08.12.2017, 13:08:05
Oboje macie rację, staram sobie tak właśnie tłumaczyć, przygotowuję się powoli najgorsze, bo wiem, że już bliżej niż dalej.
Niby życzę Dziadkowi szybkiej i bezbolesnej śmierci, najlepiej, żeby po prostu któregoś dnia się nie obudził, albo, żeby upadł nagle i nie wstał.Boję się strasznie, że Dziadek będzie umierał powoli, w bólu i że będzie tego świadomy. Ale jednocześnie chcę, żeby był z nami jeszcze jak najdłużej.
Wczoraj wpadłam w panikę, bo Dziadek od rana miał straszne zawroty głowy i dodatkowe skurcze, ciśnienie dobre. A wiem, że jak Dziadek zgłasza jakiś objaw, tzn, że naprawdę coś się dzieje, bo generalnie zgrywa bohatera i prawie nigdy się nie skarży. Mówił, że tak mu się kręciło w głowie, że wpadł na ścianę.
Wieczorem mu przeszło, mam nadzieję, że to jednak wina zmiany pogody. Myślałam jeszcze, że to może po miluricie, ale raczej takie objawy uboczne nie występują. Pojechałam do niego po pracy zmierzyć mu ciśnienie i sprawdzić tętno, wkurzył się strasznie, że znowu wymyślam mu kolejną chorobę.
I takie to życie "na bombie", radość z każdego kolejnego dnia, a zarazem strach o każdy następny.
Niby życzę Dziadkowi szybkiej i bezbolesnej śmierci, najlepiej, żeby po prostu któregoś dnia się nie obudził, albo, żeby upadł nagle i nie wstał.Boję się strasznie, że Dziadek będzie umierał powoli, w bólu i że będzie tego świadomy. Ale jednocześnie chcę, żeby był z nami jeszcze jak najdłużej.
Wczoraj wpadłam w panikę, bo Dziadek od rana miał straszne zawroty głowy i dodatkowe skurcze, ciśnienie dobre. A wiem, że jak Dziadek zgłasza jakiś objaw, tzn, że naprawdę coś się dzieje, bo generalnie zgrywa bohatera i prawie nigdy się nie skarży. Mówił, że tak mu się kręciło w głowie, że wpadł na ścianę.
Wieczorem mu przeszło, mam nadzieję, że to jednak wina zmiany pogody. Myślałam jeszcze, że to może po miluricie, ale raczej takie objawy uboczne nie występują. Pojechałam do niego po pracy zmierzyć mu ciśnienie i sprawdzić tętno, wkurzył się strasznie, że znowu wymyślam mu kolejną chorobę.
I takie to życie "na bombie", radość z każdego kolejnego dnia, a zarazem strach o każdy następny.