Już chyba rok temu czytałam jakiś artykuł "amerykański", w którym zalecano radykalnie odmienne, niż obecnie, podejście do leczenia raka prostaty.
Obecny schemat zakłada (w skrócie):
- powszechny screening, aby ewentualnego raka wykryć wcześnie,
- operację, jeśli rak ograniczony jest do narządu,
- radioterapię lub tylko hormonoterapię w pozostałych (czyli cięższych) przypadkach.
Ale ćwierć wieku stosowania tych standardów ( w USA) - zdaniem niektórych klinicystów - nie potwierdza
ich skuteczności. Pacjenci jak umierali, tak umierają, wcale nie mniej, niż kiedyś.
Wprawdzie co jakiś czas ogłaszane są wyniki badań, z których wynika, że obecny sposób leczenia przedłuża życie,
ale od razu ogłaszane są inne, z których wynika, że nic nie przedłuża.
A koszty ogromne.
Zatem propozycje były następujące:
1. Dać sobie spokój z powszechnością badań PSA. Zlecać je tylko pacjentom z obciążeniem rodzinnym (genetycznym), oraz tym z objawami.
2. W miarę możliwości jak najczęściej zlecać tzw. aktywną czy baczną obserwację.
3. Jeśli zachodzi konieczność leczenia, w przypadku nowotworu niskiego ryzyka, ograniczonego do narządu,
stosować różne formy radioterapii, bo to wystarczy.
4. Operować tylko zaawansowane przypadki, bo badania potwierdzają, że to przedłuża życie.
Na forach pacjenci nie zgadzają się z tym, szczególnie ci już zoperowani.
Ale to naturalne, że człowiek racjonalizuje swoje wybory.
Czy duńska służba zdrowia wprowadzi te zalecenia w życie?
Może tak, a może to tylko dyskusja.
Żeby zalecać.
Tak ogólnie o duńskiej służbie zdrowia można plotkować, jak i o polskiej. Mam na jej temat swoje zdanie (raczej negatywne), w każdym razie mieszkający tam Polacy przyjeżdżają leczyć się w Polsce; chodzi szczególnie o diagnozę.
Podobne wady (zalety też) ma służba zdrowia w Holandii. Nigdzie na świecie nie ma medycznego raju na ziemi.
Obecny schemat zakłada (w skrócie):
- powszechny screening, aby ewentualnego raka wykryć wcześnie,
- operację, jeśli rak ograniczony jest do narządu,
- radioterapię lub tylko hormonoterapię w pozostałych (czyli cięższych) przypadkach.
Ale ćwierć wieku stosowania tych standardów ( w USA) - zdaniem niektórych klinicystów - nie potwierdza
ich skuteczności. Pacjenci jak umierali, tak umierają, wcale nie mniej, niż kiedyś.
Wprawdzie co jakiś czas ogłaszane są wyniki badań, z których wynika, że obecny sposób leczenia przedłuża życie,
ale od razu ogłaszane są inne, z których wynika, że nic nie przedłuża.
A koszty ogromne.
Zatem propozycje były następujące:
1. Dać sobie spokój z powszechnością badań PSA. Zlecać je tylko pacjentom z obciążeniem rodzinnym (genetycznym), oraz tym z objawami.
2. W miarę możliwości jak najczęściej zlecać tzw. aktywną czy baczną obserwację.
3. Jeśli zachodzi konieczność leczenia, w przypadku nowotworu niskiego ryzyka, ograniczonego do narządu,
stosować różne formy radioterapii, bo to wystarczy.
4. Operować tylko zaawansowane przypadki, bo badania potwierdzają, że to przedłuża życie.
Na forach pacjenci nie zgadzają się z tym, szczególnie ci już zoperowani.
Ale to naturalne, że człowiek racjonalizuje swoje wybory.
Czy duńska służba zdrowia wprowadzi te zalecenia w życie?
Może tak, a może to tylko dyskusja.
Żeby zalecać.
Tak ogólnie o duńskiej służbie zdrowia można plotkować, jak i o polskiej. Mam na jej temat swoje zdanie (raczej negatywne), w każdym razie mieszkający tam Polacy przyjeżdżają leczyć się w Polsce; chodzi szczególnie o diagnozę.
Podobne wady (zalety też) ma służba zdrowia w Holandii. Nigdzie na świecie nie ma medycznego raju na ziemi.