26.06.2016, 13:26:21
Przerywać hormonoterapię czy nie przerywać?
A to zależy. Czyli oboje macie rację.
Wiadomo, że długotrwałą hormonoterapię dobrze jest co kilka lat na jakiś czas przerwać, dyskutowaliśmy kiedyś o tym, udowodniono wszak, że tzw. hormonoterapia przerywana przedłuża życie.
Ale jeśli chodzi o przerwanie hormonoterapii, aby sprawdzić efekt innej terapii, to sprawa jest bardziej skomplikowana.
Nie chodzi wszak o zaspokojenie intelektualnej ciekawości, ale o zamiar dalszego, radykalnego leczenia.
Jeśli w organizmie męża Eli jest jedno podejrzane o przerzut miejsce, to dobrze byłoby wiedzieć, czy ten przerzut naprawdę jest, by go potraktować promieniami, czyli całkowicie wyleczyć pacjenta.
Lekarz uważa, że jest szansa.
No, ale - i tu Mrakad ma rację - jak odstawiamy hormony, to nowotwór sobie rośnie i rozsiewa się.
Mrakadzie - przy hormonach nowotwór też rośnie, tzn. rosną komórki niezależne od testosteronu.
Na razie ich w PSA ani w badaniach obrazowych nie widać, ale w końcu się pokażą, gdy ich będzie wystarczająco dużo.
Wtedy mówi się, że hormonoterapia przestaje działać. Hormonoterapia działa, bo testosteronu nie ma, ale nowotwór niezależny od testosteronu rośnie. I rozsiewa się.
Więc może warto uchwycić go wcześniej i "wypalić", jeśli tylko jest szansa?
Ale wtedy trzeba by pozwolić mu podrosnąć , aby go zlokalizować. Rosną wtedy przede wszystkim jeszcze te komórki zwykłe, zależne od testosteronu, mniej groźne.
To są argumenty "za" odstawieniem hormonów, w przypadku męża Eli.
Argument "przeciw" jest jeden - zdaniem Myersa hormonoterapia powinna trwać minimum 9 miesięcy, aby odniosła swój skutek, tzn. komórki zależne od testosteronu wyginęły, a nie tylko odpoczęły.
Jest jeszcze jedno ale:
Ela pisze, że" testosteron wzrósł, a PSA spadło".
To nie jest pewne. Komórki nowotworowe reagują z pewnym opóźnieniem, spadek PSA mógł wynikać z niskiego poziomu testosteronu podczas hormonoterapii, natomiast jak organizm zareaguje na obecny poziom testosteronu, okaże się za miesiąc, dwa.
A to zależy. Czyli oboje macie rację.
Wiadomo, że długotrwałą hormonoterapię dobrze jest co kilka lat na jakiś czas przerwać, dyskutowaliśmy kiedyś o tym, udowodniono wszak, że tzw. hormonoterapia przerywana przedłuża życie.
Ale jeśli chodzi o przerwanie hormonoterapii, aby sprawdzić efekt innej terapii, to sprawa jest bardziej skomplikowana.
Nie chodzi wszak o zaspokojenie intelektualnej ciekawości, ale o zamiar dalszego, radykalnego leczenia.
Jeśli w organizmie męża Eli jest jedno podejrzane o przerzut miejsce, to dobrze byłoby wiedzieć, czy ten przerzut naprawdę jest, by go potraktować promieniami, czyli całkowicie wyleczyć pacjenta.
Lekarz uważa, że jest szansa.
No, ale - i tu Mrakad ma rację - jak odstawiamy hormony, to nowotwór sobie rośnie i rozsiewa się.
Mrakadzie - przy hormonach nowotwór też rośnie, tzn. rosną komórki niezależne od testosteronu.
Na razie ich w PSA ani w badaniach obrazowych nie widać, ale w końcu się pokażą, gdy ich będzie wystarczająco dużo.
Wtedy mówi się, że hormonoterapia przestaje działać. Hormonoterapia działa, bo testosteronu nie ma, ale nowotwór niezależny od testosteronu rośnie. I rozsiewa się.
Więc może warto uchwycić go wcześniej i "wypalić", jeśli tylko jest szansa?
Ale wtedy trzeba by pozwolić mu podrosnąć , aby go zlokalizować. Rosną wtedy przede wszystkim jeszcze te komórki zwykłe, zależne od testosteronu, mniej groźne.
To są argumenty "za" odstawieniem hormonów, w przypadku męża Eli.
Argument "przeciw" jest jeden - zdaniem Myersa hormonoterapia powinna trwać minimum 9 miesięcy, aby odniosła swój skutek, tzn. komórki zależne od testosteronu wyginęły, a nie tylko odpoczęły.
Jest jeszcze jedno ale:
Ela pisze, że" testosteron wzrósł, a PSA spadło".
To nie jest pewne. Komórki nowotworowe reagują z pewnym opóźnieniem, spadek PSA mógł wynikać z niskiego poziomu testosteronu podczas hormonoterapii, natomiast jak organizm zareaguje na obecny poziom testosteronu, okaże się za miesiąc, dwa.