23.11.2022, 12:58:04
Ja jeszcze o czarach, czy raczej o "czarach".
Nie mam tu na myśli żadnej czarnej magii, ale zdarzające się sytuacje, gdy choroba nagle znika.
Nawet nowotwór.
Wtedy lekarz faktycznie pyta, "czary, czy co?"
Czytałam kiedyś artykuł o tzw. cudownych uzdrowieniach.
Zdarzają się z pewną stałą, statystyczną częstotliwością, i - uwaga - absolutnie nie zależą od czynnika ani religijnego, ani żadnego innego, czyli występują niezależnie od narodowości, rasy, wyznania, lub jego braku.
Inaczej mówiąc - nie ma znaczenia, czy ktoś się o uzdrowienie modli, czy nie.
Żona znajomego pracowała jako pielęgniarka w CO w Gliwicach, mieli tam pacjenta młodego z agresywnym nowotworem, bez żadnych szans, wypisany do domu do opieki paliatywnej.
Po kilku latach spotyka go zdrowego na ulicy Zwycięstwa, on wita ją serdecznie, nie zauważył jej zaskoczenia.
Cud?
Jest taka hipoteza, że skoro przyczyną nowotworu jest załamanie się układu immunologicznego, to przecież równie dobrze ten układ immunologiczny może nagle wrócić na swoje tory, do swojej funkcji.
Niewykluczone, że w ten sposób można wytłumaczyć zjawisko tzw. znikającego nowotworu w raku prostaty, gdy biopsja i badania obrazowe wyraźnie pokazują nowotwór, a po operacji - nie ma nic.
Można to różnie tłumaczyć, że np. wszystko w biopsji wycięto. Ale może naprawdę nowotwór znikł?
To przypadek naszego Edwarda.
Jest on ostatnią osobą, którą można podejrzewać o modlitwę we własnej intencji, ale niewątpliwie przed operacją nowotwór był, ale w materiale pooperacyjnym histopatolog, mimo wysiłków, niczego nie znalazł.
Układ immunologiczny (nie pierwszy raz) przypomniał sobie o swoich obowiązkach?
Chyba tak, ale jakaś cząstka mnie widzi jego starą matkę, która jedną ręką tuli zaprzyjaźnionego kota, a drugą przesuwa paciorki różańca, modląc się o zdrowie ukochanego, najlepszego na świecie syna...
Nie mam tu na myśli żadnej czarnej magii, ale zdarzające się sytuacje, gdy choroba nagle znika.
Nawet nowotwór.
Wtedy lekarz faktycznie pyta, "czary, czy co?"
Czytałam kiedyś artykuł o tzw. cudownych uzdrowieniach.
Zdarzają się z pewną stałą, statystyczną częstotliwością, i - uwaga - absolutnie nie zależą od czynnika ani religijnego, ani żadnego innego, czyli występują niezależnie od narodowości, rasy, wyznania, lub jego braku.
Inaczej mówiąc - nie ma znaczenia, czy ktoś się o uzdrowienie modli, czy nie.
Żona znajomego pracowała jako pielęgniarka w CO w Gliwicach, mieli tam pacjenta młodego z agresywnym nowotworem, bez żadnych szans, wypisany do domu do opieki paliatywnej.
Po kilku latach spotyka go zdrowego na ulicy Zwycięstwa, on wita ją serdecznie, nie zauważył jej zaskoczenia.
Cud?
Jest taka hipoteza, że skoro przyczyną nowotworu jest załamanie się układu immunologicznego, to przecież równie dobrze ten układ immunologiczny może nagle wrócić na swoje tory, do swojej funkcji.
Niewykluczone, że w ten sposób można wytłumaczyć zjawisko tzw. znikającego nowotworu w raku prostaty, gdy biopsja i badania obrazowe wyraźnie pokazują nowotwór, a po operacji - nie ma nic.
Można to różnie tłumaczyć, że np. wszystko w biopsji wycięto. Ale może naprawdę nowotwór znikł?
To przypadek naszego Edwarda.
Jest on ostatnią osobą, którą można podejrzewać o modlitwę we własnej intencji, ale niewątpliwie przed operacją nowotwór był, ale w materiale pooperacyjnym histopatolog, mimo wysiłków, niczego nie znalazł.
Układ immunologiczny (nie pierwszy raz) przypomniał sobie o swoich obowiązkach?
Chyba tak, ale jakaś cząstka mnie widzi jego starą matkę, która jedną ręką tuli zaprzyjaźnionego kota, a drugą przesuwa paciorki różańca, modląc się o zdrowie ukochanego, najlepszego na świecie syna...