Piszesz, Marto, że tata "nie chce nic czytać o raku, nic o nim wiedzieć".
Powiem ci, że takie podejście ma swoje dobre strony.
Jeśli nie mamy na coś wpływu, cóż nam da analizowanie tego, studiowanie, denerwowanie się?
Tata zaufał - medycynie, lekarzom, żonie, córce.
I ma rację.
Wychodzi, że teraz twojej mamy i twoją rolą jest pilnowanie, by medycyna i lekarze wykorzystali wszystkie możliwości,
by pacjentowi pomóc.
Tata się uspokoił, i dobrze.
Przy okazji powiedz mu coś w tym sensie, że z tym rakiem można długo żyć, tata ma o siebie dbać, a lekarze i wy
wszystkiego dopilnujecie. To wystarczy.
Żyjemy normalnie. Niech rak nie będzie głównym lokatorem naszego domu.
Ludzie są różni, różną mają wrażliwość, różne podejście do choroby.
Są tacy, którzy muszą wszystko wiedzieć, wszystko rozumieć, choćby miało to ich wpędzić w depresję.
Ja też z tych, którzy muszą wiedzieć.
Ale ostatnio nastąpiło coś, co trochę zachwiało moimi przekonaniami.
Otóż nasza "rodzinna", wspominając o swojej chorobie, powiedziała, że "jak to zwykle u lekarza,
miała wszelkie powikłania i komplikacje".
Jak to, "jak zwykle u lekarza"?
Wydawałoby się, że lekarze wcześniej wykryją swoją chorobę, wiedzą, jak ją leczyć, jak traktować,
więc powinni - że tak powiem - lżej chorować.
Okazuje się, że nie - chorują ciężej. I wcześniej umierają.
Dziwne.
Jak już gdzieś wspomniałam, ostatnio święciliśmy okrągłą rocznicę matury. Mamy w klasie dwoje lekarzy,
i oni to potwierdzili - tak, lekarze ciężej chorują. Może dlatego, że więcej rozumieją?
Więc brak im wiary, że "będzie dobrze"? Siły obronne organizmu załamują się?
Z naszej klasy brakuje tylko jednego kolegi, z ich studenckiej grupy zmarła już ponad jedna trzecia.
Niechże Admini przeniosą te nasze wszystkie "filozoficzne" rozważania do odpowiedniego działu, proponuję tytuł "Znieczulenie miejscowe".
Potem wyjaśnię, skąd ten pomysł. Na naszym starym forum (obecnie pod auspicjami gladiatora) mieliśmy dział
pt. "Bez znieczulenia".
PS. Ad rem:
Marto, wychodzi na to, że najczęściej pierwszy zastrzyk Diphereline nie powoduje poważniejszych skutków,
ale w razie silnej reakcji uczuleniowej - wysoka gorączka, ból kości, bardzo złe samopoczucie - wieźcie tatę na SOR,
nie zakładajcie, że to przez weselny szampan.
Młodej Parze życzymy wszystkiego najlepszego, a wam dobrej zabawy do białego rana.
Powiem ci, że takie podejście ma swoje dobre strony.
Jeśli nie mamy na coś wpływu, cóż nam da analizowanie tego, studiowanie, denerwowanie się?
Tata zaufał - medycynie, lekarzom, żonie, córce.
I ma rację.
Wychodzi, że teraz twojej mamy i twoją rolą jest pilnowanie, by medycyna i lekarze wykorzystali wszystkie możliwości,
by pacjentowi pomóc.
Tata się uspokoił, i dobrze.
Przy okazji powiedz mu coś w tym sensie, że z tym rakiem można długo żyć, tata ma o siebie dbać, a lekarze i wy
wszystkiego dopilnujecie. To wystarczy.
Żyjemy normalnie. Niech rak nie będzie głównym lokatorem naszego domu.
Ludzie są różni, różną mają wrażliwość, różne podejście do choroby.
Są tacy, którzy muszą wszystko wiedzieć, wszystko rozumieć, choćby miało to ich wpędzić w depresję.
Ja też z tych, którzy muszą wiedzieć.
Ale ostatnio nastąpiło coś, co trochę zachwiało moimi przekonaniami.
Otóż nasza "rodzinna", wspominając o swojej chorobie, powiedziała, że "jak to zwykle u lekarza,
miała wszelkie powikłania i komplikacje".
Jak to, "jak zwykle u lekarza"?
Wydawałoby się, że lekarze wcześniej wykryją swoją chorobę, wiedzą, jak ją leczyć, jak traktować,
więc powinni - że tak powiem - lżej chorować.
Okazuje się, że nie - chorują ciężej. I wcześniej umierają.
Dziwne.
Jak już gdzieś wspomniałam, ostatnio święciliśmy okrągłą rocznicę matury. Mamy w klasie dwoje lekarzy,
i oni to potwierdzili - tak, lekarze ciężej chorują. Może dlatego, że więcej rozumieją?
Więc brak im wiary, że "będzie dobrze"? Siły obronne organizmu załamują się?
Z naszej klasy brakuje tylko jednego kolegi, z ich studenckiej grupy zmarła już ponad jedna trzecia.
Niechże Admini przeniosą te nasze wszystkie "filozoficzne" rozważania do odpowiedniego działu, proponuję tytuł "Znieczulenie miejscowe".
Potem wyjaśnię, skąd ten pomysł. Na naszym starym forum (obecnie pod auspicjami gladiatora) mieliśmy dział
pt. "Bez znieczulenia".
PS. Ad rem:
Marto, wychodzi na to, że najczęściej pierwszy zastrzyk Diphereline nie powoduje poważniejszych skutków,
ale w razie silnej reakcji uczuleniowej - wysoka gorączka, ból kości, bardzo złe samopoczucie - wieźcie tatę na SOR,
nie zakładajcie, że to przez weselny szampan.
Młodej Parze życzymy wszystkiego najlepszego, a wam dobrej zabawy do białego rana.