06.03.2018, 23:26:27
(06.03.2018, 20:55:21)Dunolka napisał(a): Paweł, ale odchodzenie wyobrażamy sobie, tak, jak piszesz - jako długi proces, pełen przemyśleń, refleksji, godzenia się z nieuchronnym, niechby nawet i cierpienia, ale przecież wszystko do ogarnięcia.
Tymczasem bywa, że to jest trzask, i już po człowieku.
Nagle, niespodziewanie.
I tego trzeba się bać.
Niekoniecznie trzeba się bać. Moja babcia spędziła wiele miesięcy opiekując się samodzielnie obłożnie chorym dziadkiem. Była z nim dzień i noc sama - mieszkali w innej miejscowości niż ich dorosłe dzieci, które pracowały, miały swoje rodziny. Oczywiście wszyscy pomagali, ale w weekendy lub doraźnie. W tamtych czasach realia opieki medycznej były oczywiście zupełnie inne.
I moja babcia po śmierci dziadka modliła się o szybką śmierć, żeby nie stać się ciężarem dla dzieci - to była najbardziej oddana rodzinie i empatyczna osoba jaką znałam. Przeżyła dziadka o 12 lat, ale odeszła w ciągu kilkunastu minut na skutek wylewu.
Jolu to nie jest pochwała nagłego odejścia, tylko inny punkt widzenia