17.09.2017, 17:02:21
Tak trudno pogodzić się z tym, że Cris już nigdy nie zadzwoni, chociaż powtarzał z przekonaniem,
że zadzwoni na pewno.
Gdy wspominamy Crisa, powtarza się motyw, że był on taki zwyczajnie dobry, życzliwy ludziom.
Może ocalmy od zapomnienia niektóre momenty, w których właśnie dał nam się poznać, jako człowiek o wielkim sercu.
Ot, na przykład, ja zapamiętałam jego szczególne zaangażowanie w organizację ubiegłorocznych Światowych Dni Młodzieży. Szczególne - bo dotyczące konkretów, spraw teoretycznie małych, ale jakże ważnych.
Cris zauważył, że ludzie młodzi są oddani sprawie organizacji Dni, ale w stylu zbyt górnolotnym.
Tymczasem w jego miasteczku dla kilkuset pielgrzymów, zakwaterowanych w wielkiej hali, miało być czynnych tylko kilka pryszniców.
Cris zajął się tym, by uruchomić prysznice-fontanny na zewnątrz, na trawie, by umęczeni upałem młodzi ludzie, mogli się wychlapać, odświeżyć.
Potem, przez kilka dni Cris organizował dowóz przewoźnych wu-cetów, czyli toi-toi, bo według jego obliczeń, było ich za mało. Trzeba je było przywieźć z ościennych województw, bo lokalnych zabrakło.
Czyli wielu pielgrzymów, turystów, mogło się umyć, czy bez problemów załatwić, dzięki naszemu Crisowi, dzięki jego konkretnej, życzliwej wyobraźni.
Gdy kilka lat temu zachorowała jego żona, Cris wspierał ją z wielkim zaangażowaniem, ale współczuł jej tak bardzo, że powtarzał jej, by oddała mu swą chorobę, a on sobie poradzi. Czyli, używając chrześcijańskiej symboliki, chciał wziąć jej krzyż na swoje ramiona. Przecież wiedział, że na krzyżu się umiera.
Tak czy owak, niósł krzyż.
Pozostaje wierzyć, że to miało sens.
Ale to bardzo trudne, nawet dla wierzących.
że zadzwoni na pewno.
Gdy wspominamy Crisa, powtarza się motyw, że był on taki zwyczajnie dobry, życzliwy ludziom.
Może ocalmy od zapomnienia niektóre momenty, w których właśnie dał nam się poznać, jako człowiek o wielkim sercu.
Ot, na przykład, ja zapamiętałam jego szczególne zaangażowanie w organizację ubiegłorocznych Światowych Dni Młodzieży. Szczególne - bo dotyczące konkretów, spraw teoretycznie małych, ale jakże ważnych.
Cris zauważył, że ludzie młodzi są oddani sprawie organizacji Dni, ale w stylu zbyt górnolotnym.
Tymczasem w jego miasteczku dla kilkuset pielgrzymów, zakwaterowanych w wielkiej hali, miało być czynnych tylko kilka pryszniców.
Cris zajął się tym, by uruchomić prysznice-fontanny na zewnątrz, na trawie, by umęczeni upałem młodzi ludzie, mogli się wychlapać, odświeżyć.
Potem, przez kilka dni Cris organizował dowóz przewoźnych wu-cetów, czyli toi-toi, bo według jego obliczeń, było ich za mało. Trzeba je było przywieźć z ościennych województw, bo lokalnych zabrakło.
Czyli wielu pielgrzymów, turystów, mogło się umyć, czy bez problemów załatwić, dzięki naszemu Crisowi, dzięki jego konkretnej, życzliwej wyobraźni.
Gdy kilka lat temu zachorowała jego żona, Cris wspierał ją z wielkim zaangażowaniem, ale współczuł jej tak bardzo, że powtarzał jej, by oddała mu swą chorobę, a on sobie poradzi. Czyli, używając chrześcijańskiej symboliki, chciał wziąć jej krzyż na swoje ramiona. Przecież wiedział, że na krzyżu się umiera.
Tak czy owak, niósł krzyż.
Pozostaje wierzyć, że to miało sens.
Ale to bardzo trudne, nawet dla wierzących.