Na początku drogi (?)
#61
Leszku, i co u ciebie?
Są już wyniki biopsji?
Odpowiedz
#62
(16.11.2019, 14:31:19)Dunolka napisał(a): Leszku, i co u ciebie?
Są już wyniki biopsji?

Dzięki Dunolko za Twoje zainteresowanie moją osobą  Big Grin
A moja odpowiedź na twoje pytania:
1. Co u mnie?
Bardzo wiele, ale przede wszystkim po stronie zawodowej i „prywatnej” – co było też powodem braku mojej „obecności” tu na forum przez ostatni tydzień.
2. Są już wyniki biopsji?
Raczej są na pewno, tylko nie wiem jakie.
Niestety z uwagi na pkt.1 nie miałem sposobności odebrania wyników, a próba kontaktu z moim urologiem (przypomniałem sobie o tym w piątek wieczorem) nie powiodła się.
Myślałem (oj naiwny, jak dziecko we mgle), że może będzie pamiętał o tym mój „milczący urolog”, ale niestety były to tylko płonne nadzieje.
Tak więc dzisiaj poszedłem na wizytę do urologa z nadzieją dowiedzenia się „na czym stoję” i dowiedziałem się... ale czegoś innego. Tego mianowicie, że z racjonalnością myślenia u mnie jest chyba cienko  Niezdecydowany
Mój milczący urolog „rozgadał się” i oznajmił mi, że skoro nie mogłem się dodzwonić, to mogłem wysłać mu smsa i wtedy na pewno wziąłby z sobą wyniki mojej biopsji.
Skoro on się rozgadał, to ja również... i przedstawiłem mu swoją „teorię” odnośnie spadku PSA – czyli możliwości bezbakteryjnego zapalenia prostaty.
Jego odpowiedź nawet mi się spodobała… odpowiedział, że i owszem, ma to sens, ale… ale to i tak nie zmienia faktu, że mam wyraźnie uwidaczniającego się „guzka” (jak to określił zdrobniale) co jest potwierdzone poprzez dotychczasowe badania i to jest teraz „naszym” problemem. Wręcz się roztkliwiłem… ów guzek to „nasz problem” … jak tak dalej pójdzie, to z tym moim „milczącym urologiem” nie pozostanie mi nic innego, jak tylko pójść na wódkę.
Ostatecznie stanęło na tym, że mam się umówić na kolejną poniedziałkową wizytę, ale wcześniej mam mu wysłać smsa, aby wziął wyniki mojej biopsji.
Reasumując tą moją dzisiejszą wizytę u „milczącego urologa”, to są dwa pozytywy tej wizyty.
Pierwszy pozytyw,to to, że przez kolejny tydzień będę nadal w błogiej nieświadomości jak ze mną jest naprawdę, a drugi pozytyw – moja krótka wizyta na pewno ucieszyła tych, którzy czekali po mnie, a było ich kilkoro  mruganie, puszczanie oczka
Odpowiedz
#63
(18.11.2019, 20:27:41)fsmutas napisał(a): Wręcz się roztkliwiłem… ów guzek to „nasz problem” … jak tak dalej pójdzie, to z tym moim „milczącym urologiem” nie pozostanie mi nic innego, jak tylko pójść na wódkę.

Jak ktoś chce pójść na wódkę, to zawsze znajdzie powód.
Powodów do roztkliwiania się nie widzę:
twój guzek jest problemem dla ciebie, bo ci najprawdopodobniej szkodzi, a także jest problemem dla lekarza, bo musi go zidentyfikować i ewentualnie unicestwić. Czyli jest problemem dla was obydwu, "waszym" problemem.
Ty się chcesz go pozbyć, lekarz na nim zarobić.  Wspólnota interesu. Czym tu się wzruszać?

PS. Na forum obrodziło literackimi talentami, aż mnie zazdrość ogarnia.

PS.2. Czy nie masz możliwości samodzielnego odbioru wyników biopsji?
Odpowiedz
#64
(18.11.2019, 23:41:55)Dunolka napisał(a): Jak ktoś chce pójść na wódkę, to zawsze znajdzie powód.

Skoro nie dane mi było (jest) pójście na wódkę z moim milczącym urologiem, to skorzystałem z Twoich Dunolko sugestii co do znalezienia powodu i tej wódki napiłem się w o wiele sympatyczniejszym towarzystwie, bo ze Staszkiem na Spotkaniu  Big Grin

(18.11.2019, 23:41:55)Dunolka napisał(a): Powodów do roztkliwiania się nie widzę:
twój guzek jest problemem dla ciebie, bo ci najprawdopodobniej szkodzi, a także jest problemem dla lekarza, bo musi go zidentyfikować i ewentualnie unicestwić. Czyli jest problemem dla was obydwu, "waszym" problemem.
Ty się chcesz go pozbyć, lekarz na nim zarobić.  Wspólnota interesu. Czym tu się wzruszać?

Ech, Ty to potrafisz ściągnąć człowieka na ziemię… a ja naiwny myślałem, że w moim milczącym urologu wzbudziłem empatię do pacjenta…  jak to się mówi „naiwnych nie sieją, sami się rodzą”

(18.11.2019, 23:41:55)Dunolka napisał(a): PS. Na forum obrodziło literackimi talentami, aż mnie zazdrość ogarnia.

No i „przyłapałaś mnie”, bo w ten sposób wydało się, że to ja pozazdrościłem Edwardowi  Blush

(18.11.2019, 23:41:55)Dunolka napisał(a): PS.2. Czy nie masz możliwości samodzielnego odbioru wyników biopsji?

Ależ jak najbardziej mam… właśnie ze 2 godziny temu  "samodzielnie" odebrałem je od mojego milczącego urologa... ja już wiem, a Wy jeszcze nie... i dowiecie się za godzinę, bo chcę się nimi podzielić z Wami w nowym poście, bez "przyklejenia" do tego obecnego  wystawia język
Odpowiedz
#65
Godzina minęła, więc czas na moje wyniki z biopsji.
Druga moja biopsja okazała się „trafioną” i w drugim (prawym) płacie igła „zahaczyła” o skorupiaka.
Jako, że moje „spodziewania” były ukierunkowane na oczekiwanie „złych” wyników, więc to co zobaczyłem „napełniło moją szklankę do połowy pełną”, albowiem wynik wg Gleasona to 3 + 3, czyli jeżeli już go mam (skorupiaka) to wynik jak najbardziej „pozytywny”.
Kolejnym „pozytywem”, to to, że mój milczący urolog się „rozgadał” i w całkiem przejrzysty sposób przedstawił mi to, co dzięki temu forum oraz Wam i tak dobrze wiem.
Ze swojej strony mój milczący urolog sugeruje radykalne, operacyjne pozbycie się prostaty, choć wspomniał również o możliwości naświetlenia.
Obszernie (jak na mojego milczącego urologa) przedstawił mi jakby taka operacja miała wyglądać, jak również uprzedził o jej ubocznych skutkach.
Zaznaczył też, że jak wybiorę naświetlanie, to zamykam sobie drogę do jej usunięcia w przypadku wznowy.
Na koniec powiedział, żebym już bardziej „na spokojnie” skonsultował z kimś, jaką opcję wybrać, a jeżeli byłbym skłonny na pozbycie się prostaty, to z chęcią zobaczy mnie na swoim stole operacyjnym – oczywiście nie są to jego słowa, tylko moje przedstawienie tego co powiedział.
Tak więc „na spokojnie” chcę skonsultować to z Wami i prosić Was o sugestie, które rozwiązanie przyjąć.
Przy sposobności prosiłbym Was o interpretację „sensu” ostatniego zdania z wyników biopsji.
Chodzi mi jak zrozumieć zwrot: „Naciek gruczolakoraka jest obecny w 1 wycinku i zajmuje około 12% powierzchni wszystkich wycinków.
 
Ps. jakiś czas temu w jednym z wątków przyobiecałem Edwardowi, że jak wyjdzie iż faktycznie mam skorupiaka, to zmienię mój nick.
Nie ukrywam, że zdążyłem się już do obecnego przywiązać się… czy muszę go zmieniać
 


Załączone pliki Miniatury
   
Odpowiedz
#66
Cholercia jasna... trzeba było nie zadawać się z prostatykami, a tak to masz za swoje smutny
Mimo wszystko łudziłem się, że ciebie ominie nasz wspólny los. A tu taka wiadomość na koniec dnia.
Oczywiście trzeba się pozbyć tego lokatora, jak to mówił przedwczoraj Staszek.
Pozbyć ale sensownie. Jak masz sporo pieniędzy, to pakuj dokumenty i wal do Warszawy, do doktora Pawła Salwy.
Jeśli nie dysponujesz większymi zasobami naszych jednostek płatniczych, to wracaj na Kujawy, a dokładnie to do Bydgoszczy. Operuje tam taki Pan Jerzy, co potrafi zdziałać cuda. Jakby co, to służę pomocą w przetarciu sprawdzonej drogi.
No i Pani Renata, która w sobotę mieliśmy zaszczyt poznać może ciebie odwiedzić i wspomóc dobrym słowem. Oczywiście nie można zapomnieć o naszej nieocenionej Dago i Włodku.

To tak na gorąco... w odpowiedzi na mimo wszystko smutny post.
Trzymaj się Leszku!

Pozdrawiam
Armands
Rocznik 1961
PSA WYJŚCIOWE: 09.2013 13,31 ng/ml
BIOPSJA: 10.2013 Prostatic carcinoma GS 2+2=4
PROSTATEKTOMIA RADYKALNA (klasyczna): 03.2014 w CO Bydgoszcz. Operator dr. Jerzy Siekiera.
Badanie po RP: GS 3+3=6 pT2c N0
PSA po RP: po 3 mieś. 0,028 ng/ml, od 6 m. do 6 lat od RP <0,002 ng/ml.
W ostatnim badaniu (10 lat od RP) <0,006 ng/ml
Koniec kontroli u urologa w CO
Moja historia
Wątek poboczny 

Módl się o najlepsze, przygotuj się na najgorsze.
Odpowiedz
#67
No rzeczywiście   -  wykrakałeś. smutny smutny 

No trudno. Ale teraz faktycznie trzeba na spokojnie.
Co nagle, to po diable.

Jak rozumieć poniższe: "Naciek gruczolakoraka jest obecny w 1 wycinku i zajmuje około 12% powierzchni wszystkich wycinków."?
Ja nie rozumiem.
Chyba piszącemu się coś poplątało w systemie copy-paste, bo albo naciek jest obecny w jednym wycinku, albo we wszystkich sześciu z tej  trefnej strony.
A może ta powierzchnia nacieku z jednego wycinka stanowi 12% powierzchni wszystkich wycinków, czyli całości pobranego materiału? Brzmi prawdopodobnie.
Warto zadzwonić do histopatologa i dla pewności dopytać.

Leszku, z takim wynikiem można sobie pozwolić na nicnierobienie, co jest rozwiązaniem coraz częściej polecanym przez urologów.
Ale jeśli ktoś ma usposobienie waleczne, to coś zrobić musi.
Ale co?
Każdy urolog by chciał ciąć takiego pacjenta, ze względów oczywistych.
Operacji robotem osobiście nie polecam, bo jak na razie prawie wszystkie znane z forum  przypadki  mają po daVinci wznowę.
Doktor Jerzy wytnie wszystko porządnie i radykalnie.
Zanim się zdecydujesz, porozmawiaj z nim, czy można jakoś  ograniczyć radykalizm operacji.

A w ogóle operacja z definicji jest radykalna, a gdy nie wiadomo, czy konieczna, to stosunkowo młody pacjent ma dylemat.
Dla spokoju sumienia warto porozmawiać z dobrym radioterapeutą.
Do Gliwic masz blisko.




 
Odpowiedz
#68
Drogi Leszku,

jest tak, nie inaczej. Nie szukaj odpowiedzi na bezsensowne pytanie dlaczego ja?, tylko bierz się do pracy.
Jest problem i trzeba go rozwiązać! Niech ta myśl towarzyszy wszystkim Twoim działaniom, a fakt posiadania raka niech nigdy Cię nie dołuje. Byłeś w Michelinie więc wiesz, że pesymizmu z nami nie było. Przeciwnik jest groźny, ale absolutnie do pokonania.

Jola i Jarek nakreślili Ci możliwe scenariusze postępowania i podali miejsca, w których możesz je zrealizować.

Ja miałem Gleasona takiego, jak Ty, konsultowałem sprawę z chirurgami, a oni nie mieli wątpliwości, że trzeba ciąć. Prawdopodobnie radioterapeuci z Gliwic, których odwiedzenie proponuje Jola, nie będą mieli wątpliwości, że trzeba naświetlać. No tak to już działa, że każdy specjalista proponuje swoje usługi.

Zwykle wybiera się radykalne chirurgiczne rozwiązanie. To pierwsza linia obrony, przekonująca pacjenta, bo wyrzucony rak pozwala mieć nadzieję, że na zawsze się o nim zapomni. I tak najczęściej jest.
Gdyby jednak wznowa nastąpiła, to z pomocą przychodzą HT, RT i ostatecznie chemia. Długo, bardzo długo można trzymać raka w stadium nie zagrażającym życiu.

No więc radykalne działanie, ale zwróć jednak uwagę, Leszku, na ten fragment posta Joli:

Doktor Jerzy wytnie wszystko porządnie i radykalnie. Zanim się zdecydujesz, porozmawiaj z nim, czy można jakoś  ograniczyć radykalizm operacji. A w ogóle operacja z definicji jest radykalna, a gdy nie wiadomo, czy konieczna, to stosunkowo młody pacjent ma dylemat.

Ten dylemat dotyczy ważnej sfery naszego życia - seksu.
Ponieważ jest ważna, to zapytałem Panią Renatę, czy będzie chciała się do niej odnieść. Pani psycholog zgodziła się, ja mówiąc o obyczajowości huculskiej starałem się przygotować grunt do Jej prelekcji, ale w mojej opinii nie wszystko zadziało się w sposób adekwatny do sytuacji par po RP.

Forma zaproponowana przez Panią Renatę sprawdziłaby się, gdybyśmy potrafili się w pełni otworzyć. Nie zrobiliśmy tego, co w efekcie blok ‘Życie intymne po radykalnym leczeniu raka prostaty’ zamieniło na wymianę myśli na temat ‘Życie intymne po wielu latach małżeństwa’ i temat tabu jakim był, takim pozostał.

Dyskutowaliśmy w ‘męskim’, bardzo zróżnicowanym, gronie. Byli wśród tacy, jak np. Ty, dla którego temat był czystą abstrakcją, bo radykalnego leczenia nie miałeś.
Były wśród nas osoby, dla których radykalizm leczenia polegał na HT lub/i RT.
Były osoby po RP z wariantem oszczędzającym wiązki i po RP doszczętnej.
Jednym słowem były osoby z nieznacznym lub całkowitym upośledzeniem erekcji. Tymczasem dyskutowaliśmy tak, jakbyśmy mieli po dwadzieścia lat. Panie myślę też i dlatego zgodność poglądów na temat tego, co powinno być ‘przed’ była niemal pełna.
Świetnie, ale problem nie jest w tym, co przed.

Mój operator na pytanie o wariant oszczędzający wiązki n-n powiedział, że RP jest operacją ratującą życie, a on zbyt wiele przypadków wznowy widział, by na taki wariant się zgodzić. Jeśli chcę mieć wiązki i jako taki seks, to mam sobie poszukać innego operatora.

Jak więc, Leszku, widzisz, trudnych pytań jest wiele i żadna z odpowiedzi nie może być w pełni satysfakcjonująca.

Pozdrawiam Cię, druhu, gorąco! Trzymaj się i niech przyszłość pokaże, że Twoja odpowiedź na pytanie co robić dalej?, była optymalną.

Edward
Odpowiedz
#69
Leszku, faktycznie poproś o ponowny, czyli bardziej szczegółowy opis biopsji. Masz do tego pełne prawo.
W ostateczności możesz wystąpić do zakładu patomorfologii o wydanie materiału do badań w innym ośrodku. Z tego co pamiętam, to Synevo robi to całkiem profesjonalnie... oczywiście komercyjnie.
Na pewno PEŁNY i PROFESJONALNY wynik badania histopatologicznego będzie miał decydujące znaczenie dla wyboru dalszej drogi działania.

Uzupełniono po czasie
Pełen raport histopatologiczny powinien zawierać dane dotyczące:
  • liczby wycinków zbadanych,
  • ich długości,
  • odsetek ich zajęcia przez nowotwór i czy zajęcie dochodzi do granicy pobranego bioptatu. 
  • lokalizacje pobranych wycinków

Pozdrawiam
Armands

PS. Gdybyś chciał się  bardziej podszkolić z biopsji i procedur jej opisu to służę odpowiednim materiałem

.pdf   PJPSI_Art_27007-10.pdf (Rozmiar: 147,43 KB / Pobrań: 3)
Rocznik 1961
PSA WYJŚCIOWE: 09.2013 13,31 ng/ml
BIOPSJA: 10.2013 Prostatic carcinoma GS 2+2=4
PROSTATEKTOMIA RADYKALNA (klasyczna): 03.2014 w CO Bydgoszcz. Operator dr. Jerzy Siekiera.
Badanie po RP: GS 3+3=6 pT2c N0
PSA po RP: po 3 mieś. 0,028 ng/ml, od 6 m. do 6 lat od RP <0,002 ng/ml.
W ostatnim badaniu (10 lat od RP) <0,006 ng/ml
Koniec kontroli u urologa w CO
Moja historia
Wątek poboczny 

Módl się o najlepsze, przygotuj się na najgorsze.
Odpowiedz
#70
Ano właśnie.
Z opisu, przedstawionego przez Leszka, można się jedynie domyślić, założyć,
że chodzi o jedno  niewielkie ognisko nowotworu niskiego ryzyka.
Ale czy jest pewność?
Odpowiedz
#71
Wink 
(26.11.2019, 08:49:09)Edward napisał(a): w mojej opinii nie wszystko zadziało się w sposób adekwatny do sytuacji par po RP.
 To w planie miało być jeszcze ostrzej?!
Nie strasz.

Cytat:   co w efekcie blok ‘Życie intymne po radykalnym leczeniu raka prostaty’ zamieniło na wymianę myśli na temat ‘Życie intymne po wielu latach małżeństwa’ i temat tabu jakim był, takim pozostał.    



Co do tabu, trudno się nie zgodzić, ale co do reszty - zaprzeczam.
W wolnej chwili, i w innym miejscu, możemy temat rozwinąć.

Cytat:  Mój operator na pytanie o wariant oszczędzający wiązki n-n powiedział, że RP jest operacją ratującą życie, a on zbyt wiele przypadków wznowy widział, by na taki wariant się zgodzić.    


Ale w twoim przypadku lekarz miał przed sobą wyniki rezonansu, z którego błędnie wynikało, że nowotwór w wielu miejscach wyszedł już torebki. Błędnie - bo rezonans zrobiono krótko po biopsji, i po prostu były krwiaki.
W przypadku Leszka z wysokim prawdopodobieństwem można stwierdzić, że chodzi o nowotwór ograniczony do narządu, i dobry chirurg wiązki raczej oszczędzi.
Ale upewnić się trzeba.

Mnie jednakże chodziło o coś innego.
Oto zdanie z opisu leszkowego rezonansu:
W badanym zakresie w obrębie miednicy mniejszej nie uwidoczniono powiększonych węzłów chłonnych wewnątrz- i zewnątrzotrzewnowych.
Rzecz w tym że w niektórych ośrodkach wycina się nie tylko węzły zasłonowe, ale też miednicze.
Gdyby tak postąpiono w przypadku mego męża, gdyby wtedy były takie standardy, nie miałby obecnych kłopotów.
Przypomnę, że mąż "z biopsji" miał nowotwór ograniczony do narządu,  niskiego ryzyka.
Zatem chirurg potraktował go nadzwyczaj oszczędnie.
A tymczasem był już przerzut do węzłów.
Jednak wtedy badanie rezonansem przed operacją nie było dostępne.

W odniesieniu do Leszka  - powinien przedyskutować z chirurgiem, jaka skala limfadenektomii jest niezbędna, bo przecież taki pogrom węzłów nie jest obojętny dla zdrowia.
Powinien się dowiedzieć, czy można ufać wrześniowemu wynikowi rezonansu.
Powinien ewentualnie zrobić kolejne, dokładniejsze badanie, nie wykluczając PET-a.
Oczywiście, na refundowany PET przed operacją nikt skierowania nie da, ale prywatne badanie jest jeszcze w zasięgu ludzkich możliwości.
Odpowiedz
#72
Łauu… jesteście niesamowici… „po cichu” właśnie takiej „burzy mózgów” oczekiwałem… i nie zawiodłem się zadowolenie, uśmiech
Nawet nie macie pojęcia jak jestem Wam wdzięczny… a z drugiej strony – jak Was za to lubię wystawia język
Jeszcze raz Wielkie Dzięki za Wasze tu rozważania w mojej sprawie.
Zasiały to co potrzebne – moje „myśleniowe ukierunkowanie” (na różne aspekty informacyjne zawarte w Waszych wypowiedziach), jak również otworzenie przede mną określonych (sensownych) ścieżek do dalszego postępowania.
Choć byłem wewnętrznie przygotowany na taki, a nie inni rozwój wypadków, to nie będę ukrywał, że moje postrzeganie pewnych spraw zmieniło się w dosyć istotny sposób.
Po prostu, muszę teraz przestawić się na inne tory działania.
Do tej pory było to - nieco frywolne – dociekanie „prawdy” stanu mojej prostaty.
Teraz ten etap mam już „za sobą” i czeka mnie nowa – ale jednak określona – ścieżka dalszego postępowania.
Nie ukrywam, że na tę chwilę czas, który nastał „po biopsji” jest swoistą próbą umiejscowienia się „gdzie jestem”.
Na pewno potrzebuję zdystansować się do oczywistości zaistniałej sytuacji – jest to po prostu potrzebne dla mojego komfortu psychicznego.
Jakby to powiedzieć – muszę pogadać sam ze sobą i sam siebie przekonać do pewnych dalszych działań, bo nikt za mnie tego nie zrobi.
A w związku z tym muszę wybrać dla siebie jak najlepszą drogę tego dalszego postępowania – i tu Wasza nieoceniona rola we właściwym ukierunkowaniu mojego postępowania i moich decyzji - oby jak najmniej pochopnych.
Pewnie gdyby nie odległość i określone z tym komplikacje związane z „przemieszczaniem się”, to już bym próbował skontaktować się z „Panem Jerzym”, z którym kontakt sugeruje Armands.
I pewnie "na gorąco" uczyniłbym wiele różnych innych działań - ale przecież nie o pośpiech w działaniach tu chodzi, a przede wszystkim w sensowność - uwarunkowanych moją osobą - tych działań, które powinienem wykonać, i które będą przeze mnie aprobowane.
Powiem Wam, że przez ten czasokres styczności z moim „milczącym urologiem” nabrałem do niego sporego zaufania, ale… ale zaufania li tylko jako do urologa, natomiast trudno mi określić, czym mam w sobie zaufanie do niego w przypadku dokonania radykalnej prostatektomii, tj. czy ma on w sobie odpowiednią „wrażliwość” onkologiczną dla tego, ku czemu owa radykalna prostatektomia ma służyć.
Niestety (a może „stety”) ta „nowa” dla mnie sytuacja, stała się zalążkiem dla mnóstwa „nowych pytań”, nowych – ukierunkowanych – dociekań w pozyskaniu informacji i dodatkowej wiedzy, jak też odpowiedzialności przed samym sobą, za wymagane do podjęcia decyzje.
Tak więc – póki co – muszę pogadać ze samym sobą, aby pochopnością decyzji nie wyrządzić sobie krzywdy.
A niezależnie od wszystkiego, to super, że trafiłem na to forum, a takie, a nie inne okoliczności spowodowały, że dane było mi Was poznać – tych z forum poprzez informacje, które tu zostawili, jak przede wszystkim tych „aktywnych uczestników”, z których część dane było mi poznać osobiście.

Ps. jednak szkoda, że nie znałem wyników biopsji przed spotkaniem… mogę sobie tylko wyobrazić jak owocne byłaby „nocne rozmowy” z Dunolką i resztą „nocnego towarzystwa”.

Ps2. Dzięki, że Jesteście Heart
Odpowiedz
#73
Leszku, tak czy owak masz sporo czasu do namysłu.
Cokolwiek wybierzesz, musi upłynąć ok. 8 tygodni, aż się okolice prostaty wygoją po biopsji,
zanim zaczniesz jakąkolwiek terapię.

W zasadzie dobrze, że w Michelinie byłeś jeszcze przed diagnozą.
Tak się dobrze  złożyło, że dzięki obecności pani Renaty dyskusja na spotkaniu była ukierunkowana
na problemy natury psychicznej, emocjonalnej, co tobie jest teraz szczególnie potrzebne.
Zanim podejmiesz decyzję o leczeniu, musisz się uporać z "problemem istnienia problemu".
Leszek, jesteś dorosły i wiesz że  pewne sprawy człowiek musi najpierw załatwić sam z sobą.
Ale wiedz, że zaraz obok jesteśmy my  - rodzina, przyjaciele, psychoonkolog...
Odpowiedz
#74
Leszku, pozwolisz, że znów zapytamy  - co u ciebie?
Może już czas wyjść z dołka i pomyśleć nad "mapą drogową?
Odpowiedz
#75
(06.12.2019, 12:07:31)Dunolka napisał(a): Leszku, pozwolisz, że znów zapytamy  - co u ciebie?
Może już czas wyjść z dołka i pomyśleć  nad "mapą drogową?

Cóż mogę powiedzieć – jak zwykle masz rację tj.  „wpadłem” w swoistego rodzaju „dołek” – a moje „dołki” przeważnie powodują dosyć mocną alienację od wszystkiego, najchętniej to w takich okresach przespałbym całe dnie.
Ale skoro znowu jestem obecny na forum, czyli oznaczałoby to, że wychynąłem głowę z tego mojego „dołka” po poukładaniu siebie samego na ile to możliwe.
Co do „mapy drogowej” to „zminimalizowałem” ją mocno.
Z przyczyn - nazwijmy to rodzinnych – ukierunkowałem się na poddanie operacji u mnie „na miejscu” tj. w opolskim Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym, a moim „prowadzącym” będzie mój milczący urolog – o ile się zgodzi, bo wizytę u niego udało mi się „zaklepać” dopiero na koniec grudnia.
W międzyczasie wyrobiłem sobie kartę DiLO, ale póki co nie korzystam z możliwości, które ona daje.
Na tą chwilę to tyle „co u mnie”
 
Ps. mam nadzieję, że Ty Donulko, jak i reszta „dobrych duchów” tego forum wybaczycie mi tą moją czasową alienację… ważne, że szklanka znowu jest do połowy pełna zadowolenie, uśmiech
Odpowiedz
#76
(13.12.2019, 20:25:46)fsmutas napisał(a): Co do „mapy drogowej” to „zminimalizowałem” ją mocno.

Sądzisz, że "minimalizacja" polega na redukcji kilometrów dzielących dom od miejsca terapii?
Nieeee, to nie o to chodzi.

Wybrałeś wariant maximum, to znaczy radykalną prostatektomię.
Nie chcę niczego sugerować, ale skoro na forum wprowadziliśmy pojęcie "spokój sumienia",
uważam że dla tegoż spokoju  warto byłoby odbyć jeszcze jedną konsultację  - z radioterapeutą
w Centrum Onkologii Gliwice.
Tam też masz blisko.

Jak coś wytniesz, to już nie przyszyjesz, chodzi zaś o to, byś niczego nie żałował, byś w przyszłości nie czynił sobie wyrzutów, że czegoś nie wziąłeś pod uwagę, że coś zaniedbałeś, że coś mogłeś zrobić inaczej.

Twój nowotwór wygląda na niskiego ryzyka. Jasne, że jego złośliwość może być niedoszacowana, ale po co być takim  pesymistą?

Kiedyś lżejsze przypadki kwalifikowano do operacji, cięższe  - do radioterapii.
Teraz coraz częściej czytam o odwrotnym podejściu  - że niewielki nowotwór niskiego ryzyka opłaca się potraktować nowoczesną radioterapią, natomiast operacja jest też wyjściem dla choroby zaawansowanej, choćby polegała tylko na cytoredukcji.

Oczywiście, zrobisz jak uważasz, ale spokój mojego sumienia wymagał, by ci powyższe napisać.
Wiem przy tym, że narażam się na krytykę kolegów, którzy uważają, że operacja jest wyjściem najlepszym ( a Kris by mnie wręcz zdrowo opieprzył), ale spokój sumienia... etc.


Cytat:wybaczcie mi tę moją czasową alienację…

A nad tym się jeszcze zastanowimy. Niezdecydowany
Odpowiedz
#77
(14.12.2019, 18:33:10)Dunolka napisał(a): Sądzisz, że "minimalizacja" polega na redukcji kilometrów dzielących dom od miejsca terapii?
Nieeee, to nie o to chodzi.

Dunolko, zaczynam się Ciebie bać… znowu masz rację, albowiem owe „kilometry” są jednym z głównych czynników wybrania przeze mnie tej akurat drogi, na tej mojej przyszłej „mapie drogowej”.

(14.12.2019, 18:33:10)Dunolka napisał(a): Wybrałeś wariant maximum, to znaczy radykalną prostatektomię.
Nie chcę niczego sugerować, ale skoro na forum wprowadziliśmy pojęcie "spokój sumienia",
uważam że dla tegoż spokoju  warto byłoby odbyć jeszcze jedną konsultację  - z radioterapeutą
w Centrum Onkologii Gliwice.
Tam też masz blisko.

Mój „milczący urolog” również sugerował mi przed podjęciem ostatecznej decyzji konsultacje w Centrum Onkologii w Gliwicach.
Bazując na wiedzy zaczerpniętej właśnie z forum doszedłem do wniosku, że „radykalne” rozwiązanie będzie najsensowniejsze.
Śledząc różne przypadki opisane na tym forum i to jak często następuje wznowienie po „nie radykalnym” potraktowaniu skorupiaka,  uważam, że to jest najsensowniejsze podejście do sprawy.
Tym bardziej, że pozostawia RT jako ewentualny „nabój” gdyby jednak coś pozostało nie wycięte (na tę chwilę przerzutów nie zakładam).

(14.12.2019, 18:33:10)Dunolka napisał(a): Jak coś wytniesz, to już nie przyszyjesz, chodzi zaś o to, byś niczego nie żałował, byś w przyszłości nie czynił sobie wyrzutów, że czegoś nie wziąłeś pod uwagę, że coś zaniedbałeś, że coś mogłeś zrobić inaczej.
Twój nowotwór wygląda na niskiego ryzyka. Jasne, że jego złośliwość może być niedoszacowana, ale po co być takim  pesymistą?
(...)

Tu się z Tobą nie zgodzę – w tym akurat przypadku uważam, że to jest moje „optymistyczne” podejście do sprawy.
Szczególnie jak uwzględnię moje obecne i perspektywiczne uwarunkowania życiowe .
To, że coś utracę bezpowrotnie – to jedno, ale na pewno nie będę miał w sobie ewentualnego żalu, że właśnie przez to co utracę, pozwoliłem na działanie „miejscowe” i zachowawcze.

(14.12.2019, 18:33:10)Dunolka napisał(a): Oczywiście, zrobisz jak uważasz, ale spokój mojego sumienia wymagał, by ci powyższe napisać.
Wiem przy tym, że narażam się na krytykę kolegów, którzy uważają, że operacja jest wyjściem najlepszym ( a Kris by mnie wręcz zdrowo opieprzył), ale spokój sumienia... etc.

Dzięki Dunolko za Twoje „wiercenie śruby” i pokazywanie, że są różne ścieżki na tej „nowej” drodze.
Swoimi komentarzami robisz „Wielką Robotę” dla każdego, kto zwraca się tu na forum o wsparcie i ukierunkowanie co czynić dalej.
Nikt, naprawdę nikt nie ma prawa aby Ciebie krytykować – no chyba, że Edward, ale akurat nie w tych sprawach  wystawia język
Odpowiedz
#78
Leszku,
ja nigdy Joli nie krytykowałem. Często się z Nią nie zgadzałem, często nasze polemiki były dość ostre, ale zawsze była to kulturalna wymiana poglądów z uszanowaniem tychże u drugiej strony.

Ciągle piszę z Warszawy, ale jutro wracam już do domu.

Co do Twojej, Leszku, radykalnej decyzji, to podpisuję się pod tym, co napisała Jola, ale i pod Twoim postanowieniem. Tu nie ma sprzeczności, bo każde rozwiązanie niesie albo ryzyko wznowy, albo pewność dysfunkcji seksualnej. Bycie między młotem i kowadłem jest dobrym opisem sytuacji w jakiej wielu z nas już było, a jakiej Ty teraz oświadczasz.

Trzymaj się druhu!
Edward
Odpowiedz
#79
Wiesz, Smutas, my mamy na forum pewne zasady, pewne procedury, a jak wiesz, w medycynie
 procedur trzeba przestrzegać. Taką naszą naczelną zasadą, hasłem, które powtarzamy, jest:
Przed decyzją o poważnej terapii zasięgnij opinii trzech niezależnych specjalistów.
Trzech!
Niezależnych.
Niezależnie od tego, czy trzeba czy nie trzeba.

Widzę, że jesteś w większym dołku, niż myśleliśmy.
Leszku, powiem ci, jak młodszemu koledze, że w życiu jest raz tak, raz tak, fortuna kołem się toczy,
i jeszcze będzie lepiej.
Rzecz nie tylko w tym, o czym pisze Edek, że operacja to utrata tej mitycznej potencji, bo przecież
w tym stadium zaawansowania dobry chirurg pęczki oszczędzi, tylko tak w ogóle...
Tak się wspólnie z Dunolem, czyli z małżem zastanawialiśmy, czy w twoim przypadku to nie będzie strzelanie z armaty do wróbli.
Jeśli trzech specjalistów potwierdzi, że najlepsza będzie interwencja chirurgiczna, będziemy cię wspierać
na każdym etapie.

PS. Nie powinno się wyciągać wniosków li tylko na podstawie przypadków z naszego forum.
Za mała próba i niereprezentatywna.
Odpowiedz
#80
Jolu,

dlaczego piszesz o mitycznej potencji, skoro ona jest/nie jest, jak najbardziej rzeczywista?

Radykalna prostatektomia w wariancie doszczętnym może jest strzelaniem z armaty do wróbla, a może nie. Dobry chirurg rzeczywiście oszczędzi pęczki, ale nie da gwarancji, że w kontekście wznowy będzie to równoważne RP z ich wycięciem.
Wiesz przecież, że biopsja jest ruletką i nigdy nie pokaże pełnego obrazu zmian w prostacie. Czasem też okazuje się, że badanie histopatologiczne po RP podnosi stopień agresywności raka z np. 3+3 do 4+3, a to już raczej wróbelek nie jest.

Daleko szukać nie musisz – przypadek Józka jest jednym z wielu, gdzie wariant oszczędzający zakończył się wznową. Miałem też znajomego z Gleasonem 3+3 i RP z oszczędzeniem wiązek n-n wykonaną latem 2011. Po kilku miesiącach cieszył się chłopak, że w tzw. męskich sprawach są postępy. Nie wiem, jak duże w końcu one były, ale wznowa nastąpiła i od półtora roku nie ma już go wśród nas.
- To jest operacja ratująca życie. Jeśli chce pan wariantu oszczędzającego, to proszę poszukać innego operatora. Za dużo przypadków wznowy widziałem, by spełnić pana prośbę – to słowa profesora Szydełki, jednego z najlepszych wrocławskich chirurgów urologów.
Nie szukałem innego operatora, a z konsekwencjami RP doszczętnej do dzisiaj nie potrafię się pogodzić.

I teraz sprawa spokoju sumienia.
Przez siedem lat moje PSA było nieoznaczalne i byłem więcej niż pewien, że rak prostaty to już bezpowrotna przeszłość. W tym roku jednak ten marker przekroczył próg czułości aparatury i waha się na niskim poziomie. Coś się tli. Nie wiadomo, co to jest i jak się dalej zachowa. Sumienie mam jednak czyste – w grudniu 2011 zrobiono wszystko, co można było zrobić, aby ratować życie. Gdybym poszukał wtedy innego operatora, to dzisiaj plułbym sobie w brodę.

A spokój sumienia to niezmiernie ważna rzecz. Kiedy sytuacja ociera się o sprawy ostateczne, to spokojne sumienie daje spokój duszy i ciału. Pozwala z ufnością i w wyciszeniu czekać na finał. Możecie zaufać moim słowom – piszę to na podstawie własnego doświadczenia, a konkretnie jednej październikowej nocy 2012. Byłem wtedy na OIOM-ie z OZT (ostre zapalenie trzustki).

Leszku,

Jola sugeruje Ci zastanowienie się nad wariantem radykalnej prostatektomii. Gdybyś miał gwarancje, że wariant oszczędzający wiązki n-n nie zakończy się wznową, to bierz go w ciemno! Problem jednak w tym, że takich gwarancji nikt Ci nie da.
Ja przedstawiłem problem spokoju sumienia w kontekście potencjalnej wznowy. Nie sugeruję Ci takiego czy innego rozwiązania, bo stawką ewentualnego chybionego wyboru będą problemy, których Ty doświadczysz.

Pozdrawiam serdecznie
Edward
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości