(15.12.2019, 23:30:53)Edward napisał(a): Daleko szukać nie musisz – przypadek Józka jest jednym z wielu, gdzie wariant oszczędzający zakończył się wznową.To nie tak, Edku - Józek nigdy nie miał wznowy miejscowej.
Należy do tych nielicznych pacjentów - podobnie jak Kris i Włodek - u których nowotwór od razu był już gdzieś rozsiany, mimo optymistycznych wstępnych parametrów.
Dlatego u wszystkich trzech radioterapia ratująca tylko na lożę nie miała sensu, w niczym im nie pomogła, bo tam nic nie było.
To, co się zdarzyło Józkowi, nazywa się wznową węzłową, chociaż to określenie nie jest precyzyjne, gdyż powinno się raczej mówić o nowotworze przetrwałym (w węzłach).
Przed 10 laty nie było tak zaawansowanej diagnostyki obrazowej, jak teraz, dlatego naświetlano tylko lożę, bez sprawdzenia, czy czasem w węzłach czegoś nie ma.
Jeśli operacja jest dobrze przeprowadzona, jeśli jest margines ujemny, to wznowy miejscowej nie będzie.
Ale czasem się , niestety, zdarza, jak u Józka, że nowotwór się już zdąży rozsiać.
Po prostu pech.
Jednak Leszek miał robiony rezonans, i nic w węzłach nie widać.
U ciebie było inaczej, bo krwiaki po rezonansie sugerowały wyjście nowotworu poza torebkę, i w tej sytuacji
radykalność operacji była teoretycznie jak najbardziej słuszna.
Twój przykład doskonale ilustruje popularną tezę, że "nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu".
Ale trudno, stało się.
Gdyby Józek zachorował teraz, a nie przed laty, to doradziłabym mu zrobić badanie PET PSMA, a potem naświetlać prostatę plus podejrzane węzły.
Operacja, u doktora Siekiery, z rozszerzoną limfadenektomią, byłaby drugim wyjściem.