystko wróci do normy. To trudne, bo trzeba grać, ale całe nasze życie jest jedną wielką grą pozorów, nadziei, złudzeń …

Trzymaj się dzielnie, Asiu. Świata nie zmienisz, jednak swoją postawą możesz sprawić, by dla tych, których kochasz, był on lepszy. By uwierzyli w jego sens nawet wtedy, kiedy Ty sama go nie widzisz.

Gorąco Cię pozdrawiam
Edward
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości