17.07.2019, 22:56:00
Tak było kiedyś - do terapii radykalnej kwalifikowani byli tylko pacjenci z chorobą ograniczoną do narządu.
Dochodziło nawet do tego, że gdy po "otwarciu brzucha" lekarz zauważył powiększone węzły chłonne, to nie kończył
operacji, nie wycinał prostaty, tylko ten brzuch, jak to się mówi, "zaszywał".
Pacjent mógł być na lekarza wściekły, ale takie były wtedy standardy, lekarzowi wydawało się, że działa dla dobra pacjenta.
Na starym forum czasem radziłam ludziom, by po otrzymaniu wyników biopsji nie przesadzali z badaniami obrazowymi,
bo a nuż coś się znajdzie, i wtedy ani nie zoperują ani nie naświetlą.
Od tego czasu wiele się zmieniło.
Teraz operuje się albo naświetla nawet pacjentów z potwierdzonymi przerzutami odległymi.
Zaobserwowano bowiem, że ci pacjenci, których zoperowano/naświetlono nie wiedząc, że mają już przerzuty,
dłużej żyli, niż ci tylko na hormonach. Po prostu hormonoterapia dłużej u nich działała.
"W pozostawionej prostacie, czyli w głównej masie guza, najwcześniej dochodzi do hormonooporności".
Jeśli istnieje duże prawdopodobieństwo zajęcia węzłów chłonnych miednicy - wysoki Gleason, wysokie PSA,
wyjście nowotworu poza torebkę widoczne np. w rezonansie - wtedy stosuje się tzw. poszerzoną limfadenektomię,
czyli razem z prostatą wycina się jak najwięcej węzłów chłonnych miednicy, czasem nawet ok. 30.
Jeśli zajęty jest choć jeden węzeł, wtedy od razu zleca się radioterapię adjuwantową na lożę i na węzły.
Oczywiście - wspieraną hormonoterapią.
To jest twój przypadek, Wojtku.
Dochodziło nawet do tego, że gdy po "otwarciu brzucha" lekarz zauważył powiększone węzły chłonne, to nie kończył
operacji, nie wycinał prostaty, tylko ten brzuch, jak to się mówi, "zaszywał".
Pacjent mógł być na lekarza wściekły, ale takie były wtedy standardy, lekarzowi wydawało się, że działa dla dobra pacjenta.
Na starym forum czasem radziłam ludziom, by po otrzymaniu wyników biopsji nie przesadzali z badaniami obrazowymi,
bo a nuż coś się znajdzie, i wtedy ani nie zoperują ani nie naświetlą.
Od tego czasu wiele się zmieniło.
Teraz operuje się albo naświetla nawet pacjentów z potwierdzonymi przerzutami odległymi.
Zaobserwowano bowiem, że ci pacjenci, których zoperowano/naświetlono nie wiedząc, że mają już przerzuty,
dłużej żyli, niż ci tylko na hormonach. Po prostu hormonoterapia dłużej u nich działała.
"W pozostawionej prostacie, czyli w głównej masie guza, najwcześniej dochodzi do hormonooporności".
Jeśli istnieje duże prawdopodobieństwo zajęcia węzłów chłonnych miednicy - wysoki Gleason, wysokie PSA,
wyjście nowotworu poza torebkę widoczne np. w rezonansie - wtedy stosuje się tzw. poszerzoną limfadenektomię,
czyli razem z prostatą wycina się jak najwięcej węzłów chłonnych miednicy, czasem nawet ok. 30.
Jeśli zajęty jest choć jeden węzeł, wtedy od razu zleca się radioterapię adjuwantową na lożę i na węzły.
Oczywiście - wspieraną hormonoterapią.
To jest twój przypadek, Wojtku.