06.09.2021, 23:49:18
Witajcie,
w końcu mam moment na uzupełnienie naszej historii (dla przypomnienia, 27.08 prostatektomia radykalna metodą klasyczną z limfadenektomią, CO Bydgoszcz, operator dr Siekiera). W piątek mąż dostał wypis ze szpitala i odbyliśmy szczęśliwie podróż do domu, ponad 330 km. Zaczynając od końca, droga nie była łatwa. Mimo, że ok. południa mąż był w świetnej formie, z godziny na godzinę było coraz gorzej. W piątkowy poranek wyciągnięto mężowi cewnik i organizm niezbyt dobrze zniósł podróż i próby przystosowania się organizmu do nowego funkcjonowania. Zatrzymywaliśmy się dość często, mąż osłabiony mocno, wieczorem narzekał na ból. Sobota również nie była łatwa, ale potem było już z górki. Na chwilę obecną, najważniejsza informacja dla wszystkich, którzy obawiają się pooperacyjnego nietrzymania moczu - mąż praktycznie od razu po wyjęciu cewnika miał pełną kontrolę nad tą kwestią. Szok i niedowierzanie! W dzień chodzi w bieliźnie, na noc zakłada wkładkę dla bezpieczeństwa. Dzień wcześniej dr Siekiera robił mężowi usg, oceniał zespolenie pęcherzowo-cewkowe i był zadowolony ze swojej roboty. Mąż szybko przekonał się, że robota pod tym kątem wykonana idealnie
Mieliśmy trochę problemów natury organizacyjnej, mężowi wypisano dwie recepty, na każdej inne leki i nie wiadomo było, co stosować. Po telefonie do CO wątpliwości rozwiane, był za to problem z dostępnością leków. Podstawowych, dodam, żadnych wymyślnych lekarstw na recepcie nie było. Piątkowy wieczór i pół soboty spędziłam na poszukiwaniach we wrocławskich aptekach, na szczęście zakończonych sukcesem.
Jeśli chodzi o opiekę w szpitalu, mąż zadowolony. Nie miał jednak żadnych powikłań, więc nie był pacjentem szczególnej troski. Pielęgniarki bardzo pomocne, lekarze na obchodzie rzucali szybkie: "aa, u Pana chyba wszystko dobrze? To świetnie, do następnego." Stołówka/restauracja - rzeczywiście, każdy marzy o wyprawie do niej, bo jedzenie naprawdę dobre. Mąż dotarł tam dopiero po 5 dniach od operacji i żałował, że tak późno.
Jeśli chodzi o najważniejszą kwestię, oczekujemy na wynik hist-pat. Pod koniec tygodnia mąż ma dzwonić do CO, czy jest już wynik, a jeśli będzie, to musi umówić się na wizytę w celu jego omówienia. Zdjęcie szwów w gabinecie zabiegowym w poradni POZ lub szpitalu w miejscu zamieszkania, mam nadzieję, że załatwimy to w przychodni.
Co jeszcze? Zastrzyki z heparyny robię mężowi ja (przeżył zabieg, a boi się sam ukłuć), opatrunek zmienia sobie sam... jedyny problem ma z wypróżnianiem, tu w ruch idą lactuloza i czasami czopki. No ale to też faza przejściowa, mam nadzieję.
Po nocach śni mi się korzystny dla męża wynik... i to tyle z naszego pola walki.
w końcu mam moment na uzupełnienie naszej historii (dla przypomnienia, 27.08 prostatektomia radykalna metodą klasyczną z limfadenektomią, CO Bydgoszcz, operator dr Siekiera). W piątek mąż dostał wypis ze szpitala i odbyliśmy szczęśliwie podróż do domu, ponad 330 km. Zaczynając od końca, droga nie była łatwa. Mimo, że ok. południa mąż był w świetnej formie, z godziny na godzinę było coraz gorzej. W piątkowy poranek wyciągnięto mężowi cewnik i organizm niezbyt dobrze zniósł podróż i próby przystosowania się organizmu do nowego funkcjonowania. Zatrzymywaliśmy się dość często, mąż osłabiony mocno, wieczorem narzekał na ból. Sobota również nie była łatwa, ale potem było już z górki. Na chwilę obecną, najważniejsza informacja dla wszystkich, którzy obawiają się pooperacyjnego nietrzymania moczu - mąż praktycznie od razu po wyjęciu cewnika miał pełną kontrolę nad tą kwestią. Szok i niedowierzanie! W dzień chodzi w bieliźnie, na noc zakłada wkładkę dla bezpieczeństwa. Dzień wcześniej dr Siekiera robił mężowi usg, oceniał zespolenie pęcherzowo-cewkowe i był zadowolony ze swojej roboty. Mąż szybko przekonał się, że robota pod tym kątem wykonana idealnie
Mieliśmy trochę problemów natury organizacyjnej, mężowi wypisano dwie recepty, na każdej inne leki i nie wiadomo było, co stosować. Po telefonie do CO wątpliwości rozwiane, był za to problem z dostępnością leków. Podstawowych, dodam, żadnych wymyślnych lekarstw na recepcie nie było. Piątkowy wieczór i pół soboty spędziłam na poszukiwaniach we wrocławskich aptekach, na szczęście zakończonych sukcesem.
Jeśli chodzi o opiekę w szpitalu, mąż zadowolony. Nie miał jednak żadnych powikłań, więc nie był pacjentem szczególnej troski. Pielęgniarki bardzo pomocne, lekarze na obchodzie rzucali szybkie: "aa, u Pana chyba wszystko dobrze? To świetnie, do następnego." Stołówka/restauracja - rzeczywiście, każdy marzy o wyprawie do niej, bo jedzenie naprawdę dobre. Mąż dotarł tam dopiero po 5 dniach od operacji i żałował, że tak późno.
Jeśli chodzi o najważniejszą kwestię, oczekujemy na wynik hist-pat. Pod koniec tygodnia mąż ma dzwonić do CO, czy jest już wynik, a jeśli będzie, to musi umówić się na wizytę w celu jego omówienia. Zdjęcie szwów w gabinecie zabiegowym w poradni POZ lub szpitalu w miejscu zamieszkania, mam nadzieję, że załatwimy to w przychodni.
Co jeszcze? Zastrzyki z heparyny robię mężowi ja (przeżył zabieg, a boi się sam ukłuć), opatrunek zmienia sobie sam... jedyny problem ma z wypróżnianiem, tu w ruch idą lactuloza i czasami czopki. No ale to też faza przejściowa, mam nadzieję.
Po nocach śni mi się korzystny dla męża wynik... i to tyle z naszego pola walki.