21.02.2022, 22:39:28
Pacjent by chciał mieć pewność, że wybrana droga leczenia jest słuszna, a dowodem na to powinna być jednomyślność lekarzy. Tymczasem sprawa jest bardziej skomplikowana, bo - rzeczywistość jest skomplikowana.
Medycyna to nie matematyka, gdzie jedno wynika jednoznacznie z drugiego.
A teraz ad rem.
Radioterapeuta mówi, by naświetlać od razu, urolog radzi się wstrzymać.
Każdy ma swoje racje.
Pacjent, który chciałby uwzględnić obie te racje, powinien zatem NA RAZIE wstrzymać się z radioterapią, ale nie za długo, i pod pewnymi warunkami.
1. Racja radioterapeuty jest oczywista. Z jego punktu widzenia.
Jest margines dodatni. Jest oznaczalne PSA, które rośnie. Czyli są w organizmie komórki nowotworowe.
Mogą się mnożyć, a nowotwór może się rozsiewać po organizmie.
Na razie jest szansa "uchwycić" go w loży po prostacie i unicestwić. Im szybciej, tym lepiej.
Owszem, pacjent ma WZJ, ale nowoczesne metody radioterapii umożliwiają maksymalne oszczędzanie zdrowych (nienowotworowych) tkanek.
A że czasem jednak może jednak dojść do groźnego w skutkach uszkodzenia tych tkanek?
Albo że terapia w ogóle może nie pomóc, albo być niepotrzebna?
Owszem, prawa statystyki są bezwzględne.
Nigdy nie jest tak, że każda terapia zadziała, zawsze mogą pojawić się groźne skutki uboczne, nawet w przypadku zastosowania aspiryny.
Lekarz porusza się w krainie rachunku największego prawdopodobieństwa.
2. Racja urologa-chirurga-onkologa też jest z jego punktu widzenia oczywista.
Wiedza i doświadczenie mu mówią, że ten akurat nowotwór bywa mniej groźny, niż jego agresywne leczenie.
Wie, że organizm czasem radzi sobie z intruzem, szczególnie o niewielkim stopniu złośliwości (niski Gleason).
Wie, że ten nowotwór rośnie powoli, że całe lata mogą upłynąć, zanim zaszkodzi pacjentowi.
Ma to szczególne znaczenie w przypadku pacjentów starszych.
Widział pacjentów walczących o zerowe PSA, poświęcając na to swoje zdrowie. Nawet życie. Czy warto?
Ale z tymi poglądami też można dyskutować.
Bo znów - statystyka.
Akurat w przypadku tego konkretnego pacjenta może być inaczej.
A to pacjent ryzykuje, nie lekarz.
Reasumując:
Poczekałabym na dwa kolejne wzrosty PSA, choćby minimalne, choćby na poziomie tysięcznych.
Żeby nie było wątpliwości, że nowotwór rośnie.
Wtedy podjąć decyzję o naświetlaniach.
Żeby w przyszłości nie wyrzucać sobie, że coś się zaniedbało.
PSA badać częściej, niż co 3 miesiące. Powiedzmy - co miesiąc.
Gdy się poinformuje Gliwice, że radioterapię musicie odłożyć na przykład do kwietnia lub maja,
na pewno spotkacie się ze zrozumieniem. Operację też musieliście odłożyć. To się po prostu zdarza.
PS. O badaniu PET przy PSA na poziomie 0,3 - innym razem.
Medycyna to nie matematyka, gdzie jedno wynika jednoznacznie z drugiego.
A teraz ad rem.
Radioterapeuta mówi, by naświetlać od razu, urolog radzi się wstrzymać.
Każdy ma swoje racje.
Pacjent, który chciałby uwzględnić obie te racje, powinien zatem NA RAZIE wstrzymać się z radioterapią, ale nie za długo, i pod pewnymi warunkami.
1. Racja radioterapeuty jest oczywista. Z jego punktu widzenia.
Jest margines dodatni. Jest oznaczalne PSA, które rośnie. Czyli są w organizmie komórki nowotworowe.
Mogą się mnożyć, a nowotwór może się rozsiewać po organizmie.
Na razie jest szansa "uchwycić" go w loży po prostacie i unicestwić. Im szybciej, tym lepiej.
Owszem, pacjent ma WZJ, ale nowoczesne metody radioterapii umożliwiają maksymalne oszczędzanie zdrowych (nienowotworowych) tkanek.
A że czasem jednak może jednak dojść do groźnego w skutkach uszkodzenia tych tkanek?
Albo że terapia w ogóle może nie pomóc, albo być niepotrzebna?
Owszem, prawa statystyki są bezwzględne.
Nigdy nie jest tak, że każda terapia zadziała, zawsze mogą pojawić się groźne skutki uboczne, nawet w przypadku zastosowania aspiryny.
Lekarz porusza się w krainie rachunku największego prawdopodobieństwa.
2. Racja urologa-chirurga-onkologa też jest z jego punktu widzenia oczywista.
Wiedza i doświadczenie mu mówią, że ten akurat nowotwór bywa mniej groźny, niż jego agresywne leczenie.
Wie, że organizm czasem radzi sobie z intruzem, szczególnie o niewielkim stopniu złośliwości (niski Gleason).
Wie, że ten nowotwór rośnie powoli, że całe lata mogą upłynąć, zanim zaszkodzi pacjentowi.
Ma to szczególne znaczenie w przypadku pacjentów starszych.
Widział pacjentów walczących o zerowe PSA, poświęcając na to swoje zdrowie. Nawet życie. Czy warto?
Ale z tymi poglądami też można dyskutować.
Bo znów - statystyka.
Akurat w przypadku tego konkretnego pacjenta może być inaczej.
A to pacjent ryzykuje, nie lekarz.
Reasumując:
Poczekałabym na dwa kolejne wzrosty PSA, choćby minimalne, choćby na poziomie tysięcznych.
Żeby nie było wątpliwości, że nowotwór rośnie.
Wtedy podjąć decyzję o naświetlaniach.
Żeby w przyszłości nie wyrzucać sobie, że coś się zaniedbało.
PSA badać częściej, niż co 3 miesiące. Powiedzmy - co miesiąc.
Gdy się poinformuje Gliwice, że radioterapię musicie odłożyć na przykład do kwietnia lub maja,
na pewno spotkacie się ze zrozumieniem. Operację też musieliście odłożyć. To się po prostu zdarza.
PS. O badaniu PET przy PSA na poziomie 0,3 - innym razem.