Mój mąż ma raka prostaty z przerzutami do kości
Tak, to cud, że dzisiaj pierwszy raz od lutego spacerujemy po rynku razem. Kilka minut trwał nasz spacer ponieważ mąż czuje się jeszcze słabo. Wytargałam go z łap śmierci.
Wszyscy lekarze mówili, że nie potrwa ta choroba długo, że to koniec. Dwa nowotwory itd. Nie mogłam patrzeć jak umiera z głodu. Trzy pobyty w szpitalu, nawadnianie i do domu. Podczas jednego z pobytów w szpitalu oprócz nawadniania dostał dodatkowo i całkiem za darmo bakterię Clostridium dificile.
Ta dopiero zaczęła pustoszyć organizm doprowadzając do odbiałczenia, spadku albumin i innych parametrów krwi. Anemia. Mąż schudł 16 kg, był opuchnięty, ciągle bolał go brzuch, miał gorączkę biegunka odebrała mu resztki sił, zaczął się przewracać. Cień człowieka zawiozłam do naszej IS i ta lekarka po wysłuchaniu mnie kazała natychmiast nawodnić męża, oddać kał do badania, zrobiła zdjęcie jamy brzusznej, wezwała chirurga na konsultację. Potwierdzono rozpoznanie lekarzy z naszego szpitala- popromienne uszkodzenie jelita cienkiego z podniedrożnością - "jelito na straży". Mąż bojąc się sensacji w czasie jazdy nie jadł nic prawie dwa dni. Było tylko gorzej. To była środa. Za namową naszego znajomego chirurga w piątek zawiozłam męża tam gdzie go naświetlano, lekarz stwierdził, że ma grzyba w ustach przepisał nystatynę i dał skierowanie do poradni specjalnego żywienia pozajelitowego. Nie widział ciemno brązowego zabarwienia skóry, a na dr. IS chciał napisać skargę do Izby Lekarskiej, że w rozpoznaniu napisała popromienne uszkodzenie jelita. No i tu nie wytrzymałam, było mi obojętne czy wrócę do domu czy też trafię na dołek, patrzyłam na męża, który nieruchomo słuchał odmowy leczenia. Wywalczyłam ksero karty, która zaginęła aby odnaleźć się w gabinecie. W czasie jazdy powrotnej miałam wrażenie, że mężowi jest już wszytko jedno. W domu prosił aby nie namawiać go do jedzenia, chciał tylko pić, a ja sprawdziłam w komputerze czy jest wynik badania kału. Był. Dodatni. Clostridium dificie i toksyny A i B - bakteria krytyczna, leki metronidazol i vankomycyna. Lekarz rodzinny dał receptę. Już w ten piątek zaczęłam podawać metronidazol. Zadzwonił do mnie ten lekarz, który rano tak nieładnie się zachował z propozycją, że są gotowi leczyć męża i mogą go przyjąć nawet z tą bakterią. Wieczorem zadzwonił, syn z życzeniami na Dzień Matki, rano zapomniałem powiedział tyko. Po 10 dniach pobytu w szpitalu mąż wyszedł do domu na własnych nogach z propozycją naświetlania płuca. Jest coraz lepiej, po Zytidze i naświetlaniach PSA ze 100 spadło do 18.
Jedno jest pewne, trzeba walczyć o swoje prawa. Wizytę w sprawie naświetlań mamy 28.06. Gliwice odmówiły przyjęcia pacjenta leczonego w innej placówce.
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
RE: Mój mąż ma raka prostaty z przerzutami do kości - przez Pitos7 - 26.06.2017, 05:59:47

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 5 gości