07.08.2017, 20:51:10
Gdyby ktoś nie wiedział, na czym polega dyskusja metodą zdartej płyty - to już wie.
Zanim całkiem spasuję, chciałabym się jeszcze odnieść do tego, co napisała Ewelinka, czyli do samego sensu leczenia raka prostaty.
Do tego, co na ten temat już napisaliśmy, chciałabym dodać kilka konkretów.
1. Owszem, niektóre autorytety kwestionują sens skriningu, czyli masowych badań PSA.
Ale inne, niemniej liczne, doceniają jego wartość. Nie ma idealnych badań diagnostycznych,
trzeba szukać nowych metod, wykorzystując i stare.
2. Owszem, niektóre autorytety biją na alarm, że wielu pacjentów operuje się niepotrzebnie.
Tylko na razie nie wiemy, którzy to pacjenci.
To jest typowa rosyjska ruletka, a normalny człowiek raczej woli nie ryzykować nawet 20% prawdopodobieństwa
kulki w łeb.
Najtrudniej doradzić coś pacjentowi z tzw. szarej strefy, czyli z PSA nieprzekraczającym 10, bezobjawowemu.
Nie raz na forum wyjaśnialiśmy spanikowanym pacjentom, że lekarz, zalecając nic-nie-robienie, ma swoją rację,
że tzw. baczna obserwacja jest jednym z uzasadnionych medycznie wyjść.
Czasem można poczekać na prostatektomię kilka lat.
Niemniej żaden lekarz nie doradzi bacznej obserwacji pacjentowi ze stwierdzonym w biopsji nowotworem,
z objawami choroby, przy PSA powyżej 60.
Tu termin ewentualnej operacji jest na wczoraj.
3. Owszem, zdrowy tryb życia i "wzmacnianie odporności" jest ważne, ale w chorobie nowotworowej chodzi o zupełnie inną odporność, inny jej rodzaj.
Tu nie chodzi o to, że jest się odpornym na katary, przeziębienia, ale o zdolność organizmu do zwalczania własnych komórek, które opierają się "prawu zaprogramowanej śmierci". Śmierci komórki, bo żeby człowiek żył, komórki muszą w swoim czasie umierać.
Medycyna dopiero poznaje mechanizmy, rządzące tym rodzajem odporności. Na razie wiadomo, że w rożnych nowotworach te mechanizmy są różne, bo nie ma jednej choroby nowotworowej.
4. Owszem, wieść gminna, czyli internet, głosi rewelacyjne wyniki niekonwencjonalnych terapii.
Najuczciwszy sędzia, czyli czas, pokazuje, że to szarlataneria i nieuczciwe żerowanie na ludzkim lęku przed chorobą.
I tu, na naszym forum, są koledzy, którzy tych terapii próbowali.
I co? Psu na budę.
W przypadku raka prostaty szarlataneria może się długo "sprawdzać", bo rak prostaty rośnie powoli, więc skutków niewłaściwego leczenia długo nie widać.
5. Owszem, decyzja o wyborze innej drogi leczenia wymaga odwagi. Decyzja o skoku z balkonu też wymaga odwagi. Przed odwagą powinien iść rozsądek, czyli świadomość, jakie będą konsekwencje naszych decyzji.
6. Owszem, decyzja o nieleczeniu się, albo o zaprzestaniu leczenia, powinna należeć do pacjenta, nikt nie powinien do niczego go zmuszać. Ma prawo żyć krócej, ale bez operacji, bez radioterapii, bez chemii.
To chyba oczywiste. Ten rodzaj odwagi jestem gotowa uszanować. Mnie nie byłoby na to stać.
Zanim całkiem spasuję, chciałabym się jeszcze odnieść do tego, co napisała Ewelinka, czyli do samego sensu leczenia raka prostaty.
Do tego, co na ten temat już napisaliśmy, chciałabym dodać kilka konkretów.
1. Owszem, niektóre autorytety kwestionują sens skriningu, czyli masowych badań PSA.
Ale inne, niemniej liczne, doceniają jego wartość. Nie ma idealnych badań diagnostycznych,
trzeba szukać nowych metod, wykorzystując i stare.
2. Owszem, niektóre autorytety biją na alarm, że wielu pacjentów operuje się niepotrzebnie.
Tylko na razie nie wiemy, którzy to pacjenci.
To jest typowa rosyjska ruletka, a normalny człowiek raczej woli nie ryzykować nawet 20% prawdopodobieństwa
kulki w łeb.
Najtrudniej doradzić coś pacjentowi z tzw. szarej strefy, czyli z PSA nieprzekraczającym 10, bezobjawowemu.
Nie raz na forum wyjaśnialiśmy spanikowanym pacjentom, że lekarz, zalecając nic-nie-robienie, ma swoją rację,
że tzw. baczna obserwacja jest jednym z uzasadnionych medycznie wyjść.
Czasem można poczekać na prostatektomię kilka lat.
Niemniej żaden lekarz nie doradzi bacznej obserwacji pacjentowi ze stwierdzonym w biopsji nowotworem,
z objawami choroby, przy PSA powyżej 60.
Tu termin ewentualnej operacji jest na wczoraj.
3. Owszem, zdrowy tryb życia i "wzmacnianie odporności" jest ważne, ale w chorobie nowotworowej chodzi o zupełnie inną odporność, inny jej rodzaj.
Tu nie chodzi o to, że jest się odpornym na katary, przeziębienia, ale o zdolność organizmu do zwalczania własnych komórek, które opierają się "prawu zaprogramowanej śmierci". Śmierci komórki, bo żeby człowiek żył, komórki muszą w swoim czasie umierać.
Medycyna dopiero poznaje mechanizmy, rządzące tym rodzajem odporności. Na razie wiadomo, że w rożnych nowotworach te mechanizmy są różne, bo nie ma jednej choroby nowotworowej.
4. Owszem, wieść gminna, czyli internet, głosi rewelacyjne wyniki niekonwencjonalnych terapii.
Najuczciwszy sędzia, czyli czas, pokazuje, że to szarlataneria i nieuczciwe żerowanie na ludzkim lęku przed chorobą.
I tu, na naszym forum, są koledzy, którzy tych terapii próbowali.
I co? Psu na budę.
W przypadku raka prostaty szarlataneria może się długo "sprawdzać", bo rak prostaty rośnie powoli, więc skutków niewłaściwego leczenia długo nie widać.
5. Owszem, decyzja o wyborze innej drogi leczenia wymaga odwagi. Decyzja o skoku z balkonu też wymaga odwagi. Przed odwagą powinien iść rozsądek, czyli świadomość, jakie będą konsekwencje naszych decyzji.
6. Owszem, decyzja o nieleczeniu się, albo o zaprzestaniu leczenia, powinna należeć do pacjenta, nikt nie powinien do niczego go zmuszać. Ma prawo żyć krócej, ale bez operacji, bez radioterapii, bez chemii.
To chyba oczywiste. Ten rodzaj odwagi jestem gotowa uszanować. Mnie nie byłoby na to stać.