Na początku drogi (?)
No to forum może zaczerpnąć powietrza i zacząć swobodnie oddychać.
Tak jak zakładałem wyniki mojego dzisiejszego badania są już dostępne na moim "ekoncie".
Co by nie powiedzieć, jest optymizm i to spory zadowolenie, uśmiech
PSA ogólne: 0,022
PSA wolne: <0,01
Biorąc powyższe pod uwagę, jutro powinienem kazać się "wypchać" mojemu młodemu lekarzowi z hormonami.
W sumie ciekawe co powie?
Ja jestem ukierunkowany na "nic nie robienie" oprócz powtórzenia badania PSA za jakieś 2 tygodnie (o ile będą tylko możliwości).
ps.
Armands wspomniał o przedłużeniu L4.
A można tak na własną prośbę przedłużyć sobie zwolnienie?
Odpowiedz
Ufff!
Super!
1. Tak, ten wynik jest podstawą do optymizmu. 
2. Po operacji nie ma już sensu robić wolnego PSA.
3. Lekarz najprawdopodobniej każe poczekać do kolejnego badania.
Miarodajne jest PSA 3 miesiące po operacji.
4. Przedłużenie zwolnienia na kolejny miesiąc będzie automatyczne.

zadowolenie, uśmiech zadowolenie, uśmiech zadowolenie, uśmiech
Odpowiedz
Leszku, teraz czekamy... bo tak już będzie... na kolejne badanie PSA. Ważny będzie trend.
Co do zwolnienia, to nie było problemu z przedłużeniem. Lekarz prowadzący pytał co robimy, a ja odpowiadałem - ze względu na pracę fizyczną muszę być sprawny i proszę o zwolnienie. Wróciłem do pracy po czterech miesiącach. Pracodawca dał mi skierowanie do lekarza medycyny pracy i ten zadał mi pytanie - ma pan zaświadczenie, że jest pan zdrowy i zdolny do pracy? To ja spytałem, czy gdyby był onkologiem, to choremu onkologicznie wydałby takie zaświadczenie?
Przyznał mi rację i wystawił zaświadczenie.
Tak mi przyszło do głowy, że chyba już pora... ewentualnie w ciągu miesiąca, dwóch, na wprowadzenie leków na potencję. Chodzi o odbudowanie układu nerwowo-naczyniowego penisa. Ja na początek dostawałem receptę na Cialis, później na tani Sildenafil. To musi zlecić urolog... najlepiej wiedząc, czy wycięto/zostawiono pęczki/pęczek nerwowo-naczyniowy.

Trzymaj się. Wszystkiego dobrego... i spokoju.

Pozdrawiam
Armands
Rocznik 1961
PSA WYJŚCIOWE: 09.2013 13,31 ng/ml
BIOPSJA: 10.2013 Prostatic carcinoma GS 2+2=4
PROSTATEKTOMIA RADYKALNA (klasyczna): 03.2014 w CO Bydgoszcz. Operator dr. Jerzy Siekiera.
Badanie po RP: GS 3+3=6 pT2c N0
PSA po RP: po 3 mieś. 0,028 ng/ml, od 6 m. do 6 lat od RP <0,002 ng/ml.
W ostatnim badaniu (10 lat od RP) <0,006 ng/ml
Koniec kontroli u urologa w CO
Moja historia
Wątek poboczny 

Módl się o najlepsze, przygotuj się na najgorsze.
Odpowiedz
Witam Wszystkich jak najbardziej serdecznie Big Grin
Zaczynam nieco pompatycznie, ale nie czynię tego bez określonego podtekstu.
Powinienem to zrobić wczoraj, ale pewnie mój umysł „radował się” wynikami i tak jakoś mi umknęło.
A chciałem powiedzieć, że jestem Waszym dozgonnym dłużnikiem. Heart
Dłużnikiem za Waszą empatię, za Wasze sugestie i porady, za to, że stworzyliście takie miejsce jak to forum.
Przecież gdyby nie Wy (a Dunolka w szczególności) to zamiast cieszyć się dobrym, pooperacyjnym wynikiem PSA, w obecnej chwili przyjmował bym jakieś zastrzyki hormonalne i szykował się do radioterapii.
„PAMIĘTAJ NIE JESTEŚ SAM” to najlepsze i najtrafniejsze motto dla tego forum z możliwych. zadowolenie, uśmiech
Jeszcze raz wielkie dzięki za Was – bo Jesteście,
dla Założycieli tego forum – bo stworzyli pełne empatii miejsce dla poszukujących wsparcia,
no i przede wszystkim dla wszystkich obecnych animatorów tego forum - bo ciągle Wam się chce.
Ten emotikon to właśnie Wy aniołek

Cholerka, kończę, bo się chyba rozklejam   Blush
Odpowiedz
Winny Wam jestem relacji ze spotkania z „młodym doktorem”.
Jak wszedłem do gabinetu, to poczułem się jak na pierwszej linii frontu z koronawirusem – lekarz był w pełnym rynsztunku: jednorazowy kombinezon, maska, rękawiczki i dodatkowo plastikowa przyłbica.
Nie ukrywam, że było mi trochę głupio, bo u mnie żadnych zabezpieczeń (chociaż maskę i rękawiczki miałem w razie czego przy sobie – gdyby nie chcieli bez nich wpuścić do szpitala).
W ogóle, aby dostać się do szpitala, to musiałem około pół godziny odczekać w przepisowej (1,5-2m) kolejce, bo wpuszczano pojedynczo po uprzedniej kontroli temperatury, dezynfekcji rąk oraz wypełnieniu oświadczenia, że nie mam temperatury, że nie mam duszności, ze nie byłem za granicą i że nie miałem styczności z osobami zarażonymi wirusem, i jeszcze trochę temu podobnych informacji.
Jak to wszystko przeszedłem, to poszedłem się zarejestrować, ale w rejestracji powiedziano mi, ze muszę mieć zgodę lekarza aby mnie zarejestrować.
Więc poszedłem grzecznie do mojego „młodego doktora” (oczywiście swoje odczekując), uzyskałem wymaganą zgodę i ponownie poszedłem się zarejestrować.
Chyba wyglądałem mało wiarygodnie, bo rejestratorka i tak zadzwoniła do lekarza, czy na pewno wydał takową zgodę.
Po udanej rejestracji znowu musiałem swoje odczekać i wreszcie nastąpiła audiencja.
Mój „młody doktor”, jak sprawdził moje wyniki (nie uważałem za stosowne powiedzieć mu, że są mi znane wcześniej), to można spokojnie powiedzieć, że zaczął wręcz „piać z zachwytu” jakie to cudowne mam wyniki i jak bardzo dobrze rokują dla mnie – korciło mnie aby mu przerwać i przypomnieć jego decyzje sprzed dwóch tygodni, ale zabrakło mi odwagi.
W dalszej części był na tyle uprzejmy, że zapytał się jak tam z moim trzymaniem moczu i czy wykonuję odpowiednie ćwiczenia.
I jakby już kończąc, powiedział, że ponownie spotkamy się w połowie czerwca, po zrobieniu przeze mnie kolejnego badania PSA (nie omieszkał wytłumaczyć mi po co to kolejne badanie - co by nie mówić dobrze to o nim świadczy).
Mając Wasze „zapewnienia” że zwolnienie zostanie mi przedłużone niejako „z urzędu” czekałem kiedy o tym wspomni. A tu cisza, więc sam o tym wspomniałem.
Mój pan doktor spojrzał na mnie wzrokiem jakbym chciał coś wyłudzić i orzekł, że w moim przypadku miesiąc zwolnienia to wystarczający okres, a teraz ruch jest mi jak najbardziej potrzebny i moja praca taki ruch mi zapewni.
W pierwszym momencie myślałem, że sobie żartuje ze mnie, ale on to mówił całkiem poważnie.
Zacząłem więc tworzyć przed nim wizję, że moja praca naraża mnie na pewne niedogodności związane z nietrzymaniem moczu oraz możliwością przesilenia w obrębie rany pooperacyjnej, wspomniałem mu również o wydalanych niedawno skrzepach i podgorączkowym stanie.
Szybko zbił tą moja argumentację, ale widocznie jakieś niepewności w nim zasiałem, bo przedłużył mi zwolnienie do 26 kwietnia i z góry zastrzegł, że jakbym myślał o kolejnym przedłużeniu, to już mam rozmawiać z lekarzem rodzinnym.
I tak oto skończyła się moja wizyta, którą tu tak barwnie opisałem - chyba staram się nieudolnie zastąpić Edwarda
 
ps. Armands dzięki za sugestie odnośnie rozpoczęcia dodatkowej „terapii”.
Jako, że jestem w posiadaniu obu specyfików (zostało mi ich parę listków gdy wspomagałem się nimi w trakcie przyjmowania leków na zapalenie prostaty) terapię mogę zacząć nawet od zaraz mruganie, puszczanie oczka
Odpowiedz
No widzisz, a tak się bałeś, że młody pan doktor będzie za tobą gonił ze strzykawką w dłoni!
Jeśli by nawet chciał, to w tym kombinezonie byłoby mu przypuszczalnie trudno.

Pozostaje pytanie, skąd ta panika sprzed dwóch tygodni.
Mam pewną teorię, ale że jest spiskowa, to na razie się powstrzymam z jej wygłaszaniem.

Zwolnienie na dalsze tygodnie  - w sumie do ok. trzech miesięcy, należy ci się, jak przysłowiowemu psu zupa.
Przeszedłeś ciężką operację brzuszną, wiem, co to znaczy, i wiem, ile na to daje się zwolnienia.
Tym bardziej teraz musisz na siebie uważać,  gdy twoja odporność jest mocno obniżona.
Nie ma wymówki  - trzeba nawiązać kontakt z lekarzem rodzinnym.
Odpowiedz
(10.04.2020, 22:18:50)Dunolka napisał(a): No widzisz, a tak się bałeś, że młody pan doktor będzie za tobą gonił ze strzykawką w dłoni!
Jeśli by nawet chciał, to w tym kombinezonie byłoby mu przypuszczalnie trudno.

Nic nie poradzę, że pan „młody doktor” zdążył w ciągu dwóch poprzednich wizyt wyrobić sobie u mnie taką, a nie inną renomę (w trakcie pierwszej zaordynował mi APOFLUTAM, a w trakcie drugiej jak najbardziej był skłonny użyć wspomnianej przez Ciebie strzykawki), stąd też i moje obawy, że wynik PSA wcale nie musiał zmienić jego zapatrywań na postawioną przez siebie „diagnozę”.
Oczami wyobraźni widzę go goniącego mnie w tym całym swoim rynsztunku z strzykawką w ręku – dosyć przerażający obraz, prawie jak z jakiegoś horroru  Confused

(10.04.2020, 22:18:50)Dunolka napisał(a): Pozostaje pytanie, skąd ta panika sprzed dwóch tygodni.
Mam pewną teorię, ale że jest spiskowa, to na razie się powstrzymam z jej wygłaszaniem.

Dunolko, no nie bądź taka i podziel się tą swoją „spiskową teorią”.
Nie ukrywam, że mi ciągle siedzi w głowie pytanie dlaczego „młody doktor” podszedł w tak kategoryczny i jednokierunkowy sposób do moich wyników z badania histopatologicznego, tym bardziej, że brak było w nim badań węzłów, które teoretycznie powinny być wycięte.
No i dlaczego zaordynował takie, a nie inne działania bez konsultacji z lekarzem wykonującym operację oraz patomorfologiem.
Sama widzisz Dunolko ile dręczy mnie wątpliwości, więc podziel się swoimi przemyśleniami, please  Huh

(10.04.2020, 22:18:50)Dunolka napisał(a): Zwolnienie na dalsze tygodnie  - w sumie do ok. trzech miesięcy, należy ci się, jak przysłowiowemu psu zupa.
Przeszedłeś ciężką operację brzuszną, wiem, co to znaczy, i wiem, ile na to daje się zwolnienia.
Tym bardziej teraz musisz na siebie uważać,  gdy twoja odporność jest mocno obniżona.
Nie ma wymówki  - trzeba nawiązać kontakt z lekarzem rodzinnym.

Trzy miesiące na zwolnieniu… jak dla mnie, to trochę mnie to przeraża.
Gdyby nie ta sytuacja z koronawirusem, to bym pewnie nawet nie chciał przedłużania tego „szpitalnego” zwolnienia.
Na tą chwilę sprawę kolejnego przedłużenia zwolnienia pozostawiam otwartą i uzależniam ją od rozwoju sytuacji, jak też samopoczucia oczywiście.
Co mi ze zwolnienia, jak będę zdołowany psychicznie z uwagi na odseparowanie od "normalnego życia".
Z drugiej strony naiwnością jest sądzić, że za parę tygodni życie wróci do normalności - jak to mówią nasi południowi sąsiedzi: To se ne vrati...  smutny
Odpowiedz
(14.04.2020, 15:51:37)fsmutas napisał(a): Dunolko, no nie bądź taka i podziel się tą swoją „spiskową teorią”.
 

Napiszę na priva.


Cytat:   
Trzy miesiące na zwolnieniu… jak dla mnie, to trochę mnie to przeraża.      

Skorzystasz, nie skorzystasz, twój wybór. Ale znaj swoje prawa.

Mój małż, oczywiście, wrócił do pracy po 4 tygodniach, ale to jest taki typ, że z OIOM-u
był gotów telefony z firmy odbierać, gdyby mu aparatu nie schowano.
Zresztą praca pracy nierówna, siedzieć przy kompie można i w domu i w biurze.

W grudniu, w szpitalu, słyszałam rozmowę chirurga z pacjentką nauczycielką, czekającą na
"ciężką operację brzuszną". "Ciężkość" podobna twojej.
- W tym roku szkolnym już pani do pracy nie wróci, niestety.
Ciekawe, czy każą jej teraz nauczać on line.
Odpowiedz
Właśnie otrzymałem list polecony, którego nadawcą jest "mój" szpital, w którym miałem operację.
Nie ukrywam, że po zobaczeniu kim jest nadawca, poczułem się trochę nieswojo, no bo cóż takiego się stało, że prawie po półtora miesiąca od operacji szpital wysyła do mnie list polecony.
Pełen różnych domysłów otworzyłem list, a tam informacja, że powinienem się zgłosić osobiście po odbiór wyników badania histopatologicznego.
Nie powiem, informacja spowodowała, że jeszcze bardziej poczułem się nieswojo, bo moje myśli pobiegły w kierunku, że coś nie tak było z wcześniejszym badaniem.
Jako, że przeleciałem pismo wzrokiem tylko pobieżnie, to ponowne czytanie było już całkiem dokładne.
Wszystko wyjaśniła data - pismo było napisane 15 marca.
Pewnie lekarz, który dał mi badania nie przekazał tej informacji komu trzeba i stąd to zamieszanie.
Z drugiej strony ciekawe, że otrzymałem to pismo dopiero teraz - po ponad miesiącu od daty napisania?

ps. a tak przy okazji, to powiem, że zaczyna mnie martwić mój "kranik".
O ile po wyjęciu cewnika ciekło z niego całkiem obficie, to teraz zauważam mocne ograniczenie intensywności wypływu.
Póki co, to "pracuję" na polepszeniu "osiągów", a jeżeli nie da to satysfakcjonujących rezultatów, trzeba będzie uśmiechnąć się do "młodego doktora" mruganie, puszczanie oczka

Pozdrawiam Was wszystkich wiosennie i zdrówka życzę zadowolenie, uśmiech
Odpowiedz
Z tym spadkiem wydajności "kranika" to uważaj.
Miejsce zespolenia zaczyna zarastać bliznowcem, i przekrój się zmniejsza.
Częsta przypadłość po prostatektomii.
Niby drobiazg, ale kłopotliwy.

Albo proces się zatrzyma, albo sprawa będzie wymagać jednorazowego poszerzenia,
albo  - odpukać  - bliznowiec będzie odrastał.
Na troje babka wróżyła, a ty znowu masz zmartwienie. Takie życie.

(Statystycznie najczęściej proces się zatrzymuje).
Odpowiedz
Trochę czasu nie było mnie tu na "swoich śmieciach" więc w ramach rekompensaty uraczę was dłuższą treściowo opowiastką z dnia dzisiejszego (upss, już wczorajszego).
Oto i opowiastka:
Jako, że nie mam żadnych nowych informacji w temacie swojego (mam nadzieję byłego) skorupiaka, a kolejne badania planowane są na połowę czerwca, więc napiszę coś OT (obok tematu).
Jak już jakiś czas temu wspomniałem, miałem już po dziurki w nosie leżenia do góry brzuchem na zwolnieniu i 27 kwietnia zjawiłem się w pracy, aby móc cieszyć się z wymuszonych pracą kontaktów międzyludzkich.
Współpracownicy trochę dziwnie na mnie patrzyli – z jednej strony niepojęte dla nich było, że przyszedłem do pracy, a przecież spokojnie mogłem jeszcze długi czas leżeć do góry brzuchem, a z drugiej strony kręcili kółka na czole, że cieszę się jak dziecko z możliwości siedzenia za biurkiem przez 8 godzin.
Ale mniejsza o to, choć nie do końca.
To, że ja miałem chęć  do powrotu do pracy, to jedno, a drugie to wymóg „zalegalizowania” tego powrotu.
Co by nie powiedzieć przekroczyłem 30 dni zwolnienia i aby zgodnie z obowiązującym prawem pracy móc siedzieć za biurkiem, powinienem przedłożyć odpowiednie poświadczenie lekarskie od lekarza medycyny pracy.
Los się jednak nade mną zlitował i Państwowa Inspekcja Pracy pozwoliła na czas epidemii nie stosować wymogu badań kontrolnych, ale z zastrzeżeniem – do póki to będzie niemożliwe.
Jakieś półtora tygodnia temu wyszło, że takowe badania są już możliwe, wiec umówiłem się na badania, których termin był właśnie dzisiaj.
Przyjechałem na stosowną godzinę, a w holu czarno od ludzi – ten co miał siedzące miejsce siedział co drugie krzesełko, jak to ma się do 1,5-2 metry odległości już nie wnikałem.
Poszedłem się zarejestrować i „miła niespodzianka” – jako „onkologiczny” wszedłem do lekarza bez kolejki.
No i skończyło się „miłe”, bo pan doktor medycyny pracy nijak nie chciał zrozumieć, że mimo iż jestem „zdrowy” to jednak nie zakończyłem leczenia, a pan doktor usilnie powtarzał, ze bez poświadczenia zakończenia leczenia, nie może mi poświadczyć, że jestem „zdrowy” aby móc świadczyć pracę.
Trochę sobie podyskutowaliśmy, pan doktor nawet wyraził zrozumienie dla mojej wersji „braku końca leczenia”, ale w niczym to nie zmieniło jego stanowiska, że muszę mieć bumagę ze szpitala o zakończeniu leczenia i stanie zdrowia pozwalającym na siedzeniu za biurkiem.
Trochę chyba za bardzo się nakręciłem, bo powiedziałem mu, że przecież to on jest doktorem medycyny pracy, a w związku z tym to on jest władny określić czy jestem zdrowy i zdolny do pracy.
Chyba pogorszyłem tym swoją sytuację, bo moje papiery zostały dosyć energicznie „odrzucone” w kierunku pielęgniarki, a ja usłyszałem, że bez oświadczenia o zakończeniu leczenia nie mamy o czym z sobą rozmawiać.
Gdy wyszedłem od pana doktora była gdzieś 9.30 i chcąc nie chcą pojechałem do szpitala celem uzyskania stosownego zaświadczenia.
Odstałem swoje w kolejce do szpitala (jakieś pół godziny) i poszedłem się zarejestrować.
Miły pan w rejestracji powiedział, że mnie zarejestruje  ale na pierwszy wolny termin, czyli za 2 tygodnie.
Tłumaczę mu, że chodzi o głupie zaświadczenie, kwestia paru minut na wypisanie stosownego kwitu.
Pan z rejestracji wykazał zrozumienie na taką argumentację i powiedział, że mogę iść do lekarza, jak ten wyda zgodę, to mnie zarejestruje.
Poszedłem do lekarza, a tam w holu równie czarno od ludzi jak u doktora medycyny pracy.
Pomyślałem, ze jak ktoś będzie wychodził z gabinetu, to szybciutko wyłuszczę swoją sprawę i z tą nadzieją adorowałem drzwi od gabinetu mimo wrogich spojrzeń ogółu oczekujących.
Faktycznie za jakiś czas drzwi się otworzyły i wyszedł pacjent, to ja dałem nurka do gabinetu… i zaraz z niego wypadłem energicznie wypchnięty przez pielęgniarkę.
W moim "locie" z gabinetu udało mi się powiedzieć o co chodzi, na co usłyszałem od pielęgniarki stanowcze: proszę czekać.
Po dłuższej chwili pani pielęgniarka (w swoim czasie to ona zdejmowała mi szwy) wyszła i dopytała się mnie o co mi tak do końca chodzi.
Wysłuchała mnie z pełną uwagą, po czym powiedziała: jak pan widzi tu wszyscy są umówieni na wizytę, niektórzy czekali na nią od paru miesięcy, a pan chciałby tak od razu do pana doktora.
Tłumaczę jej, ze póki co chcę tylko zgody pana doktora na zarejestrowanie, a na „wizytę” jestem gotowy odczekać tyle ile trzeba.
Odparła, że na zgodę też muszę poczekać, bo zabiegi mają pierwszeństwo.
Powiedzmy, że była wtedy gdzieś 10.15-10.25 – cóż siadłem grzecznie na ławeczce (w przepisowej odległości od innych) i grzecznie czekałem… czekałem… czekałem… i tak gdzieś około wpół do 12-tej pielęgniarka skinęła na mnie abym stawił się przed oblicze doktora.
Wyłuszczyłem mu swoja sprawę i proszę o pozwolenie zarejestrowania, a pan doktor zaczął mnie obsztorcowywać, że przecież moje leczenie jest nie skończone i nie mam mowy o takim zaświadczeniu.
Po chwili okazało się, że pan doktor był przeświadczony, że ja wciąż jestem na zwolnieniu i chcę je przerwać aby móc pójść do pracy.
Pan doktor – podobnie jak Dunolka -uważał, że na tym etapie, zwolnienie mi się należy jak psu buda i to przez dłuższy czas – wspomniał coś o jesieni, ale chyba za bardzo pofolgował sobie z tą długością zwolnienia… albo moje wyniki histopatologiczne go tak ukierunkowywały, bo było widać, że wertował moją kartotekę w komputerze i nie omieszkał się dwa razy zapytać, czy jestem pod opieką onkologa.
Wyjaśniłem mu jak sprawy stoją i że polegam na wynikach PSA – o dziwo przyznał mi rację.
Wracają do celu mej wizyty, pan doktor nie był zbytnio skłony poddać się presji pana doktora od medycyny pracy i dopiero pielęgniarka przetłumaczyła mu bardziej sugestywnie ode mnie, że inaczej nie mogę legalnie pracować i narażam zakład oraz siebie na ukaranie ze strony Inspekcji Pracy.
Powiedzmy, że była już 12-ta jak dostałem samoprzylepną, żółtą karteczkę z pieczątką i podpisem pana doktora, z adnotacją „proszę zarejestrować”.
Gnąc się w ukłonach (żartuję) wyszedłem z gabinetu i szybciutko schodami w dół do rejestracji... odczekałem swoje (było parę osób w przepisowych odstępach) i już zarejestrowany wróciłem pod gabinet… i wiadomo… czekałem… czekałem… czekałem… i była 13.25 jak ponownie wszedłem do gabinetu.
W panu doktorze jakby zmniejszyło się przekonanie o stosowności wypisania zaświadczenia, to raz, a dwa powstał nowy problem – dzisiaj mamy 18 maja, a ja zacząłem pracować 27 kwietnia, czyli, że zaświadczenie będzie antydatowane.
Trochę czasu zajęło mi przekonanie pana doktora, że Inspekcja Pracy nie ma nic przeciwko temu, i ważne jest samo zaświadczenie jako zgoda na podjęcie pracy (o wymogu zdrowia i zakończeniu leczenie wolałem nie przypominać)… i nagle czas przyspieszył… dosłownie kilkadziesiąt sekund jak pani pielęgniarka wypisała stosowny kwit, pan doktor przyłożył swoją pieczątkę i było po sprawie... a że prawie 14-ta na zegarku - podobno szczęśliwi czasu nie liczą, a ja byłem w tym momencie jak najbardziej uszczęśliwionym człowiekiem zadowolenie, uśmiech
ps. czeka mnie teraz umówienie kolejnego terminu do lekarza medycyny pracy i raczej nie będzie to na "cito". mruganie, puszczanie oczka
Odpowiedz
Leszku spotkałem się z takim samym pytaniem - "czy pan ma zaświadczenie, że jest ZDROWY i może wrócić do pracy?"
Z tym tylko, że moj lekarz medycyny pracy dał się szybko przekonać - "a czy pan, zakładając, że byłby moim prowadzącym leczenie dałby mi taki certyfikat?"...i przystawił pieczątkę.
Teraz, co rok, specjalnie nie pytają o sprawy onkologiczno-urologiczne i mam spokój.
Życzę uporania się z przepisami i urzędniczą upierdliwością.

Pozdrawiam
Armands
Rocznik 1961
PSA WYJŚCIOWE: 09.2013 13,31 ng/ml
BIOPSJA: 10.2013 Prostatic carcinoma GS 2+2=4
PROSTATEKTOMIA RADYKALNA (klasyczna): 03.2014 w CO Bydgoszcz. Operator dr. Jerzy Siekiera.
Badanie po RP: GS 3+3=6 pT2c N0
PSA po RP: po 3 mieś. 0,028 ng/ml, od 6 m. do 6 lat od RP <0,002 ng/ml.
W ostatnim badaniu (10 lat od RP) <0,006 ng/ml
Koniec kontroli u urologa w CO
Moja historia
Wątek poboczny 

Módl się o najlepsze, przygotuj się na najgorsze.
Odpowiedz
Mimo wytężania pamięci, nie mogłam sobie przypomnieć żadnych perturbacji z powrotem męża do pracy po operacjach.
To znaczy  - żadnych wizyt u lekarza medycyny pracy.
Kontakt z tą  instytucją ogranicza  do corocznych badań okresowych.

Jak to więc było?
Wracał po trzech, czterech tygodniach.
 - Czemu bez papierka o zdolności do pracy?
 - A bo załatwiałem to w ramach urlopu.
Mąż jest tym szczęśliwym człowiekiem, że pracuje kiedy chce i ile chce.
A "chce"  od rana do dwudziestej, a teraz, zdalnie  - do dwudziestej trzeciej.
Jak od takiego żądać L4?
Gdyby mu komórki nie zabrano, to by z OIOM-u dzwonił do firmy.
Odpowiedz
Smutas  - co u ciebie?
O ile pamiętam, w czerwcu miałeś zrobić badanie.
Nie każ nam martwić się na zapas, odezwij  się.
Odpowiedz
(28.06.2020, 00:24:29)Dunolka napisał(a): Smutas  - co u ciebie?
O ile pamiętam, w czerwcu miałeś zrobić badanie.
Nie każ nam martwić się na zapas, odezwij  się.

Witam po dosyć długiej nieobecności, pewnie gdyby nie "Walne Zgromadzenie", to dalej bym się nie uzewnętrznił tu na forum.
Przepraszam wszystkich i Ciebie Jolu za brak chęci (bo tak to trzeba nazwać) realnego uczestniczenia na forum.
Można powiedzieć, że pozwoliłem sobie na reakcje z repertuaru mojej wnusi, która bawiąc się w chowanego, chowa głowę pod kołdrę i uważa, że jej nie widać, choć spod kołdry cała jej reszta wystaje.
Na swój sposób podobnie i ja uczyniłem - postanowiłem wziąć sobie urlop od skorupiaka i żyć jakby nic się nie wydarzyło. Znalazłem sobie doskonałą wymówkę: COVID-19.
"Olałem" wszelkie badania i wizyty - po prostu żyłem dniem codziennym, ciesząc się letnim słońcem, wnusią, zwierzakami i wszystkim tym co pozytywnego przynosił kolejny dzień.
Oczywiście córcia nie dawała mi spokoju o badania, ale jakoś (dzięki COVID-owi) udawało mi się ją przegadać z zawieszoną w tle obietnicą, że zrobię to w bliżej nieokreślonym czasie.
No i tak to trwało do czasu otrzymania maila o potrzebie odbycia "WZ". Poczułem, że tu już nie znajdę dla siebie wymówki, aby spokojnie siedzieć w swojej "norce niebytu", jak też poczułem się dosyć głupio z powodu niemożności odpowiedzenia Dunolce na pozostawione pytanie o badania.
Zadzwoniłem więc do szpitala, do laboratorium z zapytaniem, czy przywrócono możliwość płatnych, prywatnych badań, które z powodu COVID-u były zawieszone. Okazało się, że można zrobić takowe badania.
Tak więc dziś rano zrobiłem sobie badanie PSA, oprócz tego D3 i testosteronu. Niedawno sprawdziłem na stronie laboratorium czy są już dostępne... były.
Poprzednio (9 kwietnia) miałem 0,022, po 6 miesiącach wyszło 0,04. Teoretycznie PSA podwoiło się, ale mimo wszystko to 0,04 i to po półrocznym okresie. Jestem zadowolony ale i zaciekawiony tym wzrostem. Chyba za miesiąc znowu sprawdzę PSA - piszę chyba, bo znając siebie mogę to równie dobrze zrobić za rok albo wcale mruganie, puszczanie oczka
Odpowiedz
Cieszę się, że jesteś, bo to najważniejsze. O resztę nie pytam, bo wszystko opisałeś.
Jak znam Jolę, to niezwłocznie podsumuje twoje świeże badanie.
Niebyt ma swoje dobre strony. Też mnie od czasu do czasu korci zaszycie się w norce.
Szczególnie jak Ela planuje kolejny remont mruganie, puszczanie oczka

Jeszcze raz napiszę... cieszę się, że jesteś.

Pozdrawiam
Armands
Rocznik 1961
PSA WYJŚCIOWE: 09.2013 13,31 ng/ml
BIOPSJA: 10.2013 Prostatic carcinoma GS 2+2=4
PROSTATEKTOMIA RADYKALNA (klasyczna): 03.2014 w CO Bydgoszcz. Operator dr. Jerzy Siekiera.
Badanie po RP: GS 3+3=6 pT2c N0
PSA po RP: po 3 mieś. 0,028 ng/ml, od 6 m. do 6 lat od RP <0,002 ng/ml.
W ostatnim badaniu (10 lat od RP) <0,006 ng/ml
Koniec kontroli u urologa w CO
Moja historia
Wątek poboczny 

Módl się o najlepsze, przygotuj się na najgorsze.
Odpowiedz
Byt albo niebyt  - oto jest pytanie..."
Niestety, prędzej czy później trzeba  z niebytu wychynąć i zadbać o swój byt.

Miesiąc po operacji  - PSA 0,022.
6 miesięcy po operacji  - 0,040.
(To samo laboratorium, ta sama - zakładam  - aparatura).

To są za małe ilości, by mówić o podwojeniu. Niemniej jest wzrost, nie da się ukryć.
Dwie wartości to za mało, by znać dynamikę, może PSA fluktuuje, może ustabilizowało się na
określonym poziomie. Potrzebne jest co najmniej jeszcze jedno badanie.
Kryterium wznowy po operacji to trzy kolejne wzrosty.

Józek mówi, że 0,04 to bardzo mało, że nie ma się czym, martwić.
Martwić się nie warto, ale rozumieć sytuację trzeba.
Bo trzeba być przygotowanym na niekorzystny scenariusz.
Ze sporym prawdopodobieństwem trzeba założyć, że te "prawdopodobne" marginesy dodatnie
dają o sobie znać. Lekarz pewnie o tym wiedział, dlatego chciał szybko "przykryć" sprawę hormono- i radioterapią.

Może być tak, że przed radioterapią się nie wybronisz.
Ale unikniesz hormonoterapii, bo sprawa jest "małego ryzyka".
Gleason bardzo przyzwoity, te "nacieki" na margines małe, PSA rośnie powoli.
Konsultację z radioterapeutą doradzałabym dopiero za miesiąc, i tylko wtedy, jeśli by był kolejny wzrost.

Tak na wszelki wypadek, gdybyś znowu chciał wpaść w niebyt, przypomnę, że jeśli radioterapia, to tylko Gliwice.
Odpowiedz
Ujmując ogólnie, to mam podobne przemyślenia do Twoich Dunolko.
Moje dzisiejsze badania pokazują, że raczej czas zakończyć mój "urlop" od skorupiaka i wyciągnąć głowę spod kołdry mruganie, puszczanie oczka
Chociaż chciałbym aby PSA "zastygło", to jednak podskórnie czuję, że w jakimś nieokreślonym bliżej czasie czeka mnie wizyta w Gliwicach.
I raczej na pewno - skoro wychynąłem z mojej norki - czeka mnie wizyta u urologa.
A urolog dlatego, że mam spore problemy z niesprawnym kranikiem tj. leci jak krew z nosa, muszę korzystać z toalety nawet po kilkanaście razy na dobę (w nocy 2-3 razy to standard), no i bez wkładek nie da rady - nawet zmiana pozycji siedzenia powoduje, że coś tam uleci.
Są też inne - dające do myślenia - zmiany, ale te akurat nie są związane z kranikiem, ale ocena urologa raczej byłaby wskazana.
Z drugiej strony jak pomyślę o tym całym zamęcie wizyt, badań jak i ewentualnego zabiegu, to mi się wszystkiego odechciewa.
Dlatego ta moja "norka niebytu" jest dla mnie taka kusząca smutny
Odpowiedz
(29.09.2020, 21:10:11)fsmutas napisał(a): raczej czas zakończyć mój "urlop" od skorupiaka i wyciągnąć głowę spod kołdry mruganie, puszczanie oczka

 Pamiętaj o znanym przysłowiu:
"Żeby do lekarza nie chodzić, trzeba do niego pójść!"
Czyli będzie mniej badań, zabiegów, terapii, jeśli się do lekarza pójdzie na czas, nie za późno.
Cytat:Chociaż chciałbym aby PSA "zastygło"     

Jest takie prawdopodobieństwo, niewielkie, ale jest.
Przecież nawet w toto-lotka zawsze ktoś wygrywa.
Jednak człowiek dorosły liczy raczej na siebie, niż na szczęśliwy los.
Cytat: urolog dlatego, że mam spore problemy z niesprawnym kranikiem
A robisz coś z tym? Rehabilitujesz się, ćwiczysz?
Pierwszy rok po operacji to najwrażliwszy czas na takie działania, potem może być trudniej.
Warto się wybrać do odpowiedniej poradni, może urolog da skierowanie.
Przede wszystkim warto dużo chodzić.
Trzeba zdążyć z poprawą trzymania moczu przed ewentualną radioterapią, bo ona utrwala stan zastany.
Cytat:czuję, że w jakimś nieokreślonym bliżej czasie czeka mnie wizyta w Gliwicach.
W normalnych warunkach radzilibyśmy ci wstępną konsultację w Gliwicach.
Ale w sytuacji pandemii nie ma sensu ryzykować, gdy nie ma wyraźnej potrzeby. 
Teraz raczej żaden lekarz nie zleci ci radioterapii, skoro Gleason mały, marginesy wątpliwe, PSA niewielkie i  nie wiadomo, jak szybko rośnie.
Dopiero po ewentualnym kolejnym - choćby niedużym  - wzroście, trzeba by było podjąć jakieś kroki.

Radioterapia to nie jest kaszka z mleczkiem, jak mawia mój mąż.
Jeśli jest jakakolwiek szansa (choćby niewielka) uniknięcia jej, albo przynajmniej bezpiecznego opóźnienia,
warto z tej szansy skorzystać.

Piszę o tym "opóźnieniu" w aspekcie twojej planowanej wizyty u urologa.
Jeśli to jest twój operator, to może naciskać na szybką radioterapię, a może nawet na hormonoterapię.
Zrobisz, jak uważasz, ale lepiej byłoby poczekać ten miesiąc na kolejne badanie PSA.

Nie jest też wykluczone, że operator ucieszy się z wyniku 0,04 i będzie cię miał za wyleczonego.
Na lekarzach starej daty dopiero wielkie liczby robią wrażenie, a nie wyniki, które jeszcze kilka lat temu
uchodziły za nieoznaczalne.

Ale ty miej w głowie dwie informacje:
prawdopodobny margines dodatni i rosnące PSA.
Odpowiedz
(30.09.2020, 10:56:04)Dunolka napisał(a):  Pamiętaj o znanym przysłowiu:
"Żeby do lekarza nie chodzić, trzeba do niego pójść!"
Czyli będzie mniej badań, zabiegów, terapii, jeśli się do lekarza pójdzie na czas, nie za późno.
No nie wiem, jak dla mnie nieco dyskusyjne to Twoje stwierdzenie – moje doświadczenia mi mówią, że jest wręcz odwrotnie – wizyta u lekarza (nawet w najbłahszej sprawie) rodzi zawsze kolejne, samonapędzające się badania.
Co do zabiegów i terapii nie będę się wypowiadał, bo często-gęsto wynikają z różnych przyczyn – w tym z powodu zaniedbania wizyty lekarskiej mruganie, puszczanie oczka

Cytat:Przecież nawet w toto-lotka zawsze ktoś wygrywa.
Jednak człowiek dorosły liczy raczej na siebie, niż na szczęśliwy los.
Ponownie zakwestionuję to Twoje stwierdzenie
Ad.1 – bez wysłania kuponu nie masz żadnej szansy wygrania w totolotka, więc liczba „ktosiów” automatycznie zostaje ograniczona do tych, którzy wysłali (i opłacili) kupon  mruganie, puszczanie oczka
Ad.2 – kwestią dla mnie jest co rozumiesz przez „dorosłość” i „liczenie na siebie”. To forum jest wręcz zaprzeczeniem tego określenia tj. „licz na siebie”

Cytat:A robisz coś z tym? Rehabilitujesz się, ćwiczysz?
Raczej na 100% jestem przekonany, że tylko „ingerencja zewnętrzna” może coś poprawić w przypadku mojej „niefunkcjonalności”.
A to niestety wiąże się z tym, co wymieniłaś na początku tj. wizyta, badania, zabieg, itd.
Dlatego – póki co – staram się „polubić” te moje kranikowe dysfunkcje mruganie, puszczanie oczka

Cytat:W normalnych warunkach radzilibyśmy ci wstępną konsultację w Gliwicach.
Ale w sytuacji pandemii nie ma sensu ryzykować, gdy nie ma wyraźnej potrzeby.
Teraz raczej żaden lekarz nie zleci ci radioterapii, skoro Gleason mały, marginesy wątpliwe, PSA niewielkie i  nie wiadomo, jak szybko rośnie.
Dopiero po ewentualnym kolejnym - choćby niedużym  - wzroście, trzeba by było podjąć jakieś kroki.
Co do „czającej się w mroku” radioterapii, to wyjdzie sama w dalszym „praniu”.
Pierwsze w kolejności, to kolejne badanie PSA (i to raczej nie jedno).
W przypadku „wahnięć” w PSA na niekorzyść – najpierw wizyta u mojego „milczącego” urologa (ciągle mam ufność w jego metodyczne podejście do „zagadnienia”).
Po ewentualnych konsultacjach z urologiem (i na pewno z Wami) „ścieżka dalszej drogi” rozwinie się samoistnie.

Cytat:Ale ty miej w głowie dwie informacje:
prawdopodobny margines dodatni i rosnące PSA.
O to nie ma obaw.
Nawet jakbym zakopał się w najgłębszej norce, to nie „zakopię” tego, na co wskazuje wzrost PSA.
Mam tego świadomość, ale – póki co – mogę do tego podchodzić „spokojnie” i z tak ulubioną przeze mnie „zwłoką czasową” zadowolenie, uśmiech
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości